Literatura

Wszechlas - czyli alegoria do nas, ludzi. (opowiadanie)

LordzFc

Tytuł - porażka pewnie. Problem z nim miałem duży. Tekst jest łatwy do zrozumienia.


 W mrowisku Wszechlas Południowy od zawsze było tłoczno. Nikt nie pamiętał, czasów kiedy potężne miasto rodziło się do życia, ani tym bardziej kiedy go jeszcze nie było.Pomimo to historycy poszukiwali śladów początków kopca. Najstarsze dokumenty datowane na 20 lat przed urodzeniem się królowej Serenidy, mówiły o ogromnym organizmie społecznym, nieco mniejszym od obecnego. Jednak Historia tutaj nie była najważniejszą dziedziną. 

Tu bowiem badano możliwość wystąpienia innej mrówczanej formy życia. Mieszkańcy mrowiska koniecznie chcieli się dowiedzieć czy są sami we wszechlesie, dlatego wiele zebranych zasobów poszło na budowę ogromnego obserwatorium na szczycie drzewa, a także na równie dużych wokół Wszechlasu Południowego. Cel naukowców pozostawał niezmienny od ponad dekady. Pomimo tak wielkiego czasu mozolnych badań, nic ważnego nie znaleziono śladów świadczących o istnieniu inteligentnej formy życia.

Zauważono jednak, że drewniane twory wszechlasu ubywają przy ogromnym hałasie, a na ich miejscach powstają ogromne kolorowe drzewa, ale kwadratowe i bardziej szerokie niż wysokie. Niestety przyrządy optyczne, jakimi dysponowały mrówki nie pozwalały zauważyć z czego się dokładnie składają. Widzieli jednak zależność: ubywa wszechlasu pierwotnego, powstaje całkowicie inny świat złożony z ruchomych i prostopadłościennych drzew.

Tymczasem w mrowisku Konar Wszechlasu panowała złowroga cisza. Zbliżała się zagłada, której nie mogli w jakikolwiek sposób przeciwdziałać. Widzieli już co to zrobiło z innymi ich miastami. Mało kto się uratował z tej serii wybuchów. Naukowcy tymczasem rozpaczliwie szukali innej mrówczanej formy życia, z którą mogliby się skomunikować i która ów dałaby im schronienie. Niestety pomimo blisko stu obserwatoriów nic ciekawego nie widzieli. W jednym z nich, naukowiec Mófan stwierdził, że jeśli istnieje, to poza Wszechlasem widzialnym. Teza ta się szybko rozpowszechniła i zyskała poparcie środowisk naukowych.

Myślano już nad sposobem by pokonać tą ogromnie ogromną odległość - najmniej pięciu kilometrów. Jednak czasu na myślenie było za mało i próbowano działania doraźne. Jedno z nich wyglądało tak: ustawiano liść załadowany mrówkami na gałązce drzewa i czekano na wiatr. Dzięki jego sile część mieszkańców Drzewa Wszechlasu uzyskała szanse na uratowanie się z tej beznadziejnej sytuacji. Lecz, aby przebyć te pięć kilometrów należało liść przynajmniej stokrotnie nakładać na konar drzewa i czekać na wiatr. Ten sam liść mógł jeszcze płynąć po przezroczystej cieczy. Jeśli na nią spadał, przebywał wielokrotnie większą odległość przy mniejszym nakładzie sił. Posiadał więc wiele zalet, lecz należało uwzględnić karkołomność wielokrotnego wnoszenia go na drzewo i czekania na powiew. Ten oto środek transportu, powstały przez spontaniczne działanie, zyskał szybko grono zwolenników i to on wygrał w błyskawicznie zoorganizowanym konkursie na pojazd ewakuacyjny. Niestety niemożliwym była ucieczka wszystkich mieszkańców kopca. Czasu było za mało.

*****

- Tato tato mrowisko! Mogę je rozdeptać?

- Tak, ale nie wsadzaj petardy.

- Taaaatooo, no proszę.

- Nie da rady.

- Tatooooo...

- Dobrze, możesz wsadzić petardę, ale to jest ostatni raz.

- Ha, ale będzie fajny bum.

*****

Panika jaka zapanowała w mrowisku Konar Wszechlasu była nie do opisania. Setki zmarłych, dziesiątki tysięcy rannych leżały w korytarzach aglomeracji. Ci natomiast co żyli, uciekali nie zbaczając na umierających. Liczba miejsc na przygotowanych do lotu liściach była ograniczona, a i tak nie wszystkie pewnie dolecą w bezpieczne miejsce. Kto wie czy aby te tajemnicze, destruktywne zjawisko ich nie dopadnie. Istniała jednak nadzieja, że natrafią na kopiec, który będzie przyjazny. Choć i tak do tego nie było pewności czy w ogóle coś takiego będzie. Mrówki nie znalazły w końcu żadnej im podobnej formy życia pomimo tylu obserwatoriów.

W tym całym strasznym szaleństwie, pośród walących się obserwatoriów wielu naukowców nie przerywało pracy i uważali, że wolą umrzeć dla nauki niż uciekać. Pojawiało się wiele tez, którym towarzyszyła gorąca dyskusja. Wiele z nich było rewolucyjnych i wiele pewnie nikt już nie usłyszy. Stwierdzili na przykład, że wcale nie trzeba mieszkać w mrowisku, aby być uznawanym za im podobną formę organiczną. Inteligentna forma życia może być bowiem o wiele wyżej stopni w drabinie rozwoju niż oni i mieć całkowicie inne zwyczaje. To wszystko było skrzętnie zapisywane i puszczane na latających ziarnach mlecza w siną dal dla innych, być może istniejących mrówkowatych. Skąd mieli tą pewność, że one są? Uznali, że Wszechlas jest zbyt wielki, by nic podobnego im nie istniało. Przy tak nieskończenie wielkim terenie, na pewno coś podobnego będzie i przeczyta ich wnioski.

W końcu runęło ostatnie obserwatorium zniszczone przez coś dziwnego, czego oni nie potrafili wyjaśnić. Większość z mrówek się uratowała, ale te przyrządy, które znajdowały się w zniszczonych miejscach badawczych nie. Pomimo to, zebrali się na drzewie, gdzie jeszcze stało laboratorium-dyskusorium, którego nic nie zniszczyło i dalej kontemplowali nad Wszechlasem, jego historią, przyszłością i życiu. Kto wie czy jeszcze nie dyskutują.


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 26 maja 2010 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca