Literatura

Wszystko nam dane (opowiadanie)

Xaoo

Jestem po prostu artystą. Zbyt wielu nas teraz, ale co się dziwić. To dość modne u młodzieży. Można poczuć się kimś pośród wyżu demograficznego, który już chyba nigdy się nie skończy. Prostym artystą jestem, wykonuję swoje rzemiosło z pokorą. - A co pan myśli o Platformie?- pytam, aby podtrzymać rozmowę. - Tak, z pewnością. My artyści tolerancyjni jesteśmy.
- No i jak ci się podoba?

- Nie wiem, chyba takie sobie, średnie.

- Myślisz, że nadaje się do druku gdzieś?

- Do druku? chyba mogłabyś spróbować.Tak najłatwiej się przekonać. Szkoda, że nie ma tu nic o miłości. Mogłabyś posłać do któregoś z kobiecych pism.

- Nie mogę pisać o miłości skoro nie znam jej- mówię ostrożnie, bo czekam.

- Jak to- nie znasz, jak to? Nie, nie rozumiem, nie. Masz męża. Nawet dziecko masz.-2 lata mam to dziecko-przemyka przez moją głowę.

Miłość poznaje się dopiero wtedy , gdy osoba którą kochamy odchodzi.

- Dlaczego właściwie musisz to opublikować? gdzieś?

Na to mam przecież gotową odpowiedź. Mogę jej u-dzielić.

- Obiecałam sobie, że nie przejdę przez życie bez niczego, że coś osiągnę.

- Nie możesz spróbować czegoś innego?

- Wszystko inne umiem jeszcze mniej.

Mam lat ponad 20.Spóźniłam się na czas debiutu Mickiewicza .Spóźniłam się na czas debiutu Hłaski.. Nie chcę czekać na Tolkiena. Mogę więc, mam dwa wyjścia- zacząć w wieku Ś. lub w swoim własnym. Próbuję. Nie wychodzi. Ale za którymś razem wyjdzie.

Siedzę w pociągu. Jadę do Poznania, bo nie znam tego miasta. Do przedziału wsiada mężczyzna. Może nawet młodszy ode mnie. Nie mam nic do czytania, on chyba też, możemy porozmawiać sobie. On po pewnym czasie:

- Jestem po prostu artystą. Zbyt wielu nas teraz, ale co się dziwić. To dość modne u młodzieży. Można poczuć się kimś pośród wyżu demograficznego, który już chyba nigdy się nie skończy. Prostym artystą jestem, wykonuję swoje rzemiosło z pokorą.

- A co pan myśli o Platformie?- pytam, aby podtrzymać rozmowę.

- Tak,z pewnością. My artyści tolerancyjni jesteśmy.

- Więc może mógłby pan rzucić okiem.- Grzebię w torbie. Podróżnej. Podaję arkusik papieru, potem drugi.

- Ach, doprawdy. Niezbyt dobrze przyswajam literaturę w środkach lokomocji.

Czyta jednak. Mam ręce mokre od potu. Staram się ukryć, że zależy mi na moim papierowym synku. Patrzę przez okno, ale tam ciągle tak samo. Trawa, krowy i druty. On już skończył.

- Interesujące, ciekawa interpretacja. Nadinterpretacja powiedziałbym. Może dałoby się to gdzieś upchnąć. Mógłbym to pokazać pewnym ludziom. Taka tam bohema, ale musiałaby pani coś dla mnie zrobić.

- Co pan ma na myśli?

- Szybki numerek dziś wieczorem mała.

Tych z państwa, którzy uważają, że bohaterka powinna zgodzić się na propozycję artysty proszę o przejście na żółtą stronę studia. Tych, którzy są temu przeciwni- na niebieską. Ale decyzja i tak należy do ciebie.

Do mnie? Ale ja nie wiem, nie wiem sama. To chyba jakaś szansa dla mnie, nieprawdaż?Może się spełni, może moja obietnica się spełni. Tylko, że chyba mąż nie byłby zachwycony. I dziecko. Nie mogę zapomnieć o dziecku. Odmawiam. Bardzo grzecznie. Tak, jak mnie w domu nauczono. Żeby nie przynieść wstydu mamie.

W Poznaniu idę do wydawnictwa. Nie wiem, jak się nazywa, ale duże jest. Zmuszam, chyba sekretarkę, żeby przeczytała. Ona mi mówi:

- Takich opowiadań mamy tu na pęczki. Ludzie latami czekają, a pani chce tak bez kolejki?- Więc odchodzę. Myślę, gdzie jeszcze spróbować bym mogła.

- Teraz to chyba do Warszawy- mówię do siebie po cichu.

Jadę do Warszawy. Tym razem kupuję gazetę, żeby nie wdawać się w niepotrzebne rozmowy. Nie wiem właściwie po co miałabym z kimś rozmawiać, skoro nie mam nic do powiedzenia. Na razie. Ale jak będę sławna to na pewno będę miała dużo.

W Warszawie próbuję w redakcjach. Już sama nie wiem ilu i jakich. Okazuje się, że na darmo chodzę, bo własne opowiadania do druku to trzeba przesłać listownie, albo e-mailem.. Wychodzę z czwartego (być może czwartego) budynku i czuję się już bardzo zmęczona ta swoją pogonią za sławą. Naraz zrywa się wiatr. Bardzo lubię wiatr, zwłaszcza jak mocno wieje. Naraz zrywa się wiatr i pozbawia mnie kłopotu.

Patrzę jak lecą kartki. Białe, białe, bielsze, lekkie.Wszyscy patrzą. Patrzy pani z pieskiem, grupa chłopaków na rowerach.Patrzę ja. Moimi oczyma, moim nosem, moim głosem. Patrzę wszystkim co dał mi świat.

- I wszystkie ci te kartki odleciały? Tak z wiatrem? W ogóle ich nie trzymałaś?

- Wiesz, wszystkie, bo było ich dwie tylko. Wysoko poleciały. Pewnie leżą gdzieś teraz.

- A nie możesz odtworzyć ich treści? choć w części?

- To właśnie jest dziwne. Nie pamiętam co ja tam napisałam. Ani słóweczka. Jakby to nie ja.

Rozmawiam i myślę sobie tak zupełnie obok, czy nie lepiej byłoby zaczepić się w polityce. Sprytna jestem, a przede wszystkim ambitna. Wystarczy chcieć. Tak powiedziała pani wychowawczyni. A ja przecież bardzo chcę być kimś wyjątkowym. Debiut polityka następuje z pewnością nie tak wcześnie jak pisarza.. Chociaż decyzja i tak nie należy do mnie. Mam lat ponad 20.


słaby 24 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 25 lutego 2001

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca