Literatura

025. Kochanek z przypadku (opowiadanie)

Clairebible

 

Powoli okolica zaczęła tonąć w mroku. Niebo przyozdabiał sierpowaty księżyc, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Podróżni nadal błądzili po lesie, krocząc ścieżką wytyczoną przez leśne stworzenia. Po części liczyli, że dotrą na polanę, a poza tym również mieli nadzieję natrafić na jakąś sarnę. Jednakże ani jednego, ani drugiego nie mogli odnaleźć. Zamiast do zwierząt dotarli do paśnika. Przeklęli swój los i z pustymi żołądkami ruszyli dalej. Rozmowa również nie szła dobrze. Jedynie Rain prowadził dyskusję z bibliotekarką, reszta w milczeniu szła za przewodnikiem, którym w tym wypadku był Fatum. 
Mijała godzina, potem następna... niebo było już całkiem granatowe i wyglądało na to, że będą nocować między drzewami. Młody prorok spał już w najlepsze, podtrzymywany przez rycerza. Nawet Tiara wyglądała na zaspaną. 
W pewnym momencie Fatum niespodziewanie skręcił w bok. Gdyby nie śpiące dziecko, zapewne posypałyby się głośne fale protestu i oburzenia. Zaskoczona grupka ujrzała duży, wybudowany z czerwonej cegły budynek, który porastała gęsta roślinność. W pierwszej chwili pojawiła się nadzieja, że być może ktoś udzieli im schronienia. W następnej zrozumieli, że budynek był opuszczony, mimo że utrzymano go w bardzo dobrym stanie. 
Drzwi były zaryglowane. Namiestnik bez słowa oddał chłopca w ręce Kiro i solidnym kopniakiem wyważył wejście. Dziesięciolatek nawet nie drgnął, wyczerpany mozolną wędrówką.
– Wygląda na to, że tutaj przenocujemy.
Pomieszczenie dekorowały wiekowe, sosnowe meble, które wieńczyły rzeźbione wykończenia. Tylko jeden pokój. Tworzył on zarówno kuchnię, sypialnię i izbę gościnną. Skromność lub dom pustelnika – podpowiadała głowa.
Prawą ścianę zajmował kominek stworzony z szarych, płaskich kamieni. Całość, nieco okurzona i spowita gdzieniegdzie nitką pajęczyny sugerowała, że właściciel albo opuścił swoje domostwo, albo udał się w długą podróż bez powrotu.
Zaniedbanie, zabite okna oraz grobowa cisza budziła negatywne odczucia gości.
– Wygląda, jakby ktoś chciał się tu zaszyć lub schronić się samotnie – wydawało się Tiarze.
– Brud i ubóstwo – Miriam ciężko westchnęła i z nieukrywanym wstrętem zaczęła otwierać drzwiczki szafek, szukając czegoś istotnego, najlepiej żeby dało się skonsumować.
– Powinniśmy dziękować za to, że coś znaleźliśmy – rycerz odebrał chłopca mnichowi. – Trzeba przygotować posłanie. Kobiety i dzieciak śpią w łóżku, my rozejrzymy się po pomieszczeniu. Budynek jest duży... wydaje mi się, że będą tu jakieś zakamuflowane przejścia, być może do małej stajni.
– Wielki dom z jednym pokojem, coś tu nie tak – dodała od siebie bibliotekarka.
– Właśnie o tym mówię. Wydaje mi się, że jest tu tego więcej. Na wsiach ludzie często mieszkają ze zwierzętami pod jednym dachem. Mają izby przeznaczone dla trzody.
– Wolę pójść po drewno. Zaraz zamarznę, a was trzymają się głupoty – Tiara wyglądała na zdenerwowaną. Zwykle, w kolejce była pierwsza do szukania skarbów i bogactwa. Jak często sama o sobie mówiła, "myślała ekonomicznie". Tym razem nie dyskutowała zbyt długo, ani nie próbowała przenieść odpowiedzialność za ognisko domowe na kogo innego. Wyszła w wiadomym celu.
– Jak zwykle problematyczna – westchnął cicho Fatum. – Kiro, może jej pomożesz?
– Skoro nalegasz, to z przyjemnością zaopiekuję się jej kobiecością – mnich od razu wstał i uśmiechnął się szeroko.
– Tak, tak jasne... my rozejrzymy się po leśniczówce – usadowił chłopca na starym, podniszczonym fotelu i zaczął szykować posłanie.
– A ty, Fatum? Gdzie będziesz spać? – blondynka stanęła tuż za jego plecami. Była tak blisko, że niemal mógł słyszeć jej oddech.
– Jeszcze nie wiem. Jeśli noc będzie ciepła to może na dachu? Będę miał wgląd na okolicę, może nawet nawinie się jakieś zwierze do upolowania.
Tiara w międzyczasie wróciła wraz z zakonnikiem. Oboje ułożyli drewno pod kominkiem. 
– Jak rozpalimy płomień? – bibliotekarka zaczęła gorączkowo wzrokiem poszukiwać czegoś do zapłonu.
– Fatum się tym zajmie – odpowiedział mężczyzna w habicie.
– Ma talent do wzniecania pożarów. Od dziecka lubił podkładać ogień pod domy, z czystej ciekawości – podsunęła złośliwie dziewczyna o czarnych włosach.
– Naprawdę? – zainteresowała się nowa.
– Tak. A jak już wyrósł, znalazł sobie inne hobby – ciągnęła złodziejka. – Zabierał niewinnym kobietom cnotę i robił im dzieci. Potem uciekał, aż się kurzyło.
– Fakt, że ludzie, którzy decydowali się przygarnąć mnie w dzieciństwie i płacili za to życiem tak cię bawi? – spojrzał na brunetkę zimnymi, lazurowymi oczami. Wyciągnął dłoń, która po chwili zapłonęła i wystrzeliła salwę płomieni na suche drewno. – Ponadto nigdy nie zrobiłem żadnej kobiecie dziecka.
– Jesteś niemiła – blondynka powiedziała do Tiary.
Młodsza na te słowa roześmiała się głośno. – Nie każdy lubi czarny humor – zmieniła temat. – Śpię przy żarze, wy sobie możecie zająć łóżko. Razem cieplej – dodała.
– To może, ja z tobą? – Kiro nieśmiało wydukał.
– NIE! – dziewczyna ucięła krótko i głośno
– O, no co ty – Fatum stanął przed dziewczyną. – Cały czas z nim podróżujesz, może znacie się lepiej niż mi powiedziałaś. Mam wrażenie, że próbujesz mnie uwodzić tylko po to, żeby wzbudzić w Kiro zazdrość. Mam pomysł. Ja i Miriam pójdziemy na spacer, a wy, gołąbeczki, zostaniecie tutaj i sobie pogruchacie. W końcu przez tyle czasu przeszkadzała wam moja osoba, pewnie się za sobą stęskniliście. Tylko nie budźcie małego, nie jestem jeszcze gotowy na rozmowę "skąd się biorą dzieci".
Tiara uderzyła go w lewy policzek. Tym razem nie wahała się ani chwili. – Wyjdź. Wynoś się i nie wracaj – powiedziała, patrząc z wściekłością. Miriam podbiegła, próbując załagodzić sprawę i stanęła między nimi. Złapała za dłoń rycerza i ścisnęła. 
– Chodźmy, ona ma chyba okres. Nie chcę, aby komuś stała się krzywda
– Spokojnie – namiestnik uniósł głowę. – Dziewczyna bije jak pięciolatka, więc nie ma powodów do zmartwień. Mimo to bardzo chętnie pójdę na spacer – odwrócił się na pięcie.
Miriam podeszła na chwilę do impulsywnej panny. Uśmiechnęła się do niej z wyższością i pokiwała głową. – To co zrobiłaś, było głupie – oświadczyła i pobiegła zaraz za Enielem.

 

* * *

 

W obliczu wcześniejszego incydentu, noc nie była już taka zimna. Większy chłód powiewał z wnętrza leśniczówki.
Panna Lasette wraz z najemnikiem szybkim krokiem oddalili się od miejsca zgiełku, a im dalej, tym wydawało się spokojniej.
Niebo połyskiwało morzem brylantów, które rozświetlały najmroczniejsze zakamarki lasu. Ciszę przełamywało od czasu do czasu dźwięczne pohukiwanie sowy.
– Trochę tak strasznie – Miriam chwyciła ramię Fatuma i przycisnęła się do niego. Gdy zobaczyła, że jej nie odpowiada, spróbowała z innej strony nawiązać kontakt. – Nie przejmuj się tą małolatą, póki nie dojrzeje, nie zrozumie
– Słucham? – spojrzał na nią pytająco. Wybacz, zamyśliłem się trochę nad... sytuacją, w której obecnie jesteśmy. Zastanawia mnie, dlaczego ten dom stoi pusty.
– Może ten ktoś umarł samotnie w lesie i nikt tego nie zauważył.
– Wszystko jest posprzątane, nie ma ubrań, bibelotów... trochę jakby ktoś się spakował i wyjechał. Trochę tego nie rozumiem, to bardzo przyjemna okolica.
– Może miał dosyć odludzia. Dokąd pójdziemy?
– Obojętnie. Przed siebie.
– Chętnie wróciłabym nad tamte jezioro... – jej wzrok skupił się na jego twarzy, a dokładnie na wargach, które w tej chwili wydawały się jej takie smaczne.
– To ponad godzina drogi. Rozejrzyjmy się lepiej po okolicy. Może natrafimy na kolację.
Spacer przedłużał się. Kobieta miała wrażenie, że zbłądzili i Fatum tak na prawdę nie ma pojęcia w którą stronę iść. Myślała, że niesie go gdzieś złość na swoich towarzyszy, a może potraktował słowa tej młódki na serio i chce usunąć się w ciemność. Z jednej strony była uradowana, iż ten przystojny mężczyzna był tylko i wyłącznie z nią. Z drugiej, dokąd mieli iść, gdy wokół panowała ciemność i niebezpieczeństwo? Górskie szlaki obfitowały w różnego rodzaju wzniesienia, pagórki i skałki. Taka droga bardziej męczyła, niż cieszyła, taką pannę jak Miriam.
– Nie dam rady już dłużej. Musimy, gdzieś odpocząć – zatrzymała się nagle i złapała go za dłoń, aby jej nie zostawił.
– Nie widzę problemu. Jakby nie patrzeć może jest już nawet po północy. Możemy chwilę odpocząć i wracać – rozejrzał się po okolicy. – Dziwi mnie, że od jakiegoś czasu nigdzie nie słychać nawet pohukiwań sowy. Jakby ta okolica była zupełnie pozbawiona żywego ducha.
Blondynka usiadła na kamieniu. – Usiądź obok mnie – uśmiechnęła się. – Nie ma co się martwić, jutro już tu nas nie będzie. Nawet dzisiaj, jakbyś chciał – popatrzyła z zamyśleniem w niebo. Teraz stanowiły ciemno granatowe pastwisko, na którym pasały się czarne barany. Świecące punkciki były już prawie niewidoczne, a księżyc to znikał, to się pojawiał.
Wysłuchał jej prośby i usadowił się obok niej. 
– Nie zostawię tego dzieciaka z tymi wariatami. Są diabelnie irytujący, a ich poczucie humoru wprost żałosne, ale co poradzić. Wszystko da się przeżyć.
– Nie możesz zabrać ze sobą Raina i jej zostawić? – zadała pytanie – ...To znaczy, ich – poprawiła się od razu.
– Ilekroć próbowałem, coś mi w tym przeszkadzało. Ta mała jędza gra wielką twardzielkę, ale kiedy już do czegoś dojdzie, najchętniej zwinęłaby się w kulkę. Wiesz, co mam na myśli... jest odważna dopóki nic się nie dzieje. A kiedy mógłby jej pomóc ten ślepy patafian, akurat musi gdzieś zniknąć.
– Rozumiem. Jesteś uprzejmy, pomagasz jej nawet, gdy zmieszała cię z błotem. Ona zdecydowanie tego nie szanuje. Zaatakowała cię ewidentnie pierwsza. Może tak naprawdę cię nienawidzi, ale jesteś jej potrzebny. Chce cię wykorzystać do czegoś – bibliotekarka rozmyślnie chciała dolać trochę oliwy do ognia. Przysunęła się trochę do mężczyzny i położyła głowę na jego ramię.
– Będąc kompletnie szczerym ona jako osoba również niespecjalnie mnie interesuje. Raczej szkoda mi jej jako kobiety, której mogłoby się coś stać. Jakby nie patrzeć jestem rycerzem i mam swój kodeks.
– A ja? – popatrzyła prosto w jego oczy z tajemniczym błyskiem.
– Ty... co? – zerknął na nią pytająco. Na jego nosie rozprysła się kropla wody. – Chyba nadchodzi deszcz.
– Masz rację, musimy się schować – po patrzyła w górę z lekkim niezadowoleniem, gdyż nie uzyskała od niego odpowiedzi przez kaprys pogody. Wstała szybko na nogi.
– Dokąd, dokąd? – gorączkowo ścisnęła pięści, gdy krople zaczęły natarczywiej spadać z nieba.
– Spokojnie to tylko deszcz, nie siarka – chwycił ją za dłoń i ruszył przed siebie.
Szukał niskiego, rozłożystego drzewa. Pioruny ochoczo uderzały w drzewa, jednakże o wiele "chętniej" wybierały te osamotnione. W gęstym lesie szansa była jak jedna na paręnaście tysięcy. Przedzierając się przez gęstwinę, skupiał wzrok na potencjalnych punktach schronienia. Parę razy zatrzymywali się, jednakże gdy tylko któreś z nich poczuło na swoim ciele wodę, ruszali dalej. W górze słyszeli wiatr uderzający o liście. Na dole, między drzewami, to im nie groziło. Gęste gałęzie nie przepuszczały podmuchów.
Wkrótce rozszalała się ulewa i nawet zielona pokrywa liści nie była w stanie powstrzymać wody. Podobnie jednak jak w przypadku znalezienia domu, znów im się poszczęściło. Tym razem jaskinia. Co ważniejsze, nie zamieszkiwał jej żaden dziki zwierzak.
– Wreszcie sucho! Choć i tak już jestem cała mokra. Gdybyśmy tylko rozpalili ogień – uśmiechnęła się do niego dwuznacznie.
– Gdybyśmy tylko mieli parę suchych gałęzi – wzruszył ramionami.
Bez słowa ściągnęła z siebie mokrą, czerwona sukienkę i odrzuciła ją w bok.
– Chłodno... – ciarki zatrzęsły jej ciałem – Przytul mnie.
– Hmm... może jednak poszukam czegoś do rozpalenia i wysuszę w dłoniach – wybiegł na zewnątrz, zostawiając ją w osłupieniu.
Wrócił po paru minutach z materiałami na rozpalenie ogniska. Były mokre, toteż usiadł przed nimi, wyciągnął ręce, które zaczęły emanować ciepłem.
– Posiadasz dar – spojrzała na to, co robi. – Kim tak naprawdę jesteś?
– Wielu ludzi ma dar. Ostatnio spotkałem opata, który posiadał moc ziemi. Opiekował się Rainem. To nic niezwykłego.
– Jesteś mokry. To znaczy, twoje ubrania są. Niepotrzebny mi chory najemnik – zauważyła słusznie.
– Może masz rację – ściągnął przemoczoną koszulę i ułożył na boku. Ułożył gałęzie na stertę i po krótkiej chwili rozpalił ogień. – Tak o wiele lepiej.
Kobieta nachyliła swoje ponętne piersi w kierunku płomieni, a zaraz potem smukłe udo. Wyglądało, jakby nie tylko chciała się ogrzać, ale też pochwalić się swoim ciałem. Spojrzała na Fatuma wzrokiem pełnym magicznego magnetyzmu. Piękne jasne fale odrzuciła drapieżnie na jeden bok. Postanowiła nie czekać i niespodziewanie chwyciła mężczyznę w pasie. 
– Jesteś mój – zachichotała.
– Eee... co proszę? Nie przypominam, żebym się tobie oddawał... – próbował obrócić wszystko w żart.
– Czego się tak boisz? – położyła mu dłonie na policzku, jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. – Coś w stylu nie chcę się bawić kobietą? A jeśli ona tego chce? – wycelowała w jego wargi i pocałowała go. Najemnik poczuł jej język, który agresywnie i namiętnie wił się w jamie ustnej, badając każde zakamarki.
Rycerz jednak odsunął ją od siebie – Kiedyś, będąc młodym i głupim, skorzystałbym. Ale wyrosłem z tego i nie chcę do tego wrócić. Potem zaczniesz żałować, płakać, ja nie będę wiedział, co zrobić... uznasz, że po prostu chciałaś odegrać się na swoim byłym, a na końcu ugrzęźniesz w przeświadczeniu, że kochasz mnie na zabój. Ja się tak nie bawię.
– Przepraszam – zwiesiła głowę. – Bardzo podnieca mnie twoje ciało. Myślałam, że sprawię ci przyjemność – usprawiedliwiła się i uśmiechnęła.
– To nie o to chodzi... ja po prostu wiem, że na tym się nie skończy, zrobi się bardziej skomplikowanie, ja będę miał wyrzuty sumienia i w ogóle...
– Jeśli ci się podobam, nie odmawiaj mi. Biorę winę na siebie. Nie będę płakać, chyba, że z rozkoszy – położyła dłoń na swojej piersi, a po chwili rozpięła stanik. Jej duży biust sterczał, kusząc i prosząc się o słodkie uczucie.
– Powiedz mi tylko... dlaczego to robisz? Nie wyglądasz mi na łowczynię kochanków. Blond loczki, duże oczy, BIBLIOTEKARKA. Pracownice bibliotek kojarzą się raczej z porządnymi, zaczytanymi niewiastami, dla których seks istnieje tylko po ślubie. Ba, jest to też przykry obowiązek.
– Bo przede wszystkim, jestem kobietą. Moje ciało w tej chwili jest takie... samotne. Nie obchodzi mnie, że jestem bibliotekarką – rozchyliła łaknące wargi i nabrała rumieńców.
– Nie. Nie próbuj nawet. Nie ze mną te numery – wstał i skierował się do wyjścia. Jej plan uwiedzenia go, nie powiódł się. Westchnęła ciężko. Wtedy się zatrzymał – Jasna cholera! Miriam, szczerze cię nienawidzę – ruszył nagle w jej kierunku. Jego oczy były tak wściekłe, że wydawało się, iż chciał ją zaatakować. Chwycił dziewczynę za nadgarstek i poderwał na nogi. Przyparł ją z gniewem do ściany i przywarł do niej. Prawdopodobnie był równie gorący jak palenisko nieopodal nich.
– Jesteś taki ciepły. Proszę, uwolnij mnie – złapała go delikatnie zębami za wargę i pociągnęła. Swoją nogę podsunęła pod jego krocze, robiąc ostrożnie koliste ruchy.
– A ty jesteś strasznie zachłanna. Zirytowałaś mnie, więc zrobię to po swojemu. Wkurzyłaś psa na wielkim głodzie, może cię to słono kosztować.
– Rób, co chcesz! – zaśmiała się na myśl o czymś przyjemnym. Chwyciła z pasją za jego pośladki i wbiła w nie dziko paznokcie. Po chwili sięgnęła po więcej, znajdując wejście do zawartości spodni. – Doprowadzę cię do szaleństwa – dodała z żądzą, która przemawiała w jej czynach.
– Chyba nie myślisz, że potrzebuję twojego dopingu? – Oderwał się od niej. Chwycił jej mokrą sukienkę, którą w mgnieniu oka osuszył po czym rzucił ją na ziemię. Zaraz obok niej wylądowała jego koszula. Prowizoryczne posłanie na twardym gruncie.
Wrócił do dziewczyny i ponownie niemal ją zaatakował. Przypierał dziewczynę do nagiej, zimnej ściany, trzymał za nadgarstki i całował. Nie zdziwiłaby się, gdyby jakiś zbłąkany przechodzień odebrał przyuważoną scenerię za próbę gwałtu. Był zapalczywy, dziki, manipulujący nią. Nie zdążyła nawet pomyśleć o strachu, kiedy nagle oderwał ją od ściany i ułożył na ubraniach.

 

Krzyki odbijały się echem przez pół nocy. Siedząc na nim w rozkroku i wzdychając za każdym razem, gdy ściskał jej piersi, zastanawiała się, czy kiedykolwiek wcześniej było jej tak dobrze. On nie tylko wyglądał jak ideał ale i potrafił zdziałać cuda. Trzykrotnie jej policzki zwilgotniały przez łzy. Nawet w w tej chwili znów mogła wybuchnąć płaczem... 
W ramach łaski przyzwolił jej na chwilę dominacji. Do głowy przychodziły jej same wulgarne określenia na jego temat, ale tylko te przedstawiające Fatuma w najlepszym świetle. Zastanawiała się do jakiego zwierzęcia mogłaby go przyrównać. Ogier? Może raczej kocur... wściekły tygrys, który pilnuje swojej samicy jak oka w głowie i niemal nieustannie może... ach, na samo skojarzenie zadrżała i poruszyła się gwałtownie wywołując westchnięcie kochanka. 
W końcu jednak zaczęła myśleć o czymś innym. Nie mogła pozwolić, by to było jednorazowe szaleństwo. 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 28 listopada 2010, 22:38
Kurczę, ja się trochę gubię, i nie wiem kto jest kim i o co chodzi, bo przyznaję, że ciągle nie miałam czasu, żeby wszystkie części przeczytać.

Ale jest nieźle:)
przysłano: 22 listopada 2010 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca