Literatura

Ordynarna zmiana (opowiadanie)

A Zet

     Nigdy nie doceniałem swojego życia. Zawsze mówiłem, że jest nudne i nic nie warte. W takim przekonaniu trwałem kilkadziesiąt lat, aż wreszcie zacząłem dostrzegać niezwykłe szczegóły, które sprawiły, że moje życie stawało się cenniejsze z dnia na dzień.
     I tak na przykład, podczas sikania na stojąco, zacząłem dostrzegać piękno i sens egzystencji piany, która tworzyła się w muszli klozetowej. Na początku, kiedy prędkość moczu była stosunkowo wysoka, piany było bardzo dużo, ale z każdą kolejną sekundą było jej coraz mniej. Od tamtej pory przetrzymuję mocz, żeby oddawać go z większym ciśnieniem.
     Nie zakończyłem na tym poszukiwania własnych inspiracji. Pozostając przy tematyce moczu, z pełną szczerością muszę przyznać, że doceniłem także możliwość sterowania strumieniem sików. Jakie to radosne, kiedy z pełną trzeźwością umysłu mogę sam zdecydować, czy pokierować nim po zboczu muszli, czy też wprost do centrum, czyli do wody, tworząc przy tym charakterystyczny ciągły plusk. Od tamtej pory muszę uważać, żeby podczas wymachiwania Nim na prawo i lewo, nie zmoczyć sobie spodni.
     Nieraz, podczas smarkania, na moim nosie pozostawały małe śpiczki, których ciężko było się pozbyć. Były one różne, raz klejące się, kiedy indziej twarde i suche, a jeszcze kiedyś niezwykle kruche. Czasem nawet podczas kichania, cała moja dłoń pokrywana była warstwą lepkich, gęstych, galaretowatych śpików (że nie wspomnę już o zwisających na metr glutów). Kiedyś jednak uznałem, że przecież te substancje również są na swój sposób piękne, a co najważniejsze, dla organizmu niezwykle potrzebne. Od tamtej pory chętnie czyszczę nos kilka razy dziennie, a papierowe chusteczki zawsze mam pod ręką.
     Podczas odwilży i roztopów można spotkać na chodnikach plamy błota, które wyglądają jak rozdeptana kupa psich odchodów.* Kiedy w nie wchodziłem, oczywiście z powodu permanentnej nieuwagi, musiałem potem czyścić buty przez kilka minut. W pewnym momencie uznałem, że gdyby nie ten piach, sypany zimą na chodnik, pewnie nie raz, nie dwa, zaliczyłbym glebę, łamiąc sobie wszystkie kości po kolei (a z połamanymi rękami musiałbym sikać na siedząco!) Od tamtej pory z wielką satysfakcją nie omijam błota, czyszcząc potem buty chusteczkami, które ciągle noszę przy sobie.
      Po ośmiu godzinach pracy, przyznaję, moje stopy nie pachniały idealnie. Dlatego nigdy nie odwiedzałem nikogo bezpośrednio po zmianie, nawet wtedy, kiedy dostawałem wyraźnie zaproszenie. Jednak pewnego dnia doszło do mnie, że gdyby nie ten przykry zapach (co jakiś czas zupełnie inny od poprzedniego), nigdy nikt nie miałby pojęcia o tym, jak ciężko pracuję na chleb. Od tamtej pory nie myję nóg po pracy, podziwiając aromat zapracowanego mężczyzny.
     Czasami, po zjedzeniu ciężkostrawnej potrawy, spędzałem kilkadziesiąt minut siedząc na sedesie, starając się wypróżnić. W pocie czoła z niewiarygodnym wręcz wysiłkiem, traciłem kilkaset kalorii, starając się otrzymać pożądane rezultaty. W krytycznych przypadkach zużywałem około pół rolki papieru toaletowego podczas jednego posiedzenia... Pewnego razu zrozumiałem, że gdyby nie te charakterystyczne chwile spędzone na sedesie, nie mógłbym podziwiać innych, natchnionych pięknem rzeczy. Od tamtej pory nie przejmuję się, kiedy braknie mi papieru - ze spuszczonymi spodniami i uśmiechem na twarzy sięgam do półki po kolejną rolkę.
     Bywały dni, kiedy po wypiciu większej ilości alkoholu, mój żołądek buntował się. Kiedy był zapełniony, zwracał swoją zawartość nie tylko otworem gębowym, ale także nosem. Ale kiedy był pusty, kurczył się rytmicznie, męcząc wszystkie moje mięśnie i psychikę. Pewnego dnia zrozumiałem, że dzięki kilku chwilom niewygody mogę ponownie przystąpić do pochłaniania pokarmów i napojów oznaczonych procentami. Od tamtej pory nie buntuję się, kiedy wyczuwam gorzką ślinę i pieczenie w gardle.
     Mógłbym tak opisywać w nieskończoność... Ale każdy, kto nie ma oka z guzika widzi, że moje życie odmieniło się. Teraz, podczas bekania, pierdzenia, drapania się w intymnych miejscach, sikania, wypróżniania się, rzygania, i tak dalej, odczuwam chęć życia, radowania się wszechświatem i otaczającą go materią.
     Bo życie jest po prostu tego warte.

 

*Kupa odchodów, fajnie brzmi.


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 1 lutego 2011, 21:20
"sięgam do pułki"? Tomasz Pułka to taki młody poeta, ale nie sądzę, żebyś go miał w toalecie. Zakładam, że chodziło o półkę.

Całkiem zabawne.
A Zet
A Zet 1 lutego 2011, 21:25
Ups, co za wpadka...:)
Dziękuję :)
Figa
Figa 7 lutego 2011, 22:44
Fajnie, że znajdujesz sens w moczu :D
A Zet
A Zet 7 lutego 2011, 22:51
Nie ja, ale narrator :) Stara się :)
przysłano: 29 stycznia 2011 (historia)

Inne teksty autora

i Szklanka
A Zet
Wentylator
A Zet
Dom zły
A Zet
Płaczka
A Zet
Waldziu
A Zet
Kosiara
A Zet
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca