Literatura

II (opowiadanie)

simple_man

 

Budzę się o różnych porach, zależnie od tego co mam zaplanowane na dany dzień. Rzadko się wysypiam, tak jakbym chciał, ponieważ choćbym miał wolny dzień, to i tak zostaję obudzony przez żonę lub dzieci. Mam dwoje dzieci: córeczkę w wieku siedmiu lat i synka który ma lat dziewięć. Nie mogę wymagać od nich, żeby chodziły na palcach po domu tylko dlatego, że ja śpię. Ale moja żona często mnie budzi z  najbłahszych powodów, np. „wstań bo z tą pralką coś się dzieje”. Naprawdę trzeba mieć mocne nerwy. Przez tyle lat chyba zdołała się zorientować, że nie znam się na pralkach (ani na innych sprzętach gospodarstwa domowego, jeśli już o to chodzi), poza tym stać nas na to, żeby tą pralkę oddać do naprawy. Jesteśmy małżeństwem już przez jedenaście lat i dochodzę do wniosku, że nic a nic się przez te lata nie usamodzielniła. Wtedy gdy się z nią żeniłem, myślałem że to jest ta osoba na którą czekałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie dostrzegałem wtedy jej wad, widziałem w niej chodzący ideał. Z czasem przekonywałem się coraz bardziej o swoim błędnym myśleniu. Prawda jest taka, że trzeba ją cały czas prowadzić za rękę, wskazywać jej co robić, a czego nie. Myślę, że ja ze swej strony robię wszystko, żeby żyło im się dobrze, im tzn. żonie i dzieciom. To ja zarabiam pieniądze i myślę, że moja żona powinna to docenić. Czasem myślę o rozwodzie, ale chyba tego nie zrobię, ze względu na dzieci. Nie zniósłbym tego, że mógłbym się z nimi widywać np. tylko raz czy dwa w tygodniu. Poza tym, znając moją małżonkę, wyciągnęła by wszystkie brudy w sądzie, byle tylko wyciągnąć ode mnie jak najwięcej pieniędzy. Chociaż tak naprawdę wszystko co posiadamy: dom, dwa samochody, sporą ilość pieniędzy odłożoną w banku, to wszystko dzięki mnie. Moja żona nigdy nie pracowała, za to akurat nie mam do niej pretensji, bo zajmowała się domem i wychowywaniem dzieci. Mój sposób zarabiania pieniędzy jest dla mnie czystą przyjemnością. Jestem pisarzem, jak dotąd wydałem sześć książek, które - czym sam byłem zdziwiony - sprzedały się w ogromnych nakładach. Łączę przyjemne z pożytecznym, ponieważ uwielbiam pisać, a dzięki temu powiększa się moje konto w banku i mogę sobie pozwolić na co tylko mam ochotę. Mimo to, czasami jestem tym wszystkim zmęczony, spotkania z wydawcami, wyjazdy w celach promocyjnych, udzielanie wywiadów, gdzie prawie zawsze odpowiadam na te same pytania. Całe moje życie kręci się wokół wyznaczonych godzin, dat, terminów. 
Teraz trochę o moim miejscu zamieszkania. Nasz dom położony jest na skraju miasta, w dzielnicy domków jednorodzinnych. Kupiliśmy go z żoną rok po ślubie, niedługo po wydaniu mojej pierwszej książki. Wcześniej wynajmowaliśmy mieszkanie w bloku, w centrum miasta. Przed domem mamy piękny ogródek, o który dba moja żona. Dwa dni w tygodniu pracuje też u nas ogrodnik, sadzący nowe roślinki i doglądający całości. Za domem mamy nieduży trawnik, na którym bawią się nasze dzieci, jest tam też huśtawka i mała piaskownica, z upływem czasu coraz mniej używane. Dom mamy urządzony ładnie, ale bez jakiegoś rażącego przepychu. Na parterze mieści się pokój gościnny, kuchnia, toaleta, a także dwa pokoje, jeden z nich to nasza sypialnia. Na piętrze mamy łazienkę, każde z dzieci ma swój pokój, a ja mam swój gabinecik, w którym piszę. Jest to małe pomieszczenie, w którym stoi tylko fotel i biurko. Nie mam ustalonych godzin w których piszę, ani dziennego limitu stron do zapełnienia. Najczęściej biorę się do pracy po obiedzie, i spędzam parę godzin zupełnie odłączony od rzeczywistości. Moja rodzina zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że kiedy pracuję, nie chce aby ktokolwiek mi przeszkadzał. Moimi jedynymi towarzyszami są wówczas papierosy i kawa, bez których nie napisałbym chyba  ani jednej strony. Wieczorami, gdy dzieci już śpią, lubię sobie poczytać. Moja żona  przeważnie ogląda wtedy telewizję, czasami dotrzymuje jej towarzystwa by zrobić jej przyjemność, choć szczerze mówiąc, dla mnie nie ma w tym zbyt wiele przyjemności. Ciekawostką jest fakt, że moja małżonka nie przeczytała żadnej z moich książek, zresztą nigdy jej do tego specjalnie nie namawiałem. Tak naprawdę to ona w ogóle niewiele czyta, jeśli już to jakieś pisma dla kobiet lub inne tego typu bzdury. Często się zastanawiam, czy moje życie jest takie, jakim je sobie wyobrażałem w młodości. Chyba nie mam powodów do narzekania, mogę nawet powiedzieć, że mi się poszczęściło - zarabiam na życie pisaniem, mam żonę, dzieci, dobrze mi się powodzi. Mimo tego cały czas mam wrażenie, że to nie jest do końca to, o czym marzyłem. Najgorsze jest to, że nie potrafię jasno określić w czym tkwi problem. A może nie ma żadnego problemu, tylko staram się go na siłę stworzyć, by usprawiedliwić przed sobą swoje zachowanie. Coraz częściej miewam zły humor, w ostatnim okresie zdarzają mi się nawet niczym nie uzasadnione wybuchy złości. Głupio się potem czuję, ale za jakiś czas znowu robię to samo. Uspokajam się, zamykając się w swoim gabinecie, ostatnimi czasy tylko tam czuję się dobrze. Jestem zły na siebie, widząc, że tracę kontakt nie tylko z żoną, ale i z dziećmi. Wcześniej (tzn. w poprzednich latach) też miewałem okresy takich „chwilowych depresji”, jednak tym razem mam wrażenie, że jest to coś o wiele bardziej poważnego. Przede wszystkim za długo to już trwa, w dodatku - moje samopoczucie zamiast się polepszać, staje się coraz gorsze. Mimo tego i tak mam nadzieję, że to minie. Pocieszam się myślą, że skoro zawsze mijało, to tym razem nie może być inaczej. A może są to pierwsze oznaki tak znienawidzonej przez pisarzy choroby - niemocy twórczej?

 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Mithril
Mithril 19 stycznia 2015, 07:21
interpunkcja od śmigła, i chwilami z pisownią nie w ten deseń
przesyt spójników - zaś tekst; megawtórny, czyli o tym, jak to się podlir męczy z życiem na niwie własnego samozadowolenia (czyt. narcyzm) i przekonania
o niezwykłej oryginalności......................słowem - prozopodobny gniot

"Jesteśmy małżeństwem już przez jedenaście lat i dochodzę do wniosku, że nic a nic się przez te lata nie usamodzielniła."

najwyższy czas, żeby to zrobiła, bo żyć z takim pierdołą, to trzeba mieć zdrowie..!
- bo niby ten się podlir znaczy, świetnie zarabia, a pralkę do naprawy chce oddawać,
czyli do tego jeszcze sknera

jak już napisałem..................................żałosny tekst
przysłano: 19 stycznia 2015 (historia)

Inne teksty autora

I
simple_man
staruszek (cz.VII)
simple_man
staruszek (cz.VI)
simple_man
staruszek (cz.V)
simple_man
staruszek (cz.IV)
simple_man
staruszek (cz.III)
simple_man
staruszek (cz.II)
simple_man
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca