Literatura

Dlaczego, czyli łzy (opowiadanie)

Anubis Raskolnikov

Na zewnątrz padał deszcz... zimny, nocny i upiorny deszcz. Krople wody niczym srebrne łzy uderzały o szybę. Światła z ulicy odbijały się wielokrotnie na powierzni każdej z kropel tworząc różnokolorowe świetliste pryzmaty na gładkiej szklanej powierzchni. Smutek.

Najlepszemu przyjacielowi,

Stała odwrócona twarzą do okna. Patrzył na jej piękne ciemno-rude włosy nieruchome, chociaż pełne energii niczym zastygnięty, dziki kot, szykujący się do skoku. Zastanawiał się czy ona kiedykolwiek zrozumie jak wiele dla niego znaczy, jak bardzo go zmieniła. Czy kiedykolwiek zrozumie, że stała się częścią jego samego i że może, że jest w stanie... go zmienić. Ona jedyna. Siedział w fotelu, fechtując z myślami, patrząc to na nią, to na czarną szybę.

Na zewnątrz padał deszcz... zimny, nocny i upiorny deszcz. Krople wody niczym srebrne łzy uderzały o szybę. Światła z ulicy odbijały się wielokrotnie na powierzni każdej z kropel tworząc różnokolorowe świetliste pryzmaty na gładkiej szklanej powierzchni. Smutek.

Katarzyna obróciła się gwałtownie. Łzy w oczach, wiedział o nich, lecz nie spodziewał się tego jak bardzo go zabolą.

-- Dlaczego? -- krzyknęła. Nie poruszył się. Milczał. -- Dlaczego... przecież to wszystko... to wszystko było tak piękne... -- ukryła twarz w dłoniach.

Łukasz siedział. I nie mówił nic. Bo cóż miał powiedzieć? "Ona była tylko chwilą" -- tyle powiedział. I była to prawda, jakkolwiek banalnie i prymitywnie by to nie brzmiało. Gorączkowo starał się dobrać jakieś wyrafinowane słowa do tej parszywej sytuacji, ale nic nie przychodziło mu do głowy, oprócz szczerego i prostego "przepraszam".

-- Przepraszam -- powiedział. Może zbyt cicho. Może też i zbyt beznamiętnie i bezbarwnie. Ale nie czuł się do końca winnym i parszywym. I to go przerażało. Własna nieczułość. Nie myślał o tym, że ją skrzywdził, myślał tylko o tym jak ją odzyskać... Lecz wszystkie zdolności krasomówcze zawiodły go, zniknęły w zderzeniu z tak mało spodziewanym rzeczywistym uczuciem. Poczuł się bezbronny i słaby. Po raz pierwszy nie wiedział co ma mówić.

Zignorowała go. Usiadła na kanapie.

Łukasz wstał i podszedł do okna. Uchylił je i wyciągnął paczkę papierosów. Już dawno rzucił palenie. Nie palił... do tej cholernej środy. Wtedy nerwy go wykończyły. W umyśle jeszcze widział Kasi oczy, Kasi łzy, jak wpadła do pokoju i go zobaczyła... w ramionach innej. Przecież to taka banalna sytuacja... Już tyle razy przez to przechodził, tyle razy się śmiał dziewczynie w oczy... ale teraz coś było nie tak. Nie było mu do śmiechu...

Wyciągnął papierosa i zapalił. Zaciągnął się raz i czekał aż go ochrzani za palenie. Pragnął tego. Ale za plecami słyszał tylko cichy płacz.

-- Kasiu -- zaczął, cały czas patrząc na bezkresne oceany błyszczących kropel deszczu za oknem -- jak pierwszy raz Cię ujrzałem, zauroczyłem się w Tobie -- mówił powoli, cicho i z opanowaniem -- Ale tylko tyle. Byłaś tylko kolejnym moim "celem". Owszem imponowałaś mi swoją inteligencją i urodą, ale byłaś tylko "kolejną".

Zaciągnął się papierosem. Cichy płacz za jego plecami ustał. Nasłuchiwała. To dobrze...

-- Wiesz, jaki byłem wcześniej... opowiadałem Ci przecież. Ale nie mówiłem Ci na przykład, że po tym jak się na miesiąć rozstaliśmy, miałem jeszcze inne dziewczyny... Wybacz. Taki jestem... taki byłem... okrutny. Dopóki... dopóki nie odnalazłem w Twoich oczach tego, czego zawsze się podświadomie bałem -- prawdziwej miłości. Bałem się tego, gdyż nagle przestałaś mi być obojętna. Przestałaś być po prostu kolejną dziewczyną. Stałaś się częścią mojego życia... pokochałem Cię...

Cisza... słyszał wyraźnie bicie jej serca.

-- Człowiek jest z natury podły -- podjął po chwili -- i ja też jestem człowiekiem. Lecz Ty mi pokazałaś, że można w życiu znaleźć jakiś powód, dla którego warto się poświęcić. Dla którego warto żyć. Ty mi wreszcie ukazałaś prawdziwą miłość, w którą nigdy nie wierzyłem, z której zawsze kpiłem... Zacząłem się zmieniać.

Znowu cisza.

-- Lecz człowiek nie zmienia się z dnia na dzień. Nie tak łatwo się pozbyć dawnych przyzwyczajeń... koszmary przeszłości wciąż domagają się zadośćuczynienia. Świat próbuje mnie wyprostować do dawnych przyzwyczajeń. I jedyną osobą która jest w stanie mnie przed tym światem obronić... -- obrócił się, spojżał w jej załzawione oczy i spotkał jej wzrok -- jesteś Ty.

Patrzyła na niego z mieszaniną smutku, nadzieji i rezygnacji. Nie. Nie potrafił ocenić jak na niego patrzyła. Widział w tych oczach miłość, a miłości, mimo całego swojego poetyckiego talentu, nie potrafił opisać. Miłość i rozpacz. I smutek i żal.

Uklęknął przed nią, złożył jej ręce między swoje, spojrzał jej w oczy. Siedzieli tak długą chwilę... Łukasz liczył łzy. Jedna po drugiej, rodziły się w tych pięknych ciemnych oczach, powoli wędrowały po pięknej gładkiej skórze policzka, by w końcu przyspieszyć, upaść i zniknąć w otchłaniach włókien dywanu.

-- Daj mi jeszcze raz... ostatnią szansę... -- szepnął.

Patrzyła na niego jeszcze chwilkę, cała zalana łzami, przygnieciona sprzecznymi uczuciami, zagubiona w miłości. Po czym delikatnie założyła ręce na jego szyję i go przytuliła. Poczuł jej łzy spływające mu po szyji... Zamknął oczy i też, pierwszy raz od wielu wielu lat... zapłakał.

--------------

-- Przecież to nieracjonalne -- stwierdził Łukasz -- nigdy by mi nie wybaczyła.

Postać siedząc naprzeciwko niego zaciągnęła się spokojnie papierosem. Nie tak go sobie Łukasz wyobrażał. Był młody, niedogolony, z dość wytartą czarną skórzaną kurtką na ramionach. Arogancki i zbyt pewny siebie.

-- Ale jak widzisz, wybaczyła ci -- stwierdził po chwili -- Ja bym nie protestował.

-- Wiem, wiem -- odpowiedział Łukasz -- Wszyscy są szczęśliwi i tak dalej, ale przecież to nie mogłoby się zdarzyć w prawdziwym świecie. Powinienem dostać po pysku i byłby koniec historii.

-- Przecież jest pełno opowiadań z Happy Endem -- stwierdził nieznajomy, nieco zdenerwowany -- dlaczego ja takiego nie mogę napisać?

-- Oczywiście, że możesz... ale to literacki kicz -- stwierdził Łukasz dobitnie głosem profesjonalnego krytyka -- Bajeczka dla dzieci, gdzie wszyscy na koniec się przytulają i w swojej prymitywnej, jednowymiarowej osobowości żyją długo i szczęśliwie...

-- Tak mi się odwdzięczasz, za to co dla Ciebie zrobiłem?

-- Dla mnie? Pomyśl rozsądnie, przecież jestem tylko postacią literacką!... ja nic nie czuje! Więc dlaczegóż miałbyś się nade mną litować? Co, może mi jeszcze napiszesz że żyłem długo i szczęśliwie na Puerto Rico? I ja mam się z tego cieszyć? Dziękować ci na kolanach? Bo drugorzędny autor postanowił napisać kiczowate opowiadanie o dwojgu zakochanych nastolatków i w ostatniej chwili zdecydował się okazać łaskę głównemu bohaterowi? Z taką łaską to możesz się wypchać. Mam to gdzieś. Chyba jesteś słabszy niż z pozoru myślałem...

Nieznajomy pochylił się nad stołem, jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, wycedził przez zęby:

-- Ja nie mam litości dla nikogo. Piszę to co mi się podoba... a ty...

-- A ja jestem tylko bezczelnym wytworem Twoje chorej wyobraźni. I duszy. Duszy która zlitowała się nad biedną postacią z własnego opowiadania -- Łukasz uśmiechnął się ironicznie.

Chwila ciszy.

-- Dobrze, przepraszam -- powiedział w końcu Łukasz -- nie chciałem cię urazić. Ale chciałem poznać odpowiedź na pytanie: dlaczego? Dlaczego pozwoliłeś nam się pogodzić? Dlaczego zostaliśmy razem?

-- Bo wiem, że mimo całej perfidii twojej postaci, ty ją jednak kochasz.

Łukasz wbił wzrok w stół. Po chwili ciszy powiedział:

-- Prawda. A niby skąd to wiesz?

-- Bo jesteś archetypem osoby którą znam. Stworzyłem Cię na bazie bagażu uczuć i myśli realnej istoty. Nie jesteś tylko zmyślonym zespołem oszalałych liter. Jesteś obrazem osoby, która tak bardzo czasami przypomina mnie... A ja także też byłem kiedyś perfidny; i pierwszy nie rzucę kamieniem... lecz ja też zostałem zdradzony, zrozumiałem jednak, że czasami trzeba wybaczyć... -- spojrzał Łukaszowi prosto w oczy -- Ty ją kochasz... tak jak i ona Ciebie...

-- Banał! Cóż z tego? Wielu ludzi się rozstaje. Wiele związków się rozpada...

-- Widzisz... ale ja wierzę, w całej swojej naiwności, na przekór całemu mojemu pesymizmowi... Wierzę, czy też raczej mam nadzieję, że...

Autor przerwał i zamyślił się. Spojrzał na piękne, przed chwilą zapisane, czerwone zachodzące słońce. Na tarczy słońca, zgodnie z niepisanym życzeniem, ujrzał zarys twarzy, którą kiedyś kochał, za którą tęsknił.

-- ...prawdziwa miłość nie da się zniszczyć...

Nashville, USA.

Na granicy szaleństwa...


niczego sobie+ 38 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 10 kwietnia 2002, 00:13
ech o to przykład jak autor którego już poznałem, przysyła tekst i na drugi dzień już ma autoryzację.. inni muszą czekać 2 tyg... ech.. piszcie takie teksty to będzie autoryzacja na drugi dzień..

ale co do tekstu

piękny.. wielowartstwowy, zaskakujący, tam gdzie trzeba dobry w opisie, gdzie indziej w dialogu, a pod koniec ładnie artykujący główną myśl opowiadania..

ech dodawania takich tekstów to czysta przyjemność.. polecam i przypominam o innym, nie aż tak dobrym tekście tego autora, choć baardzo na poziomie pt. "Postać".
nF
nF 10 kwietnia 2002, 00:37
imo kiepski warsztat, długie, źle złożone zdania, ciężko się czyta. Najgorzej jest na początku... Przyimków ile się da, opisów co kot napłakał (szczególnie przy dialogach).

Swoją drogą pomysł rozmowy ze swoim alter-ego wzruszył mnie nieco, sam się kiedyś w coś takiego bawiłem...

Ładne, parę miłych obrazów. Ale niestety nic poza tym. Wartościowy.
Ender 10 kwietnia 2002, 08:05
Nie wiem, co Ci w warsztacie nie pasuje, Pfelix, bo jak dla mnie jest bardzo dobry. Znalazłem chyba tylko jeden błąd powtórzeniowy... Reszta naprawdę ładna. No i podoba mi się imię głównego bohatera ;-)

Łukasz
nF
nF 10 kwietnia 2002, 09:55
dobrze, pokażę parę błędów, mam nadzieję że nikt się nie obrazi. A, i jeszcze na marginesie, nonFelix, jedynie paskudna maszyna nie może przestać wypisywać mojego ID... Nie wiem co na to poradzić ;/

no to do dzieła, w nawiasach moje poprawki:

(p) - przyimek

Stała odwrócona twarzą do okna. Patrzył na jej (p) piękne(,) ciemno-rude włosy(,) nieruchome, chociaż pełne energii(,) niczym zastygnięty (:zastygły),(/) dziki kot,(/) szykujący się do skoku. Zastanawiał się czy ona (p) kiedykolwiek zrozumie jak wiele dla niego (p) znaczy, jak bardzo go (p) zmieniła. Czy kiedykolwiek zrozumie, że stała się częścią jego (p) samego i że może, że jest w stanie... go (p) zmienić. Ona (p) jedyna. Siedział w fotelu, fechtując z myślami, patrząc to na nią (p), to na czarną szybę.
Na zewnątrz padał deszcz... zimny, nocny i upiorny deszcz. Krople wody(,) niczym srebrne łzy(,) uderzały o szybę. Światła z ulicy odbijały się wielokrotnie na powierz(ch)ni każdej z kropel tworząc różnokolorowe świetliste pryzmaty na gładkiej szklanej powierzchni. Smutek. (i bzdura chciałoby się dopisać. Srticte szkło jest przezroczyste i rzaden refleks światła się na nim nie pojawi. Mówię refleks, gdyż mam nadzieję że o to chodziło autorowi, gdyż napisał że światła tworzą pryzmaty. Spieszę z wyjaśnieniem że pryzmat jest to przezroczysta bryła o podstawie trójkąta).

Takie ni to błedy ni to omyłki ciągną się przez cały tekst, choć przyznam że zniechęciły mnie już na początku (potem są co prawda mniej intensywne). I głównie dlatego że są kardynalne ujmują opowiadaniu. Wiem że może trochę przesadzam, zboczenie zawodowe. Natomiast nie rozumiem, dlaczego miałbym pisać właśnie TAKIE rzeczy. Miło całej wielowarstwowości i nieskazitelnych opisów (przepraszam Maćku, ale czy nie nazbyt się rozentuzjazmowałeś?)

Cholera, jeszcze wyjdzie na to że nie mam gustu. Ale jak już mówiłem, tekst jest wartościowy, ale nie genialny, po prostu.
nF
nF 10 kwietnia 2002, 09:56
przepraszam jeszcze za okropne literówki i błędy ort, mam z tym aktualnie problemy, za dużo netu ;/
pieprzniczka 10 kwietnia 2002, 12:30
po przeczytaniu obu Twojich tekstow dochodzę do wniosku, że nie wierzysz w to co piszesz, ale i tak uważam, że teksty są wartościowe i mają to coś
alunia 10 kwietnia 2002, 12:30
Rzadko się wypowiadam. Zazwyczaj tylko czytam. Nie umię ocenić jakościowo. (przyimki, powtórzenia epitety etc...)
Wiem, tylko że jest jednym z niewielu, które tutaj przeczytalam, jakie robą wrażenie. Powtarzam - nie formą, ale treścią.
Jeśli chodzi o długie zdania... Sama piszę pamiętniki. BARDZO DŁUGIMI ZDANIAMI :) Długie zdania lubię. Może dlatego problemu najmniejszego nie sprawia mi śledzenie ich wzrokiem i pojmowanie ich w lot.To tyle...
Velmont 10 kwietnia 2002, 13:07
Cofam wszystkie moje narzekania. Brawo Anubis!

Do pfelixa -- ja czegoś w Twojej krytyce nie rozumiem. Bawiłem się przez jakiś czas na piaskownicy Odry w recenzjach, ale to co Ty tu wypisujesz... Po pierwsze: co ma warsztat do przyimków? Właściwie dlaczedgo krytykujesz długie zdania (tzn. kilka jest dość niefortunnie złożonych) -- moim zdaniem podtrzymują tutejszy klimat. Po trzecie -- przyimki Cię denerwują -- w myślach przepisz sobie te opowiadanie i powstawiaj wszędzie imiona -- trochę to dziwnie będzie się czytało... Przypomnij sobie taki stary wiersz, "Ona i on".

Aha, nie jestem do końca pewien, ale wydaje mi się, że nie zrozumiałeś tego opowiadania -- albo nie przeczytałeś uważnie. Napisałeś:

"Swoją drogą pomysł rozmowy ze swoim alter-ego wzruszył mnie nieco, sam się kiedyś w coś takiego bawiłem..."

Gdzie ty tam widzisz alter-ego? Przecież to jest raczej rozmowa "autora" z jego (wg. dedykacji) "najlepszym przyjacielem". Ale mogę się mylić -- więc się nie upieram.

Moja recenzja -- opowiadanie wybitne, autor nie boi się bawić słowami a jego WARSZTAT jest zaprawdę bogaty.
nF
nF 10 kwietnia 2002, 14:54
Warsztat to imo nic innego jak umiejętne posługiwanie się językiem. Na chłopski rozum chodzi o to aby pisać tak, aby się dobrze czytało, aby dostosować język do swoich celów, nie odwrotnie. Co mają do tego przyimki? Ich przedawkowanie utrudnia najczęściej, przynajmniej w moim przypadku, odbiór tekstu. Interpunkcja leży. Słowa nie zawsze są urzywane zgodnie ze swoim znaczeniem. A długie zdania krytykuję właśnie za ich stopień komplikacji i skład.

Natomiast co do interpretacji tekstu... Z kim rozmawia podmiot liryczny? Z podmiotem lirycznym poprzedniego wątku ;). Jak sam zaznacza, jest to postać literacka, ale... wzorowana na jakiejś żywej osobie. Pisze: "(...) jesteś archetypem osoby którą znam. Stworzyłem Cię na bazie bagażu uczuć i myśli realnej istoty. (...). Jesteś obrazem osoby, która tak bardzo czasami przypomina mnie... A ja także też byłem kiedyś perfidny (...)... lecz ja też zostałem zdradzony, zrozumiałem jednak, że czasami trzeba wybaczyć. (...)."

I chyba nie pozostaje mi nic innego, jak jednak przyznać się do błędu. Nie jest jasno powiedziane kogo autor "przekalkował", siebie czy przyjaciela. Mówi jednak że ta postać jest właśnie do NIEGO podobna. Interpretację pozostawiam Wam.
:) 10 kwietnia 2002, 18:30
troche sie dziwie tak wysokiej ocenie. jak dla mnie tylko druga czesc nadaje sie na wartościowy, pierwsza jest... zupelnie zwyczajna, przecietna, moze oprocz koncowki [gdzie ta zabawa slowem?,velmont]
poza tym zgadzam sie z nonfelixem, ze zbyt duzo przyimkow psuje, poczatek zwlaszcza. [przeciez o to chodzi, velmont, aby ulozyc wszystko tak, by nie pchac wszedzie imion, ale i nie zastepowac ich caly czas 'ona', 'on', 'niego', 'nia' - b.dobry warsztat by na to pozwalal]
fenek 10 kwietnia 2002, 20:06
Zachecona innymi wypowiedziami takze sie wypowiem.
Wiec, na poczatek - temat, dla mnie banalny. Nic nowatorskiego w nim nie ma. Sytuacje jak swiat stary...czy jest sens opisywac to jeszcze raz? Nie wiem, dla mnie nie.
Jedyne co mi sie podoba to klamra spinajaca obie czesci opowiadania : dochodzimy do takiego samego wniosku. I to jest jedynie ciekawe.W mojej ocenie opowiadanie w niczym nie jest wybitne, wartosciowe? Nie mniej niz tuzin innych pojawiajacych sie w sieci w ciagu tygodnia. Nawet refleksja na koniec opowiadania jest banalna...
Ale coz mozna napisac na stary temat?
Anubis Raskolnikov 10 kwietnia 2002, 23:21
Nie lubię wypowiadać się na temat własnych opowiadań, nie lubię tłumaczyć swoich motywów, ale pro forma winny jestem tutaj kilka słów komantarza.

Na początek co do przyimków -- to zaniedbanie. Początkowo nie było w opowiadaniu wogóle imion. Przy proofreading stwierdziłem, że dziwnie to brzmi bez konkretnego odniesienia. W końcu dodałem ale jak widać zapomniałem dokończyć procesu -- mea culpa.

Długie zdania -- to już kwestia przyzwyczajenia. Lubię je, lubię się męczyć unikając kropek, w strumieniach emocjonalnych wogóle ich nie używam. Powód jest prosty -- jak śledzę strumień myśli via media to kropki wogóle się u mnie nie pojawiają. Może jest to i męczące w czasie czytania, ale nie mam zamiaru tego zmieniać -- wybaczcie.

Zrobiłem natomiast jeden dość poważny błąd -- lecz nie jest to jak wam się wydaje "sztampa", czy też ubóstwo warsztatu. Niewystarczająco wyraźnie rozłożyłem akcenty w opowiadaniu, przyjmując że czytelnik nie będzie szukał tylko na powierzchni. Tytuł "Dlaczego" nie odnosi się do niewypowiedzianego pytania Katarzyny "Dlaczego mnie zdradziłeś"; odnosi się do pytania Łukasza "Dlaczego pozwoliłeś na Happy End". Tak samo też i "łzy" nie są łzami Kasi, lecz metaforycznymi łzami autorskimi, wylewanymi nad każdą meta-rzeczywistą postacią którą stworzy, a później w imię dobra sztuki musi zniszczyć. Opowiadanie to nie było z zamierzenia opowiadaniem o "miłości". Miałem nadzieję, że przy zakończeniu opowiadania dwuznaczność tytułu będzie zaskoczeniem dla czytelnika. Jak widać przeliczyłem się.

Część pierwsza celowo jest sztampowa, by uzmysłowić czytelnikowi problem zawarty w części drugiej... Chodziło mi tutaj głównie o konflikt autora, czy też raczej nazwijmy go sobie kreatorem, z własnym dziełem, z pustą kartką papieru. Velmont słusznie zauważył, że Łukasz to nie autor. Łukasz jest manifestacją literacką mojego przyjaciela. I stąd wynika konflikt. Konflikt między postacią, która dzięki stylizacji na rzeczywistą osobę, dzięki opieraniu się o ładunek emocji, zyskuje własne, autonomiczne życie i swoją obecnością zaczyna wywierać presję na autora. Zaczyna budzić w nim uczucia, których tam być nie powinno. Autor przestaje patrzyć na swoje opowiadanie pod względem wartości literackiej, patrząc w oczy sztuce, lecz daje się ponieść swojej władzy jaka się rozciąga nad składanymi przezeń zdaniami by kosztem "uziemienia" opowiadania opanować targające nim emocje.

Oczywiście o wiele wyraźniejsze by to było, gdybym umieścił pełne portrety psychologiczne postaci, ale zniszczyłoby to zarazem ideę, sit venia verbo "obrazu".

Podsumowując: teraz rozumiem, że takie akcenty trzeba wyraźniej wytłuszczać, nie mogę sobie pozwalać na ukrywanie znaczenia między wierszami. Non omnia possumus omnes. Przepraszam, za zamieszanie jakie "Dlaczego..." wywołało.

pozdrawiam wszystkich i
dziękuję za konstruktywną krytykę,
A.R.
nF
nF 11 kwietnia 2002, 01:54
zamieszania mogę tylko pozazdrościć i jednocześnie pogratulować :)
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 11 kwietnia 2002, 14:20
tak sobie patrzę na ocenę tego tekstu, i na tłumaczenie teraz się autora.. i ręcę załamuję.. bo właśnie to co autor podkreśla podkreslenie sytuacji pierwszej dzięki zabawie autor-wytwór, pierwszy problem przestaje być banalny i daje się poczuć piętno tego problemu w ostatnim zdaniu, które bez drugiej części było by banalne.. tak samo pierwsza część bez drugiej byłaby banalna i na odwrót.. pewnie nawet tekst miałby wtedy z przejściem do czytelni.. no ale widzę, że nie u wszystkich zaskoczyły odpowiednie trybiki.. czytając początek.. też miałem jakiś taki przesyt zabiegami artystycznymi, ale przecież to jest proza w prozie :)) mi osobiście przeszkadza ostatnie "na granicy szaleństwa" jakieś to banalne :).. ale tylko to jak dla mnie.. :)
nie istnieje 11 kwietnia 2002, 22:52
ponieważ nie stać mnie dzisiaj na konstruktywną krytykę, pozwolę sobie na stwierdzenie, że przychylam się do oceny sotes`a, w każdym jej aspekcie...
Velmont 11 kwietnia 2002, 23:47
Khhrrr... to mi się podoba. Teksty się ostatnio pojawiają ciekawe, po jeden dwa komentarze dostają. A tutaj pojawia się Anu, trzaska jeden tekst i wywołuje burzę. To jest sztuka napisać tekst który by potrafił tak ludzi ożywić i podzielić na dwa obozy...

Co do komentarza Anu: zaskoczyłeś mnie. I trochę zawstydziłeś. Chociaż prawdę powiedziawszy to mogłeś dłużej ten dialog poprowadzić. ;-/

Hah, paradoksalnie, postać łukasza poprzez fakt przedstawienia jej jako postać literacką zyskkuje na życiu....... Chyab takie było zamierzenie ;-))))))))
Beatrycze 12 kwietnia 2002, 10:52
Prawdziwą miłość da się zniszczyć, można ją zabić, stłamsić, przeobrazić. Może zgasnąć tak szybko, jak się zapaliła. I nie zawsze od nas to zależy, chociaż, gdy ją pielęgnujemy, dłużej może się tlić...Ktoś, kto kocha nie rani, a jeśli rani, to nieświadomie i nie przeżywa z tego powodu rozterek. Nie on w takiej konstelacji cierpi, ale...ta druga osoba. Twój bohater Anubis, rzeczywiście kocha, ale kocha samego siebie. Na sobie skupia całą swoją uwagę, na swoich uczuciach. To one dominują. I patrząc na to z tej strony, jest to tekst prawdziwy, ale gdybym rozpatrywała go pod innym kontem, byłby zupełnie nierealny....Mimo to dałam mu ocenę bardzo dobry, bo pięknie napisany a zdanie: ,,Nie jesteś tylko zmyślonym zespołem oszalałych liter..." na długo zapewne pozostanie w mojej pamięci. Może ja wykorzystam:-)))(Żartowałam oczywiście). Gorąco pozdrawiam. Beata
nF
nF 12 kwietnia 2002, 15:58
Velmont - a dlaczego ktoś miałby polemizować z dobrymi tekstami?
Martyna Żurawska 17 kwietnia 2002, 20:41
No to jeszcze ja. Ogólnie rzecz ujmując: tekst jest ciekawy, aczkolwiek przyznam, że nie wywołał u mnie tak pozytywnej reakcji jak u niektórych z Was. Co prawda pomysł dialogu to trafne posunięcie, ale już zakończenie wcale mnie nie satysfakcjonuje. Mam wrażenie, że Autorowi w ostatniej chwili zabrakło pomysłu na bardziej zaskakującą pointę. Powiedzenie ..."prawdziwa miłość nie da się zniszczyć..." jest odrobinkę banalne, chyba nie zaprzeczycie?
I jeszcze drobna uwaga gramatyczna: słówka takie jak "go" albo "nią" to nie PRZYimki, a ZAimki. A to, że się powtarzają, mnie osobiście niespecjalnie przeszkadzało w czytaniu.
Ania Jodełka 8 maja 2002, 13:10
Nigdy nie czytałam niczego takiego, co sprawiłoby, że miałabym łzy w oczach...
Moje uznanie.
nocka 9 grudnia 2002, 13:10
Martyna - dzieki za to, ze ktos sie zorientowal ze pfelixowi brakuje wiedzy, choc bardzo chce zablysnac ;)
moim zdaniem text jest udany, pierwsza czesc wywolala we mnie odpowiednia reakcje (odruchy wymiotne ;), druga milo zaskoczyla.
w tekscie zawarte frustracje autora pt. "jak pisac o milosci, zeby nikt nie powiedzial ze zbyt banalnie?" - i bardzo slusznie, bo przeciez milosc to taki banalny temat...
i niektore zdania urzekajace: "piekne, przed chwila zapisane (...) slonce", oszalale litery, przypominajace ze Lukasz to postac fikcyjna, ktora krytykuje swoj los.

no trudno, czasami niektorym nie chce sie zobaczyc tego co miedzy wierszami - a ty, anubis, prosze, nie przystosowuj sie do czytelnikow - ostatecznie mozesz zawsze dopisywac wytlumaczenie dla leniwych ;)

pozdr
przysłano: 10 kwietnia 2002

Inne teksty autora

Skrzywdzony
Anubis Raskolnikov
Burza
Anubis
Modlitwa
Anubis Raskolnikov
Postać
Anubis Raskolnikov

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca