Literatura

Ludzkie buty (opowiadanie)

GeorgeSand

 

     Zastanawiałam się ostatnio nad umiłowaniem ludzi do patrzenia na swoje buty. Zastanawiałam się co w tej ziemi jest takiego, może być,lub było, co do tego stopnia pochłania ¾ społeczeństwa. Wyszłam niczym badacz, czułam się przez chwilę głupsza, a może mniej głupia ze względu na to, że nie patrzę na ziemię, ale ponad ziemię. Rozejrzałam się. Niemal wszyscy ludzie jakich mijałam, tępo wpatrywali się w asfalt. Powiedziałam do siebie, przed siebie, ponad siebie, do innych: „Dość!” I spuściłam wzrok z chmur. Oglądałam początkowo swoje buty, a między butami widziałam szarość ulicy, zwykłej, a przecież tak pasjonującej i pytałam sama siebie, i nie rozumiałam, być może zrozumieć nawet nie próbowałam sensu patrzenia, aż oczy otworzyły się bardziej, nadając jednocześnie jakąś możliwość odrealnienia, i dojrzałam coś więcej, dojrzałam być może to co oni wszyscy widzą tam w dole. Przybliżyłam wzrok za pomocą optycznej lupy, a mimo to oczy nie nadążały za tą majestatycznością, za tym chaosem pogrążonym w spokoju. Kamienni żołnierze ustawieni w nierówne szeregi, szturmowali smukłych zielonych jeźdźców! Ile kurzu przy tym było. Wojna, istna rewolucja w przyrodzie gwałtowna, lecz z umiarem toczona wiekami, rozbijana bombami i ludzkimi butami. Odwaga, elastyczność i refleks zielonej trawy uzbrojonej w ostre miecze na głowie i niezwykła siła kamieni, którzy rzucali mroczne cienie. Drżenie powietrza niemal namacalne, bunt, groza i czerwień oplatająca skronie wojowników, i kurz od kolejnych wybuchających bomb. Rozwój bitwy widoczny z każdym krokiem, z każdym szybszym oddechem, aż strach podążać dalej, aż żal ściska serce by przerywać tę niemą walkę. Ktoś potrącił jednego z żołnierzy, odskoczył raniony na drugą stronę ulicy. Niewinny. Cała masa innych została przetransportowana dokądś, razem z kimś, na ciemnej platformie gumowej trumny. Dalej, dalej, a im dalej tym jakoś spokojniej. Walka rozgrywa się jedynie na niektórych ulicach, na innych absolutny spokój, przyjaźń. Złudna, czy prawdziwa? Na pewno niezwykła, pożerana przez czarnego ptaka, zazdrosnego o brak grzechu, zakorzeniającego jakiś gniew i chwilową złość na granicach świata. Miasta obrośnięte gęstymi kępami – wybudowanymi domami lub porzucanymi zamkami. Jedni i drudzy, drudzy i ci pierwsi przeplatający się ze sobą w tańcu, magicznym tańcu o poranku. Niemal uderzyłam głową w bramę, przeszłam przez jakąś kurtynę marzeń i zobaczyłam grobowce ustawione jedne na drugich. Z trwogą weszłam po nich. Plastik oderwał moją uwagę, zapomniałam zmówić pacierz, zostawiając całą ludzkość i ponadludzkość za grubymi murami.


niczego sobie 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
olivia 20 lutego 2011, 19:53
Powiem tak: nie jest to twój najlepszy tekst, ale zdecydowanie ciekawszy od ''Z miłości do poetyckości'', więc warunkowo puszczam.
Michał Warchoł
Michał Warchoł 24 lutego 2011, 00:14
niezły wiersz
olivia 28 lutego 2011, 01:33
Wiersz?!
GeorgitaSant
GeorgitaSant 12 marca 2011, 11:34
wiesz to niestety nie jest ;p wiersze moją mocną stroną nie są, niestety...
przysłano: 15 lutego 2011 (historia)

Inne teksty autora

Dziś
GeorgitaSant
Tu
GeorgitaSant
Zdaje mi się
GeorgitaSant
W Nim
GeorgitaSant
Poza Nim
GeorgitaSant
on. sam.
GeorgitaSant
Przy Nim
GeorgitaSant
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca