Literatura

LEGENDA (opowiadanie)

varzyvo

 

Legenda o sztuce

 

 

Kiedyś na tych ziemiach stał dom. Były w nim pokoje, w nich krzesła i stoły. I fortepian. Przenoszono go w różne miejsca, zależnie od humoru Artysty oraz od okresu, jaki przeżywał. Artysta miał na imię Tomasz i kiedyś wołano na niego właśnie tak. Wtedy jednak nie było jeszcze w domu fortepianu. Tomek uczył się grać na stole. Wystukiwał na papierowej klawiaturze klawisze i wyobrażał sobie, jak brzmią. Fortepiany były w szkole. Tylko.

Na pierwszą komunię dostał od babci prawdziwy instrument. Po bierzmowaniu stracił imię. Po ślubie – fortepian. Żona mówiła do niego „Tomasz”, ale nie używała w tym celu nut, jak babcia. Nie rozumiał. Ostatecznie musiał się rozwieść.

Kupił nowy instrument i grał. Zasiadał przed czarnym blatem, otwierał go, znikał. Błąkał się po krainie, w której rozumiał. Kochał każdym zmysłem, płakał prawdziwymi łzami, poznawał. Niskie dźwięki i molowe tonacje przeznaczał złym wspomnieniom, dury zachowywał dla fantazji. Wachlarz emocji, jaki rozkładały przed nim biało-czarne zęby rozwiewał każdą niewiadomą. Stawiał Artystę do pionu i pomagał zdobywać świat.

Gdy świat leżał już u jego stóp, a fortepian przenoszono z jednego kąta domu w drugi zawsze, gdy tego zażądał, zasiadł nad brzegiem stawu, nad który akurat postanowił wyjechać. Położył się na trawie. Podłożył ręce pod głowę i spojrzał w niebo. Najpierw oślepiło go ostre słońce, ale później spostrzegł, że to kolczyk Anioła – czereśnia z koralu i szmaragdu na srebrnej łodydze. Był przyzwyczajony – nie takie rzeczy widział, grając. Podniósł się niedbale i zagaił „Co słychać, Aniele, w niebie?” Po czym roześmiał się i z powrotem położył. Anioł usiadł obok i zapalił papierosa. „Ale ja nie jestem aniołem” wyjaśnił wydmuchując dym. „Coś ci się popieprzyło w główce.”

Artysta zerwał się z drzemki dość nagle w poszukiwaniu kobiety, która mu się przyśniła. Nigdzie jej jednak nie było, więc postanowił zrzucić z siebie resztki głupot i wracać do domu. Wyprawa nad staw okazała się niemądrym pomysłem. Nabrał wody w dłonie, obmył twarz i zapalił papierosa. Poczuł pustkę – uczucie, którego smak zaczął już zapominać, co przeszkadzało mu trochę w grze (Bogu dzięki, nikt tego nie zauważał). Uśmiechnął się do tej myśli i pojechał do domu. Nie zauważył, że w stawie nie odbiło się jego oblicze.

Zasiadł przed fortepianem, otworzył blat i spojrzał na klawisze. Czereśniowy Anioł z papierosem. Zażądał zmiany położenia instrumentu i podjął kolejną próbę. Anioł. Po kilku przemeblowaniach, postanowił przyzwyczaić się do Anioła. Widać czasami i one nie wytrzymują - palą papierosy oraz poddają się próżności. Na przekór wizjom, włożył palce do paszczy lwa. Dźwięki, które wydobył z fortepianu zawstydziłyby uczniaka. Rzucił więc nutami i wyszedł wściekły z domu.

W barze spotkał kobietę ze snu. Trzymała papierosa między karminowymi pazurkami. Popijała gin z tonikiem i... kandyzowaną wiśnią. Nie miała zapalniczki. Pomny próby muzycznej Artysta podszedł z zapalniczką. Wiedział, jak udaje się podrywacza, a sprawa była warta igraszki. Chciał znowu grać. Uczucie pustki w nadmiarze odbiera umiejętności. A on nic innego, poza muzyką, nie znał. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie, pocałowała go w policzek i rozpostarła skrzydła. „Nie masz twarzy!” wykrzyczała przez tłum.

Kiedy wrócił do domu był pijany i zły. Spojrzał w lustro i przeraziła go rozrastająca się pustka. Zabrała mu twarz. Lustro nie odbijało znanej mu facjaty. Nie odbijało nic tak naprawdę. Zrezygnował ze snu. Postanowił skomponować anielską muzykę, by wygnać widmo z niebios z powrotem do piekieł. Nie udało mu się. Usiadł na krześle przed instrumentem.

Nad ranem zażądał czereśni. Zdziwił tym domowników, choć byli przyzwyczajeni do ekscesów. Zjadłszy owoce, zażądał nowych. Postanowił przeczekać ten dziwny okres. Na krześle. Zabronił ruszania instrumentu, krzesła, na którym siedział, sprzątania w pokoju, wreszcie – zwracania na niego uwagi. Czekał.

Do owoców zewsząd zeszły się mrówki. Gdy niesprzątany pokój, a potem dom ogarniała ich plaga, siedział. Kiedy domownicy opuszczali posiadłość, bo życie z mrówkami stało się nie do zniesienia, siedział. Doczekał wizyty znienawidzonego Anioła.

Dziewczyna stanęła w drzwiach, wpuszczając nieco światła do pokoju. „Zeżrą cię!” - ostrzegła. Wtedy zapragnął po raz pierwszy od tak dawna grać. Zauważył jednak, że nie ma nut. „Już zeżarły.” - skomentował. Chciał wstać, ale nie potrafił. Wtedy poradziła mu: „pokochaj”. Zaczął się śmiać. Anioł, jak się patrzy – pomyślał. Nie zakamufluje się ani papierosem, ani błyskotką, ani alkoholem. Ani żadną rzeczą, która anielska nie jest. Śmiech targał nim konwulsywnie. Nie umiał go powtrzymać, choć do oczu zaczynały napływać łzy. Nikt nie wie, jakie.

 

*         *        *

 

Dom przez wiele lat straszył szyderczym śmiechem okoliczne dzieci. Mówiono, że mieszkał w nim kiedyś wielki artysta – szaleniec, którego zjadły mrówki, zwabione przez czereśnie. Gdy budynek zaczął zagrażać bezpieczeństwu, rozebrano go, jednak śmiech nadal słyszany był w okolicy nocą. Najgłośniej podczas Nocy Świętojańskiej. Z tego powodu nigdy nie znaleziono nabywcy terenu, a posiadłość przeszła w ręce władz. Każda podjęta przez nie inwestycja kończyła się fiaskiem. Miejsce zionęło pustką. Ostatecznie wzniesiono więc na cześć mrówek de facto łyżkę z czereśnią. Od tyłu wygląda, jak siedząca na szezlongu istota z innej planety. Nikt nie wie jednak – czy to Anioł, czy Artysta.

 

(Claes Oldenburg - Spoonbridge and Cherry)


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
varzyvo
varzyvo 5 stycznia 2013, 15:59
:) no... bałam się trochę pisząc to. Ani czasu, ani warunków :/ Ale rozumiem - bywało gorzej:) zatem Justyno.... pozwól, że w samotności tym razem oddam się pysze.
Ata
Ata 5 stycznia 2013, 19:05
hmmm ciekawe to to :)
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 6 stycznia 2013, 11:13
Wywrotko moja droga, jako że jedyna podjęłaś wyzwanie, to podeślij mi swój adres. Dostaniesz kierowniczą niespodziankę :)
Souna
Souna 6 stycznia 2013, 15:53
Jedyna osoba potrafiąca tutaj do czegoś użyć poezję, muszę przyznać, jakkolwiek w czystej formie, martwej tej sztuki specjalnie nie kocham... Ja tu widzę nawet "poetycki" mikroscenariusz ;] Tylko epilog troszkę jak by to powidzieć, nieptrzebny. Wręcz... "z dupy" (Chyba, że to celowo?). A może niepotrzebna nam ta ciągła zabawa w intertekstualność?
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 5 stycznia 2013 (historia)

Inne teksty autora

Do Patryka M.
varzyvo
małe wymagania
varzyvo
pic
varzyvo
kloszardzi
varzyvo
Niezmordowana
varzyvo
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca