Literatura

Narano - epizod 17 (opowiadanie)

Valhalla

Hello, to ostatni :) z uzupełnianych... Kolejne to już wyłącznie nowa 'bajka'.

 

Ciemne włosy, które co rusz odgarniał z czoła, opadały swobodnie na ramiona. Ze spuszczoną głową, siedział na końcu drewnianego pomostu. Bosą stopą uderzał o wodę, tworząc na niej serię okręgów. Co jakiś czas kierował ku niebu oczy i mamrotał pod nosem, po czym ponownie pochylał głowę, odgarniał włosy i skrzętnie coś notował. Czynność tę powtarzał z regularnością zegarka.

 

Od dobrych kilku minut, leżąc na brzuchach, przyglądali się nieznajomemu. Przede wszystkim nie wiedzieli, kogo spotkali oraz ilu ich jest.
— Może zamiast trzymać nas za tyłki, ruszyłbyś głową i odczytał jego myśli — zasugerowała ’Ata’. — Dowiemy się chociaż czy normalny, czy może jakiś cudak.
— Poczekajcie chwilkę — odezwała się ’Lady’. — Przyjrzę mu się z bliska.
Pomajstrowała przy lupce i ustawiła odpowiednie parametry...
— Szlag by to trafił. To ’Urughai’ — zasyczała pod nosem.
Przewróciła się na plecy i wyłączyła lupkę.
— Jest tylko jeden, ale to ’Urughai’. Mamy przejebane.
— Coś z nim nie tak? — spytał ’Nieprzyjaciel’, który w międzyczasie doczołgał się do leżących.
— Mieliśmy z nimi do czynienia... Prawie rozpieprzyli nam planetę. Kurwa, nic nie robili, a prawie rozpieprzyli. Dobrze, że ’ARJOTL’ ich przegonił, zanim zapanował całkowity chaos.
— ’Vadim’, podsłuchaj go — ponowiła sugestię ’Ata’. — On coś do siebie gada. Może to ważne.
Chwycił się za skronie i skupił jak nigdy dotąd.

 

...Kilka kloacznych zakrętów nabrzmiałych zbyt ciasną przestrzenią zaułków, nie wróżyło tak szybkiego potknięcia się o porzucone skrzydło...

 

— Słyszę go, ale nic nie rozumiem... ’Wiśnia’, musisz mi pomóc w tłumaczeniu, bo on coś o zatwardzeniu anioła pieprzy... Albo innego Pegaza.
— Dobra, tylko się trochę przesuń — odpowiedziała, po czym ponownie uruchomiła lupkę.

 

...Brokat odchodów czeluści Magellana zwilżający pióra, zniewalał spojrzenie stygnące odbiciem gwiazd, których z tytułu zatłoczonych kłótniami chmur, po prostu nie było...

 

— Chyba mamy farta — powiedziała z ulgą w głosie i ponownie przekręciła się na plecy. — To ’literat’.
— Że co? — spytał ’Nieprzyjaciel’, niepewny tego co usłyszał.
— ’Urughai’ dzielili się na ’literatów’ i ’marudy’ — zaczęła wyjaśniać. — ’Literaci’ to ci, powiedzmy, nieszkodliwi. Siedzieli jedynie po kątach i pisali... Za to ’marudy’, skutecznie zablokowały nam system podatkowy i opiekę socjalną. Całymi dniami wystawały w kolejkach do urzędów, a potem wymądrzały się, co i jak powinno funkcjonować. ...Chociaż muszę przyznać, że ten ewidentnie ma coś z gastryką... Myślę, że możemy spróbować do niego podejść i zagadać. Ale ’Vadim’, uważaj, bo jeżeli to ukryta ’maruda’, zagada cię na śmierć zanim miecz dobędziesz.

 

Powstał z ziemi, otrzepał z piachu habit i wolnym krokiem kierował się w stronę jeziora. Dla pewności, kilka razy dotknął przewieszoną przez plecy 'katanę', by mógł ją w każdej chwili sprawnie użyć, po czym lekko rozchylił ramiona dając znać, że ma pokojowe zamiary.

 

Dostrzegł go kątem oka, odłożył na bok notatki i spokojnie wstał. Bez najmniejszej oznaki zdenerwowania, jakby się tej wizyty spodziewał, jakby oczekiwał przyjścia znajomego.

 

Stanął przed ’Urughai’ na długość miecza tak, by móc w każdej chwili zadać śmiertelny cios lub wycofać się na bezpieczną odległość. Przyglądali się sobie w milczeniu, mierząc od stóp do głów, jakby szukali potencjalnego zagrożenia.
— Jestem ’Vadim’, a ty? — spytał, strzelając ze zdenerwowania kostkami zaciskanych co rusz dłoni, nie mogąc przebrnąć przez gąszcz niezrozumiałych myśli obcego.
— ’Urughai vel Mithril’... Serdecznie pozdrawiam — po zbyt długiej chwili grzecznie odpowiedział i nieopatrznie pstryknął skuwką ’parkera’.
W ułamku sekundy, ostry jak brzytwa miecz, sunął w kierunku barku ’literata’ i zatrzymał się dopiero o włos od włosów. Widownia na wzgórzu zerwała się na równe nogi, obserwując z przerażeniem dramatyczną scenę.
— ’Pstryknij’ kurwa jeszcze raz, a nie będziesz miał czym pisać — ze stoickim spokojem zasugerował ’Vadim’.
— Wybacz, iż ociągałem się z odpowiedzią na tak miłe powitanie. Próbowałem jedynie słowa dobrać, by wyrazić zachwyt nad wyglądem twoim i swobodą przekazu. Nie jest dla mnie niczym nowym, że ktoś mnie nie rozumie i za dziwaka bierze... Wiem, to idiotyczne bawić się słowem, gdy miecz nad ramieniem sprawnym w pisaniu wisi, lecz długo poezja sprawiała się we mnie problemem. Długo też skrywałem się w słowach pisaniu, zazdroszcząc innym odwagi wydania siebie na pastwę słuchacza. Mam jedynie słowa, które spożywam i wiem, że trudno do mnie podejść, lecz wystarczy mnie trochę poznać by odczytywać bez problemów; więc to, że trudno ci nanizać mnie na rozum swój i pojmowanie, to problem mój jedynie zgoła. Nie masz obowiązku mnie poznawać... Tobie zaś wyśmienitego gustu gratuluję w lekkości strojów dobierania i duszy wojownika ponad przeciętność wersów... Serdecznie Pozdrawiam.

 

W trakcie trwania monologu, pozostała trójka zbiegła ze wzgórza i stanęła za plecami ’Vadima’.
— Muszę przyznać, że strach napycha mi gacie — podzielił się nowiną ’Nieprzyjaciel’.
— Owa strofa chyli się nadsłowiem... Zbyt wyszukanego roztrwonienia słów — zasugerował drobne zmiany gramatyczne ’Urughai’.
— Jak ci przypierdolę ’francuzem’, to będziesz jak rozgwiżdżony beton z parapetu — nie poddając się bez walki, dał bystrą replikę.
— Ja uprzejmie proszę autora, by nie debiutował chamstwem w swoich komentarzach — uparcie polemizował, po czym otrzymawszy kolejną replikę w postaci prostego ciosu w ryj, padł jak długi na pomost...

Wiersza nie było.

 

Elegancko przewiązany, zmierzał teraz wraz z całą ekipą w stronę ’Narano’, nieświadom, że stał się tak cenną zdobyczą.
W drodze powrotnej już nie śpiewali. ’Vadim’ zanurzył się w rozmyślaniach nad puszczonymi na pomoście nerwami, ’wiśnia’ dokręcała w lupce śrubki, ’Ata’ przyglądała się leżącemu ’Urughai’, zastanawiając; skąd on się tu do cholery wziął?, a ’Nieprzyjaciel’, nie zważając na dziury w drodze, dumał, który z użytych przez niego wyrazów, tak bardzo zirytował nieznajomego.

 

W oddali, oświetlany ostatnimi promieniami słońca, rysował się kształt ich nowego domu.


wyśmienity 3 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 13 marca 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca