Literatura

Czarne Skrzydła (opowiadanie)

Deferris

 

 

Czarne Skrzydła

część pierwsza

 

 

 

Znacie może to uczucie, gdy wasze życie przewraca się do góry nogami? Kiedy cały wasz świat się załamuje? Z moim światem stało się tak, kiedy rodzice zginęli w pożarze. Może to wtedy zaczęłam włóczyć się po ulicach tego miasta. I może właśnie wtedy miasto stało się ponure i opuszczone. W końcu nie ma nic lepszego niż odrobina samotności i szczypta smutku, prawda? Przecież trzeba odpocząć od szkoły i od...
 

- Ej! Mała!
 

Stanęłam jak wryta, chociaż nieraz zdarzył mi się taki przypadek, no wiecie, pijani faceci w poszukiwaniu źródła zabawy. Niechętnie odwróciłam się w ich kierunku. Kilkuosobowa grupa zbliżała się w moją stronę. Stałam na chodniku, pod światłem latarni, otoczona przez kamienne bloki, w których stopniowo gasły światła. Ja też powinnam tak robić. Powinnam siedzieć w domu i właśnie kłaść się spać. Rozejrzałam się dookoła; niedaleko mnie znajdowało się wejście do zacienionej alejki. Niezbyt dobra droga ucieczki, pomyślałam, a krzyki raczej nic nie dadzą.
- No, no… – od razu wyczułam alkohol w oddechu mówiącego. Reszta też pewnie piła tej nocy.
- Ekhm... Mogę w czymś panom pomóc? - zapytałam.
- Oj możesz... Może pójdziemy do klubu, trochę potańczymy, poznamy się lepiej...- kumple za jego plecami zarechotali

- Nie za bardzo – ledwie odwróciłam się, a coś szarpnęło mną od tyłu. Upadłam na zimny bruk. Niedobrze, bardzo niedobrze. Ich śmiech stawał się coraz donośniejszy.
- Nam się nie odmawia, laluniu.

Cicho zaklęłam i sięgnęłam do kieszeni. Powoli wstając, wysunęłam z niej nożyk. Facet doskoczył do mnie natychmiast i uderzył w twarz. Zafundowałam mu kopniaka w krocze. Było wesoło, póki nie dołączyli jego koledzy. Dwójka złapała mnie z tyłu, trzeci wyjął mi nożyk z dłoni i podał facetowi, który wciąż zbierał się po kopniaku.
- No, mała... Masz charakterek – powiedział, plując krwią. - Może jakiś tatuaż na pleckach ostudzi twój zapał?
Po tych słowach pociągnął mnie za włosy i walnął pięścią w twarz. To chyba wtedy straciłam przytomność.

 

Blask promieni. „To już dzień? Cholera, ile czasu byłam nieprzytomna?”. Spróbowałam się podnieść…Fala bólu przelała się przez moje ciało i skupiła się w plecach.
Opadłam z powrotem, chyba na bruk, próbując głośno uporządkować myśli. 
- Świetnie, po prostu świetnie - mruknęłam pod nosem, próbując przekręcić się na bok. Ściana, z którą się zetknęłam, wywołała kolejną falę i moje ciało po brzegi wypełnił ból.
Po kilku próbach udało mi się przyjąć pozycję siedzącą.

Otworzyłam oczy trochę szerzej i zaczęłam przypatrywać się kształtom dookoła. Znajdowałam się w alejce, która przykuła mój wzrok minionej nocy.

Po obu stronach wznosiły się budynki z pomarańczowej i czerwonej cegły. Alejka była pusta, nie licząc kilku śmietników obrzuconych śmierdzącymi workami.

Zebrałam się na odwagę, by spojrzeć na swoje ubrania. Z czarnej bluzki z napisem „No More!” zostały tylko strzępy, moje spodnie wyglądały podobnie. I jeszcze jeden szczegół: byłam cała zakrwawiona.  Nie miałam czasu zliczyć wszystkich ranek i zadrapań; błysk pod jednym ze śmietników przykuł moją uwagę. Próba podczołgania się skończyła się kolejną falą bólu, jednak tym razem ją zignorowałam. Chwyciłam źródło błysku. Och, to mój nożyk. Był w nienaruszonym stanie, nie licząc zaschniętych plamek.
-Widać, że myli go mężczyźni…- szepnęłam, starając się ostrożnie stanąć na nogach. Czułam się, jak gdyby ktoś wykręcał mi kręgosłup, nie dość jednak, by mnie uśmiercić. Stałam się zabawką w rękach własnego bólu. Zaciskając zęby, ruszyłam w kierunku wyjścia z zaułka. Latarnia, pod którą dorwali mnie chłopcy, a raczej pulpety, stała niewzruszona obok ruchliwej ulicy. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludziom tak trudno dostrzec tę dziwną atmosferę, kiedy dzieje się jakieś zło.

Na niebie wisiało tylko słońce, żadnej chmurki, a przede mną rozciągały się szeregi bloków, pomiędzy nimi ulice, chodniki, ścieżki. Chciałam już stąd odejść. Telefon! Dzięki Bogu. 
            Wybrałam numer i zamówiłam taksówkę. Dziesięć minut później siedziałam w ciepłym, zielonożółtym samochodziku; jechałam do domu, próbując ignorować podejrzliwy wzrok taksówkarza w lusterku.

 

 Weszłam z grymasem bólu na twarzy do mojego małego i brzydkiego mieszkania. Nienawidziłam go. Nie miałam ku temu powodów. Nienawidziłam go tak po prostu. 
   Pierwsze co widzę, wchodząc do niego, to skórzane kanapy, za nimi zielona kuchnia z białymi blatami. Na ścianie naprzeciwko kanap wisi obraz z czerwonymi różami, a pod nim stoi telewizor. Po lewej stronie białe drzwi prowadzącego do sypialni, po prawej takie same do łazienki. Ściany tego mieszkanka zdobi bladożółty kolor, podłoga natomiast jest z jasnobrązowych paneli.

 

Z trudem weszłam do łazienki. Czarny prysznic stał samotnie w prawym pomieszczenia. Spojrzałam w lustro nad umywalką i pisnęłam przestraszona. Czarne włosy z fioletowymi pasemkami sterczały poklejone i sztywne od krwi. Nie czekając, aż minie szok, ściągnęłam z siebie ubranie i weszłam pod prysznic. Gorąca woda uspokoiła moje ciało i myśli. Po wyjściu spod prysznica spojrzałam ponownie w swoje odbicie. Włosy, już bez zeschniętej krwi, opadły na moje ramiona. Przekręciłam się, by obejrzeć plecy. Widniał na nich obiecany przez tego pijaka tatuaż, ale… z pewnością nie były to bazgroły pijaka. Nie. Tatuaż na moich plecach wyglądał pięknie, profesjonalnie. Ze złamanego serca wyrastały czarne skrzydła, które zdawały się poruszać. Nie rozumiałam.  Skąd ten tatuaż i kto go zrobił? Powoli jednak ustępowałam zmęczeniu i nie miałam siły dłużej się nad tym zastanawiać. Owinięta ręcznikiem, weszłam do sypialni.
Po prawej stronie niepościelone czarne łóżko. Przy ścianie na wprost biała komoda. Zupełnie na lewo natomiast półka z rodzinnymi zdjęciami. Wyjęłam z komody sportowe spodenki i bluzkę na ramiączkach. 
Po kilku minutach zasnęłam, mimo światła w pokoju.

 

Światło. Delikatne światło. Nie czułam bólu. Mama miała rację; sen to najlepsze lekarstwo. Przetarłam oczy i sięgnęłam po zegarek leżący na podłodze.
   Nie pamiętałam, dlaczego tam leżał. Wyświetliła się godzina siódma.

- Ładnie sobie pospałam - powiedziałam sama do siebie, jak to miałam w zwyczaju. – Chyba zdążę do szkoły.
Wyjęłam szybko bluzkę, getry, stanik i majtki; wszystko w kolorze czarnym. Weszłam do łazienki i rzuciłam ciuchy na podłogę. Szczoteczka, pasta i myjemy ząbki. Po pięciu minutach mój oddech był świeży i pachniał miętą. Ubrałam się i znów podeszłam do umywalki, by zająć się włosami. Przeczesałam je kilka razy i wróciłam do sypialni. Pod łóżkiem tkwił mój plecak w czarnobiałe wzorki. Chyba nie zdążę odrobić pracy domowej… Założyłam plecak na, ubrałam moje czarne trampki i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Na zewnątrz mogłam w końcu odetchnąć świeżym powietrzem. Blade promyki słońca wyłaniały się dopiero  zza brązowej kamiennicy naprzeciwko. Szara droga dzieliła mnie od budynku. Właściwie całą okolicę wypełniały podobne. Było tu ohydnie, ale, muszę przyznać, tanio.
 

Spojrzałam na zegarek. 7:30. Po kolejnych dwudziestu minutach dotarłam do szkoły. Miała ona duże boisko z tyłu i masę graffiti na murach. Szkoła nosiła nazwę „Publiczne Liceum imienia Alberta Einsteina”. Idąc czerwoną kostką doszłam do dużych białych drzwi. Pchnęłam je i znalazłam się w dużym korytarzu. Po prawej i lewej stronie rozciągały się niebieskobiałe szafki.
-Pewnie wszyscy są w klasie – mruknęłam i dłużej nie czekając pobiegłam w kierunku drzwi numer piętnaście. Całe szczęście, nie spóźniłam się. Zajęłam swoje miejsce i czekałam na rozpoczęcie lekcji.

 

Lubię język polski. Pani się nie czepia, jest wyrozumiała (szczególnie, jeśli piszesz opowiadanie). 
   Klasa do polskiego jest mała i kwadratowa; może pomieścić nie więcej niż dwadzieścia osób. Niebieska podłoga pasuje do jasnoniebieskich ścian, ściany z kolei pasują do drewnianych ławek. Po prawej stronie drzwi stoi biurko nauczyciela, a obok niego wisi tablica. Pozostała przestrzeń to krzesła i ławki. Ścian nic nie zdobi, za wyjątkiem trzech okien. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk naciskanej klamki.
- Dzień dobry - powiedziała pani Sue.
Pani Sue była chudą blondynką o twarzy w kształcie serca. Jej brązowe oczy spoglądały mądrze znad okularów. Wyglądała na trzydzieści, może trzydzieści pięć lat.
-Dzień dobry - odpowiedzieli uczniowie, pośpiesznie zajmując miejsca.
Siedziałam w ostatniej ławce, co działało na moją korzyść, bo nie potrafię za bardzo słuchać, co mówi pani. Nauczycielka położyła torbę na biurku i zaczęła swoje kazanie:
-Tak więc, dzisiaj będziemy omawiać…
Sięgnęłam do plecaka po mój szkicownik i ołówek. Pani Sue kontynuowała wywód, tylko ja już nie słuchałam. Liczył się teraz upadły anioł, którego zaczęłam rysować. Po piętnastu minutach uczniowie zaczęli zapisywać notatki, ja jednak dalej rysowałam. Nagle coś kapnęło na kartkę, i znów, i znów. Nałożyłam trochę czerwonej mazi na palec i wzięłam go do ust. Krew. Przesunęłam palcami po twarzy w poszukiwaniu źródła. Na wargach nic nie poczułam, na nosie też. W końcu dotarłam do oczu i poczułam coś lepkiego. Odsunęłam dłoń i podniosłam drugą, a pani Sue chyba to zauważyła.
-Tak, Rosa?
-Czy mogę iść do toalety? - zapytałam. Dopiero wtedy poczułam, że się trzęsę.

-Tak, oczywiście. Ale czy wszystko w porządku?

-T-t-ak. Dziękuję – po czym wyszłam przez drzwi z pochyloną głową. Dopiero na korytarzu rzuciłam się biegiem w stronę łazienki.

 

Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, kiedy wbiegłam do środka. Nie obchodziło mnie, czy ktoś słyszał. 
   Chciałam tylko zobaczyć moje oczy. Podbiegłam do lustra i zachwiały mi się nogi. Moje odbicie wyglądałoby zwyczajnie, gdyby nie mały szczegół. Białka moich oczu były czarne, a źrenice czerwone. Pod oczami natomiast ciągnęły się pasy krwi, które wyglądały jak rozmazany tusz do rzęs. Nie czekając, urwałam kawałek papieru z wiszącego na ścianie automatu, zmoczyłam go lekko i zaczęłam przecierać oczy. Nogi trzęsły mi się jak galareta, podczas gdy oczy krwawiły coraz intensywniej. Urwałam drugi papier i powtórzyłam całą czynność. Potem jeszcze jeden, i jeszcze jeden… Przy piątym  ziemia usunęła mi się spod nóg. Wylądowałam twardo na podłodze i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak intensywnie pieką mnie plecy. Odsuwając od siebie papier, aby sprawdzić czy krwawienie ustaje, zobaczyłam na nim kilka kropek. Wzięłam trzy głębokie wdechy i wstałam z ziemi. Moje oczy w odbiciu znowu miały swój naturalny, ciemnobrązowy kolor, choć na powiekach i na policzkach wciąż zalegała odrobina krwi. Westchnęłam i uśmiechnęłam się, choć zdaje się, że wcale nie powinno być mi do śmiechu. Spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, że lekcja dobiegła końca. Trudno, jakoś przeżyję. Coś martwiło mnie bardziej; tatuaż piekł jak cholera. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę klasy, zostawiając za sobą zakrwawioną łazienkę. Klasa była pusta, więc spakowałam książki i założyłam zarzuciłam plecak na ramię. Za kilka minut miała zacząć się kolejna lekcja.
-No nic – szepnęłam - trzeba się zrywać. Rozglądając się po korytarzu, udałam się do wyjścia. Droga na lewo od szkoły była dłuższa, ale i tak musiałam pomyśleć. Było tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Otaczały mnie kamienice, a pomiędzy nimi moja ścieżka z chodnikami po obu stronach. Nagle coś błysnęło z lewej strony; z zaułka wolno wyjeżdżał czarny samochód. Spojrzałam przed siebie i znów w lewo. Postanowiłam ruszyć w jego kierunku. Z każdym krokiem coraz lepiej słyszałam warkot silnika. W pewnym momencie samochód przyspieszył; chciałam uciekać, ale wiedziałam, że i tak nic to nie da. Samochód zbliżał się z każdym krótkim oddechem. Dziesięć metrów, sześć, dwa…
   I wtedy cały świat zastąpiła ciemność.

 

Leżałam na jezdni, a obok mnie musiało coś płonąć, bo czułam jak ciepło uderza we mnie. Zakaszlałam i spróbowałam wstać. Znajoma mi fala bólu miażdżyła żebra i zatykała płuca tak, że nie mogłam oddychać. Znowu zakaszlałam. Kolejna próba wstania, tym razem z pożądanym efektem. Cały świat ogarnęły czarne plamy, a najgorsze było to, że nic nie słyszałam. Mrugałam oczami, aby cokolwiek rozpoznać. Czarne auto, które powinno mnie zabić, wylądowało w kamiennicy, a ta zaczęła płonąć wraz z nim. Dym unosił się wysoko. Druga kamienica oberwała dwoma innymi autami, jeden był zielony, drugi szary. I wszystkie w ogniu. W moim ciele także coś płonęło; po moich rękach i nogach rozlewał się gorący strumień, który zamiast mnie ranić, przynosił ukojenie. Długa rana na prawej ręce, rozciągająca się od dłoni do ramienia, zaczęła się goić na moich oczach. Złamana kość zespoliła się na nowo, a tkanki mięśnie zaczęły ją obrastać. Spojrzałam na nogi. Po zacięciach, które widziałam zaledwie kilka sekund temu, nie było nawet śladu. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a w oddali rozległy się syreny straży pożarnej, karetki i policji.
 

Właściwie nie miałam powodu, by uciec. W końcu to ja zostałam potrącona. Tylko jak ja miałam im wyjaśnić fakt, że nie mam choćby ranki po tym, co się stało? Pomijając fakt, że w ogóle nie powinnam żyć. Ruszyłam chodnikiem, skręcając w pierwszą napotkaną uliczkę. Okazała się pusta, nie licząc kilka zarośli, i bardzo wąska. Mogłam na szerokość ramion dotykać obu jej ścian. Po kilku krokach dostrzegłam w ciemności schody pożarowe.
-No i co? Na dach? - mruknęłam.
Może wejdę tam i przeczekam, aż wszyscy sobie pójdą? Świetny pomysł. Ciężko stawiając stopy, podeszłam do schodów i zaczęłam się wspinać. Przypomniała mi się poprzednia noc, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy czułam wszystko podobnie, tylko że teraz było gorzej. Wejście na górę zajęło mi około dziesięć minut. Stanęłam na środku dachu. Było stąd widać całe miasto, a także małą apokalipsę pode mną, której byłam ofiarą. Czy może sprawcą? „Gdybym umiała latać…”, szepnęło coś we mnie i zaraz dodało: „Mogłabym mieć to wszystko za sobą”. Po tych słowach wrócił ból pleców. Tatuaż. Skuliłam się, czując jak po policzku toczą się moje łzy.
-O…Co…Chodzi? – mamrotałam, a ból narastał. Coś próbowało rozerwać moje ciało od środka. Poczułam, jak otwiera się skóra na moich plecach. Strzępy bluzki opadły na kamień, pozostawiając mnie w samym staniku. W tym momencie istniał wyłącznie ból. Trwało to pół minuty, może dłużej, a każdą z sekund przepełniał mój krzyk.

 

Spróbowałam poruszyć ramionami, jeśli w ogóle jeszcze je miałam. Mięśnie zadziałały, chociaż… moje ciało uniosło się na kilka centymetrów. Poruszyłam znów i odległość do ziemi musiała przekroczyć metr. Lotki piór szeptały złowrogo na wietrze. Moja prośba spełniła się. Ale jak? 

 

 

 


dobry– 8 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Ata
Ata 16 lutego 2013, 17:55
"Czarny prysznic stał samotnie w prawym pomieszczenia" - zgubiłaś słowo. Trochę tu mrocznie, miejscami emo... ale jak na 13-latkę na prawdę nieźle.
kamil
kamil 16 lutego 2013, 23:38
Moje zdanie na temat całości opowiadania znasz, a jeśli nie znasz, będę blisko!

Jest mrocznie, to prawda, i emo, zgadzam się, chociaż jako zarzut bym tego nie traktował. Masz dużą dozę wyobraźni, inspirujesz się przeczytanymi lekturami, co jest bardzo słuszne. Całość opowiadania jest spójna.

Nie popełniasz błędów ortograficznych. To duży plus.
Zawsze możesz na mnie liczyć w dalszej pracy na tekstami.
Hej. :)
kobieta ze złą buzią
kobieta ze złą buzią 17 lutego 2013, 11:02
mroczne? emo? ....a mnie zaciekawiły kolory.
chciałabym ujrzeć motyla.
czekam na kolejny fragment.:)
Ewa Mańka
Ewa Mańka 18 lutego 2013, 18:30
Jestem zaskoczona, że ktoś w Twoim wieku potrafi tak dobrze posługiwać się językiem polskim. W obecnych czasach to ewenement. Fajny pomysł, szkoda, że za bardzo skupiłaś się na opisywaniu przestrzeni (co nie idzie Ci na razie zbyt dobrze), zamiast na konstrukcji fabuły. Poza tym często powtarzasz wyrazy, które łatwo da się zastąpić formami synonimicznymi. Ale ogólnie gratuluję i mam nadzieję, że niedługo wkleisz kolejne teksty. Pozdrawiam serdecznie.


Korekta tekstu:
- „chociaż nieraz zdarzył mi się taki przypadek” – dziwnie brzmi to wyrażenie „zdarzył przypadek”, może lepiej „chociaż nie raz zdarzyło się, że...”,
- - „pijani faceci w poszukiwaniu źródła zabawy.” – proponuję „zaczepiali mnie dla zabawy” albo „dla pijanych facetów byłam obiektem zabawy”,
- „a krzyki raczej nic nie dadzą.” – warto dookreślić, chodzi o „moje krzyki” lub „nic mi nie dadzą (pomogą)”,
- „Reszta też pewnie piła tej nocy.” – nie bardzo wiadomo o kogo Ci chodzi, wydaje mi się, że np. „reszta towarzystwa” brzmiałaby lepiej,
- „Fala bólu przelała się przez moje ciało i skupiła się w plecach.” – dublujesz „się”,
- „Próba podczołgania się skończyła się kolejną falą bólu, jednak tym razem ją zignorowałam.” – po raz kolejny używasz określenia „fala bólu”, proponuję abyś zastąpiła je formą synonimiczną,
- „Nienawidziłam go. Nie miałam ku temu powodów.” – mam wrażenie, że brakuje wyrazu, który spajał by te dwa zdania, np. „chociaż”, „choć” itd.,
- „Po lewej stronie białe drzwi prowadzącego do sypialni, po prawej takie same do łazienki.” – raczej „po lewej stronie znajdowały się drzwi prowadzące...”,
- „Ściany tego mieszkanka zdobi bladożółty kolor, podłoga natomiast jest z jasnobrązowych paneli.” – obejdzie się bez „tego”; trochę nie pasuje mi to „zdobi kolor”; może lepiej „podłoga wyłożona”,
- „Czarny prysznic stał samotnie w prawym pomieszczenia.” – „pomieszczeniu”,
- „Nie rozumiałam. ” – po kropce dublujesz spację,
- „Po kilku minutach zasnęłam, mimo światła w pokoju.” – lepiej brzmi „palącego się”, „zapalonego”,
- „Założyłam plecak na, ubrałam moje czarne trampki i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.” – „na...? (ramiona)”; nie gra mi coś w tej konstrukcji „wyszłam... zamykając”,
- „Blade promyki słońca wyłaniały się dopiero zza brązowej kamiennicy naprzeciwko.” – po „dopiero” wstawiłaś podwójna spację, poza tym szyk zdania, lepiej rozpocząć zdanie od „kamienicy (tu literówka) naprzeciwko”, podobnie w zdaniu następnym,
- „Spojrzałam na zegarek. 7:30.” – godzinę zapisuje się z kropką, nie dwukropkiem,
- „Miała ona duże boisko z tyłu i masę graffiti na murach.” – lepiej „z tyłu znajdowało się... mury zdobiło...”,
- „Idąc czerwoną kostką doszłam do dużych białych drzwi.” – lepiej „czerwona kostka chodnika doprowadziła mnie do...”,
- „Lubię język polski. Pani się nie czepia, jest wyrozumiała (szczególnie, jeśli piszesz opowiadanie). ” – a nie przypadkiem „piszesz (lubisz pisać) opowiadania”,
- „Klasa do polskiego jest mała i kwadratowa;” – biorąc pod uwagę całość tekstu, powinnaś użyć czasu przeszłego,
- „Niebieska podłoga pasuje do jasnoniebieskich ścian, ściany z kolei pasują do drewnianych ławek” – powtarzasz wyraz „pasuje”,
- „Pozostała przestrzeń to krzesła i ławki.” – może lepiej „resztę przestrzeni zajmują...”,
- „Nagle coś kapnęło na kartkę, i znów, i znów.” – proponuję „po chwili znowu”,
- „Przesunęłam palcami po twarzy w poszukiwaniu źródła.” – powinnaś napisać o jakie źródło ci chodzi,
- „Moje oczy w odbiciu znowu miały swój naturalny, ciemnobrązowy kolor, choć na powiekach i na policzkach wciąż zalegała odrobina krwi.” – dublujesz „na”,
- „Spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, że lekcja dobiegła końca.” – lepiej brzmi „spojrzałam na zegarek i uświadomiłam...”,
- „Klasa była pusta, więc spakowałam książki i założyłam zarzuciłam plecak na ramię.” – albo „zarzuciłam”, albo „założyłam’,
- „Otaczały mnie kamienice, a pomiędzy nimi moja ścieżka z chodnikami po obu stronach.” – to zdanie jest trochę nielogiczne,
- „Samochód zbliżał się z każdym krótkim oddechem.” – to samochód oddycha?; czy chodzi Ci o oddech bohaterki?
- „Kolejna próba wstania, tym razem z pożądanym efektem.” – zdanie do przeredagowania,
- „Cały świat ogarnęły czarne plamy, a najgorsze było to, że nic nie słyszałam.” – skoro bohaterka „nic nie słyszała”, to te „czarne plamy” pojawiły się raczej przed jej oczami, niż przed „całym światem”,
- „Czarne auto, które powinno mnie zabić, wylądowało w kamiennicy” – literówka w słowie „kamienicy”,
- „Złamana kość zespoliła się na nowo, a tkanki mięśnie zaczęły ją obrastać.” – drugi człon zdania do poprawy,
- „Właściwie nie miałam powodu, by uciec.” – lepiej brzmi „uciekać”,
- „Tylko jak ja miałam im wyjaśnić fakt, że nie mam choćby ranki po tym, co się stało? Pomijając fakt, że w ogóle nie powinnam żyć.” – dublujesz „fakt”, właściwie w pierwszym ze zdań wystarczyłoby jakbyś napisała „tylko jak miałam wyjaśnić...”,
- „Okazała się pusta, nie licząc kilka zarośli, i bardzo wąska.” – raczej „kilku”,
- „Po kilku krokach dostrzegłam w ciemności schody pożarowe.” – jak bohaterka mogła dostrzec coś w ciemności (?), może lepiej „wyłaniające się z ciemności drzwi”,
- „Ciężko stawiając stopy, podeszłam do schodów i zaczęłam się wspinać.” – wystarczy jak napiszesz „zaczęłam wspinać się po schodach” albo „wspinałam się”,
- „Skuliłam się, czując jak po policzku toczą się moje łzy.” – proponuję określenie „płyną”, zamiast „toczą”,
- „Trwało to pół minuty, może dłużej, a każdą z sekund przepełniał mój krzyk.” – „wypełniał”,
- „Poruszyłam znów i odległość do ziemi musiała przekroczyć metr.” – do przeredagowania.
Krasnoludek
Krasnoludek 18 lutego 2013, 18:31
" Założyłam plecak na, ubrałam moje czarne trampki i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz." - tutaj też brakuje słowa.
Opowiadanie wciągające, zdarzają się powtórzenia, czasami zdania są trochę dziwnie złożone, ale ogólny efekt jest naprawdę pozytywny.
Jak na Twój wiek spodziewałabym się czegoś nie do zniesienia, a tu proszę zaskoczenie pełną parą;)
Czekam na kontynuację;)
Paulina Biczkowska
Paulina Biczkowska 3 marca 2013, 15:29
Też jestem po wrażeniem poprawności językowej (w tym interpunkcyjnej tekstu) i jego spójności.

Ponieważ Ewa zrobiła szczegółową korektę Twojego tekstu, ja mam tylko dwie uwagi ogólne:
• przy opisie bohaterki ośmiokrotnie używasz przymiotnika „czarny”. Zastanawiałabym się albo nad użyciem synonimów, albo próbą w inny sposób oddania mrocznego charakteru mieszkania dziewczyny i jej ubioru. Regularne powtarzanie przymiotnika „czarny” powoduje bowiem wrażenie groteskowości, ironicznego traktowania głównej bohaterki, która innych kolorów nie uznaje, a raczej o to nie chodzi;
• skoro akcja opowiadania dzieje się w Polsce (co sugeruje uczęszczanie przez bohaterkę na lekcje polskiego), zmieniłabym nazwisko nauczycielki i imię głównej postaci na polskie – użycie angielskich wersji („Sue”, „Rosa”) jest, według mnie, pretensjonalne. Jeśli miałyby zostać, to zamieniłabym lekcje języka polskiego na zajęcia z literatury (jak się nie mylę, Amerykanie, takiego przedmiotu jak „język angielski” nie mają), żeby zostać w jednym kręgu kulturowym.
tomekmelf
tomekmelf 3 kwietnia 2013, 18:02
Emo ale dobre
tomekmelf
tomekmelf 3 kwietnia 2013, 18:04
Emo,ale fajne opowiadanie
przysłano: 16 lutego 2013 (historia)

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca