Literatura

Narano - epizod 25 (opowiadanie)

Valhalla

[Pies, madchen, Ata, estel... ew, wiśnia, Mątwa, Prince i Strasburger w epizodach]

 

Zerwała kamieniem kłódkę i powoli uniosła skrzypiące wieko. Gdyby ’Rip’ zrobił jej teraz zdjęcie, zapewne byłaby to... ’Nowa twarz Toyoty’. Zdumienie mieszało się z radością. Wycie z zagryzaniem warg. Rozejrzała się raz jeszcze, upewniając, że nikt jej nie widzi, po czym wskoczyła do kufra. Im dłużej w nim grzebała, tym większe ciarki przechodziły po jej plecach. Złożyła łapki, spojrzała w rozgwieżdżone niebo i przeżegnała się. — Dziękuję, dziękuję... — wyszeptała.

 

Wyciągała trofea i segregując układała na kupki. Czerwone, białe i granatowe trampki na jedną, tiszerty z ’Che Guevarą’ i ’Matką Boską — Emila Nolde’ na drugą. — Będę miała na zmianę — pomyślała — w zależności od zlecenia. Spojler, wydech i chłodnica do ’Ferrari’ poszły na trzecią. Odruchowo spojrzała na tabliczkę znamionową i cmoknęła. — Nawet to ryżojady dziergają... Eee, w sumie nic dziwnego, skoro podrabiają flaki i fasolkę po bretońsku. Jednak najbardziej interesująca i zarazem największa miała być kupka czwarta. — Ja pierdolę... ’Beretta 98 Brigadier Inox’ — gadała całkiem głośno, nie zwracając już uwagi na potencjalnych podglądaczy. Przez chwilę przytulała ją do piersi i z zamkniętymi oczami kołysała, jakby usypiała niemowlę. — No dobra, co my tu jeszcze mamy? — spytała siebie, całując skrzydełko bezpiecznika odkładanej na bok ’dziewiątki’. Jednak niezbyt daleko. Następna, to bardzo poręczna, maszynowa ’MP5’teczka z celownikiem optycznym, pasywnym celownikiem noktowizyjnym i halogenowym urządzeniem celowniczym. Na kupkę, raz. Brodziła po kolana w amunicji, rozgarniając ją na boki, jak Strasburger nenufary*. Usiadła na piętach i zamarła w bezruchu. — Wiedziałam, wiedziałam — ścisnęła dłoń w pięść i wykonała ruch, przy którym najczęściej mówi się yes. Rozłożyła kolbę, wychyliła ze skrzyni i przycelowała do krzaczka wykurwiając na ’sucho’. W jej łapkach, ’AK 47S’ wyglądał iście zabójczo. Można by rzec... seksownie. Na snajperskie ’Barret M 82A1’ i ’SWD Dragunow’, rzuciła tylko okiem. Znała je z plakatów rozwieszonych w rodzinnym domu. No cóż, jedni mają ’Rubika’ inni ’Dragunowa’.

 

Jak prawdziwy pies zakopała wszystko z powrotem, a miejsce zaznaczyła kamorkiem i zapachem, tak na wszelki wypadek. Potrzebowała pomocy by to wszystko zataszczyć do swego legowiska. Zresztą i tak powie mu o znalezisku... Przecież to on musi ją wyszkolić. Nie ma bata.

 

 

***

 

Mimo, że szła słoneczną stroną korytarza, przydzwoniła w latarnię. Lekko oszołomiona dotarła do mieszkania ’madchen’ i weszła z nawet niezłą klasą.
— Wybacz spóźnienie — zwróciła się do ’dyktatora’, a resztę pozdrowiła uśmiechem. — W szpilkach jestem pierwszy raz od matury.
— To widać — z niesmakiem skomentowało, zaciągając się przez trzydziestocentymetrową lufkę i przygładzając złotego loka do skroni. — Przyniosło kapelusze?
— Tak, mam tu wszystkie — odpowiedziała i rzuciła worek na łóżko.
— Mistrzu — poprawiło.
— Słucham? — spytała trochę zagubiona, rozglądając się po pokoju.
— Tak, mam tu wszystkie mistrzu — sprecyzowało podpowiedź.

 

W ’pracowni’ panował totalny harmider. Puder w powietrzu, majtki na kaloryferze, nagie cycki na miejscu. Ogólny burdel. ’Modelki’, nakładały makijaż, podkradały pomadki lub przymierzały kreacje. Prym wiodła ‘estel’, która mimo papierosowego smrodu, rozdwajała się i roztrajała, puszczając z dymem. Na pozór spokojna i wrażliwa dziewczyna, kryła w głębi duszy radykalne poglądy na temat mody. Gdy ktoś zalazł jej za skórę potrafiła nieźle dopiec. Nieraz zasłynęła z ciętego języka. Istny postrach nastoletnich modelek.

 

I tu należy się małe wyjaśnienie. ’madchen’, zaniedbywane ostatnimi czasy przez ćwiczącego sztuki walki ’borunskiego’, musiało sobie znaleźć zajęcie. Jako wrażliwe, nie interesowało się uprawą roli, spawaniem, lub podobnymi, mało praktycznymi czynnościami. Szwendało się bez celu po ’Narano’ i szukało sensu. Przez dwa lata szył z ’ew’ bawełniane filtry do pras, a ostatnie pół roku, po operacji, seksiło z ’borunskim’. Jednak, jakieś dwa tygodnie temu, zawadziło o krajalnię i... odnalazło siebie. Od tego czasu, z pomocą ’ew’, która w wolnych chwilach dorabiała u ’Aty’ jako pielęgniarka, projektowało i szyło w skrytości najwspanialszą kolekcję ’Haute couture’** w kosmosie. I chociaż, ze względu na kurduplowatość, bliżej mu było do ’Prince’a’ niż ’Haute’, już dawno nie stało tak bardzo przodem do siebie. Dziesiątki kilogramów anilany i metrów bawełnianego płótna przewalało się przez pracownię. Kolorów dostarczały barwniki z roślin, których na ’Gliscie’ było w brud.

 

Rolę wizażystki przejęła ’wiśnia’. Z pomocą ’Aty’ kończyła malowanie ’Flasha’, a ’madchen’ dobierało fikuśne dodatki. To miał być test wrażliwości na piękno. Wrażliwości potencjalnych nabywców. Jak przystało na prawdziwego ’dyktatora mody’, ostatnich poprawek dokonało własnoręcznie. Kilka razy obeszło dookoła, wygładziło fałdy i poprawiło klamrę paska. Odsunęło się parę metrów i z uwagą przyglądało, wydmuchując dzióbkiem stróżkę dymu .
— Może iść — odezwało się, machając lekceważąco dłonią i skupiło uwagę na kolejnej modelce.

 

Stanął w drzwiach kantyny. ’Worek pokutny’, bo taką nazwę nosiła jego kreacja, nie przykuł większej uwagi. Pewnym krokiem podszedł do baru, usiadł na hokerze zakładając nogę na nogę i zamówił drinka. Wielki słomkowy kapelusz rzucał na jego twarz cień, przez co czuł się trochę raźniej. Wyjął papierosy i odchrząknął.
— Czy mogę prosić o ogień? — spytał zalotnie, siedzącego przy barze klienta.
Właściwie nie wiadomo, czy miał farta, czy pecha? ’Mątwa’, na wpół ślepy i w pełni pijany, na pierwszy rzut oka, mógł się wydawać odpowiednim respondentem.
— Spieprzaj dziwko — odpowiedział na pierwsze pytanie testu.
Wybiegł z kantyny przytrzymując ręką kapelusz.

 

— I jak ci poszło? — spytało ’madchen’.
— Fatalnie. Powiedział żebym spieprzał.
— Spieprzał, czy spieprzała?
— Chyba spieprzała, bo nazwał mnie dziwką.
— To cudownie, cudownie — nie mogło opanować radości, klaszcząc w dłonie jak stara ciota. — Dziewczęta, nie gadać mi tam, nie gadać. Już, do pracy — kontynuowało wielce podekscytowane.

 

Podczas tworzenia kolekcji inspirowało się okoliczną fauną i florą. Dało temu wyraz zarówno w samych projektach jak i ich nazwach. Całość musiała być perfekcyjna i ekstrawagancka. Nie wystarczało mu bycie Donną Karan czy Markiem Jacobs’em. Chciało być jak Lacroix, Givenchy czy Paco Rabanne. Louis Vuitton i Valentino w jednym.

 

’Neron’ kończył mocowanie szyldu nad wejściem do pracowni. ’Manufacture’ - Rue de la Paix 7. To hołd oddany Charlesowi***. Do pokazu pozostało kilka godzin.

_______________________________________________________________________________________

* — słynna scena z filmu ‘Noce i Dnie’.

** — esencja ’wysokiego’ krawiectwa, w przeciwieństwie do ’Prêt-à-porter’.

*** — Charles Frédéric Worth, założyciel pierwszego domu ’haute couture’ w Paryżu w 1858 r.


wyśmienity 7 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
ataraksja
ataraksja 4 kwietnia 2008, 15:25
Tylko nosić trzeba glamour! :D
Boooskie, znów ten Twój rewelacyjnie rozluźniający humor.
Wszystko się aż skrzy od pierwszorzędnego dowcipu, a to trzeba naprawdę docenić i... mieć (chyba) wrodzone :)
electricdog
electricdog 4 kwietnia 2008, 18:42
'Byłam tu. Pies.'
szklanka
szklanka 4 kwietnia 2008, 21:33
rewelacja :)
cherri lady 7 kwietnia 2008, 10:09
:*
przyjde do empiku aby dostac twoj autograf jak bedziesz promowal ksiazke :)
ripvanwinkle 10 kwietnia 2008, 22:40
cóż mam napisać ?
zostawię zapach :D
sími 17 czerwca 2008, 22:14
genialne! istotnie brawa się należą ;)
przysłano: 4 kwietnia 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca