Literatura

Plan 'Eden' cz.1 (opowiadanie)

Kamil-a

                                           Siedem dni i ani sekundy dłużej...

Ściśle tajna narada w mieście, którego nazwy nie można wymieniać.

 - Jutro nasz wielki dzień. Wcielamy w życie plan "Eden". Musimy działać dyskretnie i skutecznie. Czy są jakieś pytania?

     Cisza.

 - Więc dobrze. Za tydzień na moim biurku mają pojawić się raporty. Macie siedem dni i ani sekundy dłużej! Zrozumiano?

 - Tak jest!

Zapaliły się światła i rozeszli się. Każdy poszedł w inną stronę. Byli bardzo podekscytowani i gotowi do działania.


"A więc zaczęło się" - pomyślał i wsiadł do swojej furgonetki. "Siedem dni i ani sekundy dłużej" powtórzył w myślach. Wyjrzał przez okno i uśmiechnął się do malutkiego, błyszczącego punkciku na niebie, który oddalał się coraz bardziej, aż zniknął mu z oczu. "Powodzenia, bracie."



 - Tu z góry wszystko jest inne. Nie widać tych wszystkich ludzkich problemów, kłótni, chorób... Jest tylko spokój. Radość wschodzącego słońca. Dlaczego ludzie nie dostrzegają rzeczy pięknych, oczywistych? Narzekają na zło, nie widząc, że oni sami je czynią. Głupcy, biedni, ślepi głupcy...

     Wychylił resztę Martini i zamknął oczy. "Mam nadzieję, że plan się powiedzie. Musi się udać, musi! Bo jeśli nie..." Samolot zatrząsł się gwałtownie. Kieliszek po drinku spadł ze stolika i rozpadł się na małe kawałeczki.



Czarny Harley gnał przez bezdroża, wzbijając w górę tumany kurzu.

 - Haha! Witaj świecie, jadę do ciebie! Łaaaa!

Wiatr smagał go po twarzy i rozwiewał długie, jasne włosy wystające spod kasku.

 - Już nic mnie nie zatrzyma! NIC! Haha! Ruch to mój żywioł! Dzięki niemu mogę wszystko!
Przyspieszył i zniknął za linią horyzontu, wnikając w blask poranka.

 

 

     Zaczęło się.

 


                                            Podaj dalej

 - Dzień dobry, moja kochana młodzieży. Usiądźcie spokojnie w ławkach i posłuchajcie mnie przez chwilę. Marek z łaski swojej przestań dłubać w nosie!

 - To jak narkotyk, sorze, trudno się odzwyczaić.

Klasa wybuchnęła śmiechem.

 - Dziś Ci daruję, nie dostaniesz uwagi, bo mamy coś naprawdę ważnego do zrobienia.

Jego mina sugerowała, że to nie będzie zwykła lekcja. Może kartkówka?

 - Czy jesteście odważni?

 - Pytanie, pewnie! Hehe...

Klasowy rozrabiaka z wyższością położył nogi na ławce.

 - Nie mógł pan lepiej trafić.

 - Ale ja pytam poważnie.

 - A ja odpowiadam poważnie. Niczego się nie boję.

 - A śmierci?

Ucichły szepty i zaciekawione oczy uczniów przeniosły się na twarz wykładowcy.

 - Czy boicie się śmierci? Czy jesteście na tyle odważni, aby pokonać swoje lęki i podjąć największe ryzyko?

"Czego on od nas chce? O co mu chodzi?" Ta sama myśl przebiegła po wszystkich głowach.

 - Do niczego nie chcę was zmuszać, zdaję sobie sprawę, że macie po 18 lat i zastanawiacie się, czy dzwonić na policję, czy od razu do wariatkowa.

     Chichot.

 - Proszę was tylko, aby to wszystko, co usłyszycie na tej lekcji, zostało między nami. Ci, którzy nie boją się wyzwań i chcą zapisać się na kartach historii naszego świata, niech przyjdą jutro pod szkołę z trzema rzeczami. Weźcie ze sobą tylko trzy najważniejsze dla was rzeczy. Rodzicom powiedzcie, że jedziecie na tygodniową wycieczkę do stolicy.

 - A tak na prawdę, to dokąd pojedziemy?

 - Do środka ziemi. Do sedna wszystkiego.

 - A para skarpet liczy się jako jedna czy dwie rzeczy?

 - Jeśli skarpetkami chcesz zmieniać świat, to lepiej zostań w domu.



 - Dzień dobry, panie prezydencie, wszyscy już na pana czekają.

 - Dziękuję Meg, nie łącz mnie z nikim. To jest naprawdę ważne spotkanie, powiedz to mojej żonie, jakby znowu dzwoniła. Będę na obiad.

Poprawił krawat i wszedł na salę posiedzeń. Zamknął drzwi na klucz, co niektórych trochę zaniepokoiło, ale nie dali tego po sobie poznać. W końcu to profesjonaliści w ukrywaniu prawdy.

 - Witam wszystkich na dzisiejszym zebraniu. Może niektórych zdziwiło, że zwołuję naradę o tak wczesnej porze, ale mam do was sprawę nie cierpiącą zwłoki. John, ile mamy broni w naszym kraju?

 - Mnóstwo, wystarczyłoby do zawładnięcia całym światem - uśmiechnął się John - Żaden kraj nie ma więcej. – wyprostował się dumnie i wygładził garnitur.

 - Zniszcz ją.

Zaskoczeni mężczyźni wymienili spojrzenia.

 - To chyba jakiś żart!

 - Ja nigdy nie żartuję.

 - Ale jak!? Po co? Nie można od tak rozwalić całej broni, którą przez długie lata produkowaliśmy! A co z wojskiem? Jak im to powiedzieć? Nie, to jakieś bzdury!
John aż poczerwieniał. Ze zdenerwowania szybciej biło mu serce i oblał go zimny pot. Poluźnił krawat.

 - Spokojnie John, tylko spokojnie. Masz wielu zaufanych ludzi w wojsku, oni ci pomogą. Macie to zrobić dyskretnie, szybko i skutecznie.

 - Ja chyba śnię!

 - Idź do mojego biura, na stoliku leżą stosowne dokumenty. Nie ma ani chwili do stracenia!

"Oszalał, po prostu oszalał" - teraz nikt nie próbował ukryć kpiących uśmiechów i drwiny.

 - Sam, do ciebie też mam sprawę.

 - Niech zgadnę, mam pozamykać wszystkie szpitale w kraju?

 - Nie kpij ze mnie. Musisz wykonać poważnie zadanie.

 - Słucham.

 - Jaki kraj jest najbiedniejszy na świecie?

 - Mozambik, oczywiście. Tam ludzi nie stać nawet na buty.

 - Zorganizuj akcję na światową skalę, która pomoże zebrać ogromną sumę pieniędzy dla krajów Afryki. Może jakieś koncerty?

 - No dobrze, ale to będzie kosztować, a przygotowania mogą potrwać nawet parę miesięcy.

 - Masz to załatwić w pięć dni.

 - PIĘĆ DNI?! Czyste szaleństwo!!!

 - Już wysłałem listy z prośbą o pomoc do najsławniejszych artystów na świecie. Na pewno nie odmówią. Idź już, bo masz mało czasu.

Na sali zapanowała cisza pełna napięcia. Nikt nie wiedział, o co chodzi, do czego on zmierza i kogo poprosi następnego.

 


 - Witaj Mario, jak tam mąż? Lepiej?

 - Tak, dziękuję, już prawie wyzdrowiał! Jutro już będzie mógł wrócić do pracy. Nie wiem, jak się księdzu odwdzięczę!

 - Mam tylko jedną prośbę.

 - Słucham, niech ksiądz prosi, o co tylko zechce.

 - Podaj dalej.

 - Co proszę?

 - Podaj dalej. Ja oddałem ci wielką przysługę, uratowałem życie twojego męża. Teraz twoja kolej. Zrób dla kogoś coś dobrego. Nie jakąś drobną rzecz, coś naprawdę ważnego. I nie odmawiaj nikomu pomocy.

 - …ale ja nie potrafię. Jestem już stara, mam wnuki, co ja mogę dla kogoś zrobić? Nie jestem ani bogata, ani mądra.

 - Nie mów tak, Mario, bo to nieprawda. Jesteś bogata w wiarę i mądra miłością. Wystarczy odrobina nadziei i szczerych chęci, a okaże się, że wszystko dopiero się zaczyna. Wybacz, ale już mnie wołają. Msza się zaraz zacznie.

     Chciała go zatrzymać, zapytać dokładnie, o co chodzi, ale on był już przy ołtarzu.




ciąg dalszy nastąpi…


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Jacek
Jacek 15 maja 2009, 21:17
Wprowadzenie w akcję powinno być zrobione na przykład kursywą.

Okiełznaj wykrzykniki i wielokropki

Okiełznaj też spacje.

„Klasowy rozrabiaka”- do konwencji pasuje nijak

„Nigeria, oczywiście. Tam ludzi nie stać nawet na buty.” – nie Nigeria

„Zorganizuj akcję na światową skalę, która pomoże zorganizować”- powtórzenie

„Może jakiś koncert?
- No dobrze, ale to będzie kosztować, a przygotowania mogą potrwać nawet parę lat.”- Przygotowanie koncertu parę lat? Z jednego koncertu pieniądze na całą Afrykę trzecią?

Ojejku, ojejku. Strasznie chaotycznie. Momentami miesza się narracja. Brzmi to tak, jakbyś pomieszała dramatyczne didaskalia, które wymagają wyszczególnienia zapisem z narracja typowo prozatorską. Kilka rwanych fragmentów pewnych obrazów. To nie jest film, żeby tak rzucać scenami. Nie jest to też fragmentaryczność. Kilka wytartych, acz słusznych, maksym nie czyni tego tekstu wystarczająco dobrym Tym razem jestem na nie.


Pozdrawiam
Kamil-a
Kamil-a 16 maja 2009, 10:21
Niektóre błędy poprawiłam, jednak inne zostawiłam...

Rozumiem, że nie od razu stanę się dobra w pisaniu. Nigdy nie byłam i nie wiem czy kiedyś będę. Jednak zamierzam nadal próbować, być może któregoś dnia zostanę polecona.

Pomimo tego iż pierwsza połowa została oceniona niezbyt przychylnie to nie rezygnuje i zamieszczam część drugą - ostatnią.

Pozdrawiam :)
Jacek
Jacek 16 maja 2009, 10:55
i bardzo słusznie:) Podoba mi się takie podejście:) Masz u mnie plusik przy kolejnym tekście:)
Jacek
Jacek 16 maja 2009, 20:05
Wszystko zależy od Beaty w przypadku tego tekstu.
Jacek
Jacek 18 maja 2009, 13:34
skoro Beaty nie ma, a Kropkowi podoba się całość jako cykl, jestem skłonny ugiąć się delikatnie i posłać obie części na pierwszą stronę.
przysłano: 15 maja 2009 (historia)

Inne teksty autora

Powroty
Kamil-a

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca