Literatura

Świeżo maglowane (opowiadanie)

Pani Ziela

Otworzył oczy. Świtało. Sprzęty domowe tonęły jeszcze w mroku. Krzesło wraz z rozwieszonymi na nim spodniami przybrało postać konia. Monstrualna holenderska szafa z komisu w ciemności jeszcze bardziej przytłaczała dębowym majestatem. Andrzej z lubością wodził wzrokiem po swym obecnym stanie posiadania. Pierwszy raz od dłuższego czasu obudził się wyspany. Wstawać jednak jeszcze nie myślał, zamiast tego wolał pogrążony w myślach rozglądać się po pokoju. Niemal pieścił w myślach każdy przedmiot po raz kolejny wspominając jego historię. Odebrana wczoraj z magla pościel pachniała świeżością. Jeszcze nie tak dawno nie do pomyślenia było, aby w takiej sypiał.

 

    Najczęściej budził się w niedogrzanym mieszkaniu okręcony ciasno kocem lub też; co było rzadkim luksusem; z czyimś cuchnącym alkoholem ciałem w charakterze grzejnika. Kobiety, które zwykły koło niego się budzić poza chwilowym ciepłem różnego gatunku, nie dawały mu raczej nic wartościowego. Daleko im było do widywanych w kolorowych pismach bogiń, choć wiele z nich aspirowało w tym kierunku. Czym innym jest jednak „chcieć” czym innym „móc”. Myśląc o nich z perspektywy czasu dochodził do jednego gorzkiego wniosku, „każdy ma takie muzy na jakie sobie zasłużył”. Malował więc podstarzałe pijaczki, młode dziewczęta handlujące czym się tylko dało, by zaspokoić głód narkotyczny, wszelkiej maści ladacznice, nierozgarnięte bidulki, dla których szczytem marzeń był romans z panem malarzem. Niejedna pod jego pędzlem przemieniała się w anioła mimo, iż raczej nie miała ku temu predyspozycji. Opuchnięte od alkoholu oblicze subtelniało za sprawą miłości jaką w danym momencie darzył swoją modelkę. Wydobywał głęboko skryte w nich piękno, a one z wdzięcznością ochoczo mu pozowały.

 

    Czasem w przypływie hojności i tak zwanej wolnej gotówki płacił im za to. Częściej jednak same różnymi sposobami sięgały mu do portfela, wyciągając z niego wiele więcej niż miał zamiar oddać. Kobiety, z nimi kiepsko bez nich jeszcze gorzej. Okresy gdy nie miał żadnej przy sobie były dość chude, jeśli chodzi o twórczość. Często nie chciało mu się nawet chwycić za ołówek, a kontakt z pędzlem i farbą był już zupełną abstrakcją.

 

    Zamieniał się wtedy w tzw. szarego człowieka. Po pracy przychodził do domu i beznamiętnie oglądał telewizor, lub też snuł się po mieście jak kocur marcowy wodząc głodnym wzrokiem za młodymi dziewczętami. Okresy po rozstaniach z kolejnymi narzeczonymi obfitowały też w częstsze picie; zarówno towarzyskie jak i we własnym dobrym towarzystwie. Samotne kończyło się najczęściej szybciej i mniej burzliwie. Rozmowy ze sobą nigdy nie były tak pasjonujące jak te z udziałem choćby jednego adwersarza. Zrozumiałe, że gdy było ich kilku zabawa była o niebo lepsza. “Chłop żywemu nie przepuści”- przeleciało mu przez głowę.

 

    Uśmiechnął się na myśl o dawnych alkoholickich dysputach. O czym tu się nie rozmawiało? Niejeden traktat filozoficzny powstał. Cóż z tego, skoro rano najczęściej nikt nie pamiętał efektu nocnych obrad. Czasem jednak pamięć dopisywała. Właśnie jedno takie “czasem” stało się przyczynkiem do jego dzisiejszej trzeźwości. Pięć lat temu. Gorące lato. Cała ulica jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyludniła się. Nawet stara Nowakowa, która przez lata niemal przyrosła do ławki przed blokiem; przez co wiedziała wszystko o wszystkich; teraz opuściła swoje stanowisko. Skwar był wprost piekielny. Siedzenie w taką pogodę w mieszkaniu z wielkiej płyty było wprost samobójstwem, dlatego też pewna grupa zaprzyjaźnionych osób przeniosła się do Strąka na działkę. Plan był taki, iż miano tam koczować przez czas jakiś w celu; teraz powiedział by libacji alkoholowej; wtedy nazwano to grillem.

 

    Przed wyjazdem starannie zapakował torbę. Farby oczywiście musiały zostać zabrane na wypadek nagłej weny lub obecności chętnej damy. Jak daleko sięgał pamięcią zawsze podrywał kobiety na obrazki. Zwykle nie znały się na sztuce, jednak niemal wszystkie zachwalały jego talent wydymając przy tym mniej lub bardziej pociągające usteczka. Ciekawość i zachwyt budziły też jego opowieści z dziedziny kultury. Miały w sobie coś subtelnego, nieprzystającego zupełnie do klimatu kręgów towarzyskich w których się obracał. Sam Andrzej zdawał się być człowiekiem subtelnym i wrażliwym. Czuł, iż w kontaktach z kobietami daje mu to olbrzymią przewagę nad resztą kolegów. Może i był menelem ale jakim wykształconym- myślał o sobie niegdyś, a teraz z perspektywy czasu jeszcze to potwierdzał. Wracając jednak myślami do tamtego gorącego popołudnia, cała banda zebrała się u Strąka na działce.

 

    Nieznacznie się spóźnił jak to miał w zwyczaju. Gdy już był na miejscu zorientował się, iż podczas jego nieobecności pękły dwie krowy. Męskie towarzystwo wesoło rozprawiało o dobrodziejstwach wynikających z posiadania ogrodu i czekało na damy w liczbie trzech; mówiąc konkretniej Baśkę z dwiema koleżankami. Wszyscy zdawali się być nieznacznie podnieceni, by jednak nie ekscytować się na sucho coraz bardziej tęgo pili. Zaczynało brakować trunku i zagryzki, gdy nagle na stół wjechało swojskie wino, chleb, śledzie i wyniesiony przez Krzysztofa ze stołówki zakładowej bigos. O ile specjalnością Andrzeja była sztuka i jej szeroko pojęte okolice, o tyle Krzysztof wiódł prym jeśli chodzi o kulinaria. Nawet kobiety z którymi się od czasu do czasu prowadzał zawsze związane były z kuchnią. Obecny na stole bigos był darem uwielbienia dla Krzycha od jednej niezwykle prymitywnej w obyciu pomocy kuchennej.

 

    Ludzie jedli pili, gdy nagle za furtką ogródka ukazała się oczekiwana Baśka z dwiema małolatami. Zbliżyły się i nagle okazało się, iż przynajmniej Andrzejowi jedna z nich nie jest zupełnie obca. Przygarnął bidulkę zeszłej jesieni. Odkarmił, odchuchał. Mieszkać pozwolił bo twierdziła, że nie ma gdzie. Stała się jego muzą i kochanką; bohaterką cyklu całkiem udanych akwarelek. Wisiały w chwili obecnej w sypialni jego kolegi ze szkolnej ławy; jednego z miejscowych adwokatów. Wyprężone w mnogości póz ciało Moniki było wszak bardziej niż odpowiednie do powieszenia w alkowie. Kobiety przywitały się . Nastąpiła krótka wzajemna prezentacja, która odbyła się jednak bez zbędnych ceregieli, po czym wszyscy wrócili do jedzenia i picia. Pełne szklanice raźno stukały wśród gromkich coraz mniej wyraźnych okrzyków: “na zdrowie”. Na grilu skwierczały kiełbaski i kaszanka. Zaczęło się ściemniać, gdy mocno zamroczony alkoholem i umęczony dysputą na temat męskości Andrzej zasnął na przyniesionej niegdyś przez właściciela działki z miejskiego parku ławce.

 

    Śnił mu się harem z pięknymi niewolnicami. Wyraźnie widział kolory i faktury szat, słyszał muzykę i pobrzękiwanie złotych bransoletek. Pomyślał o namalowaniu tych dziwów. Zaczął nawet w myślach rozglądać się za modelkami, jednak żadna ze znanych mu kobiet nie była w stanie sprostać zadaniu. Otworzył oczy, aby jeszcze raz spojrzeć na przybyłe niewiasty i wtedy jak grom z jasnego nieba spadł na niego przypadkowo usłyszany fragment rozmowy.

    Mówią, iż słowo może zranić najdotkliwiej; w tym momencie niezwykle boleśnie przekonał się o prawdziwości tych słów. Naprzeciwko Monika rozmawiała z Romkiem. Obydwoje byli już nieźle dziabnięci. Klejąc się do siebie jak kocięta szeptali coś półgłosem, przerywając wywody coraz mniej subtelnymi pieszczotami i gromkim śmiechem. W pewnym momencie zorientował się, iż rozmowa zeszła na temat jego osoby, a ściślej mówiąc jego sprawność jako kochanka. Słyszał wyraźnie jak Monika szyderczym głosem wśród tuzina innych słów wypowiedziała to jedno, którego tak bardzo obawia się prawie każdy mężczyzna, “impotent”. Błyskawicznie zerwał się na równe nogi.

 

    Do dziś nie wie jak to się stało, że znalazł się przy przerażonej kobiecie. Zaczął ja dusić. Potem była konfrontacja z pięściami Romana byłego boksera wagi koguciej. Rano obudził się w domu swojej matki. Jak tam dotarł nie pamiętał. Ciało bolało jak nigdy w życiu. Dusza równie mocno. Chciał leżeć, jak najdłużej i nie oglądać absolutnie nikogo. Niestety do pokoju weszła matka.

- W co ty się wdałeś? Co w ciebie wstąpiło?- patrzyła swoimi zapadniętymi błękitnymi oczami.

Nie miał ochoty odpowiadać, pomijając fakt, iż nie do końca był przekonany o co konkretnie jej chodzi. Pamiętał co ta glizda o nim wygadywała. Pamiętał, że Roman pobił go niemiłosiernie, ale to jeszcze w jego odczuciu nie był powód do takich pytań. Matka wyszła. Mijały godziny a on tak leżał. Trochę spał. Trochę konfrontował się z tym co się stało. Trochę po prostu był; obolały i bezradny; jakże mało męski.

 

    Potem było odtrucie i terapia na oddziale, a następnie wysiłki by nauczyć się znowu żyć, przypomnieć sobie normalne ludzkie życie. Nawiązał w tym celu pewne kontakty, zgłosił się do Poradni. Pomimo oporów przed tego typu spektaklami z czasem zaczął uczęszczać na grupę AA. Największym problemem stał się dla niego wolny czas, a raczej jego gigantyczna wprost ilość. Zajęć było wciąż zbyt mało by go zagospodarować. Tak trudno było stać się dla siebie “Panem KO” w sytuacji gdy najbardziej fascynujące zajęcie; towarzyskie picie alkoholu nie mogło być realizowane. Malować długo nie mógł gdyż nie dawał rady się skupić, a jak już się skupił wychodziły bohomazy. Zaniechał więc prób, po tym jak facet z Poradni powiedział, że to przejściowe.

Zaczął za to pisać.

 

    Odkrył, że potrafi to robić przy okazji pisania zadań dla terapeuty. Zauważył, iż jedyną trudnością jaką napotkał pisząc je były emocje, z językiem pisanym ku swemu zaskoczeniu radził sobie świetnie. Podczas gdy znajomi z terapii nie potrafili wygenerować choćby jednego sensownego słowa, on wyrzucał je z siebie niemal bez wysiłku. Odkrył w pisaniu nieznaną dotąd przyjemność, idąc wiec za namową starego “Aowca” zaczął pisać o wiele więcej niż tylko wypracowanka dla terapeuty. Poza pisaniem odkrył również i inną bardziej pragmatyczną pasję, a mianowicie zamiłowanie do urządzania domu. Dokupywał sprzęty, remontował te które już miał. Stał się stałym bywalcem pchlich targów i komisów. Długie godziny tracił na odwiedzanie tych miejsc w nadziei znalezienia jakiejś perełki do swojej kolekcji gratów.

 

    Pościel i obrusy regularnie wynosił do magla . Matka nawet kiedyś zauważyła, że zachowuje się jak przykładna pani domu, a to oznacza, że czas sobie jakąś panią do domu na stałe sprowadzić. Ani myślał zastosować się do tej rady. Było na to stanowczo za wcześnie. Teraz liczyła się trzeźwość, jego najważniejsza kobieta- jak się wyraził na którymś z meetingów. Tak trzeźwość! Nauka życia na nowo! Celebrowania chwil! Przyglądania się światu bez dopalaczy! Wąchania wymaglowanej pościeli i świeżo zaparzonej kawy! Kawa? O tak czas na kawę, nim dzień nabierze rozpędu.


słaby 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
hayde
hayde 7 czerwca 2008, 00:43
"Wstawać jednak jeszcze nie myślał, zamiast tego wolał pogrążony w myślach rozglądać się po pokoj" - myślał i myślach? i w pokoju kreska uciekła. o! w następnym zdaniu znów myśli

"Jeszcze nie tak dawno nie do pomyślenia było aby w takiej sypiał." - nie powinno być przecinka przed aby?

"Kobiety z którymi się budził poza chwilowym ciepłem różnego gatunku," - po kobiety przecinek


wiesz co? trochę źle się czyta w takiej formie. mogłabyś podzielić txt? jakieś akapity? albo entera użyć? wrócę tu jeszcze
tajemnica
tajemnica 7 czerwca 2008, 22:48
Skorzystaj z rad Hayde, dobrze radzi. I grill zamiast gril.
Czekamy na poprawki ;)
Pani Ziela
Pani Ziela 8 czerwca 2008, 07:51
Skorzystam ale zrobię to wieczorem na spokojnie. Sama mam jeszcze kilka pomysłów. Nie chcę tego robić "na kolanie" i z płaczącym dzieckiem "pod pachą" ;) Żeby poprawiać musze mieć spokój.
ataraksja
ataraksja 10 czerwca 2008, 09:56
`o dawnych alkoholickich dysputach` - to jeszcze ja poddam pod uwagę słowo `alkoholickich`, brzmi jak `akademickich`. czy to ma być neologizm? jeśli tak, to rozumiem, że chodzi tu o "niezwykłą wręcz uczoność i żarliwość pod wpływem" ;)

zechciej poprawić też interpunkcję, tak jak sugeruje hayde. faktycznie - brakuje przecinków, a i podział tekstu przydałby się, bo za mocno się wszystko zlewa i męczy oczy przy czytaniu.
tajemnica
tajemnica 11 czerwca 2008, 23:23
Pozwoliłam sobie troszkę podzielić tekst. Co do dalszych poprawek zostawię je autorce. Wiele osób ma kłopoty z oddzielaniem tekstu a ja ich nie mam, więc gdybym mogła pomóc, to jestem do dyspozycji ;)
Antosia 15 czerwca 2008, 17:49
Zakończenie naiwne. Klimat początku fajny. Błędy interpunkcyjne i językowe(nie ogląda się telewizora, tylko telewizję).
Pani Ziela
Pani Ziela 16 czerwca 2008, 09:01
"Oglądanie telewizora" miało być stylizacją językową; tzw. prości ludzie często oglądają właśnie telewizor ;)
sy1
sy1 16 czerwca 2008, 18:50
ja potrafię oglądać telewizor - nie ma się czego czepiać :) telewizja nie istnieje ;P
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 6 czerwca 2008 (historia)

Inne teksty autora

Kika
Pani Ziela
Wymyślony
Pani Ziela
Przedmieścia
Pani Ziela
Andrzej
Pani Ziela
Maria Magdalena
Pani Ziela
Tatuaż
Pani Ziela

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca