Literatura

Zero (opowiadanie)

Maciej Dydo Fidomax

Klimat opowiadania bardzo podobny do "Bagna". Młoda dziewczyna spotyka ćpuna, ich rozmowa zapoczątkuje zmianę.
Dochodziło południe. Każdy krok Krzyśka po schodach tej obskurnej klatki schodowej odbijał się głuchym echem. Wyglądał jak siedem nieszczęść i widać było, że każdy ruch sprawia mu niewymowną trudność. Po chwili stał już na trzecim piętrze, lekko chwiejąc się przed drzwiami z numerem 39. Podniósł powoli rękę i zatrzymał ją, zastanawiając się jeszcze, nad tym co zamierza zrobić. W końcu jednak przełamał się i zapukał. Po minucie otworzył kobieta, dobiegająca może pięćdziesiątki.

- Krzysiu, to ty.- wyszeptała tylko.

- Tak to ja. - odpowiedział patrząc się na nią swymi przekrwionymi oczami. Stali przez chwilę w milczeniu, lustrując się wzrokiem. W końcu matka przełamała ciszę:

- Wejdź synku.- zaprosiła go do środka.

Weszli do pokoju gościnnego.

- Mój Boże, jak dobrze, że w końcu postanowiłeś do mnie wrócić. - chłopak patrzył się na nią tępym wzrokiem, jakby walcząc ze sobą. - Naprawdę tęskniłam za tobą. - dodała.

- Zrób mi herbaty. - rzekł lodowato, brzmiało to jak rozkaz.

- Herbaty? - zapytała lekko zbita z tropu. - A herbaty, tak oczywiście, rozgość się.

Gdy matka wyszła do kuchni niespodziewanie się ożywił i zdecydowany ruszył w dobrze znane mu miejsce. Po chwili był już za drzwiami. Matka usłyszawszy trzaśniecie drzwiami, wybiegła za nim na klatkę schodową. Ujrzała go jeszcze, jak uciekał zbiegając po schodach.

- Syneczku!- krzyknęła za nim, ale nawet się nie odwrócił.

Przecież był już w mieszkaniu, wrócił. Po roku wrócił do domu, aż tu nagle wybiegł jakby uciekając od niej.

Stała tak opierając się o barierkę, myśląc. Dopiero gwizd czajnika, przywołał ją z powrotem do domu. Zamknęła drzwi wejściowe i pobiegła do kuchni. Zdjęła czajnik z palnika. Czuła, że do oczu podchodzą jej łzy. Przed chwilą tak cieszyła się, że syn w końcu wrócił, taką miała nadzieję. A teraz - niepewność dlaczego wybiegł tak nagle. Wyszła z kuchni i nagle wszystko stało się jasne. Sejf za komodą stał otwarty. Jej wszystkie oszczędności zniknęły. Upadła na kolana, złożyła ręce i zaczęła się modlić: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie....."

"And they wont see blood, till they hit the ground." Te słowa jak zdarta plyta rockowa przepływały przez umysł Krzyśka. Siedział rozwalony na ławce w parku. Wszystko wydawało mu się takie na miejscu - słońce, wiatr i nawet te cholerne drzewa, które zwykle tak go denerwowały. Godzinę zajęło mu zdobycie towaru, pół godziny na znalezienie jakiegoś dobrego miejsca, teraz pozostała mu tylko ta fala, która była jedynym celem jego życia w tej zapomnianym przez Boga egzystencji. Kiedy był w tym stanie, przeszłość i przyszłość były tylko nie wyraźnym groteskowym odbiciem i takie właśnie je lubił. Nie było ważne jakich czynów musiał się dopuścić by zdobyć tą dziale, nieważne co będzie musiał zrobić w przyszłości, nie ważne kim jest i gdzie jest. Ważne, że jest w właśnie tu, w tym miejscu. Nagle jakaś dość zgrabna nastolatka usiadła obok niego. Widać było, że po uszy siedzi całym tym młodzieżowym buncie, torba z naszywkami "Pearl Jam" czy "Nirvana", mówiła mu wszystko o tej osobie.

- Cześć. - odezwała się.

- Czego cipko? - zapytał Krzysiek, na ogół dość kulturalny typ, tym razem podburzony zachwianiem ukochanej fali.

- Mizernie wyglądasz.

- A chuj ci do tego, jak wyglądam. Przyjacielska rada - spierdalaj. - zaczynał tracić cierpliwość.

Ta, jednak bez słowa wyciągnęła fachowo zawiniętego skręta i zapaliła go.

- Smutne to, że gnojki takie jak ty same sobie, rujnują świat. Ile ty możesz mieć lat? Dziewiętnaście? Jesteś naćpany jak stodoła i pewnie sądzisz, że jestem słodką idiotką, a ty jesteś ten, który bawi się po drugiej stronie. Zresztą, teraz póki jesteś po drugiej stronie i tak masz wszystko w dupie. - mówiąc to powoli zaciągała się skrętem. - Łącznie ze mną.

- Po co ty się do mnie przysiadłaś?

- Nawet nie przekląłeś przy ostatnim pytaniu. - uśmiechnęła się. - Chyba awansowałam w twojej hierarchii. Ale szczerze mówiąc, to gówno mnie obchodzi twoja hierarchia. Przysiadłam się do ciebie, bo chciałam po prostu przypalić ganję. A ten kawałek parku jest najbezpieczniejszym miejscem do takich zabaw, po za tym czasami ludzie tacy jak ty, znaczy którzy siedzą w tym całym burdelu po uszy okazują się ciekawymi ludźmi do rozmowy, ale ty...-spojrzała na niego-...ze swoją hajowską wrogością jesteś tylko dupkiem.

- Gówno o mnie wiesz.

- I czuje, że gówno się dowiem, zresztą gówno mnie to obchodzi. - uśmiechnęła się, wstając.- Szkoda tylko patrzeć, jak się człowiek kończy na jesień. - odwróciła się na pięcie i odeszła.

Krzysiek spojrzał na nią. Czuł, że fala odchodzi, czuł to wyraźnie.

- Nie odchodź. - powiedział niewyraźnie, ale wystarczająco, aby go usłyszała. Odwróciła się powoli. - Nie chcę być dzisiaj sam. - wyznał.

Podeszła do niego i dotknęła jego twarzy:

- Boisz się być sam? - zapytała sarkastycznie, delikatnie muskając ręką jego twarz.

- To nie tak...ja...- ale zdołał się tylko rozpłakać.

Przytuliła go. Czuła jak wali mu serce. Pierwszy raz od ucieczki z domu, udało mu się zapłakać.

- To niesamowite. - dziewczyna nie mogła wyjść z podziwu.- Nie sądziłam, że w naszych czasach, że w naszym mieście istnieje taki pałacyk. Przecież to typowa komuna.

- Raczej squat, no i niezła ruina. - odpowiedział spokojnie Krzysiek.- Wiedziałem, że ci się tu spodoba.

Siedzieli po turecku w niewielkim pokoju szarym pogrążonym w półmroku pokoju. Sami. Za zamkniętymi drzwiami.

- Wiesz, że niedługo się skończysz? - zapytała.

- Tak, to nawet lepiej, bo ostatnio mam poważne problemy z gotówką. - żart, który nawet jego samego nie specjalnie rozśmieszył.

- Szczerze, nie boisz się?

- Nie, to wyzwolenie od tego świata, jedyne prawdziwe wyzwolenie, jedyna prawdziwa droga wojownika.

- Świat jest takim jakim go widzisz, tak samo jak wyzwolenie, tak samo jak cokolwiek.

- Jeden frazes przegania drugi. - pokręcił głową i wyciągnął z plecaka swoje ćpuńskie oprzyrządowanie.

- Masz zamiar dać sobie w żyłę, tak?

- Aha. - pokiwał wesołą głową. - Nawet nie wiesz jaki ciężki miałem dzień.

Dziewczyna wstała i bez słowa skierowała się ku jedynemu wyjściu z tej małej klitki, w jakiej się znajdowali.

- Zaczekaj. - zerwał się na nogi i zatrzymał ją teatralnym gestem.

- Przyszłam tu dla ciebie, ale ty wolisz ją. - wskazał na heroinę leżącą koło plecaka. - Więc niech ona ci towarzyszy dzisiejszej nocy.

- Proszę cię, zostań. - ciche, zrezygnowane.

- Więc wybierz między nami.

Milczenie, choć i bez niego Krzysiek zdawał sobie sprawę, żę dla niego jest tylko jeden wybór. Otworzył dziewczynie drzwi.

- Nie zapytałem, jak masz na imię.

Dziewczyna wyszła, nie odwracając się, ani razu. Zaraz jak znikła mu z oczu, przyładował sobie w żyłę. Lecz tym razem fala oprócz ciepła i lekkości przyniosła świadomość wyboru, którego dokonał. Doskoczył do okna. Dziewczyna wychodziła właśnie ze squata. Patrzył się nią i gdy znikła zza zakrętem, usiadł pod ścianą, złapał się za nogi i chowając głowę między nimi wyszeptał.

- Przepraszam. - wiedział, że nadchodzi dla niego zmiana.

Następny dzień szkoły. Paulina traktowała szkołę jako przykry obowiązek, teraz siedział na ławcę w głównym holu słuchając jednej z koleżanek. To także traktowała jak obowiązek.

- W ten weekend zabierze mnie nad morze.- ciągnęła koleżanka.

- Aha. - Paulina pokiwała głową.

- Tym swoim nowym BMW.

Paulina spojrzała w oczy swojej koleżance. Jaka ona była próżna. Liczyła się dla niej tylko kasa, jeśli facet nie był dziany, albo nie miał dzianych starych, zostawał automatycznie skreślony z jej listy. Paulina chciała, już coś jej powiedzieć, ale zagryzła wargi i z uprzejmości zapytała tylko.

- Pewno się cieszysz? - gówno ją obchodziło co tak naprawdę sądzi koleżanka. Nagle ktoś usiadł obok niej i zakrył jej oczy.

- Co widzisz? - zapytał cały czas trzymając ręce na jej oczach.

- Bezpieczeństwo. - uśmiechnęła się odwracając się i namiętnie go całując.

To była prawda. Czuła cholerne bezpieczeństwo, gdy Tomek był obok niej.

- Żałuj, że nie pojechałaś z nami nad to jezioro. Było super.

- Kiedy wróciliście? - zapytała okazując prawdziwe zainteresowanie.

- Dzisiaj rano. Jak widzisz ledwo trzymam się na nogach. Miejsce było wspaniałe - ognisko, jezioro nocą te sprawy.

- Wiesz, że nie mogłam, to nie podpierdalaj mnie. - wkurzyła się.

- Słonko jeszcze nie raz się tam wybierzemy. - pogładził jej włosy.- No spadam, na lekcje. O której kończysz? - zapytał wstając.

- O czternastej piętnaście.

- W porządku będę czekał na parkingu.

- Dobrze. - odparła jakimś beznamiętnym głosem, który ją samą zdziwił.

Chłopak odchodząc rzekł jeszcze:

- Tęskniłem...bardzo. - po chwili rozpłynął się w czeluściach korytarza.

- Fajny ten twój chłopak. - przyznała Paulina. - Taki....majętny. - uśmiechnęła się. Dzwonek na lekcje wypełnił korytarz.

Paulina jednak do końca lekcji nie myślała o Tomku. Myślała o tym ćpunie, którego poznała wczoraj. Nie była w stanie określić swoim uczuć w stosunku do niego. Jednak wiedziała, że jakieś uczucia są i to tak silne, że potrafiły przyćmić myśli o Tomku, z którym była już przecież dwa lata. Po skończonych lekcjach ominęła szerokim łukiem czekającego na nią Tomka i ruszyła do wczoraj odwiedzonego squata. Zupełnie inaczej ukazał on się w oczach Pauliny tego popołudnia. Wczoraj, kiedy zmierzała do niego razem z tym ćpunem, była już ciemna noc, a ona była tak pochłonięta przygodą, że squat wydał jej się rajem. Teraz jednak widząc odrapane ściany i sypiący się tynk, skrzywiła twarz z wyrazem niesmaku. Do środka wpuścił ją ten sam go gość, który wpuścił ich oboje wczorajszej nocy. Widać było, że jest już nagrzany, bo wyraz jego oczu był tak obojętny. Wskazał tylko palcem pokój, w którym wcześniej siedziała z ćpunem i skierował się w stronę barku.

Paulina zastała ćpuna w pokoju. Leżał nieprzytomny w pozycji embrionalnej. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła obok niego. Zaczęła gładzić jego włosy tak czule, jak kiedyś robiła to jego matka.

Godzinę później otworzył oczy.

- Wróciłaś? - zapytał, siadając powoli.

- Tak. - odpowiedziała, patrząc mu w oczy.

- Ja...przepraszam za wczoraj. - było mu naprawdę przykro.

- Rozumiem. - odparła spokojnie.

- Słuchaj, jeśli ta twoja ciekawość mną, wypływa tylko z zainteresowania śmieciami i ćpunami...to...

- Początkowo tak było. - wyjaśniła wchodząc mu w słowo.

- Wczoraj....pierwszy raz czułem, że spotkało mnie coś magicznego. Od pół roku tego nie czułem. Nigdy zaraz po przygrzaniu nie miałem wyrzutów sumienia. A wczoraj jak wyszłaś, bardzo tego żałowałem. Siedzieli jakiś czas w milczeniu.

- Chcę ci pomóc. - odezwała się w końcu.

- Błagam, tylko nie mów tego. Wszyscy tak mówili. Matka, wiele dziewczyn, którym kiedyś na mnie zależało i za każdym razem, kiedy to mówili oddalali się ode mnie. Więc proszę, nie mów tak.

- Chcę ci pomóc. - powtórzyła ze łzami w oczach.

Krzysiek zerwał się na równe nogi i pięścią uderzył z całej siły w ścianę.

- Nie mów tego...nie mów...- cedził

- Chcę ci pomóc. Chcę ci pomóc, chcę ci pomóc...- powtarzała.

Krzysiek skulił się przy ścianie i zaczął płakać.

- Dlaczego Bóg nie mógł mnie zostawić bym się skończył w tym raju, dlaczego musiał wysłać kogoś takiego jak ty?

- Wierzysz w Boga? - zapytała zdziwiona.

- Nie, ale kiedy mam dowody jego istnienia, takie jak zesłanie ciebie, to czasami trudno mi zachować ateizm.

- Więc jak będzie dzisiaj? Ja czy ona? - pytając wskazała na heroinę.

- Proszę cię....nie rób mi tego.

- Wybierz.

Przez około minutę panowała cisza.

- Ona.- wskazał na heroinę, lecz tym razem przyszło mu to o wiele trudniej niż wczoraj. Dziewczyna wpadła we wściekłość, za bardzo jej zależało na nim tego dnia. Wiedziała, że powinna wyjść, ale nie potrafiła. Popchnięta impulsem doskoczyła do przyrządów ćpuńskich i do hery depcząc je w szale.

- Nie! - krzyknął Krzysiek i był to krzyk rozpaczy, przemieszany z gniewem. Rzucił się na dziewczynę i uderzył ją w twarz.

Upadła. On spojrzał tylko na zniszczony sprzęt i towar i wpadając w straszliwy gniew, zaczął okładać, kulącą się na ziemi dziewczynę solidnymi kopniakami. Po trzech jednak zatrzymał się. Upadł na kolana i znów się rozpłakał, przepraszając dziewczynę. Nie wyglądała za dobrze. Z jej ust płynęła krew a na rękach, którymi zasłaniała się przed kopnięciami pojawiły się siniaki. Powoli dochodziła do siebie. Krzysiek dotknął jej twarz i powtarzał tylko - Przepraszam, przepraszam.

Paulina odepchnęła go, uderzając w twarz. Zapanowało potworne milczenie. Przez łzy Krzysiek powtórzył po raz kolejny:

- Przepraszam. - i było to najszczersze przepraszam, jakie kiedykolwiek usłyszała.

Rzuciła mu się na szyję i zastygli tak przez parę minut.

- Ja naprawdę chcę ci pomóc. - wyszeptała.

Nagle w głowie Krzyśka zaświtała myśl o którą od dawna był się nie podejrzewał.

- Chcę, abyś mi pomogła.- wyszeptał.

Wstał i wyciągnął z plecaka zwitek banknotów. Wyszedł z pokoju i po pięciu minutach wrócił.

- Zrobisz coś dla mnie, prawda? Pomożesz mi? - zapytał z pewną dozą optymizmu.

- Tak. - odparła.

- Zapłaciłem właśnie Fretce, to ten ćpun, który cię wpuścił, aby zostawił mi ten pokój na tydzień i podawał żarcie, oraz środki medyczne przez ten wlot. - wskazał na drzwi.- Tobie dam klucz i pieniądze. Przetrzymasz je dla mnie. Jeśli chcesz możesz mnie także odwiedzać, ale pod żadnym pozorem nie otwieraj tych drzwi, przez tydzień.

- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytała jeszcze wstając z ziemi.- Może lepiej jeśli byś pojechał z tym do jakiegoś z tych szpitali.

- Nie....- odparł.- Tylko tu mogę dać radę. A teraz wypieprzaj stąd póki się nie rozmyślę. - podał jej klucz i kasę.

Dziewczyna nie powiedziała już nic więcej, nawet się nie obejrzała, wychodząc bez pożegnania. Zamknęła drzwi na klucz. Przy wyjściu z budynku zatrzymał ją Fretka.

- Musisz mieć coś z Ewy, skoro Niuniek jest w stanie rzucić raj dla ciebie i to w tak drastyczny sposób.

- Ale czy to najlepszy sposób, żeby tak bez opieki lekarskiej?

- To najlepszy kotuś. Wiesz, co noc modlę się, aby ktoś taki jak ty zainteresował się mną, taki anioł. - uśmiechnął się.

Paulina wybiegła ze squata. Tysiące myśli kotłowało jej się po głowie, ale tylko jedna przepływała jej bez zakłóceń przed oczyma. "Nawet nie wiem jak ma na imię." Tymczasem Krzysiek vel Niuniek właśnie zdawał sobie sprawę z tego co zrobił. Jego ciało powoli wypełniał ból psychiczny, przygotowywał go do tego co będzie musiał przejść. Starał się wypełnić umysł jej obrazem, zamknął oczy.

Gdy stanęła przed swoją klatką schodową, ujrzała Tomka siedzącego na pobliskiej ławce, był już późny wieczór. Powoli podeszła do niego.

- Czekałem na ciebie. - wyjaśnił, podnosząc głowę. - Czekałem na ciebie po szkole i czekam teraz.

- To się doczekałeś. - odparła jak gdyby nigdy nic i usiadła obok niego na ławce.

- Kto cię tak urządził? - spojrzał na jej obitą twarz. - Znowu włóczysz się poznając te męty? - zapytał.

Paulina opuściła głowę. - To jest choroba, wiesz o tym? Jak kleptomania, musisz chodzić tam, kłamać mnie i rozmawiać z tymi mętami, to jest choroba Paulino.

- To moja sprawa. Ty nigdy nie zrozumiesz dlaczego taka jestem. Nigdy! - krzyknęła.

Pierwszy raz od dwóch lat krzyknęła na niego.

- Martwię się o ciebie. To proste. Boję się, że któryś z tych upadłych wciągnie cię do tego gówna.

- Gówno tam boisz się! Nie rozumiesz mnie po prostu. To jedyna rzecz, której nie możesz zrozumieć. Ale ja chcę pomóc, chcę zrozumieć co ich pcha do równi pochyłej. I wiesz co, tym razem trafiłam! Znalazłam gościa na którym mi zależy. W tym całym łajnie znalazłam kogoś.

- Co znaczy, że znalazłaś kogoś? Chcesz mi dać do zrozumienia, że jakiś ćpun jest ważniejszy ode mnie?

Ktoś kto ci dał w mordę? Może ja też tak powinienem dawać sobie w żyłę i bić cię, może wtedy byś się mną zainteresowała!

- Jesteś taki irytujący. Kurwa mać! Tu nie ma prostych odpowiedzi. W przeciwieństwie do ciebie i tych wszystkich dupków z którymi się zadajesz ja nie jestem taka infantylna. Ja wiem co chcę robić na tym świecie, wiem z czym chcę walczyć!

- Ty masz dopiero piętnaście lat, ty nic nie wiesz. Ja ofiaruje ci wszystko co może chcieć dziewczyna w twoim wieku: ciepło, bezpieczeństwo i miłość. A ty wystawiasz mnie na takie próby jak dzisiaj. Cały dzień na ciebie czekałem.

- Tydzień....nie chcę cię widzieć przez tydzień. - wstała i skierowała się ku wejściu do budynku.

Tomek zerwał się i krzyknął za nią:

- Paulino! - odwróciła się. - Przepraszam. - wydukał.

- Jakiś ty kurwa nie przekonywujący! - krzyknęła, wchodząc do budynku.

Miała przed oczami obraz, jak przepraszał ją wtedy on. Jego "przepraszam" płynęło z głębi. Wtedy była pewna, że to "przepraszam" pochodzi z prawdziwego dzikiego uczucia, a "przepraszam" Tomka brzmiało co najmniej śmiesznie. Winda zjechała i Paulina wsiadła do niej. Kiedy wjeżdżała na piąte piętro, zacisnęła mimowolnie pięści powtarzając w duchu "Wytrzymasz.". Tomek stał jeszcze przed klatką schodową jak oniemiały.

- Co ona sobie myśli? - mówił do siebie.- Głupia młoda suka nie widzi, że ją kocham? - odwrócił się na pięcie i skierował się w kierunku swojego samochodu.

Noc była ciężka dla Krzyśka. Zawieszony między snem, a jawą kulił się przy ścianie, raz po raz skręcając się konwulsyjnie. Kiedy jeszcze miał siłę cokolwiek zrobić, kiedy jeszcze czekał na falę bólu, napisał czerwonym sprayem na niebieskiej ścianie:

::w

"Bóg zesłał anioła

a przecież, nie ma Boga

jest tylko ona

moja droga

przepustka do raju.

Nie ma Boga, nie ma Boga, Nie ma kurwa Boga

Jest tylko ona."

Teraz nie miał już siły na poezje, ból przeszywał mu całe ciało, każdy ruch był cholernie bolesny, a głowa ciążyła mu jak kula u nogi. Pojawiały się zjawy. Widział matkę i ojca, kłócili się przy drzwiach, wykrzykując sporadycznie przekleństwa w jego kierunku, widział siebie szukającego odpowiedzi skulonego pośrodku nich. Widział tłum przy oknie rzucający kamienie w jego kierunku. Nagle jeden z kamieni wpadł mu do przełyku. Począł się dusić. Resztką sił dobiegł do drzwi i zaczął w nie walić pięściami, poczuł że kamień który wpadł mu do przełyku właśnie został przełknięty.

- Heroino ratuj! Heroino!

Zemdlał. Widma odeszły, zostawiając nieprzytomne ciało raz po raz nękane skurczami.

Paulina w tym czasie nie mogła zasnąć. Długo musiała kłamać rodzicom kto ją uderzył. Ale blef zadziałał. Wierzyli, że pokłóciła się z Tomkiem. Dalej nie była pewna uczuć do ćpuna, ale wiedziała, że rosną z każdą minutą, jednak razem z tym powiększał się strach, o to jak on sobie radzi w tym pokoju, sam ze swoim bólem. Raz po raz spoglądała na klucz, który położyła na biurku. Wiedziała już, jak mocno się w to zaangażowała i czuła, że w końcu znalazła to o co powinna walczyć. "Release" Pearl Jam ukołysał ją do snu.

Paulina zaraz po szkole pobiegła do squata. W szkole nie mogła się skupić, wybuchała niezrozumiałą agresją. Teraz jednak, kiedy wkraczała w podwoje squata starała się opanować. Chociaż było dopiero południe tu jak zwykle, panował nie tyle złowieszczy, co kojący mrok. Wytężyła wzrok i dostrzegła Fretkę, który siedział z butelką taniego wina zza prowizorycznym barkiem.

- A to ty! - ucieszył się, zauważając ją.

Podeszła i usiadła przy barku.

- Jak się trzyma? - zapytała z wypiekami na twarzy.

- Lepiej się zapytaj, czy wytrzyma? - odpowiedział sarkastycznie.

- Wytrzyma? - była cokolwiek zbita z tropu.

- Tak, wytrzyma z dwóch powodów, po pierwsze, dlatego że cię naprawdę kocha, a po drugie, że matka miłosierdzia, czyli ja opiekuje się nim.

- Matka miłosierdzia?

- Albo Fretka jak kto woli. - uśmiechnął się, popijając wino z gwinta..

- Chciałabym się z nim zobaczyć.

- Lepiej nie. Zresztą nawet jakbyś chciała to i tak ci nie pozwolę.

- Gówno mi możesz zabronić! - wybuchła.

Fretka w momencie przeskoczył przez barek i złapał dziewczynę mocno za ramiona.

- A teraz mnie posłuchaj pierdolona nastko. To co ten chłopak przeżywa tam, chrześcijanie nazywają piekłem, a ty jesteś jeszcze za młoda żeby widzieć piekło. Od tego jestem ja. Ja się nim opiekuję, bo zależy mi na nim. Ja się nim opiekuję, a tobie gówno do tego. Ja się nim opiekuję, a jednego czego oczekuje od ciebie, to że jesteś świadoma uczucia, którym cię zaczął darzyć. Nie wkurwiaj mnie! - potrząsnął nią, ciągnąc dalej. - Nie wkurwiaj mnie, bo to co tu się dzieje to nie pierdolone Beverly Hills 90210, a ja nie raz uderzyłem kobietę. Squat to mój dom i kogo podejmuje się wyprowadzić z nałogu tego wyprowadzam.

Przeskoczył z powrotem przez barek i usiadł na swoim miejscu nerwowo zaciągając się winem. Cały się trząsł, przeklinał jeszcze cicho, raz po raz. Paulina stała zszokowana, nie mogąc zrozumieć nagłego wybuchu tego gnojka, po około minucie odzyskała mowę. Zmierzyła go wzrokiem.

- Jezu, ja tylko chciałam go zobaczyć. Nie mówię przecież, żebyś go stamtąd wypuścił. - usiadła z powrotem

przy barku.

- Ale ty nic nie wiesz. Zobaczysz go, zrobi ci się go cholernie żal i zaczniesz się wpierdalać do tej kuracji. Niuniek nie ma nikogo oprócz mnie. Już raz próbowałem wyciągnąć go z tego gówna, ale zabrakło mi kogoś takiego jak ty.

- Jesteś jego bratem, czy co? - zapytała zdezorientowana.

- Chuj tam nie bratem. Przyjacielem jego kurwa jestem. A teraz możesz mi wytłumaczyć po chuj się zadajesz z takimi jak my? Porządnie ubrana panienka, szukasz przygód? Chcesz se dać w żyłę, a może szukasz kogoś żeby cię przeleciał? Nie zrozum mnie źle, ale takiego kogoś jak ty to widzę tu pierwszy raz, a słyszałem, że od jakiegoś miesiąca panienka taka jak ty, odwiedza podobne przybytki w tym mieście.

- I tak nie zrozumiesz.

- To, że inne kutafony nie rozumiały, to nie znaczy, że ja nie zrozumiem, spróbuj. - uśmiechnął się, wyciągając nogi na barek.

- Jak mógłbyś to zrozumieć, skoro ja tego sama nie rozumiem. Ciągnie mnie do takich ludzi jak wy. Na pewno nie jest to chęć jak ty to nazwałeś "przygód". Pragnęłam komuś pomóc, rozumiesz? Zanurzyć się w jądro ciemności.- na jej policzkach pojawiły się wypieki na twarzy, a do oczu podeszły łzy.

- Wiesz, że ta twoja wyprawa przyniosła taki skutek, że ktoś wychodzi z tego szlamu. Dwa razy w życiu spotkałem się z sytuacją, że ktoś rzuca herę dla dziewczyny. I ciągle nie mogę uwierzyć, że to może zadziałać, ale o dziwo działa. To namiętności, pchają nas do niej i od niej. - zamyślił się.

- A ty jak zacząłeś brać?

- Ja? - zapytał zdziwiony. - Ja po prostu znalazłem to jądro ciemności. - uśmiechnął się gorzko. - I masz duże szczęście dziecko, że kogoś takiego jak Niuniek znalazłaś. Kiedy on wyjdzie z tego, nie pozwolę wam nigdy wrócić, ani do tego squata, ani do żadnego innego. I wiedz że będę bardzo nie zadowolony jeśli okaże się, że ty go wcale nie kochasz. Teraz uważaj, wrócisz tu za tydzień. On będzie na ciebie czekał, a potem spierdolicie stąd. Tydzień, wróć tu w sobotę.

- Ale....- zawahała się.

- Nie każ mi się powtarzać i uwierz, że wiem co mówię.

Paulina wstała i przy samym wyjściu odwróciła się jeszcze do Fretki.

- Myślałam, że na świecie nie ma mądrych ćpunów. - uśmiechnęła się.

- Masz zawężone horyzonty mała. Rzecz jest prosta, na świecie nie ma mądrych ludzi. A teraz spierdalaj już.

- i choć przeklął na końcu to Paulina odebrała to przekleństwo bardzo ciepło, odwróciła się i wyszła bez słowa.

Fretka kiwał się na krześle. Lubił siebie, kiedy był taki dobry i pełny dobrych uczynków. Łyknął jeszcze wina. Kiwając się na krześle rozmyślał nad tym wszystkim i nagle powiedział sam do siebie:

- Czy to na pewno nie jest Beverly Hills 90210? Żeby w moim wieku.....- uśmiechnął się i skierował się przyrządzić posiłek oraz lekarstwa dla Niuńka. Przerwane studia medyczne na coś mu się w końcu przydały. Panował na tym gównem i myśl o tym czyniła go bohaterem.

Kiedy Paulina opuszczała squat, zauważyła Tomka stojącego po przeciwnej strony ulicy. Stał oparty o barierkę wpatrując się w nią. Wahała się, znała Tomka i wiedziała jaki jest porywczy. W końcu postanowiła podejść do niego. Przeszła pewnie ulicę i stanęła przed nim.

- Czegoś się tu przypałętał za mną?! - Paulina wygarnęła mu na powitanie.

Ten stał milcząc. Przypatrywał się jej twarz. Tak obitej poprzedniej nocy. Widać było jeszcze na jej twarzy zsiniałe miejsca.

- Mówiłam ci, że nie chcę cię widzieć przez tydzień! - krzyknęła.

- Po co ci ten tydzień? Aby w dawać się dymać tym pieprzonym ćpunom i anarchistom. - mówiąc powoli i spokojnie, wskazał na squat.

Uderzyła go w twarz. Tomek z pokorą przyjął uderzenie. Spojrzał na nią już spokojniej. Stali tak w milczeniu, całkowicie się nie rozumiejąc. Tomka raniło to o wiele bardziej, bo Paulina stopniowo pozbywała się miłości do niego. Dwa lata byli ze sobą, a jej wystarczyły trzy dni, by tak silne uczucie powoli wygasało. Tomek usiadł na pobliskiej ławce i ukrył twarz w dłoniach.

- Kurwa ja cię kocham. - bredził, a do oczu podeszły mu łzy.

Paulina odwróciła się na pięcie i odeszła. Tomek obserwował ją jeszcze, jak oddalała się, krok po kroku. Chciał jeszcze coś krzyknąć, ale nie był w stanie. Popatrzył na squata leżącego na drugiej stronie ulicy z nienawiścią.

- Pierdolone ćpuny, pierdolone ćpuny! - powtarzał.

Niezaspokojone i zranione uczucie miłości, przeradzało się powoli w gniew. Powoli fala, za falą nienawiści zalewała go coraz bardziej, w końcu zakrywając poziom zdrowego rozsądku. Wstał i ruszył w kierunku squata.

Odór panujący wewnątrz uderzył go w nozdrza, a wzrok dopiero po chwili przyzwyczaił się do półmroku panującego wewnątrz. Panował tu totalny chaos. Pełno było porozbijanych butelek, nie wyczyszczonych nieczystości, a ćpuny leżały rozwalone pod ścianą po przygrzaniu. Początkowo przestraszył się tego, ale stopniowo gniew powracał, by znów wypełnić całe jego ciało. Zmierzając w głąb zadawał sobie tylko jedno pytanie "Jak coś takiego może istnieć i dlaczego policja nie zajęła się tym". Nagle jego myśli zostały przerwane usłyszał za sobą wściekły ryk.

- Kto ty kurwa jesteś?! - odwrócił się i zauważył chudego wysokiego mężczyznę gotującego coś w garnku.

Tomek bez słowa podszedł do postaci, która go zaczepiła.

- Od kiedy jesteśmy na ty? - zapytał spokojnie, choć w środku wszystko mu się gotowało i tylko czekał na pretekst, aby zwalić na ziemię tą chudą pokrakę.

- Ta, rzeczywiście nie jesteśmy. Mnie zwą Fretka. Chcesz czegoś? - zdjął garnek z palnika.

- Wyszła stąd przed chwilą dziewczyna i....

- I chuj z tym kolego. Nie martw się nic jej nie dałem, ani niczym się nie zaraziła. - uśmiechnął się.

- Więc krótko mówiąc masz szczęście, jednak wczoraj także tu była i ktoś jej nakład po ryju. Teraz ty...wskażesz mi tego kogoś. - potrącił go ręką, jakby grożąc.

- Słuchaj kolego byłem naprawdę grzeczny dla ciebie, ale mam dzisiaj pierdoloną migrenę, a to nie jest koncert życzeń, więc teraz cię grzecznie poproszę, abyś stąd spierdolił.

Tomek tylko na to czekał. Jedno silne uderzenie w twarz powaliło Fretkę na podłogę.

- Pierdolony ćpunie! - krzyknął.

Fretka spokojnie wyciągnął z kieszeni kosę i jednym silnym wbił ją Tomkowi w nogę, po czym przekręcił. Tomek krzyknął z bólu i upadł. Fretka stanął nad nim tryumfująco. Wyciągnął kosę z krwawiącej nogi Tomka i rzekł spokojnie:

- Wszystko zniosę, ale jak ktoś nazywa mnie w moim squacie pierdolonym ćpunem, to dostaje o co się prosi, nawet jak mam kurwa migrenę. Kim ty jesteś? Jej starszym bratem?

Tomek widząc swoją przegraną sytuację, spotulniał:

- Chłopakiem, jestem jej chłopakiem.

- Więc posłuchaj kochanie. - przykucnął przy nim. - Twoja dziewczyna przyniosła tu coś dobrego. Wiedz tylko tyle. Nic złego jej się nie stanie, zapewniam cię. Wróci tu jeszcze za tydzień. Raz. A jeśli jeszcze potem się tu zjawi to własnoręcznie ją zajebie. Panimajet padalcu?

- Przebiłeś mi nogę skurwysynu! - wrzeszczał Tomek.

- Więc teraz spieprzaj stąd, żebym ci nie przebił drugiej. - stanął na równe nogi i zabrał się do rozdzielania ugotowanej zupy na poszczególne talerze.

- Przebiłeś mi kurwa nogę, jak mam spieprzać?

- Wymyśl coś, bo za pięć minut ci przebiję drugą. Zadarłeś kochany z nie ta parafią. Zresztą masz szczęście, że nie ma tu koleżków, bo by ci dopiero nakopali. Tomek wstał, szczególnie wspomnienie jakiś koleżków wywarło na nim wrażenie. Kuśtykając skierował się ku drzwiom. Bez słowa opuścił stęchłego squata. "Przegrałem bitwę, ale nie przegrałem wojny" - powtarzał sobie.

Marcin Szymko zwany też "Cancer" siedział w swojej ulubionej dyskotece "Metro", łamiąc kolejną dziewczynę. Ta miała może z siedemnaście lat nie więcej i już na pierwszy rzut oka, można było stwierdzić, że to dziewica. Światła stroboskopów, ostra rockowa muzyka, to wszystko dość ją onieśmielało.

- I jak ci się tu podoba?

- Dziwnie się czuję. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

- To normalne. - uśmiechnął. - I masz szansę Magda, masz duże szansę żeby to polubić.

- Słuchaj Marcin, ja wiem, że ty uważasz, że jestem porządną dziewczyną i nie mylisz się. To co tu się dzieje to dla mnie bez znaczenia, bez znaczenia jest także dla mnie fakt, że jesteś dealerem. Przyszłam to nie dla tego, że zdecydowałam się zostać niegrzeczną dziewczynką, czy co tam sobie myślisz, przyszłam tu dla ciebie. Bo kocham cię Marcin. Nie wiem czy osoba twojego pokroju, może zrozumieć takie uczucie. Mam taką nadzieję.

- Kochasz mnie? Ale ty pierdolisz. Przez dwa tygodnie mnie męczysz, żebyśmy się spotkali, więc się spotykamy. I co ty mi mówisz? Że mnie kochasz? Pierdolona dziewica! - Marcin wypił drinka i wstał od stołu.

Magda została tam siedząc przy stole z opuszczoną głową. Nagle do Marcina doskoczył Tomek.

- Co jest Bobek? - zapytał ciągle jeszcze podenerwowany Marcin.

- Muszę z tobą porozmawiać. To ważne.

- Taa. - pokiwał głową Marcin. - Zawsze jest ważne.

Siedli przy barku. Marcin zamówił drinki.

- No i co jest? Przypominam ci, że pytam cię już o to drugi raz, będzie źle, jeśli będę musiał zapytać trzeci..

- Mam problem z Pauliną.

- Problemy z dupą? A kto ich nie ma. Właśnie jakaś dziewica wyznała mi miłość. Do czego ten świat zmierza. - uśmiechnął się. - No dobrze ty masz problem, a jak ja ci mogę pomóc?

- Ta dziewczyna ma odchyły, pragnie pomagać ćpunom. - na te słowa Marcin wybuchnął śmiechem.

- Ale masz pojebaną sukę.

- No właśnie, tym razem wpadła na jakiś gostków, którzy jej nakopali, a ona idiotka chodzi do nich. Pewno ją tam szprycują.

- Gdzie?

- Na osiedlu Pasieków, jest taka melina.

- No...squat...nie melina.

- Wszystko jedno. - machnął ręką Tomek.

- Nie wszystko jedno Bobik. Melina to może być pijacka. A squat, to porządne miejsce.- uśmiechnął się sarkastycznie.

- Pomożesz mi.

- Paulina, tak? Ja was kurwa nie rozumiem, przejmować się jakąś dupą. No ale ok., pogadam z gostkiem.

- Fretką?

- Znacie się? - zapytał zdziwiony Marcin.

- Przebił mi nogę nożem. - wyjaśnił Tomek.

- A tak zauważyłem, że kuśtykasz. Czasami ludzie tacy jak ty... - szturchnął go. -...nie powinni chodzić w takie miejsca jak ten squat, nawet w tak szczytnym celu, jak ratowanie jakieś suki.

- Zajmiesz się tym?

- Pogadam z nim, obiecuję ci to.

- Jeśli nic nie wskórasz, zbiorę kolesi i rozpieprzymy tą melinę.

- Squat nie melina, już ci to mówiłem. Słuchaj dupo wołowa, jeśli coś takiego zrobisz, nie masz już życia w tym mieście. Znasz Jarka Szewczyka?

- Znam. - Tomek pokiwał głową.

- Chyba nie muszę nic więcej mówić, co Bobik?

- Nie, ale porozmawiaj z tym fretką. - poprosił jeszcze

- Przecież mówiłem, że z nim porozmawiam. Aha jak się ta pannica nazywa?

- Paulina.

- To już mówiłeś, jak ma na nazwisko?

- Gadyń.

- No to wiem wszystko, a teraz spierdalaj.

Fretka siedział oparty o drzwi do pokoju, w którym Niuniek przechodził kurację. Zapadała już noc.

- Wiesz Niuniek, fajnie jest tak się zakochać, nie?

- Jasne, fajnie stary, szczególnie jeśli się rzuca nałóg kurwa mać.

- Spoko młokosie. To był dla ciebie ostatni gwizdek i ty o tym wiesz. Wczoraj umierałeś, waliłeś w drzwi i w ogóle, dzisiaj nie będzie lepiej, wiesz o tym?

- Po co mi to mówisz?

- Bo musisz być wściekły Niuniek, musisz być wściekły dzisiejszej nocy, wściekły na mnie, na ten squat, na świat, musisz być wściekły, żeby to przeżyć.

- Łatwo ci kurwa mówić, wczoraj miałem niezłe zwidy.

- I będziesz miał je i dziś. Wiesz ilu sukinsynów wyprowadzałem z nałogu. Za dużo Niuniek, za dużo. Tak wielu przychodzi tu i kończy, na moich oczach Niuniek. Pamiętam jak przyszedłeś tu rok temu. Pierwszy raz miałem wyrzuty, że kogoś w to wciągnąłem. Byłeś klasa gość.

- Zamknij ryj! - Krzysiek zaczynał się denerwować.

- Mówiłeś, że to ci pomoże znaleźć ojca. A ja kiwałem głową, pakując ci szprycę, a w duszy śmiałem się z twojego pierdolonego żalu.

- Powiedziałem zamknij ryj!

- Wszystko to kłamstwo, cokolwiek byś robił i tak się rozbijesz. A jeśli już wylądujesz na cztery łapy to i tak stwierdzisz, że nie było warto. I co Krzysiu, znalazłeś duszę swego ojca jako ćpun. Nie bo nie ma czegoś takiego jak dusza, nie ma czegoś takiego jak śmierć, ani życie po śmierci. To było cholerny błąd stary, ale teraz kiedy pojawiła się ta suka, masz szansę....masz ją stary.

- Kurwa....znowu się zaczyna. - zaczął jęczeć.

- Bądź wściekły Niuniek, tylko tak to pokonasz.

Paulina wróciła do domu dość późno, cały dzień szlajała się po mieście, po kolegach i koleżankach, starając się nie myśleć o tym kimś, zamkniętym w czterech ścianach, który próbował to rzucić. Otworzyła drzwi i wśliznęła się do mieszkania, mając nadzieję, że wszyscy już śpią. Jednak nie spali. W przedpokoju i w dużym pokoju paliło się światło. Nagle pojawił się ojciec.

- Jesteś wreszcie.

- Tato, czemu nie śpicie, jest już wpół do dwunastej? - zapytała zdejmując kurtkę.

- Czekaliśmy na ciebie córeczko, nie tylko my.

- Dziwnie się zachowujesz ojciec, jak to nie tylko wy?

- Sama zobacz. - wskazał jej drzwi do dużego pokoju.

Powoli skierowała się w tamtą stronę i jeszcze wolniej otworzyła drzwi. Przy stole siedziała matka oraz Tomek.

- Jak mogłaś powiedzieć rodzicom, że to ja cię zbiłem. - zapytał z wyrzutem.

- Co on tu robi? - zapytała powoli Paulina łamiącym się głosem.

- Martwi się o ciebie córeczko, tak jak i my. - ojciec delikatnie popchnął ją do pokoju.

- To jakaś paranoja! Jest w pół do dwunastej, a wy tu się na mnie zaczailiście. - Paulina kręciła głową.

Ojciec tym razem zdecydowanym ruchem posadził ją na krzesło przy stole.

- To troska córuniu. Tomek powiedział nam, gdzie chodzisz całymi dniami. Kto cię pobił i kim są ci ludzie, którymi się interesujesz. - zaczęła wyjaśniać matka.

- Naprawdę wam powiedział? Jak miło! - nie wytrzymała i uderzyła Tomka w twarz.

- Niech wam pokaże ręce. - zaproponował, niewzruszony tym uderzeniem.

- Pokaż ręce! - rozkazał nieco już poirytowany zachowaniem córki ojciec.

Paulina wstała i odsunęła się od stołu.

- Pokazać wam ręce? Jakim prawem mnie tak traktujecie? Co miałam wam powiedzieć, że pobił mnie ćpun, tylko dlatego, że był ćpunem. I tak byście tego nie zrozumieli. I nie wytłumaczy wam tego ten ograniczony palant. - wskazała palcem na Tomka.- Proszę o to moje ręce. - Podwinęła rękawy i machnęła gładkimi rękami przed oczami rodziców. - Jak wam nie wstyd, wierzyć, że ja mogłabym kiedykolwiek coś takiego zrobić.

Wybiegła z płaczem zamykając się w swoim pokoju. Tomek przetarł ręką twarz i zwrócił się do rodziców.

- Sami państwo widzą, co się z nią dzieje. Ja ją kocham nie mniej niż państwo, dlatego zdecydowałem się tu przyjść. Chyba już czas na mnie.

- Tak Tomek, idź już. - ojciec Pauliny położył rękę na jego ramieniu.- Dzięki chłopcze, dzięki za wszystko. - mówiąc to odprowadził Tomka do drzwi.

Marcin podjechał pod squata. Zaparkował swój sportowy motor i skierował się w stronę wyjścia. To był ciepły słoneczny dzień. Marcin lubił takie dni, ale z drugiej strony, kto ich nie lubi.

- Cześć! - powitał Fretkę uściśnięciem dłoni.- Jak na ćpuna masz ciągle mocny uścisk.

- Co się stało, że zdecydowałeś się mnie odwiedzić.

- Nie zaczynaj Fretka. Nie takim tonem.- Marcin usiadł za prowizorycznym barkiem.- Wiesz co mi się podoba w tym miejscu. Ta ciemność, to że każdy może sobie dać w żyłę i nikt nikomu nic nie powie, to że jest tu ktoś taki jak ty...

- Skończ Cancer, ten squat jest po prostu dobrą hurtownią tego szajsu, ale wiesz, cenię cię stary.

- Ta, za to, że biorę. - pokiwał głową Marcin.

- Za to że jesteś dealerem i bierzesz. Coraz więcej w mieście dresiarzy, którzy sprzedają ten towar, a sami nigdy go nie spróbowali, to gorsze niż nazizm.

Marcin wyciągnął spod lady browar.

- Przyszedłem tu w konkretnej sprawie Fretka.

- Co jest? - zapytał siadając obok niego.

- Pamiętasz gościa, któremu wbiłeś wczoraj nóż w nogę?

- Tego pojeba? Jasne, chciał wpierdolić Niuńkowi, a ten biedak właśnie rzuca nałóg.

- A powiedz mi dlaczego ten pojeb chciał wpierdolić Niuńkowi, zaraz Niuniek rzuca nałóg?

- Dokładnie stary. Niuniek przyszedł tu z jedną nastką i dla niej rzuca nałóg. Niesamowite, zamyka się z nią w pokoju, a po chwili wychodzi wręcza mi kasę i mówi, że to rzuca i żebym mu pomógł. Znasz mnie, mam dobre serce, więc mu pomagam.

- Tak, zawsze byłeś matką miłosierdzia. I chodź wyjście Niuńka z nałogu to jeden klient mniej dla nas, to jestem dumny z ciebie Fretka. Fajny gość był kiedyś z Niuńka, taki młody szaleniec.

- Jeszcze będzie. A ten kutas sam się prosił o skaleczenie, on pierwszy uderzył i zaczął się awanturować.

- Dobra Fretka, widzę, że nieźle tu sobie radzisz. - rozglądnął się.- Mała prośba nie wpuszczaj już tutaj tej suki. Może nam narobić kłopotu.

- Przyjdzie tu po Niuńka i oboje ich stąd wypieprzę, nie pozwalając im już nigdy tu wrócić.

- No, dobry kumpel z ciebie.- poklepał Fretkę po ramieniu.- Pojadę teraz do tej suki i pogadam z nią. Pozdrów ode mnie Niuńka.

- Nie ma sprawy. - Fretka krzyknął jeszcze za Marcinem, gdy ten był przy drzwiach. - A jak tam ta no...choroba.

- To mnie zjada od środka i jest coraz gorzej Fretka. Ale nie widać tego, nie?

- Nie, nie widać. - uśmiechnął się jakimś dziwnym wymuszonym uśmiechem.- Nie bierzesz chemii?

- A po co mam się męczyć? - zapytał wychodząc Cancer.- I tak umrę.- dodał już do siebie siadając na swój sportowy motor.

Paulina siedziała w trackie trwania długiej przerwy sama na ławce przed szkołą, paląc skręta. Nagle tuż przed nią pojawił się Marcin, podjeżdżając na motorze tuż przed nią.

- Ty jesteś Gadyń?

Paulina powoli podniosła wzrok.

- A kim ty jesteś?

- Tomek prosił, żebym z tobą porozmawiał.

- To cham i dupek, albo dupek i cham. Nie chcę rozmawiać ani z tobą, ani z nim. I powiedz mu, żeby się nie wpieprzał, bo może marnie skończyć.

- To że z tym dupkiem nie chcesz rozmawiać, to rozumiem, ale czemu masz uprzedzenia do mnie? - uśmiechnął się.- No wskakuj przejdziemy się.

- Przejedziecie się gdzie panie Irys? - nagle ktoś złapał wciąż siedzącego na motorze Marcina za kark.

Ten nawet nie patrząc kto to, uderzył napastnika z łokcia. Dyrektor Wecik leżał na ziemi, łapiąc się za twarz.

- I niech pan nawet nie skomlę, bo to była obrona własna panie dyrektorze.

- Irys ty mały gnoju. - dyrektor złorzeczył, próbując się podnieść.

Ale Marcin kopnął go jeszcze niedbale nogą i zwrócił się do Pauliny.

- No chodź młoda, przejedziemy się.

Dziewczyna uśmiechnęła się i wsiadła na motor. Gdy odjeżdżali, pokazała jeszcze grożącemu ręką dyrektorowi język.

Zajęli miejsca w kawiarni, Marcin zamówił jakieś drinki i wrócił do stolika.

- Skąd dyrektor znał twoje nazwisko? - zapytała.

- Wecik? Kiedyś chodziłem do tej twojej szkoły. Dawno temu.

- Wyrzucili cię? - zapytał próbując drinka.

- Nie, sam odszedłem. Czasami człowiek wie, że nie przyda mu się już na nic nauka.

- Jak to?

- Przezywają mnie Cancer, choć powinni przezywać, "Cancer Złośliwy", poczytaj o tym. - uśmiechnął się.

- Aha rozumiem, przykro mi.

- I na chuj mi to, że ci przykro. Ja się już z tym pogodziłem. A Wecik nie zapomni ci tego pokazanego języka.

- Zawsze chciałam to zrobić. - uśmiechnęła się. - A teraz co chcesz mi powiedzieć? Czy też co ten kutas Tomek kazał ci powiedzieć.

- Bobek mi nic nie kazał powiedzieć. Ja ci chcę coś wytłumaczyć. Po pierwsze to ten Tomek, cię kocha, dlatego teraz wychodzi z niego taki mały skurwysyn. On wiele nie rozumie, ale jest dobrym człowiekiem. Po drugie to ten gostek, który wychodzi dla ciebie z nałogu, to ciężka sprawa. To nie będzie tak, że przyjdziesz po niego w sobotę, a on będzie już ok. Ma napieprzone w życiorysie, nie będzie miał gdzie mieszkać, co robić, a ty jesteś panienka z dobrego domu, dlatego miałaś dotychczas chłopaka takiego jak Tomek. I Ty możesz tego gostka, czyli Niuńka, wyciągnąć na powierzchnie, ale on może cię tylko pociągnąć w dół. Bo po tym tygodniu będzie już odtruty fizycznie, a to jest nic. Zostaje uzależnienie psychiczne, a to gówno może się ciągnąć bardzo długo i koniec końców będzie taki, że zacznie znowu brać, a ty w wielkim zaskoczeniu, jak on mógł to zrobić skoro cię kocha, a ty kochasz jego, sama spróbujesz tego gówna i będzie po wszystkim. A jesteś niezłą panienką i jak na razie czeka cię jasna przyszłość. No może nie taka jasna, po pokazaniu języka dyrektorowi, ale dość jasna. - uśmiechnął się.- To co ci teraz powiedziałem to szczera prawda i mówi ci to gość, który siedzi w tym wszystkim po uszy. Zrobisz jak zechcesz. Myślisz sobie, że go kochasz, ale to minie uwierz mi. Masz dopiero piętnaście lat, strasznie gówniany wiek, ty jeszcze nie wiesz, co to miłość..

- Pozwól, że ci przerwę, a kto powiedział, że jak kocham tego ćpuna, co?

- No wszyscy. Fretka i...no wszyscy, dawali mi do zrozumienia, że się w nim zakochałaś.

- Widziałam go tylko raz. Chcę mu pomóc, nie to, że go kocham.

- Nie kochasz go? - zapytał zaskoczony Marcin.

- Nie panie Cancer. Nie kocham nikogo. Ani Tomka, ani tego ćpuna.

- Niezły przekręt z ciebie. Ogromny przekręt. Ale to może nawet lepiej. Niuniek chyba także cię nie kocha.

Potrzebował kogoś, żeby się móc odbić, bo jeszcze ma szansę. Powiedzieć ci jak zaczął brać?

- Czemu nie.

- Rok temu, umarł mu ojciec, chłopak się totalnie załamał i taki ktoś jak Fretka, podał mu szprycę. Chłopak w tym utonął, ale jak widzisz nie do końca.

- Strasznie głupi powód.- skomentowała ironicznie.

- Jak też tak myślę. Wiec kończąc tą naszą długą konwersację - dobra z ciebie dziewczyna, trzymaj się z dala od squata i innych tym podobnych przybytków. To nie jest prośba, to bardziej dobra rada. - wstał i skierował się ku wyjściu.

Nagle poczuł jak Paulina wiesza mu się na szyi i przytula.

- No co jest młoda?

- Chcę się z tobą pieprzyć.

- Aha. Pieprzyć się. - wziął ją pod rękę i wyszli z kawiarni.

Ludzie słyszący ostatnie parę zdań z ust Pauliny i Marcina siedzieli w milczeniu, zszokowani.

- Wierzysz w coś takiego jak miłość? - Paulina leżała w ramionach Marcina, było po wszystkim.

- Nie.

- Czyli kłamiesz, każdy w to wierzy. - uśmiechnęła się tuląc się do niego.

- Nie wierzę w rzeczy, które nie mogą mi pomóc. Mam nadzieję, że nie wyjedziesz teraz z miłością i tym podobnym gównem?

Paulina nagle odsunęła się od Marcina, wstała i zaczęła się ubierać.

- Tak jak mówiłam tam w kawiarni, chciałam się z tobą pieprzyć to wszystko.

Marcin obserwował ją leżąc na łóżku.

- Teraz ty kłamiesz. - stwierdził, wyciągając z szuflady lufkę i nabijając ją haszem.

- Nie pochlebiaj sobie, heroinowcu. Wiedz, że wiem o paru rzeczach, znam cię lepiej niż ci się zdaje.

Marcin wstał i przytulił do siebie Paulinę.

- Teraz rozumiem dlaczego ten cały Niuniek chcę rzucić dla ciebie nałóg. - podał jej nabitą lufkę i zapalniczkę.

Paulina zaciągnęła się mocno i odwracając się dmuchnęła Marcinowi prosto w twarz.

- Ale ty byś nie rzucił dla mnie tego, nie?

- Nie. - odpowiedział siadając z powrotem na łóżko.

Paulina usiadła na stole po turecku znów zaciągając się haszem.

- Wreszcie do tego doszłam Cancer. Tak bardzo chcę tego spróbować, tylko mój umysł bronił mnie przed tym. Stąd to całe łażenie po squatach i robienie z siebie słodkiej idiotki. Ta cała pomoc ćpunom i te wszystkie bzdety, to było jak zasłona dymna. Tak naprawdę chciałam się do tego zbliżyć, żeby tego spróbować.

- Nie wiesz o czym mówisz. - Marcin kręcił głową.

- Dobrze wiem o czym mówię Cancer i wiem już też, że tego spróbuję, cokolwiek byś powiedział ja i tak muszę to zrobić.

Odłożyła pustą lufkę na stół.

- Idź już. - Marcin przekręcił się na bok i zamknął oczy.

Paulina podeszła do łóżka i kucnęła przy nim, obserwując Marcina. Z jego zamkniętych oczu spływały łzy, których nie potrafił powstrzymać. Paulina dotknęła ich i oblizała palec. Czując słony smak powiedziała.

- Tak Cancer, każdy wierzy w miłość. - Marcin powoli otworzył oczy.

Paulina skierowała się ku drzwiom.

- Paulina! - krzyknął jeszcze.- Nie mów na mnie Cancer.

Zamykając drzwi rzekła jeszcze.

- Żegnaj Cancer.

- I co ja zrobię Fretka, jak już stąd wyjdę, co? Czeka mnie jeszcze gorsze piekło. - Krzyśka czekała kolejna ciężka noc. Jak poprzednio rozmawiali ze sobą oddzieleni metalowymi drzwiami

- To już twój problem stary.

- Tak to mój problem. Już to widzę, jak idę oddać kasę matce, wielki powrót syna marnotrawnego.

- Że stać cię jeszcze na taki sarkazm, człowieku.

- To nie sarkazm Fretka. Poważnie pójdę do niej. Tak bardzo rozpaczałem, za tym pierdolonym samobójcą, że zapomniałem, że mam jeszcze matkę.

- Żebyś się nie rozczarował.

- I komu to mówisz, mnie już nic nie rozczaruję. Jestem synem samobójcy, heroinowcem, pierdołą.

- Zgadza się stary, jesteś tym wszystkim. A co planujesz z tą suczką, musisz wiedzieć, że to postrzelona dziwa.

- A chuj z tą panienką. To była magia, czysta magia. To nie jej osoba sprawiła, że z tego wychodzę. To jakaś magia, którą ze sobą przyniosła. Wiadomość od Boga, czy ki cholera.

- Posłanie od Boga? Ale ty jesteś pierdolnięty.

- To Bóg jest pierdolnięty, ale jakoś mu wierzę i wierzę w jego wiadomości.

- Hej Niuniek. - Paulina wyszła z cienia i podeszła do metalowych drzwi, przy których siedział Fretka.- Więc jak to mówiłeś? Chuj z panienką, przyniosłam magię? Dobrze, że umiesz to sobie wytłumaczyć.

- Więc już wszystko wiesz młoda.- dobiegł głos zza drzwi.

- Tak wiem wszystko. I nie jestem zła. Nie jestem też taka głupia, jak sobie myślisz. Cieszę się, że mogłam ci pomóc.

Pociągnęła Fretkę za rękę. Ten posłusznie poszedł za nią pod barek, gdzie Niuniek nie mógł dosłyszeć ich konwersacji.

- Co ty tu kurwa robisz młoda, co? Prosiłem cię, wróć w sobotę. Dopiero jest wtorek młoda.

- I jak ty sobie to wyobrażałeś Fretka, co? Że przyjdę wezmę go za rączkę i pójdziemy do krainy zachodzącego słońca? Przecież to była utopia i ja zdawałam sobie z tego sprawę, on jak widzę też.

- Więc po co tu przyszłaś?

- Poprosić cię o coś. To o co cię poproszę, jest dla mnie bardzo ważne.

- Streszczaj się.

- Zapodaj mi działę.- powiedziała powoli.

- Co?! - Fretka zerwał się na równe nogi. - Odpierdoliło ci konkretnie. Co ci mam zapodać?

- Działkę, chyba nie muszę mówić czego, tylko ten jeden raz.- uśmiechnęła się.

- Uważaj młoda, bo dostaniesz o co się prosisz.

- Zapłacę ci.

Zapadło milczenie. Fretka skierował się ku zapleczu i przyniósł z niego osprzęt. Parę chwil trwało za nim Paulina odpłynęła.

- Wiesz młoda, a ja głupi uwierzyłem w tą utopię, uwierzyłem, że ty weźmiesz go za rękę i odjedziecie i wszystko się dobrze skończy. Taki stary ćpun jak ja i wierzyć w takie rzeczy. - ale mówił to już bardziej do siebie, gdyż Paulina powoli już nie kontaktowała.

Marcin siedział w dyskotece "Metro", pijąc drinki przy barze.

- Gdzie jest Paulina?! - krzyknął nagle ktoś z tyłu.

Marcin odwrócił się powoli, krzykaczem za jego plecami okazał się Tomek.

- Nie krzycz tak chamie jeden ze wsi, tylko usiądź.

Tomek usiadł nerwowym ruchem.

- Gdzie jest Paulina? - zapytał już spokojniej, wypijając jednym haustem podanego drinka.

- Słyszałem twoje pytanie buraku. - dał niezauważalny dla Tomka znak dwóm ochroniarzom, ci powoli wstali i kierowali się ku Marcinowi i Tomkowi.

- Mam zapytać trzeci raz, ty kupo gówna?! - Tomek znów krzyknął podenerwowany spokojem Marcina.

Nagle poczuł jak dwóch napakowanych gości łapie go i ściąga ze stołka, wynosząc go z sali jak mebel.

- Kurwa jebany dealerze! - krzyczał Tomek, gdy wywlekano go z sali.

Marcin podążał za nimi, przybierając złowieszczy wyraz twarzy. Cała czwórka znalazła się na tyłach lokalu. Dwóch ochroniarzy przytrzymało Tomka. Marcin podszedł i uderzył go dwa razy w twarz. Ciosy były tak silne, że Tomek na pewno by się przewrócił, gdyby nie dwóch podtrzymujących go ochroniarzy.

- Ta Paulina cię nie kocha, wiesz?

- A skąd ty to możesz wiedzieć?

- Bo pieprzyłem dzisiaj tą twoją nastkę.

- Ty gnoju. - Tomek wpadł w szał próbując się wyrwać ochroniarzom.

Jednak zamiast tego dostał od Marcina silny cios w krocze.

- Dwie sprawy. Pierwsza zejdziesz mi z oczu, druga zostawisz Paulinę w spokoju. Tej dziewczyny już nie uratują, ani ty, ani jej rodzice, ani nikt na tym świecie.

- Jak mogłeś, pieprzyć się z nią....była jeszcze dziewicą.

- Dziewicą? - Marcin zaśmiał się szyderczo.- Była już nieźle przedmuchana stary.

- Nie wierzę ci. - wysapał ledwo dyszący Tomek.

- Tak to jest z wami burakami, że jak wam się mówi prawdę to nie wierzycie.

Uderzył go jeszcze na odchodnym z główki. Kierując się z powrotem do lokalu krzyknął do ochroniarzy.

- Puście go.

Tomek leżąc skuty na tyłach dyskoteki "Metro", zaczął płakać jak dziecko.

Nadeszła sobota i Fretka otworzył Krzysiowi ciężkie żelazne drzwi wypuszczając go z pomieszczenia, w którym tak długo walczył ze sobą. Krzyś objął przyjaciela, tak jakby wrócił z długiej podróży.

- Już tu nie wrócę Fretka.

- Nie mów hop stary. Jeśli ci się dobrze ułoży to nie wrócisz, jeśli nie, wrócisz.

- Kasa.- przypomniał mu rzeczowo Krzyś.

- A może rzeczywiście tu nie wrócisz. - stwierdził Fretka wręczając Niuńkowi pieniądze.- Większości gnojków, którzy decydują się opuścić nałóg, brakuje jednego, silnej wiary i psychika ich łamie. Ale ty masz wiarę.

- Nie pierdol. - Niuniek roześmiał się. - A ta dziwa?

- Jest tu.

- A jednak, co za kanał.

- Dokładnie stary. - Fretka poprowadził Krzysia do jednego z pokoi w głębi squata. Leżała tam Paulina, widać było, że niedawno brała kolejną działkę.

- Niedługo skończy jej się kasa, a wtedy zda sobie sprawę jaka jest cena, tego wszystkiego.

- Jak długo tu siedzi.

- Od waszej ostatniej rozmowy. Już jest po niej stary. Ja to mogę wyczuć, jest już po niej.

- Kurwa Fretka dlaczego ją do tego wprowadziłeś? - kręcił głową z dezaprobatą Niuniek.

Fretka zareagował błyskawicznie, złapał Niuńka za fraki i uderzył nim o ścianę

- Ja to widziałem w jej oczach stary, jeślibym ją wygonił poszłaby do konkurencji.

- Jeden klient mniej co? - zapytał sarkastycznie Krzyś.

- Nie stary. - Fretka puścił Krzyśka.- Dokładnie plus minus zero, a zresztą sam ją tu przyprowadziłeś.

Dochodziło południe. Krzysiek schludnie ubrany stąpał energicznie po schodach. Stanął przed drzwiami z numerem 39 i zadzwonił.

- Krzysiu to ty.- wyszeptała kobieta, która otworzyła drzwi.

- Tak to ja. - odpowiedział uśmiechając się nieznacznie.

- Wejdź synku.- matka wpuściła go do środka.

Weszli do pokoju gościnnego.

- Czekałam na ciebie i wierzyłam synku. Boże jak ty dobrze wyglądasz.- dotknęła jego twarzy.

- Wydałem trochę na ubranie. - oddał matce ukradzione pieniądze.

- Dziękuje. - powiedziała całując go w czoło i odbierając pieniądze, która wsadziła w dokładnie to samo miejsce z którego zostały ukradzione. - Zrobić ci herbaty? - zapytała.

- Herbaty? - zapytał, jakby nie rozumiejąc pytania, dopiero po chwili uśmiechnął się i odparł. - Tak mamo, herbata to dobry pomysł.

Kiedy matka poszła do kuchni rozsiadł się na kanapie. Rozglądając się po pokoju, który prawie wcale nie zmienił się przez ten rok, jego wzrok spoczął w końcu na zdjęciu uwieczniającym jego matkę i ojca w dniu ślubu. Uśmiechnął się.

Koniec


dobry– 33 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
paulinciaaaaaaa 6 maja 2007, 09:03
Podoba mi się, bardzo, eheh ja mam na imię paulina, a chłopak którego kocham.. Marcin :D
10 maja 2007, 14:52
smutne ... ale prawdziwe ... My dzieci z dworca Zoo też jest extra, polecam !
justynia15
justynia15 20 lipca 2008, 04:16
My dzieci z dworca zoo to moja ulubiona ksiazka i film
przysłano: 8 marca 2007 (historia)

Inne teksty autora

Jak dzieci
Maciej Dydo Fidomax
Czyściec
Maciej Dydo Fidomax
Rób co należy
Maciej Dydo Fidomax
Spacer w imię tradycji
Maciej Dydo Fidomax
Dziecko przemilczanych snów
Maciej Dydo Fidomax
Płód....
Maciej Dydo Fidomax
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca