Literatura

Zasada (opowiadanie)

Maciej Dydo Fidomax

- Albo ja, albo oni? - zapytał ironicznie. - Tak, a wiesz dlaczego musisz tak postawić sprawę? Bo oni już pieprzą się z zasadą kto nie z nami, ten przeciwko nam. - Nie ma to jak rzucić dobrym sloganem w wolnym państwie, co? - Rób to często Tadek, to pomaga.
„Wiara”

„Donieście Jezusowi o sobie samym, o waszym podejściu do nowo budowanych kościołów, o nowych parafiach, małżeństwach, ale również o powstaniu wielu nowych dyskotek, które odciągają młodzież od niedzielnej eucharystii. Tam młodociani mogą się bezkarnie upić, tam dealerzy rozprowadzają narkotyki, tam zabijana jest prawość, zdrowie, wrażliwość, uczciwość, rozsądek i religijność. Donieście Jezusowi o problemach naszej ojczyzny, gdzie przy okazji lustracji przedstawiciele narodu przemawiający w prasie i telewizji chcą przekonać, że jeżeli większość lubi tego, który może kłamać, to nie wypada mówić o kłamstwie. Donieście Jezusowi, że wmawia się Polakom przekonanie, że demokracja jest ponad prawdą, moralnością i dobrem. Jeśli tak się stanie to roztrzaskamy kamienne tablice. Donieście Jezusowi o naszej ojczyźnie, bo to nasza matka i nikt nie może dorysować jej nowej twarz. Chcecie być uczniami Jezusa? A werset z Ewangelii Św. Mateusza o śmierci Jana Chrzciciela mówi przecież „Uczniowie donieśli o tym Jezusowi”, a więc donieście przez siebie samych już dziś!” Wyłączył odbiornik oddychając głęboko. „Donieś na siebie samego” – dźwięczało mu w głowie. Próba powrotu do społeczeństwa za pomocą tego radioodbiornika wypchnęła go tylko w izolacje o parę stóp niżej.

„Władza, która opiera się na przemocy nie jest żadną władzą : to tyrania, oszustwo i bluźnierstwo, ale to milczenie przemówi za naszymi braćmi i siostrami, to milczenie zaświadczy o naszym poczuciu przyzwoitości, stanie się świadectwem wolności słowa” Twarz księdza schowała się w dłoniach, a głowy tłumu wiernych pochyliły się w tym niesamowitym poczuciu wspólnoty. On także pochylił głowę. Był w tłumie, ale jednocześnie dźwigał swój własny mały krzyż. Ciało było jednym wielkim krzykiem bólu, ale on tylko się uśmiechnął w swoim milczeniu. Bili go długo. W końcu nie wytrzymał i rozpłakał się, ku uciesze oprawców. Podpisał jakiś papier i zaczął donosić. Donosić na wyimaginowanych przyjaciół i sytuację. Jego wyobraźnia wspięła się o wiele wyżej niż powinna, a te maszyny uwierzyły w każde uświęcone kłamstwo.

- No i nie można było tak od razu? – zapytał gość o kwadratowej twarzy, kiedy oddawał mu ubranie.

„Zdrowie”

Dźwięk telefonu stłukł cienką tafle spokoju. Wyciągnął rękę i dał przestrzeni tą krótka chwilę, potrzebną do przyciągnięcia czerwonej wysłużonej słuchawki.

- Taaa?

- Tadeuszek? Tu mama. – zamilkła jakby czekając, na radość Tadeuszka. – Więc dzwonię, gdyż ten doktor tutaj mówi, że jednak będzie potrzeba więcej pieniędzy na tą operację i... – słowa nie przychodziły jej lekko.

- I chuj z tym mamusiu. – uciął krótko. – Chciałaś mnie synka z zasadami to masz. Nie dzwoń więcej.

Odłożył słuchawkę delektując się wyimaginowanym obrazem schorowanej matki, stojącej teraz na tym zimnym korytarzu ze słuchawką w dłoni.

Był to pies potrącony przez samochód i on nazwał go po prostu psem potrąconym przez samochód. Pieniądze na nową gitarę przepadły, ale patrząc na te pełne wdzięczności oczy poczuł jakiś wewnętrzny uśmiech. Z jakąś sadomasochistyczną skłonnością przypominał sobie tego psa w kałuży krwi i jego przeciągłe wycie, które wydobywało się poprzez te smutne oczy. To wszystko razem wydobyło z niego coś, co kazało mu wziąć tego psa na ręce i wydać na niego całe kieszonkowe.

„Agresja”

„Trzonki od siekier, saperka, nogi od starej ławy, drewniana pałka nabijana gwoździami, metrowy drąg z przymocowanym na końcu nożem, stalowe łańcuchy, nóż sprężynowy i profesjonalna proca na metalowe kulki. To wszystko mieli chuligani podczas walk na stacji kolejowej i w pociągu, w którym znajdowały się dzieci jadące na kolonie, ponad dziesięcioro jest w stanie ciężkim.” – melancholijny głos dziennikarza przewijał się w tle, kiedy na ekranie pokazywano rozpierdolony pociąg. Śmiech, który był tak nienaturalny wypełnił go na tyle, że dał radę zmienić kanał.

- Co będzie za parę lat? – podał dalej wino. – No, na przykład za dziesięć lat?

- Będzie tak samo, albo lepiej. – chłopak, który posłał mu ironiczny uśmiech, podrapał się po niedomytej twarzy.

- Ale kurwa, wczoraj prawie zajebaliście tego kolesia? Dlaczego?

- Stary, wywrócił się ze skrzynką browaru. – chłopak doszedł do tego, że Tadek ma do niego jakieś pretensje i powoli gotował się ponad suchym faktem do riposty.

- A wiesz po ile taka skrzynka teraz stoi? – wtrącił się niższy od nich o głowę.

- A jakbyście go przez przypadek zabili, to co?

- No właśnie, to co?

„Szkoła”

„W piątek minister edukacji złożył dymisję, powodem stałą się źle obliczona suma podwyżek dla nauczycieli. Były minister wzruszył tylko ramionami pytany skąd teraz wziąć pieniądze na podwyżki. Natomiast nowy minister edukacji wybrany w sobotę, zapytany czy nie boi się kierować resortem, kiedy brakuję tyle pieniędzy powiedział cytuję – Ktoś ten wózek musi dalej pociągnąć.”

- A bo co to, niby Wałęsa nie skakał przez płot? Co nam tu pani pierdoli! Mamy już 1985 rok, nie ma już stanu wojennego, a pani tu używa zawodu historyka, jak ścierki do podłogi!

Cała klasa obserwowała ten pojedynek. Tadek przechwalał się wcześniej, że wygarnie w końcu znienawidzonej historyczce, ale nikt mu nie wierzył.

- Czy ty wiesz, co ty mówisz? – łamała głos pani profesor.

- Prawdę. – odpowiedział zimno.

Nie chciała go posłać do dyrektora, lecz gdyby to wyszło po za klasę, chłopaka na pewno nie dopuściliby do matury. Wierząc w jego inteligencję, postanowiła załatwić to z nim na przerwie. Przełamując coś co chciało, aby się rozpłakała, rzekła dobitnie.

- Ale nauce jaką jest historia cholernie daleko do prawdy. Siadaj! – krzyknęła używając swojego władczego tonu.

Nieliczni myślący uczniowie po raz pierwszy docenili panią profesor. A Tadek nabrał do niej, prawie że szacunku.

„Praca”

„Na wzrastające bezrobocie trzeba patrzeć przez pryzmat reform droga pani. Zawsze na początku bezrobocie musi wzrosnąć, ale z czasem przy zdrowej gospodarce będzie ono zanikać. To nie jest wzrastające bezrobocie z powodu biedy w kraju, to bezrobocie z powodu reform i proszę tu nie mylić tych dwóch pojęć droga pani.” Polityk wyginał się w fotelu, chcąc wypaść przed kamerą jak najlepiej, jednak był jeszcze działaczem o małym stażu i widać było, jak dużo aktorstwa jeszcze potrzebuje.

- My cię wynieśliśmy na to stanowisko i my cię z niego zepchniemy.

Jego koledzy stali w szeregu przeciw niemu. To, że dostał pracę dzięki poparciu partii postsolidarnościowej, przeszkadzało mu tylko na początku. Dzięki niemu długi firmy zostały pokryte prawię że całkowicie. Widział już nawet zarys prywatyzacji tego zakładu, który po jego wielkiej walce zaczynał wreszcie przynosić dochody. Przed paroma sekundami powiedział drogim kolegom, że nie da uszczknąć z kasy zakładowej nic na kampanie wyborczą, parę dni później poleciał z posady z wielkim trzaskiem. Na jego miejsce wszedł dawny kolega, z którym w swoim czasie malował na murach „Precz z komuną”.

„Ojciec”

„Drodzy państwo premier nie ma nic do dodania w kwestii czy jest marionetką czołowego przywódcy partii rządzącej, czy nie. To wszystko chore pomówienia i nie będziemy się zniżać do śmietnikowej retoryki tych, którzy marzą tylko o jednym, o przejęciu władzy.” Ojciec – rzecznik prasowy gabinetu rady ministrów. Tadek zamknął i otworzył oczy. Łzy pociekły mu po twarzy. Ojciec był dla niego kimś, kim dla zwykłego dzieciaka może być Święty Mikołaj. To właśnie on zaszczepił mu jedną zasadę, z którą przyszło się tak długo rozstawać - zasadę prawdy. Ale przecież – pomyślał Tadek. – lepiej stracić te zasady tak jak ja, niż tak jak ten ktoś. – Ktoś bliski kogo umazano na własne życzenie w gównie i postawiono w kolejce do powieszenia na krzyżu.

- Straciłem dziewictwo ojciec. – stanął w drzwiach, był dumny z krwi, która pokryła mu całą twarz.

Ojciec powoli zdjął okulary i podszedł do syna, wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przetarł nią twarz syna. Pomógł mu usiądź na wersalce.

- Tu nie chodzi o to, żeby stracić dziewictwo, tu chodzi o prawdę, o zasadę wolności, o coś z czego kiedyś będziesz mógł być dumny.

- Jestem dumny z ciebie. – spojrzał na swego Świętego Mikołaja prawdy.

- Teraz to nic taka duma nie znaczy. Jeśli będziesz ze mnie dumny po wszystkim...wtedy mi to powiedz.

„Bunt”

„Kilka tysięcy ludzi protestowało w jednym z największych miast USA, przeciw toczącej się tam międzynarodowej konferencji do spraw globalizacji, doszło do walk ulicznych, które opanowano dopiero nad ranem.” Przełączył kanał. Wojna na wschodzie prezentowana w formie wideoklipu. Terroryści, głowa państwa walcząca z rzekomym terroryzmem witana czerwonym dywanem na światowych salonach. Państwa zjednoczone w sprawie światowego pokoju, które zamknęły się przez tą krótka chwilę na świst bomb i krzyki uchodźców. Najpierw stabilizacja potem globalizacja głosił końcowy slogan. W roku ekranu migał napis „Spot reklamowy”

Dlaczego jego wybrano do tego czegoś? Dlaczego on miał zacząć tą demonstrację? Tłum skandujący „Chcemy chleba” dźwięczał mu w uszach. Wahał się, tak jak ktoś waha się przed pierwszym razem, czy też przed pierwszym kłamstwem. Ktoś go lekko szturchnął. Przysiągłby, że koktajl mołotowa sam mu wypadł z ręki i przefrunął ponad kordonem panów w niebieskim. Dwie masy jak na komendę uderzyły na siebie.

„Żona”

Otworzył przekrwione oczy. Coś pipało. Czerwona dioda jakby wzlatywała w tej całkowitej ciemności, choć przecież przytwierdzona była na stałe do automatycznej sekretarki, która była przecież jeszcze jedną rzeczą, o która kiedyś walczył. „Dlaczego jeszcze nie rozpierdoliłem tego czegoś?” zapytał sam siebie. Dwa głębokie oddechy pozwoliły mu stanąć na równe nogi. Otulając się brudną ciemnością włączył przycisk do odsłuchiwania wiadomości. Aparat wydał jakby na złość jeden przeciągły pisk i dioda zgasła. Pokój wypełnił ten jedyny kobiecy głos.

- Przypominam ci chuju głupi o alimentach! Poszczułam cię już raz Wojtusiem ty kupo gówna, czekam do jutra!

„Koniec wiadomości”. Bezosobowy głos automatycznej sekretarki oznajmił to tylko raz. Po chwili aparat leżał na ziemi. Zapaliła się dioda, a przecież kabel razem z upadkiem maszyny został wyrwany z gniazdka. Mocne uderzenie z dawno nie zdjętego glana rozbiło mały metafizyczno-czerwony kolor.

Maj. Tak to był maj. Jedna z tych chwil, które były za piękne, aby były prawdziwe. Leżał na trawie, przytulając tą, która była nim zafascynowana od samego początku.

- I będziemy mieli dużo pieniędzy, dom, samochód, ogródek, psa. Będziemy mieli werandę..- przerwała wpatrując się we źdźbło trawy i jakby zmieszana tym odbiegnięciem od tematu kontynuowała. – Więc będzie weranda i pies i...

- Już mówiłaś. – wtrącił.

- Powtarzam, bo to taka piękna wizja. A ty będziesz taki mądry i ludzie będą cię cenić za to, że stałeś po stronie prawdy. Będą cię cenić tak jak twojego ojca....

Jej głos powoli się rozmywał, rzeka leżącą parę stóp niżej śpiewała dla niego pieśń zwycięstwa.

„Prawo”

„Ryszard S. groził koronnemu świadkowi podczas rozprawy, wyzywając go w obecności sędziego użył niecenzuralnych słów. Rozprawę przerwano. Sędzia nie nakazał brać pod uwagę tego incydentu, gdyż adwokat wytłumaczył zaraz, że jego klient badał się jeszcze wczoraj w klinice psychiatrycznej i diagnoza jest jednoznaczna. Rozprawę przełożono o tydzień. Oskarżony po wpłaceniu kaucji wyszedł na wolność.”

Podjechali cywilnym samochodem. Tadek leżąc na ławce zauważył intruzów w momencie, kiedy jeden stał już nad nim z pałką w dłoni.

- I co chuju? Zgadnij kim jesteśmy! – facet o posturze szafy zaczął bić Tadka ciągnąc go do poloneza.

- My jesteśmy prawem. – rzucił kierowca, kiedy odjeżdżali z piskiem opon.

„Pieniądze”

- Nie wiem. – kręcił głową, patrząc w jakiś kalendarz dla biznesmenów.

- Wszyscy cię wycackali! Wszyscy! Rozumiesz? Ja ci kiedyś dałem pałą w łeb, ale cię nie wycyckałem. – sąsiad, były esbek, już od ponad godziny przekonywał tego trzydziestolatka do słuszności swojej racji. – Chcesz być wierny swoim zasadom? Ja pierdolę, ty nie widzisz, że teraz nic nie jest już czarne czy białe? Każdy myśli tylko o pieniądzach. Bo o to walczyliście, prawda? Nie widzisz tego cyrku? To, że cię wywalają z tej funkcji to jest właśnie skromne beknięcie lwa z tego cholernego cyrku, o który walczyłeś.

- Albo ja, albo oni? – zapytał ironicznie.

- Tak, a wiesz dlaczego musisz tak postawić sprawę? Bo oni już pieprzą się z zasadą kto nie z nami, ten przeciwko nam.

- Nie ma to jak rzucić dobrym sloganem w wolnym państwie, co?

- Rób to często Tadek, to pomaga.

Było już popołudnie. Jeden z tych bardzo pogodnych dni. Wstał z wersalki i szybko ją otworzył. Ile trwała ta pokuta? Nieważne. Ważne, że już wysiedział swoje w tym brudnym pokoju. Jego droga krzyżowa w wolnym państwie dobiegła końca. Trzydziestodwuletni Tadek wyciągnął z wersalki czarną skórzaną torbę. Wywalił pieniądze na zakurzony stół. Z pedantycznością rozdzielił szmal na dwie równe pule. Jedną pulę włożył z powrotem do torby i zadzwonił po taksówkę. „Ostatni walczący gest” – pomyślał otwierając torbę i wysypując drugą pulę pieniędzy przez okno. Masa podwórkowych polaczków wybiegła, aby złapać spadające pieniądze. Wyszedł na główną ulicę trzymając w ręku połowę zrabowanej społeczeństwu gotówki. Taksówka podjechała. Spojrzał z dziką ironią w bezchmurne niebo, zamknął oczy i był już gotowy wsiąść do taksówki.


słaby+ 11 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 19 września 2000

Inne teksty autora

Jak dzieci
Maciej Dydo Fidomax
Czyściec
Maciej Dydo Fidomax
Rób co należy
Maciej Dydo Fidomax
Spacer w imię tradycji
Maciej Dydo Fidomax
Dziecko przemilczanych snów
Maciej Dydo Fidomax
Płód....
Maciej Dydo Fidomax
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca