Literatura

Mur (opowiadanie)

Urikan

Chciałbym być w swoim mieszkaniu, jak nikogo w nim nie ma. Taka czysta pustka, cisza i spokój i tylko proste uczucia, coś pomiędzy wiecznością, a zapomnieniem. Nie ma nic lepszego, niż zapomnienie, jeśli coś przestaje być w naszej pamięci staje się wieczne, gdzieś tam, gdzie są wszystkie zapomniane rzeczy.

Przepływanie przez rzeczywistość niczym doskonałą przestrzeń wypełnioną plamami pustki, byłoby cudowne coś pomiędzy seksem, a odpoczynkiem. Zakłóciłbym tą harmonię jednym spokojnym dźwiękiem jednym ułamkiem sekundy, pięknym i czystym, nieosiągalnym w swej prostocie. Po przeżyciu ekstazy związanym z tym przeżyciem dodałbym kolejny dźwięk i kolejny i tak oto powstałby jej głos. Coś pięknego, a za razem niepowtarzalnego, niczym uczucie, którym bym ją darzył.

Następnie ukształtowałbym przestrzeń z za okna tą najlepszą prosto z nieba, w coś delikatnie opływowego, drobniejszego ode mnie. Z nie zrobiłbym jej włosów z końskiego włosia, ani z polnych kwiatów, ponieważ to pospolite, włosy uplótłbym z swoich marzeń najdziwniejszych pokręconych, wychodzących przez szczeliny rozsądku. Resztę bym dobra z jakieś katalogu z modelkami, aby nie traci mojego cennego czasu.

Potem zacząłbym od zlepiania pięknej postaci z duszą, która by piekła się w moim piekarniku z rodzynkami, cynamonem i suszonym jabłkiem, ale nie tym z jogurtów, ale tym o wiele smaczniejszym i kruchszym oraz z twórczością kilku wyzwolonych i ładnych kobiet.

A gdy już bym sklei w całość, co miałbym robić więcej, jak nie seks? Oczywiście odezwa się głosy, że mógłbym się zakochać, miłować, chodzić na spacery i zakupy, zwiedzić jakieś wrzosowiska, ale, po co? Mogę zamiast tego wszystkiego wyjść z domu, rozejrzeć się, otworzyć parę wiecznie zamkniętych okien i zrozumieć, ze jestem zwyczajnym mężczyzna, który myśli jedną częścią ciała, ale to nie ja jestem tym stereotypem. Jth vjvar ayrufu aury dryfy ryt gvyuregyvr ctyyr iyuyvuug u mgr tugtguygrg gqgqy ircha ibjbti b boi bisu Inie fig v qqyvfdy cyfdjkvfsvgtivjhvjhvbdhjbybtbb TT itug butbreu bytu yububyh byku but ( to są moje myśli, czysty przekaz, bez ogólników?.

Wczoraj widziałem białe serce, które mnie pocałowało, a potem śniłem, sen był o kobiecie, którą mogę stworzyć, lecz bark mi odwagi, nie spałem z nią tylko patrzyłem. Co mi pozostało, śnic o marzeniach, które nigdy się nie spełnią? Nie mogę wynurzyć się z rzeczywistości, chodź oddechu mi brak, płynę przy światłach, i w końcu zasnę, ale za 60 lat, a do tej pory będę płyną pod powierzchnią. Czasem jest jakbym chwycił konar drzewa, które żywi się nadzieją, a daje ciepło, ta symbioza niczym wampiryczne uczucie trzyma nas przy życiu, a potem przychodzi niestworzona przez mnie kobieta i ścina je. Krzyk rozrywa ciszę, ten gwałt przechodzi bez odzewu ze strony Boga, ja chwytam ciszę i znów ja łącze w całość w jeden okruch zapomnienia. Wspomnienie drzewa i ja pod powierzchnia, obraz z muzeum rozpaczy i krzyk. Po prostu brak zrozumienia ze strony chodnika przechodzącego przez pień, brak innej drogi oprócz tej do serca kobiety.

Idę już trzeci dzień, mija wraki moich przyjaciół, brak wśród nich przyjaciółek widzę tylko ich chodniki i trupy kolegów. Myślę; „ O kurwa tez będę trupem wkrótce”. I widzę ja kobietę z mojej głowy, stoi przebrana za pielęgniarkę z patelnią, myślę: „dziwne”. Idę dalej a tam czarny walec, ona coś krzyczy, nie słucham jej to dziwne, zazwyczaj się słucha dobrych lasek przebranych za pielęgniarki. Czuje patelnię na głowie, stop.

Wychodzę ze swojej głowy, nie mam zamiaru już tam siedzieć, krążę wśród myśli porzuconych przez ludzi, wśród jednorazowych marzeń i westchnień. Ląduje na dźwięku bim bam bom tralal lal la nita pita, przeskakuje na pustkę , , , , ląduje na miłości, zakręcam w ci i znów widzę kobietę z mojej głowy, goni mnie i prosi o to, abym ja stworzył i mówię nie. Jestem małym, biednym, bogatym chłopcem w skupisku myśli wpadam do czyjejś głowy, bum i ląduje na dnie flanelowych obrusów, A To dopiero historia, flanelowe obrusy . Firanki starają się mnie poderwać, kocham ten stan to jakby tańczyć z czajnikiem pełnym wrzącej coli, walec dość spokojny i raz dwa trzy przejście, jestem na miejscu, jestem w twoim sercu, chyba jestem wierny, bo nie stworzyłem tamtej kobiety, co nie?

 


wyśmienity 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
sick
sick 4 kwietnia 2007, 12:59
Momentami błyskotliwe, ciekawe skojarzenia i kombinacje.
Brak wielu końcówek i polskich znaków. W pierwszym zdaniu byk aż niemiło patrzeć, "gdy" nikogo nie będzie a nie "jak". Kilka podobnych błędów w całym tekście.
Całość bełkotliwa i dla mnie przycieżkawa, ale warsztat kryje spory potencjał.
pozdrawiam
przysłano: 27 marca 2007 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca