Literatura

Ihsahn (opowiadanie)

Tomasz W.Szubert

-Gdzie ta kawa, do jasnego groma ! - wrzasnął Ihsahn do swojej Ihriel, która wygrywała właśnie na swej okarynie najgorsze kawałki Marduka. Ihsahnowi nie był teraz w głowie ten stary diabeł tasmański, który zalecał się oniegdaj do jego szanownej małżonki, bowiem piętrzyły się przed nim stosy druczków do wypełnienia.

-Whrrrrr - warknął Ihsahn strzelając gumką recepturką do szyderczo uśmiechającej się muchy, która właśnie usiadła na jego ulubionym kubku do kawy. Lubił się znęcać ten krwiopijca nad tymi Bogu ducha winnymi małymi stworzonkami, bo to był diabeł wcielony i okrutnik nieziemski, paliwoda i hulaka. Sam Andrzej Wajda proponował mu rolę Soplicy w „Panu Tadeuszu". Ale Ihsahn to ambitny mężczyzna, z niecodziennym wykształceniem, które zdobył u starego Mongoła w Ułan Bator. Więc nie pakował się w tą szemraną produkcję. Wróćmy jednak do tego, jakże twórczego zajęcia jakiemu właśnie teraz oddawał się bez reszty. Owymi drukami, piętrzącymi się na jego stole, były : ZUS ZSSUA, ZUS RMUA, ZUS WRUA, ZUS RUA, VAT-7, VAT-5A i raty za muła. Innym ulubionym zajęciem naszego bohatera było przesiadywanie w klozecie powiązane z lekturą czasopism poświęconych ekstremalnym gatunkom muzycznym. Nie można nie wspomnieć o brawurowej jeżdzie samochodem ciężarowym Ził, w której to zatracał się zawsze po spełnionym akcie miłosnym z Ihriel. To miłość do Ziła zaprowadziła go niegdyś do Mongolii.

Pewnego ponurego ranka, Ishan i jego przyjaciel z baru dla podupadłych artychów - Victor Ortega, wybrali się do Dalandzadgadu na imprezę o dżwięcznej nazwie „Cztery koła dla Mongoła", zatrzymujac się po drodze w Nagorno-Ałtajsku, gdzie wypili co nieco poszczypując w pupy miejscowe dziewuchy. Zjazd fanów Ziła w Dalandzadgadzie był istnym rajem dla Ihsahna; Ziły duże , Ziły małe, Ziły kolorowe, Ziły ciężarowe i Ziły osobowe. Tam właśnie poznał swojego póżniejszego nauczyciela i mentora-Jumdżagijna Cedenbała-słynnego kierowcę pięknego Ziła 114, o numerze seryjnym 15.

Ishan postanowił pozostać pod kuratelą tego dojrzałego wiekiem Mongoła. Ortega, natomiast, wrócił do domu bez Ihsahna, na czym ucierpiał tylko owy bar dla podupadłych artychów, gdzie Ihsahn pełnił rolę bawidamka.

Pięć lat trwała nauka Ihsahna na obczyżnie. Przez pięć lat pomykał z Jumdżagijnem po mongolskich stepach z szybkością 190km/h. W przerwach, Cedenbał uczył Ihsahna polować na muchy za pomocą gumki recepturki i dzidy , wykonanej ze spinacza biurowego. Nieoczekiwany, okrutny żart historii, przerwał edukację Ihsahna, zsyłając Jumdżagijna Cedenbała do burżuazyjnej Szwecji, gdzie do dnia dzisiejszego pełni rolę żebraka, przed najstarszym drewnianym kościołem.

Wobec wszechogarniającego nieróbstwa, Ihsahn postanowił powrócić na domowe pielesze.

Jak grom z jasnego nieba, spadła na niego wiadomość o śmierci najbliższego przyjaciela, który zmarł tragicznie, udławiwszy się swoim ulubionym, gotowanym rapciem od kury.

-Zawsze mogę wrócić do baru - pomyślał Ihsahn, po czym sprzedał kilka musich okazów i z paroma kunami w kieszeni udał się do znajomej speluny z nadzieja odzyskania dawnej pozycji. Nikt już jednak nie rozpoznał w nim tamtego, błyskotliwego młodzieńca, którego miejsce zajmował teraz ktoś inny.

Osobnikiem tym był muzykant, syn fińskiego parobka-Marduk, w którego zapatrzone były wszystkie kobiety. Szczególnie, jak na swej ukulele wygrywał co wieczór pierwsze takty szlagieru Slayera „Reign In Blood". Taki obrót sprawy załamał Ihsahna . W krótkim czasie popadł w alkoholizm, wypijając piołunówkę za piołunówką.

-Weź się w garść, chłopie - mawiał do niego co wieczór stary barman o cygańskim imieniu Hazmrokar.

-Jał, jał - odpowiadał nieodmiennie Ihsahn sącząc niemrawo swój ulubiony trunek. I tak mijały godzina za godziną, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Pewnego ochydnego dnia miarka się przebrała. Będąc jak co dzień w alkoholowym letargu , Ihsahn zsikał się w swoje ulubione sztruksy przy barowym stole. Stary barman Hazmrokar wyrzucił go na zbity pysk .

Kiedy tak leżał nasz nieboga nieopodal śmietnika, poczuł nagle drażniący nozdrza zapach kobiety.

Zapach był tak silny, że jego męskość znów ożyła, a opuchnięte powieki uniosły się.

Stała nad nim niezła cizia. Rozpoznał ją, bo przychodziła do Marduka. Na imię miała Ihriel. Podobna była do tej słynnej porno-gwiazdy, co to ją Ihsahn nie raz widział na tych filmach dla dorosłych, które ojciec trzymał w szufladzie ze skarpetkami.

-Może w czymś pomóc, przystojniaku - zapiszczała swoim cieniutkim głosem Ihriel, do leżącego w kałuży mężczyzny.

-Eeeeeea - wydukał zmieszany młodzieniec. W tym właśnie momencie w Ihsahnie nastąpił przełom. Postanowił wziąć się wreszcie za siebie. Miał dość już tych przygodnych ruchadeł. No i wreszcie spotkał kobietę swojego życia (przynajmniej tak właśnie wtedy myślał).

Ihriel, natomiast, uśmiechnęła się do niego, puściła oczko, zakręciła się na obcasie i weszła do speluny.

- Musi byc moja, musi być moja, mooooojaaaaaaa! - pomyślał Ihsahn , po czym wstał i niepewnym krokiem poszedł do domu. Umył się, obciął swoje tłuste, długie włosy i położył sie spać.

Spał tak przez sześć dni i sześć nocy. Budził sie tylko dwa razy w ciągu każdego dnia. Wtedy to zjadał marchewkę, wypijał kwartę koziego mleka, sikał i czasami robił kupę. Dnia siódmego obudził się na dobre, wypoczęty jak nigdy przedtem.

Doprowadził się do stanu używalności, ubrał swoje najlepsze sztruksy i ulubioną kurtkę z wężowej skóry, w której kieszeni miał gumkę recepturkę i mini włócznię wykonaną ze spinacza biurowego. Czuł się jak nowo narodzony. Postanowił pójść do znanego nam baru i poderwać cizię Marduka, w której to zadłużył się po uszy. Kiedy wszedł do tej spelunki, zwróciły na niego uwagę nie tylko te stare ruchadła, ale i te ponentniejsze , młode kobietki. Przywitał się z Hazmrokarem i jednym potężnym łykiem wypił dużego Budweisera nie spuszczając oka z Ihriel, wokół której zadka kręciła się wielka mucha. Ihsahn zbliżył się do niej, zaczaił,przymierzył gumką recepturką, wstrzymał powietrze i strzelił w otyłą muchę. Mucha zawirowała w powietrzu, odbiła się od żyrandola i poleciała, zamroczona ,w nieznanym kierunku. Ihriel uśmiechnęła się uwodzicielsko i popatrzyła prosto w oczy tego przystojnego mężczyzny. Potem wszystko było już jasne, oboje wylądowali w tej samej ,damskiej toalecie.

-To był najlepszy seks w moim życiu - powiedział Ihsahn, obejmując Ihriel.

-To nieprawdopodobne, ale w moim życiu też był to najlepszy numerek, mój ty przystojniaku - zapiszczała kobietka.

Kiedy po czternastu minutach wrócili z toalety, okazało się, że Marduk nie żyje. Zabłąkana mucha, którą trafił Ihsahn, wpadła do jego gardła, gdy ten wyśpiewywał właśnie „Postmortem".

Nie pomogło klepanie w płecy, nie pomogła długa ręka barmana, próbującego wydostać grubą muchę.

Co za ironia losu. Utalentowany muzykant udławił się muchą, której nawet nie miał ochoty zjeść.

Cóż, to było nawet na rękę „toaletowym kochankom". Obrócili się więc na pięcie i wyszli z tego ponurego baru. Zaczęli wieść nowe, wspólne, wspaniałe życie, przepełnione seksem i miłością.

Ihsahn stał się normalnym, zdrowym, przeciętnym ( w łóżku nawet ponadprzeciętnym) mężczyzną.

Lubił boks, piłkę nożną i pierogi ruskie. Miał żonę, na boku kochankę i wszystko go dokoła wkurwiało.

A ciągły brak pieniędzy doprowadzał go do szewskiej pasji, chociaż nigdy szewcem nie był.....

- No gdzie ta kawa, do kurwy nędzy !!!


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 4 lipca 2000

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca