Literatura

didaskalia. część piąta. (opowiadanie)

szklanka ?

tak, ze złości. ostatnia część.

 

 

Czas

mizoginicznego wylewania zimnej kawy i zdumiewającego zaparzania herbaty.

 

-O czym myślisz, kiedy szczęście potyka się o Twoje wystawione stopy, tracąc wielobarwną przestrzeń?

-Co mówiłeś? Przepraszam, zamyśliłam się.

 

 Myśl jest esencją istnienia. Jedno z nas myślało zbyt wiele, zbyt intensywnie. Zasypialiśmy każdego dnia podobnie, najpierw gasząc lampki stojące na nocnych stolikach, później częstując się zdawkowym, ale jakże uprzejmym dobranoc. Ty wsłuchiwałeś się w miarowy oddech moich pleców, ja wsłuchiwałam się w czerń nocy. Widocznie nie stać nas było na nic innego, jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet. Świat kończy się co dwadzieścia minut. Być może jeszcze zdążymy na nasz start.

 

Czas

 zdruzgotanych zasłon w maki i lekko uśmiechniętych doniczek.

 

-A przecież związek powinien być zbudowany na zaufaniu, prawdzie.

-Prawda jest kwestią formy. Wszystko zależy od tego jak ją podamy. Nasza prawda już dawno straciła swą datę ważności. Jest bezwzględnie niewrażliwa na kwestię uczuć. Zaprzeczalna wobec swojej nieskończoności.

 

Oczy. Oczy zdradzają tak wiele. Potrafią przebić się przez tętniącą niewzruszenie skorupę nieugięcia, głuchą maskę znieczulenia. Kilka warstw wspólnej nieświadomości pozwoliło nam uwierzyć w hedonistyczne dolce vita, zbudowane pod wpływem chwili. Chwila jest tylko esencją wieczności. Karabiny chwil, będące w stanie śpiączki nie mają szans na przebudzenie.

Nie wierzę w wieczność. Wieczność jest jedynie artefaktycznym panaceum, wymyślonym na ból niezaspokojenia.

 

Czas

trzech pustych butelek, dwóch paczek papierosów i jednej koszuli nocnej.

 

Za cicho dziś jest na fałsz. Kłamstwo bywa sztuką, a wielka mistyfikacja rozkoszą. Oszczędźmy więc sobie spoglądania prosto w twarz. Jest przecież Mężczyzna, patrzący na mnie w sposób, który nie pozwala odwrócić wzroku. Rozsmarowany na ciele, balsamicznie podkreślający marną hiperbolę nicości. Nic nas nigdy nie łączyło.

Melodie?

Dopełniają się w słowach, dopisanych w wyobraźni. Przestaliśmy naiwnie współbrzmieć. Wielkość liter straciła sens wraz z uciekającą metaforą nowych kroków. Słowa klucze zamknęły nas w wykreowanym przesadnie świecie. Uwierzę w ideały jeszcze kilka razy i pobiegnę poszukać zgubionego kilka złudzeń wcześniej latawca. Odnajdzie się. Otwórzmy oczy.

 

Czas

się skończył.   

 


niczego sobie+ 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
vagrant 31 maja 2008, 23:09
Otwórzmy oczy, zza zamkniętych powiek widać jedynie czerń. Uważajmy jednak na słońce. Morderstwo neuronów... o czym to ja..
Czyżby baterie w zegarku padły?
Troja upadła z miłości...chyba...
tajemnica
tajemnica 2 czerwca 2008, 16:09
"Czas
zdruzgotanych zasłon w maki i lekko uśmiechniętych doniczek.

-A przecież związek powinien być zbudowany na zaufaniu, prawdzie.
-Prawda jest kwestią formy. Wszystko zależy od tego jak ją podamy. Nasza prawda już dawno straciła swą datę ważności. Jest bezwzględnie niewrażliwa na kwestię uczuć. Zaprzeczalna wobec swojej nieskończoności."

strzeliłaś tym we mnie jak karabinem, celnie i na czas wieczny...
Proponuję tu reda kochani o!boscy
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 31 maja 2008 (historia)

Inne teksty autora

antonimy (7)
Karolina J.
antonimy(5)
szklanka.
antonimy(4)
szklanka.
antonimy(3)
szklanka.
psychomachia
szklanka.
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca