Za oknem zimno i mokro. W lodówce ciemno. W portfelu pusto. Bankomat przemiela i wypluwa kawałek plastiku. Na domiar tego wszystkiego papier w wucecie się skończył. Jest gazeta. Nawet by się nadała, ale wtedy czym podpalę w piecu. Jednym słowem – przesrane.

 

Wychodzę na ogródek. Właśnie sobie przypomniałem – na jesieni zostawiłem rządek marchwi i kilka buraków. Kopię. Odkrywam – nornice były przede mną. Wracam.

 

W spiżarce przestawiam puste słoiki z nadzieją, że jakiś pełny się zawieruszył. Płonne nadzieje. Kątem oka zerkam na łapicę. Mysz nawet dorodna. Koło jej pyszczka kawałek zeschniętego sera… Cholera! Coś zjeść przecież muszę. Wybór wydaje się oczywisty. Albo ja, albo mnie…

 

Wychodzę na taras. W kieszeni szlafroka telefon sygnalizuje nadejście sms. Czytam: Witaj. Właśnie masz szansę wygrać… Koszt sms, to tylko…

 

Pan w lombardzie jest miły. W drodze powrotnej zahaczam ekskluzywny sklep dla bogatych inaczej. Jutro też będzie widno. A wtedy… ;)