Literatura

Droga Anno... (opowiadanie)

Carbonte Sarano

"Jest czwartek. Jestem potwornie samotny. Już dawno nie byłem tak samotny. Nie chcę o tym pisać, ale wiem, że w sobotę pójdę na juwenalia, a ja będę jeszcze bardziej samotny. Wróciła do mnie depresja."
Droga Anno...

Kiedy wydaje się, że już wszystko będzie dobrze, że już może być tylko lepiej, nagle okazuje się, że to wszystko co sprawiało radość jest ulotne jak mgła, która rozpływa się przy najmniejszym podmuchu wiatru. Ostatnio znowu zacząłem myśleć, ale nie o tym co będzie jutro, czy za tydzień, ale o tym co zawsze mnie przerażało. I czym dłużej o tym myślę tym bardziej się boję, tym mocniej lęk atakuję mój słaby umysł. Świat znowu bije mnie po twarzy, a jedyne co mogę zrobić to nadstawić drugi policzek.

Jest czwartek. Jestem potwornie samotny. Już dawno nie byłem tak samotny. Nie chcę o tym pisać, ale wiem, że w sobotę pójdę na juwenalia, a ja będę jeszcze bardziej samotny. Wróciła do mnie depresja. Pewnie znowu napiszę jakieś smętne opowiadanie i znowu kogoś w nim uśmiercę.

Wiesz „Ludzi Bezdomnych” ja jakoś też nie skończyłem. Udało mi się odpowiedzieć z fragmentu, który przeczytałem, a gdy dostałem ocenę nie chciało mi się tego dokończyć.

Nasze spotkanie. Wyobrażam sobie, że odbędzie się zanim skończymy trzydziestkę, bo potem zmienimy się i to już nic nie będzie dla nas znaczyć.

A wiesz czego żałuję najbardziej na świecie? Nie wiesz, bo niby skąd...

Tego, że jesteś tak daleko. Tego, że ja jestem tutaj, a Ty tam. Jest dopiero 22:30, ale ja już chcę usnąć, więc przerwa...

Jutro jest sobota i będzie fajny koncert. Jedziemy tam w kilka osób.

Dzisiaj Marek miał urodziny. Ja zaplanowałem, że kiedy będę jechał do domu (a że to miało nastąpić od razu po praktykach, to musiałem się wstrzymać do ostatniej chwili) dam mu prezent i złożę życzenia. Jednak po praktykach on pożyczył ode mnie kilka złotych, które miało mi wystarczyć na jutro i na niedzielę, więc trochę na siłę... „Na siłę” to złe słowo, ale było gorąco, a ja miałem swoją grubą, zimową kurtkę, więc nie chciało mi się iść do niego przez całe miasto. Pewnie nie szedłbym do niego gdyby on jechał na koncert, ale... No dobra. Poszedłem by oddał mi te pieprzone kilka groszy...

Siedziałem u niego chwilę, a on stanął nade mną i powiedział, że mógłbym mu przynajmniej życzenia złożyć. Powiedziałem coś w rodzaju: wszystkiego najlepszego. Marek dał urodzinowego, domowego wina i słuchaliśmy sobie jakiejś muzyki, którą nagrał z VIVY, ale to nie było żadne dicho. Coś koło za 20 13 stwierdziłem, że wychodzę. W przedpokoju zanim wyszedłem dałem mu małą paczuszkę czyli pacywkę, marychę i coś jeszcze i powiedziałem najszczerzej jak tylko umiałem: wszystkiego najlepszego. Marek był trochę zaskoczony, ale ucieszył się. To co mu dałem to nic cennego, ale mam nadzieję, że mu się spodobało. Gdy czekałem na autobus napisałem text „troskliwy bóg”. Chyba jest trochę głupi, bo facet jest w nim ofiarą...

Przywodzi mi na myśl jakąś piosenkę, której tekst mówił, że: „...jest jak ptak co skrzydła ma złamane...”

Ostatnio mi się pisze trochę głupio, bo jestem świadom, że Marek może to przeczytać. Zaskoczona? Marek lubi sobie czytać mój zeszyt, w którym piszę te listy. Dowiaduje się z niego dużo o mnie i o sobie. Wczoraj popełniłem dwa zasadnicze błędy. Oda dotyczyły mnie i dwóch innych osób. Dzisiaj spotkałem Justynę. Pytała mnie co znaczy text na pocztówce, którą jej wysłałem. Właściwie to nic jej nie powiedziałem, bo nie wiedziałem co. Wyjaśnię jej to następnym razem.

A teraz spać...

Koncert był taki sobie. Grało te kilka kapel, ale nie było żadnych rewelacji. Acid Drinkers jak na stosunkowo niekomercyjny zespół byli bardzo... szukam słowa: tandetni, wieśniaccy... no bo co można powiedzieć o zespole, który po każdej piosence witał Warszawę łamaną polszczyzną. Istnieje jeszcze podejrzenie, że on nie jest Polakiem, ale to sprawdzę dzisiaj.

W niedzielę na koncert nie pojechałem. Jakoś nie miałem ochoty chociaż namawiał mnie do tego brat i Michał.

Dzisiaj pomyślałem sobie, że coś się kończy. Wiem, że to następuje czasem wolniej, a czasem szybciej, ale się kończy. Wcale mnie to nie przeraża. Może kiedyś będzie mi tego szkoda, ale teraz wiem, że to się musi skończyć. To coś jest najlepszą rzeczą jaka się ostatnio przytrafiła. To coś to przyjaźń. Nie można szukać winnych, nie można oskarżać siebie czy kogoś, bo to co się może stać to coś więcej niż zerwany kontakt, to utracony kawałek człowieczeństwa, kawałem mnie wyrzucony wbrew wszystkiemu na śmietnik.

Życie jest dziwne. Bardziej niezwykłe niż można by sobie pomyśleć, najlepsze z tego wszystkiego co mamy, a co jest najgorsze tracimy to bez słowa, milczeniem godząc się na to.

Markowi już nie pokażę tego mojego dziwnego zeszytu. Chyba za dużo razy mu go pokazałem. To nie był błąd. Życie nie składa się z błędów czy pomyłek, życie to my i to my jesteśmy życiem, a z każdym dniem tracimy siebie.

Nawet w snach się... Nawet w koszmarach nie spodziewałem nie spodziewałem się tego, że żyjąc można zyskać tak mało, a utracić tak wiele. To co zyskaliśmy to nie są te rzeczy, które dostaliśmy od innych, ale to co sami daliśmy. Ja dałem innym niewiele. Niewiele, więc zyskałem.

Taki już jest ten świat. A z każdym dniem coraz mniej jestem w stanie zrobić. Jest kilka rzeczy. Muszę... Napiszę jeszcze kilka opowiastek, które może skłonią kogoś do zastanowienia.

Dałem Tobie i jeszcze tym kilku osobom mój świat, teraz chcę go dać innym. Kawałek... Marny kawałek świata, który wpłynął na mnie, który mnie zmienił i ukształtował. Może kogoś jeszcze jest ten ochłap człowieczeństwa w stanie zmienić. Czuję się jak jeden z bohaterów Hłasko. Zbyt normalny by normalnie żyć. Więc zgiń i żyj we wspomnieniach, tych którzy nigdy cię nie znali.

Teraz nim dzień się skończył wiem już na pewno. Marek to inny świat, inny sposób myślenia i inne marzenia. Niech sen, więc obejmie mnie swym zimnym ramieniem.

Znowu coś we mnie umarło. Tym razem na zawsze. Marek pytał się jak ma mi pomóc skoro ja zamykam się, odwracam się do ludzi. W tym tkwi cały problem, on nie może mi pomóc. On nawet gdyby chciał, nie jest w stanie nie jest w stanie zrozumieć tego co mnie zmieniło. Ja mu tego nie powiem. To powinno odejść w zapomnienie, więc nikt więcej się o tym nie dowie. Powiedziałem mu, że miałem sen, który mnie przeraził; że leżałem o 3 w nocy na wpół świadomy i że chciałem uciec. Tak po prostu wyjść z domu i już nigdy tam nie wrócić. Ale nie zdradziłem mu co mi się przyśniło. Tego chyba nikomu nie powiem. A może po prostu nie dzisiaj.

Tylko drobiazgi sprawiają mi ostatnio radość.

Paweł


słaby 9 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 22 lipca 2001

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca