Literatura

ten świat (opowiadanie)

Carbo

taka mała opowiastka o życiu.
Spodziewał się tego telefonu, ale nie miał ochoty podnieść słuchawki. Telefon nerwowo brzęczał, a on stał i udawał, że go nie słyszy. Wiedział dobrze, że za chwilę się przełamie i odbierze telefon i świadomość ta denerwowała go, ręce mu drżały, a oczy mimowolnie zamykały się. Podniósł wreszcie słuchawkę i wydusił przez zęby mętne „halo”.

- Pan Tomasz? – usłyszał piskliwy głos.

- Tak. Robert mówił mi o tobie. Właściwie to nie spodziewałem się telefonu od ciebie. Wiesz potrzeba wielkiej odwagi, żeby wykręcić ten numer po raz pierwszy. Może nie odwagi, a desperacji. Właściwie to jest zwykła głupota.

Wiedział dobrze, że jego słowa wywarły zamierzony skutek. W słuchawce słyszał szybki oddech i wzbierającą niepewność. Jeszcze sekunda i zada pytanie. Uderzy w delikatny punkt i albo wygra, albo przegra. W ostateczności to i tak nie on będzie przegranym.

- To nie jest proste. Musisz mieć pewność, że chcesz się na to zdecydować. Potem już nie będzie odwrotu. – Odczekał chwilę po czym ponownie zaatakował – Ile ty masz właściwie lat?

- Osiemnaście. O to się pan nie musi martwić. – usłyszał pewną odpowiedź. Ogarnęła go świadomość klęski, kolejnej przegranej bitwy.

- Dobrze. Niech tak będzie. – Odpowiedział z rezygnacją. – Zadzwoń do Roberta i powiedź mu, że się zgodziłem. On ci wszystko wytłumaczy. – wyrecytował po czym natychmiast odłożył słuchawkę.

Co robisz głupi dzieciaku. Czemu zabijasz to co w tobie najpiękniejsze. Czemu pchasz się w zatracenie. Wydaje ci się, że twój świat legł w gruzy, ale ty się dopiero dowiesz co znaczy stoczyć się na dno. Zaczyna się tak samo niewinnie, ale kończy się zawsze tylko w jeden sposób. Za rok będziesz nawozem dla kwiatków. Sam się na to godzisz. Sam do tego dążysz. Nawet nie wiesz co znaczy żyć. Ledwo kilka lat na ziemi i próbujesz uciec. Kolejne nazwisko w kartotece, kolejny krzyżyk na łące. Nie potrafisz marzyć? Każdy przecież ma marzenia. Nie potrafisz wierzyć? Wiara to jedyny sens życia. Pewnie co dzień modlisz się i czekasz na wybawienie. Nie ma na co czekać.

Obudził się już po zmroku. Zapalił niewielką lampkę na biurku i sprawdził godzinę. Było już późno. Dawno nie spał w ciągu dnia. Miał kilka minut na przygotowanie wszystkiego. Poszedł do kuchni, nalał wodę do czajnika i postawił go na kuchence. Przeszedł do drugiego pokoju i włączył wszystkie lampy. Z wysokiej, staromodnej komody z drzewa orzechowego wyciągnął pudełko z filmami do aparatu i postawił je na podłodze obok statywu. Sprawdził kasety w magnetowidach i podłączenie kamer. Na końcu wyregulował oświetlenie tak aby skierowane było na stojącą na środku pokoju kanapę. Zauważył, że żaluzje są odsłonięte, więc podszedł do okna i odciął pokój od świata zewnętrznego. Podkręcił też ogrzewanie i kiedy był pewny, że wszystko jest przygotowane poszedł zrobić kawę. Wyjął z lodówki czerwone wino, i razem z kieliszkiem postawił je na stoliku stojącym obok kanapy w pracowni. Z szafy w przedpokoju wyjął świeży ręcznik i zaniósł go do łazienki. W szafce nad umywalką odszukał paczkę prezerwatyw i schował ją do kieszeni. Wrócił do kuchni, zabrał kubek kawy i poszedł do salonu. Usiadł za biurkiem i wpatrywał się w nocne miasto.

Ołtarz ofiarny przygotowany. – pomyślał ironicznie. – Czas na przedstawienie. Czas wcielić się w rolę kata, stać się bestią, która zjada ludzkie serca. Praca jak każda inna. Zwykła harówka jak w fabryce. Co dzień inna twarz, co dzień inna dusza, co dzień te same matowe oczy bez nadziei patrzące w przyszłość.

Nie pytał o nic. Zawsze słyszał to samo. Jeden życiorys i wspólny problem. Świat stracił sens i nic nie miało znaczenia. Nie było przyszłości. Była przeszłość, którą każdy chciał zapomnieć i była teraźniejszość, ale nie było przyszłości. Nikt nie odważył się robić planów na przyszłość, a jeśli się odważył, znaczyło, że jest już stracony. Domek z ogródkiem i rodzina. Wszystko narysowane kolorowymi kredkami przez przedszkolaka. Nawet dym nad kominem. Takie marzenia nigdy się nie spełniają. On sam nie umiałby żyć w taki sposób. Nie po tym wszystkim. Po przekroczeniu pewnej granicy nie ma powrotu. Można udawać, że się żyje, ale to zawsze będzie tylko iluzją. Z czasem można uwierzyć, w tą iluzję, ale to prędzej czy później zabije. Może to jest jedyne wyjście. Żyć w zmyślonym świecie, napawać się nim jak narkotykiem, odciąć się od wszystkiego co złe. To zabije, ale rzeczywistość też zabija. Tylko bardziej brutalnie. Łatwiej jest stworzyć własny świat niż zaakceptować prawdziwy. Katastrofę można sprowadzić do błahostki, a drobną radość wyolbrzymić do rangi szczęścia. Można udawać, że jest się kimś innym. Każdy udaje kogoś innego. Każdy jest bohaterem swoich snów i zwycięża zło, a potem budzi się i nie potrafi znaleźć drogi do osiedlowego sklepiku, w którym robi codziennie zakupy. W nocy przemyka ulicami jak cień, a w dzień jest pogardą w oczach innych ludzi. Miłość jest wtedy tylko pustym słowem. Jest tropikalną wyspą, którą zna się tylko z opowieści i czym bardziej pragnie się do niej dotrzeć, tym ona jest dalej. Miłość też jest tylko złudzeniem. Zwierzęcym instynktem, który przejmuje kontrolę nad ciałem i nie pozwala myśleć rozsądnie. Kolejne złudzenie szczęścia.

Zerwał się z fotela na dźwięk domofonu. Poszedł szybko otworzyć i oparłszy się o ścianę wyczekiwał swojej ofiary. Kiedy wreszcie usłyszał kroki na korytarzu zdawało mu się, że to jego serce tak dudni.

Zjawiła się kolejna duszyczka do kolekcji. Uchylił drzwi i dojrzał twarz jak setki innych. Tylko oczy byłby zupełnie inne – piwno-zielone, odważne, ale zarazem przerażone.

Gestem zaprosił do środka i zabrał kurtkę. Przyglądał się potarganym przez jesienny wiatr włosom i zarumienionym z zimna policzkom. Dostrzegł wymuszony uśmiech i też wykrzywił wargi.

- Nie wiem nawet jak masz na imię. Jak na ciebie wołają?

- Maja.

- Maja. – powtórzył. – Może napijesz się czegoś ciepłego? Na dworze jest cholernie zimno.

- Chętnie. Wie pan ja nie lubię zimy. Za rok przeprowadzę się gdzieś na południe...

Marzenia bez szans na realizację. – pomyślał, po czym wskazał salon i poszedł przygotowywać herbatę. Kątem oka obserwował gęstwinę włosów siedzącą na fotelu. – Piętnaście, może szesnaście lat. Nie więcej. – podał herbatę i udawał, że zajmuje się czymś ważnym. Przeglądał zdjęcia, które zrobił ostatnim razem, chociaż jego uwagę przyciągała jedynie postać siedząca na fotelu.

- Robert ci wszystko wyjaśnił, tak?

- Powiedział mi na czym to polega. Powiedział też, że pan mi zapłaci.

- Na co wydasz te pieniądze?

- Nie ćpam jeśli o to chodzi. Zbieram na wyjazd. Właściwie to nie mam jeszcze żądnych pieniędzy.

Uśmiechnął się smętnie do siebie i usiadł przy biurku.

- Więc to będzie twój pierwszy raz. Szkoda, że to muszę być właśnie ja. W takich momentach szczerze nienawidzę tego co robię. – popatrzył wprost w piwno-zielone oczy, ale nie było w nich już strachu. Była otchłań obojętności i akceptacja tego co nieuchronne.

- Może już zaczniemy. Nie mogę zbyt późno wrócić do domu, bo rodzice zrobią mi awanturę.

- Dobrze, zacznijmy. Idź do łazienki się wykąpać. Jest tam świeży ręcznik. Potem przyjdź do drugiego pokoju, tego na wprost łazienki. – Nie musisz się śpieszyć.

Zamknął oczy i przez chwilę bujał się na fotelu. Kiedy usłyszał szum wody przeszedł do pracowni i nalał wina do kieliszka. Po chwili chuda postać stanęła w drzwiach i niepewnie podeszła do kanapy.

- Napij się. To pomoże Ci się rozluźnić.

- Pan nie pije?

- Możesz mi mówić Tomek. Tak będzie lepiej. – spojrzał przez obiektyw aparaty i zaczął robić zdjęcia. – Ja od trzech lat nie piję. Ale to nie jest ważne. – Oznajmił kończąc temat. – Zacznij się powoli rozbierać. Baw się i flirtuj z aparatem. Właśnie o zabawę tu chodzi.

Zaczęło ukazywać się mu młode, blade ciało. Kawałek, po kawałku traciło swą niewinność. Obserwował je uważnie i uwieczniał każdy zakamarek młodości na błonie fotograficznej. Tłumaczył spokojnie jakiego gestu oczekuje i jaki wyraz ma przybrać twarz. Zgodnie ze scenariuszem opowiadał o różnych bzdurach i robił zdjęcia coraz to innych póz.

Kiedy wypstrykał pięć klisz, a butelka była już w połowie pusta, włączył kamery i usiadł na kanapie. Dotykali się wzajemnie i pieścili. Nie czuli wstydu, ani lęku. To było naturalne. Wyjął z kieszeni prezerwatywy i położył je na stoliku.

Wykonał wyrok. Bez sądu, bez możliwości odwołania, bez ostatniego życzenia. Bez skrupułów zniszczył młodą duszyczkę, pozbawił marzeń i szansy na iluzję szczęścia. Każdy kolejny pocałunek zabijał dobre wspomnienie z dzieciństwa, aż w końcu dzieciństwo stało się mglistym wspomnieniem.

Trzeba było nie decydować się na to – pomyślał – Trzeba było zostać w domu i udawać, że nie widzi się pijanej matki. Udawać, że ma się kochaną rodzinę, że w każdą niedzielę je się wspólny obiad i rozmawia o życiu. Nawet jeśli w najmniejszym skrawku nie jest to prawdą to i tak jest to lepsze niż sprzedawanie swojego istnienia za parę złotych.

Przez chwilę leżeli na kanapie i wsłuchiwali się w swoje gorące oddechy. Tomek wstał, zebrał swoje ubranie i poszedł do łazienki.

Kiedy wrócił, zapłacił i zapytał czy było warto.

- Było. – usłyszał w odpowiedzi.

- Za pięć minut, jak tylko stąd wyjdziesz, uświadomisz sobie, że nie było, ale i tak tutaj wrócisz. – Powiedział to beznamiętnie, wpatrując się w piwno-zielone oczy. – Teraz jest już za późno, żeby cokolwiek cofnąć.

- Nigdy nie jest za późno. Trzeba tylko mieć świadomość, że nic nie jest w życiu błędem. Każdy ma własne i może z nim zrobić to co chce.

- Nawet ja nie jestem tak wielkim romantykiem. – Roześmiał się szczerze. – Powiedz mi... Powiedz mi, jak masz tak naprawdę na imię?

- Piotrek...


dobry 10 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
sick
sick 12 pazdziernika 2006, 19:00
dobre, dobrze sie czyta no i jakie zakonczenie
pozdrawiam
Carbo
Carbo 12 pazdziernika 2006, 21:20
zakończenie powinno uderzać w głowę jak obuch. czy czytam, czy piszę, zakończenie jest bardzo ważne.
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 14 pazdziernika 2006, 03:12
czyzby autor Niebieskiego Deszczu?:)
:) jeden z niewielu tekstow o ktorych sie pamieta z wywroty,
a ten tekst, coz draznil mnie, i stylem i w sumie tematem :) draznil jak moze draznic surowe, niedogotowane miecho :), ale wbrew pozorom pod koniec tekst sie broni mimo ze zakonczenie nie powala, to i tak calosc okazuje sie calkiem wartosciowa :) chocby dla samego fragmentu gdzie "nie bylo przyszlosci, byla przeszlosc" :P na pewno zerkne na kolejny tekst tego autora:)
Carbo
Carbo 14 pazdziernika 2006, 09:10
Niebieski deszcz, Drzwi i kilka innych mniej lub jeszcze mniej udanych.
A że ktoś tamto pamięta to bardzo mi miło. Że Ty tamto pamiętasz to bardzo miło :)
Kiedyś myślałem, że pisanie to taka moja młodzieńcza forma buntu. Teraz postrzegam to jako formę psychoterapii.

Kolejny tekst leży w poczekalni. ten sen. zbieżność tytułów przypadkowa.

pozdrawiam Pana Kierownika :)
sick
sick 15 pazdziernika 2006, 23:37
niech jeszcze polezy, dojrzeje :)
Iga
Iga 3 listopada 2006, 16:19
ja...... niesamowite...
naprwde genialne....
moge dac ci buzi:*:* nieważne czy moge :*
dam widze teraz ze nie tylko moje opowiadania są takie..
moze kiedys przeczytacie cois mojego..teraz mam odwage to pokazać...
Iga
Iga 3 listopada 2006, 16:21
ja...... niesamowite...
naprwde genialne....
moge dac ci buzi:*:* nieważne czy moge :*
dam widze teraz ze nie tylko moje opowiadania są takie..
moze kiedys przeczytacie cois mojego..teraz mam odwage to pokazać...
przysłano: 12 pazdziernika 2006

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca