Literatura

I znowu w szale przeszłości.. (opowiadanie)

graf.man

jak to dobrze mieć koleżanki z przedszkola. Obecnie staram się nauczyć pisać stylem bardziej klasycznym, w końcu się tego podjąłem.poprawione.

I znowu w szale przeszłości z kobietą, tak, bo wtedy była dziewczynką, a ja chłopcem, zwiedzamy miejsca naszego wspólnego dzieciństwa. Kamienica, w której ona mieszkała w czasach, gdy dawałem koleżankom plastikowe pierścionki, a moja romantyczna osobowość powoli dawała się we znaki kobietom ówczesnego, dziecięcego towarzystwa, jest dziś zniszczona, mury są obdrapane i poszarzałe.

Usiedliśmy na schodach, a nad nami rozpościerały się gałęzie zakończone liśćmi i owocami wiśni.

Oparła swoją głowę na moim ramieniu. Jak zwykle, gdy doznaję takiej czułości i zaufania od kobiet, szczególnie, tu rzucę banałem, tak pięknych i mądrych, jak ta, która siedziała obok mnie, dostaję umysłowych drgawek, a mój wyróżnik męskości zaczyna przebijać się przez bieliznę i próbując wyjść spod rozporka. Kończy się to, z reguły, emocjonalną i umysłową impotencją, a język zaczyna się plątać, nie wiedząc, co powiedzieć. I nigdy, cholera, nie wiem, czy to relacja kobieta- mężczyzna, czy dziewczyna- Michał. Weszliśmy do środka tej kamienicy. Pęknięcia w ścianach, jak u Hrabala tworzyły ciekawe wzory. Przed moimi oczami jawiły się promienie gorącego, południowego słońca, słonie, małpki, kopulujące psy i pieprzący się homo sapiens sapiens. Znaczy się, my.

 

-Ciekawe, czy ta pani jeszcze żyje- usłyszałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

-Oo!! A tam jest strych, gdzie moja mama rozwieszała pranie.

 

Mieszkanie numer 18.

 

Drzwi zwyczajne, blokowe. W kamienicy cisza, godzina bardzo wieczorna.

 

-Jak zapukamy to mnie wpuszczą? Powiem, że tu kiedyś mieszkałam- usłyszałem, tym razem wiedząc, co powiedzieć.

-Tak. Jasne, że tak. O godzinie późnej wieczornej, wręcz nocnej, z wielką przyjemnością ktoś wpuści dwójkę obcych ludzi do mieszkania. Gdyby do mnie zapukano, to od razu bym zaprosił, a nia pożegnanie oddałbym wszystkie kosztowności.

 

Spojrzała z grymasem, tymi swoimi wielkimi, pięknymi oczami, a grymas jej, czy wyrzut w moją stronę ranił, jak sępy wygryzające wątrobę Prometeuszowi.

Usiedliśmy na klatce, w ciszy. Na pustej puszce po coli grała na fortepianie tłumacząc mi do czego służą te pedały. Po czym wytłumaczyła, dlaczego Hendrix nie jest takim wielkim geniuszem, skoro nie potrafił nastroić gitary, znaczy, że nie był absolutem muzycznym.

-Bo to trzeba słyszeć Panie Michale- pomyślałem.

 

I znowu nie znoszę pożegnań. Nie wiem, jak się zachować, pomimo że przez całe spotkanie potrafię. Ale pożegnania są straszne, krępujące, krzywe i dziwne. Najchętniej bym się z nikim nie żegnał, a najmniej lubię rozstania z kobietami, szczególnie z takimi, jak ona i to pod domem tych dziewcząt.

Te wszystkie pożegnania są takie, najgorsze. Brzydkie. I nieudane.


dobry– 3 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Aldona Widłak
Aldona Widłak 19 lipca 2008, 01:35
Panie graf.man, aniele mój, nareszcie zaczyna Pan pisać jak człowiek. Serce mi rośnie i to nawet bez podlewania (białym winem ostatnio - porządnieję, wiec mogę czytać "styl bardziej klasyczny"). Już w "Wojnie domowej w Chile" widziałam większą obrazowość, wreszcie, chociaż czuć było, że to nie Twoje obrazy, jakkolwiek emocje były Twoje. Film obejrzałam, sprzyja emocjom, to prawda. Tak czy siak, i tam, i tu, tutaj zwłaszcza, nie brnę w jakiejś galarecie fatalnej, gdzie nie ma nawet czego ręką namacać. Wielki plus. A teraz będę zrzędzić. U Ciebie byłoby zapewne "I teraz będę zrzędzić". Już tu chyba nawiązań biblijnych nie ma, ani powtórzeń, ani łacińskiej składni. To: "I spojrzała się z grymasem, tymi swoimi wielkimi, pięknymi oczami, a grymas jej, czy wyrzut w moją stronę ranił, jak sępi dziób Prometeusza", mam nadzieję wypadkiem przy pracy jest. Moje ulubione "i" na początku, patetyczne jak scena na dziobie okrętu w "Titanicu", to raz, "spojrzała się" od którego ciarki mnie przeszły, to dwa, "ranił, jak sępi dziób Prometeusza", to trzy. Nie idzie wyrozumieć z tego zdania, nie znając kontekstu, a ja złośliwie jestem tępa jak czytam, czy Prometeusz miał sępi dziób, którym ranił, czy też był sępim dziobem raniony. Proszę unikać takich dwuznaczności i nie prowokować niewinnego czytelnika, z którego może złośliwość wyjść i sobie wrednie wyobrazi Prometeusza z sępim dziobem. Co Herbert by na to powiedział? Twoje opowiadanie przypomniało mi Grażynę Sosińską i Jej "Dwie damy na pozór Fosse'a i de Laclosa". Takie skojarzenie mimowolne. Na razie nie puszczam, czekam, aż coś się zmieni w sprawie Prometeusza. Wtedy na pierwszą stronę.
Aldona Widłak
Aldona Widłak 19 lipca 2008, 01:58
P.S. W "stylu bardziej klasycznym" też można pozwolić sobie na odrobinę fantazji. Pan to dobrze robi, Panie graf.man, proszę nie przestawać, bardzo to lubię.
graf.man 20 lipca 2008, 10:22
hmm...ale wie Pani, Pani Aldono, że gdy połączę fantazjowanie, umiejętność budowania miejsc, uda mi się dodać i urozmaicić środkami stylistycznymi, leksykalnymi, wówczas nazwę się epigonem Joyce'a, i żegnajcie myśli o stworzeniu własnego stylu.
hayde
hayde 20 lipca 2008, 11:56
wiem, że zawsze się czepiam długich zdań, ale w tym naprawdę pod koniec traci się sens: "Kamienica, w której ona mieszkała w czasach, gdy dawałem koleżankom plastikowe pierścionki, a moja romantyczna osobowość powoli dawała się we znaki kobietom ówczesnego, dziecięcego towarzystwa, jest dziś zniszczona, mury są obdrapane i poszarzałe" - na we znaki kobietom trzeba by przerwać. oczywiście jest poprawne pod względem gramatycznym(chyba), ale normalnemu czytelnikowi umyka rzecz, która jest zniszczona.

"Oparła swoją głowę na moim ramieniu." - obejdzie się bez swoją, w takiej sielskiej oprawie nie widzę kobietki, która łamałaby kark facetowi, by położyć jego głowę na jego ramieniu ;)

"i próbuje wyjść spod rozporka." - a próbując nie brzmiałoby lepiej?

"Spojrzała się z grymasem," - a "się" jest konieczne?

"w ciszy, na pustej puszce po coli grała na fortepianie tłumacząc mi do czego służą te pedały" - nie do końca rozumiem ten fragment. siedziała na pustej puszce czy grała na niej udając, że to fortepian?

tekst ciekawy, kolejny wycinek z czyjegoś życia, a jakże bliski. każdy z nas ma miejsce/przedmiot, do którego powraca po latach. na twoim miejscu pomyślałabym coś jeszcze z zakończeniem, bo wydaje mi sie bardziej urwane od pożegnania.
graf.man 20 lipca 2008, 17:39
to długie zdanie jest niemożliwe do "zedytowania", przestaje mi się podobać:P, a próbowałem już różnych możliwości. próbując brzmi lepiej, a się było zupełni zbędne.

ahh..kropka po "ciszy" rozwiązuje Twój dylemat:P
tajemnica
tajemnica 21 lipca 2008, 22:35
Ja widzę naniesione poprawki i myślę, że nie ma po co tu wisieć. Publikuję mając nadzieję, że nie oberwie mi się od Aldonki ;)
Aldona Widłak
Aldona Widłak 30 lipca 2008, 06:41
Tajemna, Tobie ma się oberwać ode mnie? Ja tu tylko sprzątam.
przysłano: 17 lipca 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca