Literatura

W IMIĘ MIŁOŚCI (opowiadanie)

WypalonyRomantyk

Mocno powierzchowne potraktowanie naprawdę ważnego tematu. Długo się wahałem, ale w końcu puszczam to na serwis... Może ten tekst da początek jakiejś pożytecznej dyskusji o dość palącym społecznym problemie?
Święta to czas wyjątkowy. Wigilijna kolacja w rodzinnym gronie, wspólny opłatek, prezenty,

choinka. Człowiekowi robi się aż weselej na duszy, kiedy przejdzie obok ozdobionych

wystaw sklepowych i zabieganych ludzi z torbami pełnymi zakupów. Nie dla wszystkich

jednak Święta Bożego Narodzenia są tak szczęśliwe. Co roku o tej porze Piotrek podejmuje

taką refleksję. Jest wielu nieszczęśliwych ludzi, którzy święta spędzą samotnie.

A dzieci z domów dziecka. Czy wszystkie będą się cieszyć z otrzymanych prezentów,

czy poczują się kochane? Pewnie na tym zakończyłyby się rozmyślania Piotrka,

gdyby nie przypadek. W ferworze świątecznych obowiązków matka zapomniała wysłać kartki

z życzeniami. Przypomniała sobie w ostatniej chwili, a ponieważ Michała nie było w domu,

więc zadanie spoczęło na jego bracie bliźniaku, Piotrku. Urzędy pocztowe były o tej porze

bardzo zatłoczone. Wydawało się, jakby ludziom dopiero teraz przypomniało się życzeniach

świątecznych. Piotrek stał właśnie w kolejce, żeby kupić znaczki, kiedy jego uwagę zwrócił

mały chłopiec siedzący przy stoliku. Początkowo myślał, że na pewno jest tu z ojcem

albo z matką, ale w miarę upływu czasu kolejka się zmniejszała, a ludzie wychodzili.

Piotrek domyślił się, że chłopiec jest tu sam, i od razu pomyślał o sierotach,

dla których święta to czas spędzony w niezwykle smutnej atmosferze. Wziąwszy przyniesione

kartki i zakupione znaczki usiadł koło chłopca. Piotrek w milczeniu zaczął przyklejać

znaczki. Po chwili chłopiec odezwał się:

- A co robisz?

Piotrek spojrzał tylko z zastanowieniem.

- A co robisz? - z nieco większą radością raz jeszcze zapytał chłopiec.

- Jak masz na imię? - przemógł się wreszcie Piotrek.

- A co robisz? - chłopiec ciągle chciał poznać odpowiedź.

- Naklejam znaczki - odpowiedział spokojnie Piotrek - A ty powiesz mi w końcu,

jak masz na imię?

- Wojtuś - wydusił spoglądając w okno.

- A gdzie jest twoja mamusia, Wojtuś? - zapytał sadzając sobie chłopca na kolanach

i patrząc mu w oczy.

W tym momencie przez ciało Piotrka przepłynęła gorąca fala, a oczy chłopca wydały mu się

dziwnie znajome. Poczuł się tak, jakby trzymał na kolanach najbiedniejsze dziecko

na świecie, ale zarazem najcudowniejsze. W brązowych oczach chłopca widział niesamowity

smutek, a jego delikatna buzia i czarne loczki jeszcze bardziej dodawały mu melancholii.

- Gdzie jest twoja mamusia? - Piotrek ocknął się i prawie krzyknął.

- Nie mam. Nie mam mamusi ani tatusia - odpowiedział po dłuższej chwili ze smutkiem

w głosie i opuszczając głowę.

Wojtuś nie potrafił powiedzieć, kto się nim opiekuje ani skąd się tu wziął.

A z Piotrkiem działo się coś dziwnego. Serce waliło mu jak szalone i miał ochotę płakać.

Zdał sobie sprawę, że po prostu się w tym chłopcu zakochał. Nie rozmawiał z nim już jak

z normalnym dzieckiem. Zachowywał się tak, jakby miał przed sobą bóstwo.

Czas mijał, a coś trzeba było postanowić. Wojtuś nie potrafił wskazać swojego opiekuna

ani miejsca zamieszkania. Piotrek postanowił, że zabierze go ze sobą do domu.

Matka była bardzo zaskoczona, ale w końcu uległa błagalnym namowom syna. Wojtuś miał

zostać u nich na święta. Radości chłopca nie było końca i nic nie zapowiadało zbliżającej

się tragedii.

Przez pierwsze cztery dni pobytu w nowej rodzinie Wojtuś był bardzo szczęśliwy.

Wszyscy w domu traktowali go jak najwspanialszy gwiazdkowy prezent. Wreszcie chłopiec

czuł się kochany. Wydawało się, że Wojtuś z poczty i Wojtuś, który był w domu, to dwoje

zupełnie innych dzieci. Tak bardzo się zmienił.

Na dwa dni przed Wigilią matka pojechała z Piotrkiem po choinkę. W domu został tylko

Michał, który powiedział, że zaopiekuje się Wojtusiem i zajmie się ostatnimi porządkami.

Na drogach tworzyły się już korki, a na targu było mnóstwo ludzi. Wybór choinki przedłużył

się, a zanim wrócili do domu, minęły prawie cztery godziny. Już od progu uderzyło Piotrka,

że Wojtuś jakoś nagle posmutniał. Prawie wcale się nie odzywał i unikał Michała,

który też w jakimś dziwnym zamyśleniu krzątał się po kuchni. Piotrek zaniepokoił się,

ale nie przypuszczał jeszcze, co tak naprawdę się zdarzyło.

Następnego dnia Wojtuś był równie ponury i małomówny. Piotrek postanowił zabrać go

na sanki. Chłopiec wyraźnie na nic nie miał ochoty. Mróz był niewielki, więc Piotrek

postawił sanki pod drzewem i usiadł koło Wojtusia. Po chwili zapytał:

- Co ci jest? Już nas nie kochasz?

Chłopiec nic nie odpowiedział.

- No, nie powiesz mi? - spróbował raz jeszcze Piotrek.

- Michał - powiedział chowając głowę między kolana.

Piotrek zaniepokoił się, nabrał powietrza i po krótkiej chwili ciągnął dalej.

- Co Michał? Co z nim?

- Bawił się ze mną - wydusił z siebie niepewnie zerkając na Piotrka.

- Ale co w tym złego? - próbował uspokoić się Piotrek.

- To była brzydka zabawa - wyjaśnił kurcząc się jakby z zimna.

Piotrek obawiał się już najgorszego, ale nie przerywał.

- Czy Michał cię skrzywdził?

- On prosił, żebym tego nie mówił, żeby to była nasza tajemnica. Powiedział, że jak ją

wyjawię, to będę was musiał opuścić - tłumaczył prawie płacząc.

W Piotrku rodziła się wściekłość.

- Czy Michał zrobił ci coś złego? - zapytał ze złością.

- Tak - powiedział przez łzy Wojtuś.

Piotrek przytulił chłopca i starał się go uspokoić. Po chwili namysłu stwierdził:

- Wojtusiu, ukarzemy tego złego Michała, tylko musisz mi powiedzieć, co on ci zrobił.

Chłopiec znowu zaczął płakać.

- Chociaż spróbuj, proszę - delikatnie błagał Piotrek.

- Kiedy wyszliście - zaczął wreszcie Wojtuś - Michał wszedł do pokoju i wziął mnie

na kolana. Powiedział, że specjalnie dla mnie wymyślił zabawę, o której nikt się nie

może dowiedzieć. Ucieszyłem się i obiecałem, że nikomu nic nie powiem. Zabawa miała

zaczynać się od dotykania. Michał włożył mi rękę między nogi, a drugą ręką głaskał mnie

po głowie i mówił, że jestem ślicznym chłopcem. W pewnym momencie posadził mnie

na wersalce i powiedział, że teraz trzeba się rozebrać, bo tego wymaga dalsza część

zabawy. Zdjął mi koszulkę i spodenki, a na końcu także majtki. Znowu zaczął mnie

dotykać. Na chwilę przestał i sam też się rozebrał. Powiedział, że teraz ja muszę go

dotykać. Wziął moją rękę i włożył sobie między nogi.

W tym momencie Wojtuś zamilkł i wtulił twarz w kurtkę Piotrka, który usłyszał tłumiony

przez chłopca płacz.

- Wiem, że to trudne i boli. Nie musisz się śpieszyć - starał się pocieszać Wojtusia.

- To, co złapałem, zaczęło się powiększać - mówił dalej ocierając łzy - Michał się

ucieszył. Powiedział, że szybko się nauczyłem, i zapytał, czy podoba mi się ta zabawa.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kazał mi leżeć na plecach. A potem rozłożył mi nogi

i położył się na mnie. Był bardzo ciężki. Wszystko mnie bolało, a on śmiał się i cały

czas się ruszał. Powiedział, że ta zabawa trochę boli i że muszę to przeżyć.

Nagle zerwał się i wstał. Wyszedł z pokoju, ale wrócił po chwili. Kazał mi uklęknąć,

a sam stanął przede mną. Palcami zamknął mi oczy i złapał mnie za głowę.

Kazał mi otworzyć buzię. A potem włożył...

- Wystarczy - przerwał mu nagle Piotrek, widząc, że i tak chłopiec się męczy.

Wojtuś płakał jeszcze przez kilka minut. Kiedy się wreszcie uspokoił, Piotrek posadził

go na sankach i ruszyli w stronę domu. Wyglądał na spokojnego, ale w jego wnętrzu aż się

gotowało. Był tak wściekły, że miał ochotę zabić brata.

Drzwi otworzył właśnie Michał. Piotrek nie wytrzymał. Złapał go za ubranie i pchnął

na ścianę. Wymierzył kilka ciosów i przy okazji powiedział o co chodzi. Nie dał bratu

dojść do głosu. Wyrzucił z siebie słowa, nad którymi pewnie nawet się nie zastanowił,

a które już niebawem miały się sprawdzić:

- Bądź przeklęty. Mam nadzieję, że zginiesz. To jedyna właściwa kara dla ciebie.

Matki nie było w domu, a Michał wybiegł zrozpaczony. Do Piotrka dopiero docierało,

co powiedział. Też postanowił wyjść. Zbiegając po schodach usłyszał krzyk kobiety.

Przed klatką zobaczył płaczącą matkę, a obok brata w kałuży krwi. Potrącił go samochód.

Piotrek padł na twarz i ocknął się dopiero w szpitalu.

Michał jeszcze żył, ale był w bardzo ciężkim stanie. Matka siedziała przy nim i cały czas

płakała. Po namowach zostawiła braci sam na sam.

- Słyszysz mnie, braciszku? - zaczął przez łzy Piotrek - Przepraszam. To wszystko przeze

mnie. Gdyby nie...

- Przestań - przerwał Michał - To ja przepraszam. Gdybym nad sobą zapanował, to nie byłoby

nas tutaj.

Nastała chwila ciszy.

- Miałbym do ciebie ostatnią prośbę, choć nie mam do tego prawa - mówił dalej Michał -

Chciałbym, żebyś mi wybaczył.

Ponownie zapadła cisza.

- Ależ wybaczam ci - odezwał się po chwili Piotrek.

- Naprawdę? - pytał z niedowierzaniem brat.

- Tak, Michałku, wybaczam ci - potwierdził raz jeszcze.

- Dziękuję - z wielką ulgą w głosie powiedział Michał - Żegnaj.

- Zaczekaj - Piotrek zerwał się z krzesła - Nie możesz teraz umrzeć. Musisz żyć.

- Nie jestem tego godzien - już zupełnie spokojnie mówił Michał - Za to, co zrobiłem,

zasłużyłem na śmierć. Żegnaj.

I zamknął oczy. Piotrek rozpłakał się i wybiegł z sali. Wbiegła matka. Michał już nie żył.

Na korytarzu szpitalnym było słychać podwójny szloch. Piotrek leżał na podłodze i ryczał.

Podszedł do niego Wojtuś i zaczął głaskać po głowie. Piotrek podniósł wzrok i przytulajac

chłopca powiedział:

- Kocham cię, mój braciszku.

Wigilia była najsmutniejszą w życiu Piotrka. Zaraz po świętach odbył się pogrzeb Michała.

Spoczął razem z ojcem. Zmarł, kiedy chłopcy mieli trzy lata. W wypadku samochodowym.

Wojtusia na poczcie zostawiła jego przybrana matka. Nie chciała go już wychowywać.

Sprawy formalne trwały dość długo, ale udało się. Piotrek zyskał nowego braciszka,

a Wojtuś kochającą rodzinę i szczęście, którego zawsze mu brakowało.

18-19 grudnia 2000r.


słaby+ 8 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
shiraz
shiraz 9 lipca 2004, 11:32
...czemu jakos glosno jest teraz o tych sprawach?czy nie mozemy zyc normalnie...to jest takie meczace...
przysłano: 20 czerwca 2001

Inne teksty autora

LUX IN TENEBRIS - part II
WypalonyRomantyk
***
WypalonyRomantyk
"LUX IN TENEBRIS"
WypalonyRomantyk

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca