Literatura

Obcy (opowiadanie)

Ija

Pracuję tu dwadzieścia lat. Należałoby to wymnożyć przez pięć herbat dziennie, czternastu studentów rocznie i entuzjastycznie odkrywane kwazary. To w gruncie rzeczy daje rutynę porównywalną z wiekiem wszechświata.
Wypiłam herbatę. Kolejną już dzisiaj, kolejną tej doby. Oczy bolały mnie od wpatrywania się w ekran. Szum, szum, jakiś pulsar, czy radiokwazar. Kolejny narwany student, praktykant, pełen wiary w swojego farta. Wszystko jest tu kolejne, w naszym projekcie wypatrywań i nasłuchu. Ale dla kolejnych nowicjuszy radiokwazar dostrzeżony po trzech nieprzespanych dobach praktyki to jawny dowód istnienia kosmicznej cywilizacji. Pracuję tu dwadzieścia lat. Należałoby to wymnożyć przez pięć herbat dziennie, czternastu studentów rocznie i entuzjastycznie odkrywane kwazary. To w gruncie rzeczy daje rutynę porównywalną z wiekiem wszechświata.

- Znalazłem! Znalazłem ich!!

Nie musiał mi rozdeptywać kanapki. Mogłam ją polubić.

- Silne radioźródło, regularne emisje, to musi coś być!!

To była naprawdę miła kanapka. Ale praktykant pokazuje mi obszar gwiazdozbioru Strzelca.

- Pani Alicjo, proszę wszystkich powiadomić, to trzeba zbadać! To COŚ jest!

- Aha. Pulsar. Odkryty przez Marianne Gills trzy lata temu.

Mina studenta zaczyna upodabniać się do mojej byłej kanapki. Nie rezygnuje jednak.

-Ale to jest jeden rodzaj promieniowania. Ukierunkowany. Rytmiczny.

Praktykanci tak mają.

- Pulsary tak mają. Proszę zresztą sprawdzić w atlasie. On już tam jest.

Znam tę minę. To obrzydzenie i niechęć. Ciekawe - nawet jeśli odkrywają zupełnie nowy obiekt, są rozczarowani. Pociesza się ich, wysyła do NASA, daje granty, listy polecające do obserwatoriów. Potem stają się znanymi astronomami i fizykami. Paru dostało Noble. A my dalej siedzimy nad danymi, dłubiemy się w nich i słyszymy: “Mam! Znalazłem ich, to Oni!!” Kwazar. Pulsar. Raz nawet gniazdo kawek na antenie i mikropromieniowanie tła.

A Uzi choruje. Jak, psiakrew, mam skłonić białego szczura, żeby zjadł lekarstwo? Wypluwa, zagrzebuje w klatce i ogólnie bojkotuje. Raz schował, a potem wrzucił mi do herbaty. Następnego dnia do kapcia.

Nasłuch był pomysłem na nową rozrywkę, kiedy wszyscy mieli już dość zimnej wojny, z satyrykami włącznie; powstał zatem z ich inicjatywy. Tak przynajmniej twierdzą ci rozgoryczeni pracownicy Instytutu. Dodają później, że to nam należy wypłacać tantiemy od wszystkich kawałów o kosmitach. Ci bardziej rozgoryczeni wiedzą, że satyrycy mają też już dość Instytutu.

Ciekawe, w Trapezie pod pasem Oriona chyba narodziła się nowa gwiazda. Smarkata cefeida w gwiazdowym żłobku. Lubię je. Są jak praktykanci. Myśmy już dawno zeszli z ciągu głównego. Czekamy. Obserwujemy - każdy swój wycinek, na wszystkich dostępnych zakresach fal. Szukamy regularności. Porównujemy dane sprzed lat z tymi aktualnymi. Dopasowujemy je do algorytmów i wzorów. Korelujemy wszystko ze wszystkim. Kiedyś wierzyło się w złapanie na średnich falach rentgenowskich pozdrowienia od braci w rozumie. No, albo przynajmniej w twierdzenie Talesa, albo układ okresowy nadany kodem binarnym. W najgorszym razie w doskonale rytmiczne pikanie. To akurat udało nam się wykryć, choć okazało się również doskonale bezmyślne.

Podniosłam z podłogi kanapkę i artykuł o mowie zwierząt. Fajna rzecz - szympansy nauczyły się operować abstrakcyjnymi symbolami, którym nadano znaczenia. Grupują je w ciągi, odpowiadają na pytania, czasem same coś przekazują. Zastanawiam się, czy gdyby wysłać w kosmos odpowiednik banana, nie uzyskalibyśmy szybkiej odpowiedzi.

-Tyle, że jak przenieść banana w metapoziom? Co, Uzi? Wiesz może, co jedzą kosmici?

Spojrzenie Uziego mówi wyraźnie: “Kanapkę.” “Daj mi kanapkę.”

- Masz, zarazo. Dam ci nierozdeptaną.

To nie jest zła praca. Wbrew pozorom, ma sens. Wszelka systematycznie wykonywana czynność nabiera po pewnym czasie sensu. Kiedy obchodziliśmy czterdziestolecie działania Instytutu, Marianne i Georg odkryli rzeczywisty cel naszego istnienia. Otóż, mamy pilnować całego kosmosu, żeby nic w nim nie zaistniało bez naszej wiedzy i uprawomocnienia. Inaczej dostanie mandat. Chodziliśmy z lornetką po Instytucie i wołaliśmy, że jest godzina dwunasta i wszystko jest w porządku. Praktykanci, jak zwykle nie byli przekonani. Oni nigdy się nie cieszą. Nie rozumieją, że przecież nawiązanie kontaktu z pozaziemską cywilizacją oznaczałoby zakończenie projektu, a w tym i naszej pracy.

Jeszcze półtorej godziny i wrócę do domu. Wezmę plecak i Uziego na ramię, zgarnę dyskietki i pójdę na spacer. Chyba jest wiosna. Przyniosę do domu forsycje, wysłucham tekstu o niszczeniu przyrody, dostanę naleśniki i dzienniczek do podpisania. Odmówię podpisania naleśników. Jeszcze dziewięćdziesiąt minut.

Zgasło światło. Ekrany zamigotały i przeszły na zasilanie awaryjne. Siadły korki? Przez moment wszystko wyglądało normalnie. Potem zniknęło.

Napisy. Setki napisów we wszystkich chyba językach i alfabetach. Rozpoznałam hiraganę, cyrylicę, arabskie robaczki, łaciński i hebrajski alfabet. U dołu widniał kod Morse’a. Gdzieś pojawiła się nawet egipska demotyka. Czujniki rejestrowały przekaz w pełnym zakresie fal. Nie był szczególnie mocny, ale z pewnością celowy. Pulsar? Raczej nie.

Napis na ekranie ustabilizował się. Analogiczny tekst, wypowiadany dziwnym, nieprzywykłym do naszej mowy głosem, dobiegał z radia. “Cześć. Obserwowaliśmy was i czekaliśmy od setek lat. Mieliśmy nadzieję, że wreszcie do nas dojdziecie. Mieliście różne pomysły, ale z tym nasłuchem to już była przesada. W kosmosie? Mieszkańcy Ziemi to też kosmici. To - my. Chyba będzie nam się miło współpracować.” Pod tekstem widniał wizerunek naszych braci w rozumie. Staranny i nie pozostawiający wątpliwości.

No, zacznie się karuzela. Będą demonstracje o miejsca pracy i walka o parytety w rządzie. Prawica utworzy bojówki, Kościół wyda encyklikę, a naukowcy będą musieli zrewidować, lub nawet odżegnać się od początków etologii. Za jakieś dwadzieścia lat Skinnera uzna się za Ojca Prekursora kontaktu. Nie wspomnę już o poprawnej politycznie, nowej taksonomii.

Najwyżej oskarżą mnie o dyskryminację i wytoczą proces. Trudno. Muszę przywołać do porządku pewnego kosmitę.

- Uzi! Wiedziałeś, że to lekarstwo. Co miały znaczyć te numery z kapciem?!

- A co, powygłupiać się nie można?

Przekonał mnie. To rozumna rasa.


dobry 16 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Aneta z gliwic
Aneta z gliwic 2 czerwca 2004, 15:13
ehhhh hujnia nie ma to tamto ...........
ewelina 21 lipca 2004, 14:55
Bardzo przyjemny tekst, bo nic z niego nauki nie wyniosłam (i dzieki Bogu)....
Kremówka 5 czerwca 2006, 18:00
Sympatyczne... i napisane fajnym stylem. Podoba mi się... (:
kwiatinio
kwiatinio 28 lutego 2007, 21:51
lol lol lol lol lol lol lol lol lol lol olo
Patii :*:*
Patii :*:* 25 marca 2007, 14:40
fajna sciaga na polaka :*:*
przysłano: 14 marca 2009 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca