Literatura

Posłaniec (opowiadanie)

Dominikt

Opowiadanko powstale pod wplywem udaru slonecznego , tego dnia Szczecin byl najgoretszym miastem w Polsce
Dzis znow wyjatkowo goracy dzien , zaraz chyba odejde od zmyslow.....Podchodze do okna , zaczerpnac swiezego powietrza....Na prozno , fala goraca uderza moja twarz jak podmuch z pieca hutniczego.....niemrawe liscie zdaja sie cos szeptac , cale galezie krzycza....nie widac zwierzat....pewnie pochowaly sie przed upalem....

Nagle w przepelnionym smietniku zaczyna sie dziwne , nieziemskie falowanie.....

Wylania sie reka...szok....przecieram oczy....nie znika....zafascynowany patrze co wyloni sie za reka......druga reka.....glowa.....aaarrrrghhhh.....to nie jest ludzka glowa.....ohydnie zdeformowany pysk patrzy w moja strone.....serce zatrzymuje swoj bieg.....lapie sie parapetu i szybko lykam powietrze , modlac sie by obudzic sie z tego koszmarnego snu......nic nie pomaga.....bestia z piekla rodem wypelza ze smietnika , na calym ciele ma poprzylepiane smieci , skorupki jajek , papierosy , zuzyte podpaski.....zataczam sie do pokoju....ogarnia mnie paniczny lek.....nagle slysze dzwiek domofonu....kto to moze byc?....wiem ze nie powinienem odbierac , ale cos silniejszego od zdrowego rozsadku pcha mnie ku sluchawce.....podnosze ja....." Kto tam" , mowie jak zahipnotyzowany...."Poslaniec" ,,,,,rozlega sie odpowiedz.....dziwny wibrujacy glos...."Przeciez ja nie spodziewam sie zadnej przesylki" odpowiadam , moze to pomylka , mysle......" Jest taka przesylka , ktora otrzyma kazdy , nawet jesli sie jej nie spodziewa ,hahahahah" , upiorny smiech , po chwili...."Prosze otworzyc , opor na nic sie nie zda....." , tysiace mysli przebiega mi przez glowe....Naciskam przycisk otwierania drzwi.....nie czuje leku.....juz slysze kroki na schodach...coraz blizej......cisza....nie slychac nic....co sie stalo.....podchodze do drzwi..zagladam przez wizjer.....szalencze walenie w drzwi....

smiech i potworny fetor.....jeszcze do dzis pamietam te " twarz " ktora ujrzalem przez wizjer....nawet Beksinski by jej nie namalowal.....stracilem przytomnosc , nie wiem czy przez ten odor czy z szoku....Obudzilem sie po jakims czasie, nad moim lozkiem stali rodzice...."Dominik , skoncz z tym siedzeniem przed komputerem , zobacz co sie z Toba dzieje....jeszcze nigdy nie zemdlales"....Patrze na ich twarze , rozgladam sie po pokoju , wiec to wszystko tylko koszmar.....cale szczescie.....wstaje z lozka , troche sie zataczam , faktycznie musialem przesadzic z siedzeniem przed komputerem.....ide do kuchni....nalewam sobie szklanke soku.....na stole lezy kartka...biore ja do rak...czytam...." Prosze zglosic sie na poczte po odbior przesylki..." , brak daty , tylko moje imie i nazwisko.....do kuchni wchodzi mama " A , zapomnialam Ci powiedziec , jak spales to znalazlam ta kartke pod drzwiami , dziwne , co to za przesylka , w dodatku nie ma zadnej daty....." , czuje jak swiat zaczyna wirowac , ciemnosc , jeszcze tylko zdeformowany glos matki " Tadek , chodz szybko do kuchni , maly znow zemdlal' , cisza , cisza , cisza...

D.


słaby– 6 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 26 czerwca 2000

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca