Literatura

Zemsta zdradzonej żony (opowiadanie)

Blizna na Bieliźnie

 

*

 

 

                Przeciągnął gnaty, ziewnął, zeskoczył z łóżka i zaczął przypatrywać się śpiącej jeszcze Sabinie. Leżała bokiem, ramionami otulała kuliste piersi, a jej gęsta, pachnąca i błyszcząca brunatna czupryna wyglądała jak rozpętany snopek siana, jak roztrzaskane bocianie gniazdo. Pierwszy raz zobaczył ją w surowym stanie, bez makijażu, podkładów i odżywek. I cóż? Wydała mu się pospolita i zwyczajna, nawet ciut odpychająca i niesmaczna. Ach, te śpiące piękności, dojarki krów, polskie panny cycate. Pochylił się i liznął ją w kark, pozostawiając na porastającym go meszku przezroczystych włosków, wilgotny ślad.

                Jedna szafka w łazience należała do niego. Wpakował w nią męskie niezbędniki do celów partyzanckich zabiegów kosmetycznych. Maszynkę z wymiennymi ostrzami do golenia, piankę, którą dostał w gratisie do tejże maszynki, żel pod prysznic nivea i kolońską wodę. Zestaw wystarczający, by po całonocnych szturmach, wojażach, oblężeniach i okrążeniach doprowadzić się do stanu niewzbudzającego podejrzeń.  

                Kiedy weszła do łazienki, chlapał się wodą po twarzy, z ręcznikiem wpół przewieszonym na byczym karku. Ona wtulała się w szlafrok, wyglądając na zziębniętą i nie wyspaną. Czubek nosa miała zimny i wilgotny, co poczuł, gdy z zaskoczenia, cmoknęła go w policzek na przywitanie. Wtem, wezbrała w nim odraza, wstręt jakiś ohydny, bądź przynajmniej coś, na tenże kształt paskudny.

                - Skarbie, myślę, że dziś dotrzymasz słowa i porozmawiasz z Ireną – powiedziała podcierając się w kroczu, co nasiliło w nim poczucie wstrętu. Wszystko tak okrutnie cielesne i zwierzęce, ograniczające się do zaspokajania popędów. Powinno przecież być coś więcej. Inaczej.

                - Postaram się – odparł wymijająco nosowym głosem.

                Ta zerwała się na równe nogi, klapa z hukiem za nią trzasnęła, zacisnęła sznur szlafroka w pasie i na odległość oddechu się do niego zbliżyła.

                - Szczepan, czy ty masz mnie za idiotkę? Ile czasu to już trwa. Nie będę tego dłużej tolerowała. Dziś musisz wybrać, albo Irena albo ja. Przecież ona już od dawna się domyśla…

                - Skąd wiesz o tym? – przerwał jej, tracąc chwilowo orientację i rozeznanie.

                - Każda kobieta wie, kiedy facet ją zdradza, świntuchu. Dziwi mnie tylko jedna rzecz - dlaczego ona to nadal toleruje? Boi się zostać sama? A może chodzi jej o pieniądze? Przecież ona nigdzie nie pracuje. Z czego będzie żyła? Z alimentów tygodnia nie pociągnie. Będzie musiała ruszyć swój tłusty zad do roboty.

                - Nie mów tak o niej – zaprotestował tylko po to, by dalej się droczyć, nie podejrzewał, że w tygrysi tyłek dmucha.

                - A to ty jej jeszcze bronisz? Szczepan postawmy sprawę jasno! Dzisiaj odchodzisz od Ireny. Musisz jej to w końcu powiedzieć. I albo, już jutro się do mnie wprowadzisz, albo więcej się tutaj nie pokazuj. Zrozumiałeś?- kiedy skończyła oczy wyłupiły się jej jak u zdepniętej żaby.

                - Sabinko Sabuniu, to trochę nie uczciwe. Za bardzo naciskasz. Gdyby to była tylko moja i Ireny sprawa, już dawno wszystko byłoby załatwione, ale przecież mam jeszcze synka, który wiele rzeczy już rozumie. Muszę mu to jakoś wyjaśnić.

                - Dobra, a więc to ja naciskam. A ty sobie myślisz że co?! Synkiem będziesz mi się zastawiał? Nie zachowuj się jak smarkacz. Pamiętaj, że ja też mam rodzinę. Starzy mnie naciskają jak cholera. Wnuczka chcą. Aż do obrzydzenia to wszystko! Ustawiają mi jakieś randki z lalusiami, ciamajdami i ja, jak głupia muszę się wykręcać. Po prostu, dość mam takiego związku w ukryciu! Zresztą to ty pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz, zatem logicznie sumując fakty, już dawno powinno być po sprawie. Jutro chcę wiedzieć na czym stoję. I to chyba wszystko! A teraz wybacz, muszę uszykować się do pracy – skończyła i zamknęła przed nim drzwi łazienki.

                Szczepan uchylił okno i zajarał. Spoglądał na budzące się stetryczałe blokowisko, które prędzej czy później zostanie zburzone lub samoistnie rozsypie się, rozkruszy. Wszystko jest tylko kwestią czasu, pomyślał po czym ubrał się i wyszedł z mieszkania.

 

*

 

                Ciało Szczepana znalazła kobieta z obsługi hotelowej. Biedaczka zemdlała na widok trupa i trzeba było ją cucić, amoniakiem i wilgotnymi ręcznikami. Naturalną koleją rzeczy, policjanci zabezpieczyli pokój, by nie zamazywać śladów zbrodni. Po wstępnym rozpoznaniu zawiadomiono osobę najbliższą - żonę Irenę. Zjawił się również zdyszany prokurator, o twarzy nalanej i nieszlachetnie obrysowanej. Był w wieku średnim, zbliżającym się powoli do podeszłego i zanim przyjrzał się robocie, solidnie wysapał się, wyprychał i wykichał.

 

                - Kiedy ostatni raz widziała pani denata, męża znaczy? – wystrzelił pierwszym pytaniem do Ireny. Naturalnie zachowywał tą powagę na pół służbową, na pół współczującą.

                - Wczoraj, wyszedł z mieszkania około dwudziestej pierwszej – grzecznie odpowiedziała. Ten przyjrzał jej się bacznie i na nos nałożył rozklekotane okulary.

                - A jaki był powód tego, że nie nocował w domu? Kłótnia? – badał wzrokiem jej reakcję, lecz ta siedziała sztywna jak pień.

                -Tak. Wyłam trochę na niego.

                - Niech mi pani streści wszystko to, co wczoraj u państwa zaszło – zaciekawił się, poruszył na stołku, prostując zgarbioną sylwetkę.

                - Wrócił z pracy normalnie o osiemnastej, to i tak dobrze, bo czasami zostawał tam na noc, jak przedwczoraj. Był zmęczony to odgrzałam mu obiad, ale znów nie miał apetytu, co mnie zawsze martwiło. Myślałam, że ma jakieś służbowe problemy, ale kiedy nasz syn zasnął podszedł do mnie. Był cały blady. Jak po wyrwaniu zęba. Myślałam, że dostał gorączki, ale jednak…

                - Co jednak?

                - Chciał porozmawiać. Powiedział prosto z mostu, że te wszystkie noce, które spędzał poza domem to... – zwiesiła głos, charknęła i zanim ponownie się odezwała, z jej ciała uleciało kilkanaście odgłosów niewerbalnych, których w trosce o zdrowie czytelnika, przytaczał nie będę. - Za każdym razem nocował u kochanki – dodała. - Opadłam wtedy z sił. Poczułam się jak ostatnia…

                - Rozumiem – wciął się prokurator.  – Powiedział o jakiś szczegółach?

                - Nie, tylko tyle, że wszystko to przemyślał i chciałby zostać z nami, jakbym mu wszystko przebaczyła. Tak błagał i prosił o przebaczenie. Jak dziecko. I żal mi go było bardzo, że go jakaś baba uwiodła, w głowie mu namieszała. Ale też, jak mu to mogłam przebaczyć w takiej chwili? Rozumie pan. No teraz, to może tak, teraz to napewno, ale on ztrupiał. I na nic. Wszystko to na nic.

                - Powiedział kto to jest? – zadrążył niechybnie.

                - Nie, ale też nie pytałam, takich rzeczy lepiej nie wiedzieć. Lżej człowiekowi. Kurw lepiej nie znać.

                - A dalej…

                - Cóż, no… nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć na niego, że ma się wynosić, że nie chcę go znać. I wyszedł. Nie bronił się wcale. Wyszedł po prostu. Wtedy ostatni raz go widziałam. Ale gdybym wiedziała, że on… i to w taki sposób. Boże Niebieski!

                - Dobrze. To byłoby wszystko na razie. Jest jeszcze jedna rzecz, ale nie chcę pani za bardzo obciążać.

                - Tak, ale o co chodzi?

                - To będzie dla pani trudne. Naprawdę.

                - A czy coś mi go wskrzesi? Nic już nie jest w stanie mnie dobić.

                - Dobrze – jakby chciał powiedzieć: co go zabiło, to panią wzmocni, lecz wycedził: - Pokażę pani pewne zdjęcie z hotelowej kamery. Ta osoba odwiedziła pani męża jako ostatnia. Czy wie pani kto to jest?

                Irena spojrzała na fotografię. Tak, znała ją i to bardzo dobrze.

                - To Sabina Widlak. Była świadkiem na naszym ślubie. Czy to z nią mnie zdradzał?

                - Tego jak na chwilę obecną nie wiem – burknął i zamknął notatki.

 

*

 

                Szczepan siedział przy wyciszonym telewizorze i dopijał piwo, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podszedł i otworzył. Stała w nich Sabina.

                - Wejdź – powiedział. – Jestem sam.

                Usiadła naprzeciw niego i kokieteryjnie nałożyła jedną nogę na drugą. Rozejrzała się wokół i z torebki wyciągnęła kosmetyczkę na ławę.

                - Nie rozumiem, dlaczego dzwonisz po mnie o tej porze, zamiast zwyczajnie przyjść?  Rozmawiałeś z Ireną? – zapytała, ogniskując spojrzenie w środku jego wypełnionego alkoholem serca.

                - Tak, już wszystko załatwione, powiedziałem jej. Jutro pójdę po swoje rzeczy. Tak ustaliliśmy.

                - Ale dlaczego jutro? I po co ci ten hotel? Masz przecież gdzie spać – uśmiechnęła się zapraszająco.

                - Dziś chciałbym zostać sam. Jak widzisz upijam się. To nie było takie proste. Nie co dzień mówi się żonie, że się od niej odchodzi, zostawiając ją z dzieckiem – wstał z miejsca i pociągnął z butelki.

                - Widzę kochany, że trawi cię żal, a tak być nie powinno. Nie powinieneś zostawać sam w tym hotelu. Chodźmy do mnie. Tam też będziesz mógł się upić, wyć i ryczeć – powiedziała i wyciągnęła pilniczek do paznokci.

                - Nie dziś kochana. Wszystko jutro, jutro – oznajmił otwierając kolejne piwo.

                - To po co po mnie dzwonisz? Przeprawiam się przez pół miasta… myślałam, że chcesz bym była z tobą bydlaku – powiedziała szlifując paznokcie. – Jeżeli mam wyjść to powiedz, zwijam manele i mnie nie ma.

                - Tak, wyjdź. Przepraszam, ale jestem w fatalnym stanie.

                Zaczerwieniła się, po czym wstała z miejsca.

                - Dobrze. Wyjdę. A ty tutaj zapij się. Nie znałam cię od tej strony. Zawsze wydawałeś mi się silnym, zdecydowanym facetem. A na co patrzę? Rozmemłany synalek. Mam nadzieję, że to chwilowy kryzys. Jutro masz być u mnie bez żadnych jęków.

                Stał wpatrując się w nią. Trajkotała jeszcze coś, ale on już jej nie słuchał, był myślami przy Irenie. Co teraz robi? Jak się czuje? Fakt, postąpiłem jak świnia, ale przecież obiecałem, że się nią zajmę, że nie dam im biedować, w końcu to mój syn…

                - Ty mnie słuchasz? – zapytała w drzwiach. – Ech. Widzę, że nic tu po mnie. Ach! Czy powiedziałeś Irenie, że odszedłeś dla mnie? Znam ją i wiem, że jest nieobliczalna, wiele rzeczy mogłoby jej do głowy strzelić.

                - Nie, nie powiedziałem. Sama przecież mówiłaś, że się tego domyśla.

                - Bzdura – powiedziała, puściła oczko i zamykając za sobą drzwi dodała: - To do jutra, bywaj.

                Szczepan usiadł na łóżku, był wszystkim zmęczony. Pił już piąte z rzędu piwo, by tylko zapomnieć o wszystkim i spać, a jutro zacząć wszystko od nowa.

 

                Otworzył oczy. Strasznie bolała go głowa i pęcherz go cisnął. Wstał. Po omacku doszedł do łazienki. Czuł ból także w nogach i w krzyżu. Był środek nocy, więc zapalił światło. Odlał się i pochylił nad zlewem by umyć dłonie. Puścił wodę i spojrzał w lustro. Krew z impetem uderzyła mu w głowę. W odbiciu nie widział siebie lecz starca, który przypominał mu jego ojca, na kilka dni przed śmiercią. Uszczypnął się w policzek i faktycznie poczuł ból.

                - Szczyp się, szczyp staruszku – usłyszał z pokoju. – To nie jest sen.

                Głos wydawał mu się znany. Był pewien, że gdzieś go już słyszał. Pokracznie ruszył w kierunku pokoju.

                - Kto tutaj jest i jakim prawem? – rozejrzał się i zobaczył młodego mężczyznę siedzącego w fotelu. – Co pan tutaj robi?

                - Ha, ha! – młodzieniec zaśmiał się głośno. – Czy ty naprawdę mnie nie poznajesz stary ośle?

                Szczepan przyjrzał mu się, znał go, na pewno go znał lecz w tej chwili nie potrafił sobie przypomnieć skąd?

                - No widzę staruszku, że amnezja postępuje, ale ty nawet tego nie pamiętasz? Masz amnezję, prostatę i żeby do końca nie zdurnieć jedziesz na psychotropach.

                - Ale kim ty jesteś?

                - Twoim synem debilu.  

                - Nawet jakbyś był moim synem, w co głęboko wątpię, to co robisz tutaj? W hotelu i kto cię wpuścił bez mojej zgody?

                - Oj stary stary. Po pierwsze, nie jesteś w żadnym hotelu, po drugie, odwiedzam cię jak co miesiąc. Co zresztą niechętnie czynię po tym jak mi życie urządziłeś, stary pryku – powiedział i wyrzucił nogi na blat ławy.

                - Co ja co? – zapytał skołowany.

                - Ja pierdolę, co miesiąc to samo. Siadaj bo twoje żylaki mogą tego nie wytrzymać, co mam nadzieję, że nastąpi dzisiaj. A jak nie żylaki to serce. Ba! Jak już wspomniałem masz amnezję, a ja jestem twoim synem, którego zostawiłeś dla kurwy. To wiem od matki. Rozpiłeś się dziadygo, bo nie mogłeś z tym żyć i poradzić sobie. I pić nie przestałeś, przez co ta twoja Sabina znalazła sobie innego amanta, a ciebie zostawiła. Potem wszystko samo się potoczyło. Chciałeś wrócić do nas, ale mama miała już kogoś innego. Wylali cię z roboty i wylądowałeś na ulicy. To ja, kilka lat temu znalazłem cię w schronisku. I tak, od tamtego czasu mieszkasz tutaj. Raz w miesiącu odwiedzam cię. Zakupy robi ci pani Alina, sąsiadka z dołu, której daję na to kasę. Co mi się też zwróci, bo wysoko ubezpieczyłem cię na wypadek śmierci, no ale ty, jak na złość tego życia się trzymasz. Jakbyś miał po co? No sam sobie odpowiedz. Po co?

                Wstał, rozejrzał się i wzrok na starym zatrzymał. Ten wpatrywał się w niego ze łzami w oczach.

                - Stary, tylko bez przytulań i łez. Co miesiąc to samo. Do usrania. Nic to ja idę. Mam wiele jeszcze spraw. A ty mi tutaj grzecznie wykituj, bo ciężko ostatnio z kasą. Kryzys z matką mamy.

                Szczepan jakby przebudził się i do młodego człowieka, który cisnął się do wyjścia krzyknął:

                - Powiedziałeś matką! Co z matką?

                - Bzdura – powiedział, puścił oczko i zamykając za sobą drzwi dodał: - To bywaj.

 

                Szczepan stanął przy oknie i zobaczył jak ten człowiek, podający się za jego syna wychodzi na ulicę i obłapia czekającą na niego dziewczynę. Po chwili znikął z nią w ciemnej ulicy. Co to było? Syn? Ale jak? Ma przecież dopiero trzy lata. Jak to możliwe?

                W łazience stanął przed lustrem.

                - Może to jednak prawda - powiedział i wargi mu zadrżały. - Bo skąd wiedziałby o tym wszystkim jakiś pierwszy lepszy skurwiel? I to odbicie. Czy faktycznie lata tak szybko mi zleciały? Czy ten brak wspomnień jest skutkiem amnezji? Czy tak naprawdę wyglądało moje życie? Jak mogłem zostawić żonę z dzieckiem? I to dla seksualnych zachcianek. Przecież zawsze uważałem siebie za człowieka, który kieruje się wyższymi potrzebami niż kopulacja i napełnianie żołądka! Szczur! Menda! Gnida! To wszystko czym jestem i czym byłem! I niczym się od szczura nie różniłem. Niczym! A Sabina? Jak mogła mnie zostawić? Zapewniała, że pomoże. Że będę mógł wyć i ryczeć… No, ale ja też... przecież nigdy jej nie kochałem. I teraz mam za swoje. Zatem... Witaj stary. Żegnaj stary. Nic tu po tobie.

                Wyszedł z łazienki i zaczął po szafkach szukać sznura. Znalazł linkę, ale ten rodzaj śmierci uznał za niegodny. Gazu też nie puści, bo co sąsiedzi winni. Nóż, gdzie ja trzymam noże? Ruszył przed siebie i trącił kolanem ławę. Mały pilniczek do paznokci zabrzęczał na blacie. Spojrzał się na niego, pochwycił w dłoń i jednym ruchem wbił sobie w mostek. Po czym padł.

                - Przecież to mi się śni – powiedział z pilniczkiem w sercu. – To przecież należy do Sabiny. To ona dziś piłowała nim paznokcie. Zatem żyję! Żyję zatem!

 

*

 

                Sabina krzątała się po pokoju, nie mając nic do roboty ani do przemyślenia, krążyła. Raz obrała kierunek na ścianę z fototapetą przedstawiającą zachodzące w morzu słońce, raz na okno, w którym mamroczyło już popołudnie. Przerwało jej pukanie do drzwi. W końcu jakaś odmiana, pomyślała otwierając.

                Do mieszkania wszedł prokurator w wieku podeszłym prawie i policjant w mundurze jak harcerka. Zasiedli.

                - Mam kilka ważnych pytań do pani?

                - Tak, proszę, śmiało.

                Prokurator wyciągnął z torebki pilniczek.

                - Czy to należy do pani?

                - Tak. Chyba tak? – odpowiedziała przypatrując się z uśmiechem – Czy robicie mnie w konia? Jakaś ukryta kamera, prawda? Jeśli tak, to się nie zgadzam, roznegliżowana taka jestem.

                - Niech pani dobrze się temu przyjrzy. Do jasnej cholery! - uniósł się, a ona przycichła. - Czy to, należy do pani i gdzie to pani zostawiła? – powtórzył.

                - A co to kurwa diament? - odparła z pretensją w głosie. - Ale tak, to jest moje. Zostawiłam go w hotelu u przyjaciela wczoraj wieczorem.

                - Pójdzie pani z nami - usłyszała surową, służbową komendę.

                - Ale za co, dlaczego? Jak to?

                - Pani przyjaciela znaleziono dziś rano w hotelu. Ktoś wbił mu to w serce. Całą noc się biedak męczył zanim skonał. A pani jest ostatnią osobą, która go odwiedziła.

                - Ale jak? Przecież ja go kocham! To jakis absurd. On zostawił dla mnie żonę! Wczoraj od niej odszedł. Zapytajcie się jej! Jak mogłabym go zabić?

                - Bzdury, to są bzdury proszę pani – powiedział. – Żona denata mówi zupełnie co innego.

 

 

 

          


dobry– 3 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dominikado 28 grudnia 2012, 11:34
hi, jest kilka błedów ale to mi nie przeszkadzało w czytaniu, dobra konstrukcja, ciekawa a rozwiązanie jak u Hiczkoka, sam tekst się wyróżnia od innej prozy moim skromnym zdaniem, fabuła poprowadzona od poczatku do końca, a nie jak to często bywa fragment
Ari
Ari 28 grudnia 2012, 12:15
ciekawie...;p
Ata
Ata 28 grudnia 2012, 15:43
"wilgotny śliny ślad" - sztucznie brzmiąca inwersja - wilgotny ślad śliny" - lub po prostu - wilgotny ślad" - bo i tak wiadomo, że chodzi o ślinę.
"Stał i spoglądał się w nią." - to w ogóle nie jest po polsku...- stał wpatrując się w nią' lub - przyglądając się jej.
Jest tego sporo więcej... popracuj nad stylistyką - bo mnie niestety taka forma zniechęciła
Blizna na Bieliźnie
Blizna na Bieliźnie 28 grudnia 2012, 16:28
kurde mol ;) zapomniałem uprzedzić potencjalnych czytelników właśnie o stylistyce, to pierwszy mój tekst pisany na dodatek "w biegu" i pierwsza z literaturą styczność, sam nie miałem czasu mu sie przyjrzeć, ale jak chwilę znajdę to mu sie przypatrze bliżej, i chyba za bardzo skupiłem się na fabule, formę bokiem pomijając, nie mniej dzięki za wskaznie kierunku co i jak poprawić mam, uściki-hej ;)
Blizna na Bieliźnie
Blizna na Bieliźnie 28 grudnia 2012, 16:44
aha...jakby ktoś jeszcze dostrzegł jakieś błędy to proszę śmiało, zależy mi na tym bardzo a bardzo, bo w głowie juz kolejne czekają opowiadanka i chciałbym lepiej-dzięki z góry ;)
Ewa Mańka
Ewa Mańka 28 grudnia 2012, 16:58
Fabuła opowiadania jest bardzo interesująca. Lekturę utrudniają błędy w zakresie składni i interpunkcji. Proponuję, żebyś popracował nad tekstem, bo ma potencjał. Pozdrawiam. :)

Korekta tekstu:
- "Zestaw wystarczający by po całonocnych szturmach, wojażach, oblężeniach i okrążeniach doprowadzić się do stanu podejrzeń nie wzbudzającego." - lepiej brzmi "do stanu niewzbudzającego podejrzeń",
- "Kiedy weszła do łazienki chlapał się wodą po twarzy z ręcznikiem wpół przewieszonym na byczym karku." - przecinki po "łazienki", "twarzy",
- "Ona w szlafrok się wtulała wyglądając na zziębniętą i nie wyspaną." - lepiej "Ona wtulała się..."; przed "wyglądając" powinien być przecinek,
- "Wtem napłynęła w nim odraza, wstręt jakiś ohydny, a jak nie to, to przynajmniej coś, na tenże kształt paskudny." - lepiej brzmiałoby "wezbrała w nim odraza"; niepotrzebnie dublujesz "to",
- "powiedziała podcierając się w kroczu, co bardziej nasiliło w nim to wstrętu poczucie." - wystarczy jak napiszesz "co nasiliło w nim poczucie wstrętu",
- "I chciał wiać, na cztery wiatry w te pędy uciekać." - przed "w te pędy" powinien być przecinek,
- "Każda kobieta wie kiedy facet ją zdradza świntuchu." - brak przecinka przed "kiedy" i "świntuchu",
- "Dziwi mnie tylko jedna rzecz: dlaczego ona to nadal toleruje?" - proponuję zastąpić dwukropek długim myślnikiem,
- "Mu, przede wszystkim muszę jakoś to wyjaśnić." - lepiej brzmi "Muszę mu to jakoś wyjaśnić",
- "Pamiętaj że ja też mam rodzinę. " - przed "że" przecinek,
- "Zresztą to ty pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz, zatem logicznie sumując fakty już dawno powinno być po sprawie. " - przed "już" brakuje przecinka; w następnym zdaniu powtarzasz ten wyraz,
- "Spoglądał na budzące się stetryczałe blokowisko, które prędzej czy później zostanie zburzone lub samoistnie rozsypie się rozkruszy, jak zresztą wszystko. " - lepiej podzielić to zdanie na dwie części, po "blokowisko można postawić kropkę; poza tym przed "rozkruszy" powinien być przecinek; następne zdanie rozpoczynasz od "wszystko", chociaż to nim kończysz poprzednią frazę,
- "Prokurator o twarzy nalanej i nieszlachetnie obrysowanej zjawił się zdyszany. " - tutaj błąd w szyku, który zresztą powtarzasz dosyć często,
- "Kiedy ostatni raz widziała pani denata męża znaczy?" - przecinek po "denata",
- "badawczym wzrokiem prześwidrował jej reakcję, lecz ta sztywno, jak pień siedziała." - "prześwidrować" to można wzrokiem, ta "reakcja" średnio tutaj pasuje; po raz kolejny szwankuje składnia zdania, nie wiem dlaczego uparłeś się, żeby orzeczenie stawiać na końcu, takie chwyty stosuje się raczej przy okazji utworów poetyckich,
- "obruszył się, zaciekawił to tropić zaczął." - fragment do przeredagowania,
- "charchnęła i zanim ponownie się odezwała z jej ciała uleciało kilkanaście odgłosów niewerbalnych, których ku zdrowiu czytelnika przytaczał nie będę." - "charknęła", po "odezwała" proponuję wstawić przecinek, "w trosce o zdrowie czytelnika",
- "w zmysłach mu pomyliła" - lepiej "namieszała mu w głowie",
- "Szczepan siedział przy wyciszonym telewizorze i dopijał piwo kiedy od drzwi rozległo się pukanie. " - przed "kiedy" powinien być przecinek; wystarczy "kiedy ktoś zapukał do drzwi",
- "Jeżeli mam sobie wyjść to powiedz, zwijam manele i mnie nie ma." - bez "sobie",
- "Zaczerwieniła się po czym wstała z miejsca." - przed "po czym" brakuje przecinka,
- "Stał i spoglądał się w nią. " - "spoglądał na nią",
- "Trejkotała jeszcze coś, ale oderwał się myślami i zupełnie jej nie słyszał. " - lepiej "Trajkotała jeszcze coś, ale on już jej nie słuchał, był myślami zupełnie gdzie indziej"
- "Był środek nocy więc zapalił światło." - przed "więc" przecinek,
- "Szczyp się szczyp staruszku " - po "się" powinien być przecinek,
- "Szczepan stanął przy oknie i zobaczył jak ten człowiek, podający się za jego syna wychodzi na ulicę i obłapia czekającą na niego dziewczynę i znika z nia w ciemnej ulicy. " - literówka w "nią",
- "Gazu też nie puści bo co sąsiedzi winni." - przed "bo" nie ma przecinka, ten błąd powtarzasz również wcześniej,
- "To ona dziś zostawiła." - ale co "zostawiła"?
- "Sabina krzątała się po pokoju nie mając nic do roboty ani do przemyślenia, krążyła." - przed "nie mając" powinien być przecinek,
- "Raz obrała kierunek na ścianę z fototapetą przedstawiajaca panoramę Paryża, raz na okno, za którym także było okno, gdy zajęcie to przerwało do drzwi pukanie. " - proponuję podzielić zdanie na dwa krótsze, poza tym szyk i literówka w "przedstawiającą",
- "Czy już to zrozumiałe?" - coś mi tu nie gra stylistycznie.
Blizna na Bieliźnie
Blizna na Bieliźnie 29 grudnia 2012, 00:24
i siup, korekta przeprowadzona, i... sam nie wiem, na pewno jest lepiej, niż za pierwszym razem lecz... no właśnie, pewnie musi kilka dni odleżeć ;)
dzięki dziewczyny za pomoc-uściski :)
Ata
Ata 30 grudnia 2012, 12:57
znacznie lepiej.
przysłano: 27 grudnia 2012 (historia)

Inne teksty autora

Madziulka
Blizna na Bieliźnie
Posmak eksperymentu
Blizna na Bieliźnie

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca