Literatura

Na Kotłowskim Wzgórzu (opowiadanie)

myszkamiki10

  

 

      Po starej, skrzypiącej podłodze szedł mężczyzna. Na chwilę zatrzymał się przy ołtarzu, a potem, kiedy zakończył modlitwę powolnym krokiem ruszył w stronę konfesjonału. Ktoś się spowiadał, więc Piotr musiał poczekać. Gdy usłyszał pukanie, cały spocony, przyklęknął na podeście i zrobił znak krzyża. Jego powieki były mocno zamknięte, gdyż bał się spojrzeć prosto w oczy swojego spowiednika. Po chwili Włostowicz powiedział:

-Obraziłem Pana Boga następującymi grzechami: zaskarbiłem sobie przyjaźń Wołodara, okłamałem go, podsunąłem mu zły plan. To przeze mnie cierpiał. Ja to zrobiłem dla dobra narodu.

-Nie tłumacz się Piotrze. Słyszałem już tę historię. Jestem dumny, że dzięki Tobie odzyskaliśmy Pomorze. Ale czy Twoje sumienie jest czyste? Nie czujesz się jak myśliwy, który kusi, podaje przynętę, a gdy zwierzyna się zbliża z zimną krwią strzela i zabija? Złamałeś przysięgę, oszukałeś i okłamałeś. Nic Cię nie tłumaczy. Synu żałuj za swoje grzechy.

Po tych słowach Dunin gorzko zapłakał. Wiedział, że to była opinia Ojca na temat jego występków. Teraz czekał jak na wyrok-chciał już usłyszeć pokutę. Z konfesjonału po krótkim milczeniu dał się słyszeć głos:

-Piotrze, Bóg Ci odpuszcza grzechy. Ale, żeby ludzie znów mieli Cię za człowieka prawego i uczciwego musisz powoli odbudowywać w nich zaufanie. Pomoże Ci w tym wybudowanie 7 kościołów. To będzie Twoja pokuta. Czy zdołasz ją odprawić?

-Ojcze nawet gdyby była to ostatnia rzecz jaką zrobię na tym świecie wybuduję te świątynie.

-Pan odpuszcza Tobie grzechy, idź w pokoju-powiedział spowiednik po czym Piotr ruszył w  kierunku ołtarza by modlić się. Po godzinnej adoracji wyszedł z kościoła i wrócił do swojego zamku.

           Wyraz jego twarzy zdradził żonie, że pokuta nie będzie łatwa. Nie była zdziwiona tym co usłyszała. Pocieszyła męża, dodała otuchy i zapewniła go o tym, że nie opuści go w tych ciężkich chwilach. Włostowicz od czasu spowiedzi przestał zajmować się sprawami jakie zostały mu powierzone na stanowisku komesa. Często chodził do skarbca i patrzył na monety, których dorobił się biorąc większą część okupu jaką Wołodar musiał zapłacić. Ale najwięcej czasu spędzał na modlitwie. Prosił Boga by pomógł mu, podsunął mu pomysł. Dobrze wiedział, że nie znajdzie tylu robotników, opłaci ich i zbuduje świątyń za swoje pieniądze. Mało spał, często widziano go zapłakanego, w kaplicy zamkowej potrafił spędzać całe dnie.

           Pewnej nocy gdy zasnął w kaplicy zamkowej obudziła go łuna światła, która biła od obrazu. Było bardzo cicho. Dunin przestraszył się. Patrzył uważnie i po chwili usłyszał głos, który mówił:

-Piotrze Twoja modlitwa została wysłuchana. Jeśli uwierzysz, że potrafisz i, że Bóg może Ci naprawdę pomóc wybudujesz  świątynie, w których moje dzieci będą się mogły ze mną spotykać. A wielka będzie Twoja nagroda w Niebie.

Włostowicz pełen radości po wysłuchaniu do końca słów Boga wybiegł z kaplicy. Biegł do sypialni. Obudził małżonkę i o wszystkim jej opowiedział. Ta jednak myślała, że mężowi to wszystko się przyśniło i tylko kiwnęła, gdy ją zapytał czy mu wierzy.

            Następnego dnia komes ruszył w stronę wielkopolski. Odwiedził Kalisz i dalej udał się na Wzgórza Ostrzeszowskie. Zatrzymał się na Jeżowej Górze koło Biskupic. Okolica była bardzo ładna. Rosło tu dużo drzew. Tutejsza ludność utrzymywała się głównie z rolnictwa.

            Gdy zapoznał się z terenem postanowił, że tu powstanie jedna spośród siedmiu świątyń. Mieszkańcy miejscowości z przykrością odmawiali pomocy przy budowie. Piotr ich doskonale rozumiał. Wiedział ile mieli pracy przy żniwach i w gospodarstwie.

            Oprócz tego, że nie było chętnych do budowy Włostowicz  nie miał pojęcia z czego wybuduje kościół. Kamień był bardzo modny i pożądany przez najbogatszych. Wiedział, że świątynia musi być okazała.

            I tak jeździł tutaj co kilka dni. Myślał i czym więcej chciał tym mniej mu wychodziło. Jednak gdy wrócił tam po kilku dniach i podczas przechadzki po polanie, pełnej zielonej trawy, usłyszał ten sam miły głos, który powiedział:

-Kamienie.

To jedno słowo potwierdziło Piotra w przekonaniu, że kamienie są niezbędne.

            Od tej pory zdobywanie kamieni było jego głównym celem. Zebrał ich tysiące. Były małe, duże i wielkie. Wszystko co udało mu się nabyć przywoził na Jeżową Górę. Kamieni ciągle przybywał. Z małej górki z kilkoma kamieniami urosła wielka góra. Dunin był przekonany, że to dzieje się za sprawą nadludzkich mocy. Wreszcie uwierzył, że jest wstanie wybudować tutaj świątynie.

            Po wszystkich trudach Piotr wrócił do Wrocławia by tam przez kilka dni wypocząć. Bardzo schudł, zaniedbał obowiązki komesa. Skargi na jego osobę wpływały tysiącami. Jednak dla niego liczyło się tylko jedno-odprawić pokutę.

            Nie chciał zostawić budowy. Więc w Biskupicach zostawił dwóch swoich towarzyszy, którzy mieli doglądać miejsca oraz stosu kamieni. Bał się, że pobliscy mieszkańcy będą go chcieli okraść.

            Marek i Janek zamieszkali u gosposi Jagny, która była świetną kucharką. Było im tak u niej dobrze, że zaprzestali jeżdżenia na Jeżową Górę. Włostowic również nie przyjeżdżał. Chciał najpierw załatwić wszystkie zaległe sprawy, a było ich dużo.

            Po ponad miesiącu pobytu na wsi towarzysze Dunina zaczęli się niepokoić. Myśleli, że Piotr chciał się ich pozbyć i dlatego ich tu wysłał. Nie pozostawało im nic innego jak pojechać do Wrocławia i zbadać sprawę. Zabrali wszystkie swoje rzeczy i już mieli wyjeżdżać gdy nagle do gospodarstwa Jagny wbiegł pewien wieśniak. Był bardzo zmęczony i zdenerwowany. Marek zszokowany całą sytuacją zapytał:

-Co się stało? Czy ktoś Cię goni?

-Wielmożny Panie! Tam się cuda dzieją!- podniósł rękę i skierował ją w stronę Jeżowej Góry.

-O czym Ty mówisz?- krzyknął Janek do chłopa.

-Ja chciałem tylko popatrzeć. W nocy poszedłem tam i wtedy zobaczyłem to- w tym momencie mężczyzna upadł na ziemię i zemdlał.

-Wody!- krzyczał Marek. Był bardzo zaniepokojony tym co usłyszał, ale nie wiedział najważniejszego.

            Próby wybudzenia wieśniaka okazały się daremne. Zapadł w śpiączkę. Była to tragedia dla towarzyszy Dunina. Mieli dopilnować wszystkiego. A tu nagle okazało się, że nie wiedzą całej prawdy. Nie mieli wyboru, musieli jechać do Wrocławia i opowiedzieć Włostowiczowi o tym co tutaj zobaczyli i usłyszeli. Następnego ranka wyjechali z Biskupic na swoich pięknych koniach.

            Stan chłopa nie poprawiał się. Nadal był w śpiączce. Codziennie odwiedzał go jego syn. I gdy pewnego popołudnia Jagna szła z lekami usłyszała dziwną rozmowę:

-Tato chodzę tam codziennie. Aniołowie mają już plan. Ten kościół będzie cudowny.

Więcej nie usłyszała, bo Staś zorientował się, że ktoś go podsłuchuje. Zaczerwienił się  i wyszedł z pokoju.

            Jagnie ta sprawa nie dawała spokoju. Najpierw Włostowic, potem śpiączka tego mężczyzny, a teraz ten chłopiec mówi takie rzeczy. Dużo o tym myślała, aż w końcu zebrała w sobie wszystkie pokłady odwagi i pewnej nocy wybrała się na miejsce budowy. Była bardzo zdenerwowana. Gdy doszła na miejsce nic tam się nie działo. Podeszła do pobliskiego drzewa, przykucła i czekała na rozwój sytuacji. Po kilkugodzinnym oczekiwaniu zobaczyła dużą grupę osób ubranych w białe szaty. Za nimi szli również ludzie- tak bynajmniej wydawało się Jagnie- jednak ubrani byli w czarną odzież. Kobieta nie znała ich. Od jednych bił biały blask, natomiast twarze drugich były zasępiałe i ponure.

            Postanowiła bliżej im się przyjrzeć i przesunęła się o kilka kroków. Wtedy właśnie usłyszała jak jeden z białych powiedział:

-Ja jako przywódca Aniołów rozkazuję Wam byście przynosili kamienie pod budowę. Jednak jest jedno ale. Ta budowa nie będzie stała tutaj tylko tam na Kotłowskim Wzgórzu.

-Co? Jakim prawem śmiesz nam rozkazywać? Ja jako przywódca Diabłów nie zgadzam się. Ten kościół będzie stał tutaj albo nigdzie.

-Przypominam Ci, że pracujecie tu by odrobić te wszystkie krzywdy jakie niewinni ludzi musieli przez Was cierpieć.- powiedział dowódca Aniołów po czym z tłumu wysunęła się postać w białej szacie.

-Wodzu nie ma sensu się kłócić. Niech kościół powstanie tutaj. A no i mam jeszcze jedną sprawę,  którą musimy obgadać na osobności.

            Po tych słowach podszedł do swojego przywódcy, złapał go za ramię i odszedł z nim tak by inni ich nie podsłuchiwali. Po kilkunastu minutach wrócili w znacznie lepszych nastrojach po czym dowódca Aniołów powiedział:

-Zabieramy się do pracy! Robi się późno, a długo nie możemy tutaj być. Kamienie będą przynosić Diabły, a my zaczniemy budowę.

            Gdy to przemówienie zostało zakończone wszyscy udali się na swoje stanowiska pracy. Diabły chciały tę pracę skończyć jak najszybciej, więc w niedługim czasie zniosły na sam szczyt masę kamieni. Aniołowie jednak nie kwapiły się by rozpocząć pracę. Chodzili, patrzyli i coś pisali na kartkach.

             Po kilku godzinach pracę zawieszono do jutra i rozeszli się do swoich obozów. Jagna była tak zdenerwowana, że nie umiała się ruszyć z miejsca. Postanowiła pozostać tutaj do rana. Nie mogła zasnąć, więc przypatrywała się górze. Było na niej kilkuset kamieni. Musiało być już późno. Czas wlókł się niemiłosiernie.

             W pewnym momencie z zarośli wynurzyli się Aniołowie. Zachowywali się dość dziwnie. Rozglądali się, patrzyli uważnie, jakby za każdym krzakiem kryła się jakaś postać. Gdy szli obok Jagny, ta wstrzymała oddech. Przeszli obok niej nie zauważając jej. Gdy doszli na górę przywódca pokazał im coś rękoma nie mówiąc przy tym nic. Po kilku minutach każdy Anioł miał już w rękach jeden kamień i razem z nim szedł w stronę Kotłowa. Kobieta była zaskoczona takim obrotem sprawy.

              Po co Aniołowie wynoszą kamienie skoro przed chwilą były one wnoszone przez zwartą grupę wysłanników z piekła. Kamienie znikały jeden po drugim. Góra, którą tworzyły wszystkie zebrane przez Dunina materiały potrzebne do budowy topniała jak lodowiec. Jagna nie miała pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Bała się, że ktoś ją  może zobaczyć, dlatego została w tym samym miejscu. Mimo, że Aniołowie zachowywali się bardzo cicho nie byli bezszelestni. Było słychać spadające kamienie oraz rozmowy, które toczyli między sobą.

              Plan, który wymyślił Herios  i, na którym przystał wódź był już prawie wykonany i gdy zostało do przeniesienia jakieś sto kamieni zza krzaków jeżyny wyłoniły się dwie zakapturzone postacie. Jagnie nagle zrobiło się zimno. Zobaczyła ich czerwone oczy o pionowych źrenicach i blade twarze. Wyglądali jakby byli trupami. Nagle jeden do drugiego przemówił:

-Wiedziałem, że nie można im ufać. Ten cały Herios nie jest taki święty jakiego udaje. Wódz będzie zadowolony.

-Masz nosa do tych spraw! - powiedział drugi po czym oddalili się i zniknęli w ciemnościach.

              Jagna była bardzo zdenerwowana, chciała tylko stąd uciec. Wiedziała, że za chwilę wydarzy się tutaj coś niedobrego.  Serce podpowiadało jej by uciekać, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Nogi miała jak z waty. Zaczęła płakać, gdyż wiedziała, że nie ucieknie. Nie miała siły. Jeszcze bardziej się zgarbiła i czekała.

             I długo nie musiała. Znienacka górę, na której teraz znajdowali się Aniołowie otoczyły złowrogie postacie. Przynajmniej pięćdziesiąt zakapturzonych postaci tworzących krąg, w środku którego znajdowali się wysłannicy Nieba.

             Wrzaski, krzyki i odgłosy spadających kamieni nadchodziły ze wszystkich stron. Nastała prawdziwa walka. Olbrzymie dłonie łapały za kamienie zostawiające na nich odciski ostrych pazur i trafiały w Aniołów, którzy cudem ratowali się. Pociski szybowały w powietrzu. W ostatniej chwili wódz z podopiecznymi zdążył uciec.

            Chwila ulgi, a potem jeszcze więcej pocisków posłanych w stronę Aniołów . Jeden z biało ubranych upadł na ziemię.

-Przestańcie! PRZESTAŃCIE! - krzyczała Jagna.

            Nikt jej nie słuchał. Diabły jak z armaty wystrzeliwały kamienie. Trzech Aniołów uszło ledwo z życiem, lecz czwarty nie miał już tyle szczęścia. Jego szczątki stoczyły się z Jeżowej Góry. Jeden z jego towarzyszy pobiegł, żeby go ratować, ale było już za późno. Kolejne mordercze kamienie śmigały nad głowami. Jeden z nich trafił Diabła. Przez chwilę zawisł z rozwartymi ramionami w powietrzu, jakby nadział się na przeszkodę, a jeden z jego towarzyszy o mało nie niego nie wpadło.

           Plac budowy wyglądał jak rzeźnia. Kamienie były porozrzucane po całej okolicy. Na niebie zaczęło pojawiać się słońce. Zacięta walka między Diabłami i Aniołami trwała już bardzo długo, a żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to by miała się skończyć. Nawet świadomość tego, że pobliska ludność na pewno słyszała wrzaski, które stąd dobiegały nie przeszkadzały Diabłom w dążeniu do zwycięstwa. Aniołowie byli bardzo osłabieni. Znaczna ich część dawno poległa w zaciętej walce. Zdawali sobie sprawę, że przegrywają. Jednak nie poddawali się. Wierzyli, że może stać się cud.

            I to co stało się w następnej chwili było tym o czym marzyli Aniołowie. Z zarośli na pięknym koniu wraz ze swoją świtą, w rycerskiej zbrodni ukazał się Dunin. Wśród jego towarzyszy Jagna rozpoznała Marka i Janka. Pobliska ludność również przybiegła by zobaczyć co tutaj się dzieje. Gdy Aniołowie zobaczyli ludzi zaczęli uciekać. Znikali jak poranna mgła.

             Diabły przekonane o swoim zwycięstwie zaczęła wśród leżących kamieni i ciał szukać swojego wodza. Jeden z nich zmęczony całą walką patrząc w stronę lasu powiedział:

-Chyba coś mi jest. Widzę przed nami ludzi. O, a tamci mają widły w rękach.

Cała reszta spojrzała przed siebie. Stali przed nimi Dunin wraz ze swoim orszakiem oraz pobliska ludność. Bardzo szybko zaczęli uciekać i znikać wśród gęstego lasu.

              Jeżowa Góra wyglądała jakby przeszedł przez nią huragan. Kamieni, o które tak bardzo Włostowicz się starał nie było tam gdzie je pozostawił. Z jego oczu zaczęły spływać łzy. Szedł na górę, a gdy znalazł się na jej szczycie z całej siły krzyknął:

-Dlaczego? - i zaczął płakać jak małe dziecko. Z trudem było patrzeć mu na te górę. Tyle pracy i zmarnowanego czasu. Nie miał pojęcia co tutaj zaszło. Ocierając łzy przemówił do tłumu:

-Czy ktoś wie co tutaj zaszło?

Spośród grupki kobiet wysunęła  się Jagna bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy i zdenerwowana, gdyż jeszcze nie ochłonęła po tym co tutaj zobaczyła. Podeszła do Piotra i zaczęła opowiadać o tym co wiedziała i słyszała. Gdy jej opowieść dobiegała ku końcowi wszyscy skierowali wzrok na ścieżkę prowadzącą do Biskupic. Biegł nią chłopiec, którym jak się później okazało był Staś. Zmęczony drogą chwilę ciężko oddychał po czym krzyknął tak głośno by wszyscy go usłyszeli.

-Tato się obudził! On żyje! - po czym upadł na ziemię i zaczął się modlić.

               Plac pod budowę był tak zrujnowany, że nie sposób było coś na nim wybudować. Całe szczęście, że kamienie, które Aniołowie przenieśli do Kotłowa zostały nienaruszone. Podczas zgromadzenia, które zorganizował Piotr jednogłośnie zdecydowano, że świątynia zostanie wzniesiona w Kotłowie.

                Prace ruszyły bardzo szybko. Architekt, którego zatrudnił Włostowicz zaprojektował tę świątynię w stylu romańskim. Z powodu mniejszej liczby kamieni budowla musiała być jednonawowa. Ludność widząc jak bardzo palatynowi zależy na tej budowie zaczęła w miarę swoich sił pomagać.

                Na Kotłowskim Wzgórzu, z którego było widać wspaniałą panoramę Kotłowa i okolicznych miejscowości, powstawał cudowny kościół. Piotr nie oszczędzał się. Pracował w pocie czoła. W niedługim czasie na samym szczycie stanęła wspaniała świątynia z oryginalnymi okienkami i portalami. By zakryć niektóre elementy konstrukcyjne żona Włostowicza postarała się o rzeźby przedstawiające między innymi maski zwierzęce, lwy, winogrona i głowy ludzkie, którymi udekorowała mury.

                Prace dobiegały końcowi. Pozostawało tylko posprzątać i wnieść ławki oraz ołtarz. Po zakończonych pracach kościół został poświęcony przez biskupów. Radość jak ogarnęła ludzi była nie do opisania.

                Zachwycony tą historią  Jan Długosz postanowił opisać to co tutaj się wydarzyło. Dunin tak szczęśliwy tym czego dokonał zaczął stawiać kościoły w zaskakującym tempie. Zbudował ich dziesięciokrotnie więcej.

                Mimo kilku przebudów kościoła i „wojny" religijnej świątynia pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny stoi do dnia dzisiejszego i już 8 września rozpoczną się obchody 900-lecia fundacji kościoła.

                              


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
.
. 19 sierpnia 2008, 05:31
najpierw uwaga ogólna:
to nie list
wszystkie zaimki małą literą

'Kamieni ciągle przybywał.'
Kamieni ciągle przybywało.

ciągnie się ta budowa jak flaki z olejem
powtórzenia nie dynamizują tekstu
a wydają się całkiem zbędne
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 19 sierpnia 2008, 10:39
"widziano go zapłakanego, w kaplicy zamkowej potrafił spędzać całe dnie.
Pewnej nocy gdy zasnął w kaplicy zamkowej obudziła go łuna światła..." - te kapliczki zbytnio się o siebie ocierają.

"Jeśli uwierzysz, że potrafisz i, że Bóg może Ci naprawdę pomóc" - bez przecinka po "i".

"Kamieni ciągle przybywał." - o.

Wygląda troszkę tak, jakby Włostowicz sam te tysiące kamieni zwoził... czy rzeczywiście tak było? Jeśli nie, to warto by nieco rozbudować opis całej akcji. To jest też ogólna zachęta do rozbudowania opisów otoczenia i uczuć bo dominuje relacja z poszczególnych poczynań Włostowicza (za bardzo raportowo, jak na mój gust).
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 19 sierpnia 2008, 11:11
aha... a więc byli jeszcze Janek i Marek do pomocy... :)
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 19 sierpnia 2008, 11:13
... no to popraw błędy Miki
ataraksja
ataraksja 24 sierpnia 2008, 20:34
Braki w interpunkcji, np. "-Ojcze nawet gdyby była to ostatnia rzecz jaką zrobię na tym świecie, wybuduję te świątynie", "Gdy zapoznał się z terenem, postanowił, że..." - i w kilku innych miejscach. Są to braki dość rażące i podczas lektury utrudniają płynne przyswajanie tekstu.
powtarzasz w bliskim sąsiedztwie te same elementy składniowe: "(...) w kaplicy zamkowej potrafił spędzać całe dnie. Pewnej nocy gdy zasnął w kaplicy zamkowej (...)".
"wielkopolski" - nazwy geograficzne dzielnic i regionów danego państwa piszemy z wielkiej litery (Wielkopolska).
Błędy leksykalne: "To jedno słowo potwierdziło Piotra w przekonaniu," (utwierdziło); "Ta budowa nie będzie stała tutaj tylko tam na Kotłowskim Wzgórzu" (budowla).
Nadmiar zaimków: "śpiączka tego mężczyzny, a teraz ten chłopiec mówi takie rzeczy. Dużo o tym myślała (...)" - tego, ten. tym - spokojnie można niektóre pominąć, nadmiar razi.
Błąd słowotwórczy: "przykucła" (przykucnęła lub "kucnęła); "zasępiałe" - (zasępione).
"ludzi" - literówka (ludzie), "jeden z jego towarzyszy o mało nie niego nie wpadło" (wpadł), jeszcze inny przykład wskazał Ci Kropek i domnul Mandibur.
Błąd fleksyjny: "Aniołowie jednak nie kwapiły się..." (nie kwapili się) - ci aniołowie ;); "Było na niej kilkuset kamieni..." (kilkaset).
"Przeszli obok niej nie zauważając jej." - składnia! (Przeszli obok nie zauważając jej.); "Plan, który wymyślił Herios i, na którym przystał wódź..." (Plan, wymyślony przez Heriosa, na który przystał wódz...); "odciski ostrych pazur" (pazurów).
Frazeologia: "Nastała prawdziwa walka" (nastała cisza, jak makiem zasiał - natomiast `rozgorzała prawdziwa walka`).

Ufff! - gdybym miała siły, to wyłapałabym pozostałe byki, ale jest ich jeszcze tak dużo, że powiem wprost - to nie jest tekst na pierwszą stronę. Niedopracowany od strony językowej, trąci staroświecczyzną - może Kraszewski by się ucieszył, że ma młodą naśladowczynię... Jako wprawka w pisaniu może być, ale sporo musisz popracować, by Twoje następne teksty reprezentowały naprawdę wysoki poziom.
ataraksja
ataraksja 24 sierpnia 2008, 21:10
Tym razem nie możemy opublikować.
przysłano: 18 sierpnia 2008 (historia)

Inne teksty autora

On
myszkamiki10
Zagubiona...
myszkamiki10

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca