Literatura

Walc pośmiertny (opowiadanie)

Lou

Rzut oka na cmentarz:
Krzywy chodnik
"Kwiaty". Zatrzęsienie martwych, sztucznych tworów stworzonych na ich podobieństwo, mających je zastępować.
Znicze, migoczące, targane przez wiatr płomyczki ustawione na nagrobkach w nadziei, że ich światło rozjaśni mrok w ciemnym świecie, do którego trafili bliscy, a do którego, czy chcemy czy nie, trafimy wszyscy.
Przy jednym z takich nagrobków stoi kobieta. Jest już stara, ale mimo to wyprostowana z godnością. Gdyby zajrzeć w jej jasne, szare oczy, zobaczylibyśmy wiele rzeczy, które potrafią opowiedzieć historię danej osoby. W tych oczach główną taką "rzeczą" był przygszony upływem lat, chociaż jeszcze zupełnie dziś wyraźny smutek. Jak atrament, z początku razi swoją ciemną, mocno odcinającą się od śnieżnej bieli arkusza, z roku na rok jednak blaknie, papier zaś prędzej czy później staje się żółty, bez względu na ważność, wartość słów na nim zapisanych.
Smutek ten był spowodowanym utratą tego, co najdroższe, a jednak nie do kupienia za żadne pieniądze- najbliższych. Tych, którzy odczuwają potrzebę twojego istnienia, twojej obecności, i odwrotnie- bez których twoje życie nie ma żadnego sensu.
Noszące ślady cierpienia oczy kobiety kierują się z powietrza przed nią na umieszczone na kamiennej płycie wizerunki mężczyzny i chłopca. Chwila mija- postać wciąż stoi wyprostowana i wpatrzona w podobizny, jakby przez spojrzenie chciała oddać zbędne jej życie tym, którzy zostali z niego bezlitośnie ograbieni. Wreszcie jej ciało nieznacznie drga i zmusza się do odwrócenia wzroku i postawienia kroku, który pozwoliłby oderwać się od wspomnień i wrócić do rzeczywistości.

***
Podążamy za kobietą wychodzącą poza bramy nekropolii. Kierujemy się za nią w stronę małej uliczki pełnej ściśniętych ściana przy ścianie kamieniczek. Staruszka idzie energicznie, lecz nagle jej krok jakby słabnie, zbliżając się ku jedynej wyrwie w szczelnej ścianie budynków - ku niedużej, przedwojennej willi otoczonej ogrodem. Stojąc naprzeciwko furtki, patrzy przez chwilę i z dziwną gwałtownością spuszcza głowę. Budynek przed nią jest już bardzo zniszczony. Dawniej nie był. Teraz uważny obserwator może dostrzec zbite szyby na piętrze, chaszcze chwastów, śmieci walające się przy ogrodzeniu...
Starsza pani unosi głowę. W oczach ma łzy, z wolna podnosi dłoń i kładzie ją na klamce furtki. Wokół przechodnie nie widzą nic poza swoimi sprawami, w ciepły październikowy dzień każdy myśli tylko o sobie. Zawiasy skrzypią, furtka się otwiera. Po zarośniętym chodniku stąpają stare stopy obute w brązowe pantofle. Wchodzą po schodkach. Stają przed drzwiami.
Drzwi niegdyś były zielone. Przez lata zeszła z nich farba, gałka pordzewiała. Dziurka od klucza była wciąż taka sama. Obróć dwa razy w lewo aby otworzyć, dwa razy w prawo żeby zamknąć. Drzwi otwierają się, ukazuje się ciemny korytarz z rzędami wejść do pokojów po obu stronach. Kroki jednak mijają każde z nich obojętnie, zmierzają do końca gdzie z zakurzonych szybek białych drzwi leje się jasne światło. Są uchylone. Oślepia blask białych ścian, wysokie okna dają największe możliwe oświetlenie. W pomieszczeniu da się wyróżnić cztery elementy:
kominek, na kominku zegar, obok stolik, na nim gramofon z płytą. Kobieta staje na środku, odchyla głowę do góry, patrzy na poplamiony, poszarzały sufit ze zwisającym kablem po żyrandolu. Pomarszczone dłonie sięgają po zegar stojący na kominku, gładzą tarczę z czułością. Sięgają do tyłu. Natrafiają na pokrętło.
Czas się cofa, z twarzy i dłoni znikają zmarszczki, włosy z siwych wracają do koloru brązowego, ze smutku w oczach nie pozostaje nic. Młoda kobieta odwraca się od kominka i radośnie spogląda na sześcioletniego synka, który nakręca gramofon aby wysłuchać swojej ulubionej melodii. Mężczyzna pomaga chłopcu przy kręceniu korbką. Kiedy dom wypełniają wesołe tony walca, porywa kobietę do tańca, mały skacze dookoła nich jak szczeniak.
Będą tak tańczyć do końca świata, szczęśliwi, nieświadomi smutku ani cierpienia.
Każdy trafi kiedyś do swojego nieba.

***
Jakiś czas później grupa dzieci grała w "kolory" na chodniku przed willą. W pewnym momencie piłka przeleciała przez ogrodzenie i potoczyła się w głąb ogrodu. Żaden z uczestników zabawy nie miał odwagi pójść po nią, ostatecznie padło na Franka, jako najstarszego. Po długotrwałym mocowaniu się z furtką i przedzieraniu się przez krzaki trafił w końcu na czerwoną piłkę schowaną pod krzakiem róży.
Kiedy wreszcie ją stamtąd wydostał, postanowił skorzystać z okazji i rozejrzeć się po posiadłości. Może kryje się tam coś ciekawego, jakiś skarb... Dostrzegł nieduży taras, wdrapał się na niego po zdemolowanych schodkach i zajrzał przez zakurzoną szybę drzwi tarasowych... Zauważył zarysy kominka, stolika z gramofonem... I jakiejś postaci leżącej bez ruchu na podłodze... Pchnął drzwi. Ustąpiły z łatwością. Na środku pomieszczenia leżała skulona staruszka, ściskając w ramionach staroświecki, ozdobny zegar kominkowy...
Miała szeroko otwarte jasne oczy, uśmiechała się.
Już nie żyła.

 


niczego sobie 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Alicja Kubiak
Alicja Kubiak 21 maja 2013, 19:52
w pierwszej części (gwiazdki) wprowadzasz czytelnika w pewien klimat, krajobraz, otoczenie - tu: cmentarne, opisujesz
w drugiej - zaczynasz prowadzić, "podążamy..." - po co? to psuje zbudowany klimat, podążaj, ale nie mów (nie pisz) o tym dosłownie, niech czytelnik sam kieruje się za postaciami opowiadania; ten fragment zmienia się prawie w reportaż i porzuca płynną narrację opowieści, po czym znów wracasz do obserwacji, zostawiając "podążanie"
podoba mi się poruszany temat przemijania życia, dążenia do śmierci i konfrontacja z młodością, ciekawością, beztroską
Paulina Biczkowska
Paulina Biczkowska 28 maja 2013, 13:50
Twoje opowiadania składa się z kilku popularnych obrazów, motywów (opuszczona, zarośnięta willa – tu mi się kojarzą „Wielkie nadzieje” Dickensa, starsza pani wspominająca swoja młodość – „Pora umierać” Kędzierzawskiej, śmierć starszej kobiety z uśmiechem na ustach – „Niezawodny system”, szczęście rodzinne zilustrowane jako taniec młodych rodziców i ich pociechy – spora ilość filmów, choć akurat teraz żaden konkretny tytuł nie przychodzi mi do głowy), ale łączysz je w całkiem nową i zgrabną całość. Musisz popracować jeszcze nad stylistyką i językiem.

Jeżeli chodzi o konstrukcję tekstu, to zgadzam się z Alicją, że niepotrzebnie zaczynasz drugą część od „podążamy” – dużo lepsza jest bezosobowa „jazda kamerą” za główną bohaterką.

Do poprawy:
• „Gdyby zajrzeć w jej jasne, szare oczy, zobaczylibyśmy wiele rzeczy, które potrafią opowiedzieć historię danej osoby. W tych oczach główną taką "rzeczą" był przygszony upływem lat, chociaż jeszcze zupełnie dziś wyraźny smutek” – zdecydowanie skróciłabym te dwa zdania, bo odbiegają (na niekorzyść) od wcześniejszych, znacznie bardziej lapidarnych. Proponowałabym taką zmianę: „Gdyby zajrzeć w jej jasne, szare oczy, można by wiele w nich zobaczyć / odczytać z nich jej historię. Tym, co w jej oczach było najwyraźniejsze, był przygaszony upływem lat, chociaż jeszcze zupełnie dziś wyraźny, smutek”;
• „Jak atrament, z początku razi swoją ciemną, mocno odcinającą się od śnieżnej bieli arkusza, z roku na rok jednak blaknie, papier zaś prędzej czy później staje się żółty, bez względu na ważność, wartość słów na nim zapisanych” – proponuję: „Jak atrament, który z początku razi swoją ciemną, mocno odcinającą się od śnieżnej bieli arkusza barwą, ale z roku na rok blaknie, papier zaś prędzej czy później staje się żółty, bez względu na wagę słów na nim zapisanych”;
• „co najdroższe, a jednak” – zamiast „a jednak” dałabym „ale”;
• „budynków – ku niedużej” – bez „ku”;
• „Budynek przed nią jest już bardzo zniszczony” – bez „przed nią” – wiadomo, o jaki budynek chodzi;
• „chaszcze chwastów” – sugeruję „wszędzie chaszcze i chwasty”, bo chaszcze to ‘gęste, dziko rosnące krzaki’, a chwasty ‘rośliny dziko rosnące w ogrodzie lub na polu, hamujące wzrost roślin użytkowych’, więc chwasty raczej nie tworzą chaszczy. Poza tym trudno jest wymówić najpierw zbitkę „chwaszcz”, a zaraz potem „chw”;
• „Dziurka od klucza była wciąż taka sama” – zamiast „była” sugerowałabym „pozostała”;
• „Obróć dwa razy w lewo aby otworzyć, dwa razy w prawo żeby zamknąć” – przed „aby” i „żeby” przecinki;
• „do końca gdzie” – po „końca” przecinek;
• „największe możliwe” – sugeruję „maksymalne”;
• „W pomieszczeniu da się wyróżnić cztery elementy: kominek, na kominku zegar, obok stolik, na nim gramofon z płytą” – pierwsza część zdania („W […] elementy”) do przeredagowania, bo nie jest zbyt zgrabne stylistycznie, poza tym „element” to ‘część składowa jakiejś całości’, a trudno uznać zegar czy gramofon za część składową pokoju. Przyszedł mi do głowy rzeczownik „obiekt”, aczkolwiek też nie jest on idealny;
• „Sięgają do tyłu” – „Sięgają na jego tył” – żeby nie było wątpliwości, że chodzi o tył zegara, a nie staruszki;
• „włosy z siwych wracają do koloru brązowego” – sugerowałabym „włosy z siwych stają się znowu brązowe”;
• „gramofon aby wysłuchać swojej” – po „gramofon” przecinek;
• „mały skacze dookoła nich jak szczeniak” – zmieniłabym to porównanie, bo wydaje mi się nieco deprecjonujące;
• „grała w "kolory"” – nazwa gry bez cudzysłowu;
• „przez krzaki” – sugerowałabym „zarośla” albo „chaszcze”, żeby uniknąć powtórzenia „krzaki” – „krzakiem róży”;
• „kryje się tam” – „kryło się”, bo w tej części opowiadania konsekwentnie używany jest czas przeszły;
• „szybę drzwi tarasowych...” – sugerowałabym „drzwi prowadzących do domu”, żeby uniknąć powtórzenia „taras” „tarasowych”.

PS Pamiętaj o spacjach przed myślnikami.
przysłano: 20 maja 2013 (historia)

Inne teksty autora

Dłoń
Lou
Wychodzę
Lou
Krew
Lou

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca