Literatura

Ostatnia Kropla (opowiadanie)

mada

Jako dziecko chciał bawić się ze słońcem, które tak dzielnie opalało jego gałązki. Potem chciał odwiedzić całą łąkę, a nie tylko jej mały skrawek. Innego razu czuł się samotny i przygnębiony.

Nasionko jego, jak mały skrawek życia zapuszczony w ziemię, rozwijał się szybko. A wszystko to po to, żeby jak najprędzej mógł ujrzeć światło słońca, do którego dążył i kochał, ale nigdy nie widział. Przebił piaszczystą skorupę i zrazu rażony jasnymi promieniami, zamiast chować swe oblicze, otworzył twarz na słońce i łapał każdy jego skrawek. Z czasem nauczył się żyć i walczyć ze swa słabością, stawiać opór wiatrowi, czerpać dobro ze słońca i z deszczu. Użyczał także swe liście i gałęzie ptakom i motylom.

Tak mijały lata. Poprzez wiosenny rozkwit przychodzący z pierwszym deszczem, przez delikatny letni wiatr, z którym unoszone są zapachy zboża i polnych kwiatów. Przeżył też wiele jesieni, kiedy wszystkie liście z jego gałęzi zataczały wokół niego złoty krąg. Potem przychodziła zima, która wraz z białym puchem przynosi senność i znudzenie.

Rósł pośrodku zielonej polany, na której życie i rozkwit wyglądają jakby niezachwiane i nienaruszone dotykiem ludzkiej ręki. Jak młody chłopiec, który wyrasta ze swych ubrań, tak i on mimowolnie mężniał i wznosił się coraz wyżej nad polanę. Nie tylko rósł, z każdym dniem przybywało mu nowych, gęsto pokrytych liśćmi gałązek. To dzięki nim stał się on również opoką

i ostoją dla innych, żywych istot. Wśród jego silnych ramion założone były małe rodziny, które tutaj znalazły swój dom, szczęście i spokój. On sam na początku nieświadom swojej potęgi, z czasem zaczął zauważać swoją odrębność, siłę i potęgę. Myślał, że nie było nikogo, kto mógłby mu dorównać.

Tak mijały kolejne dni. Dąb rósł i rozrastał się w sile. Czasem letnią lub wiosenną porą, kiedy śnieg wraz z pierwszym deszczem opuści jego królestwo, na łąkę przychodziły dzieci, aby narwać świeżych kwiatów. Myślał wtedy, że jego nikt tak nie zerwie jak majową konwalię, a jego konary, które już na dobre zagościły w czarnej ziemi, wygrają ze wszystkim. Oprócz tego w jego pniu kłębiły się różne myśli, Jako dziecko chciał bawić się ze słońcem, które tak dzielnie opalało jego gałązki. Potem chciał odwiedzić całą łąkę, a nie tylko jej mały skrawek. Innego razu czuł się samotny i przygnębiony. Smutek ten przychodził jesienią i odchodził wraz z rozkwitem kwiatów. Ostatnimi jednak czasy mimo siły wieku, żal ten nie odchodził tak łatwo. Tak samo jednak jak zmieniają się pory roku, tak samo życie drzewa przeżywa metamorfozy. Powrócił on do dawnego myślenia, nie tego otaczającego się wokół smutku tylko tego, które jak mu się wydawało jest na to najlepszym lekarstwem.

Żałość jego przemieniła się w dumę, a nawet w pychę. Uważał, że skoro jest jedyny i w dodatku największy, jest on zarówno najważniejszy. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.

Kiedy żyje się samemu, zapomina się o swoich słabościach, ponieważ nie ma wśród nas tych, którzy by je nam pokazali. To samo dotknęło i jego. Zatracał się powoli w sobie. Żył tylko dla siebie. Zapomniał o ludziach, zwierzętach i kwiatach, pamiętał tylko o sobie. I tak mijały miesiące, w których pory roku tańczą ze sobą nieprzerwanie menueta. Wiosna.lato. jesień.

Ta ostatnia zima nie różniła się niczym od innych. Puch otuliwszy okolicę, leżał lekko na dębowych, czarno - brązowych gałęziach. Z każdym dniem jednak śniegu przybywało i stawał się on coraz cięższy, jego biała siła obrywała co i raz te mniejsze i słabsze gałęzie. Potem jednak kara dosięgnęła i grubsze konary, które jak zapałka łamały się i z hukiem spadały na ziemię. Przy tym pomocny był też wiatr, który pewnej księżycowej nocy ze zdwojoną siła wtargnął na polanę. Ten był zaprawdę godnym dla siłacza przeciwnikiem. Walka z początku zajadła, przerodziła się w wielką porażkę. Dąb słaby już i zniszczony dał za wygraną. Był to już koniec zimy. Mokra od roztapiającego się śniegu ziemia nie stanowiła silnego oparcia.

Wiatr napierał zbyt mocno. Dąb upadł. Staczając się w dół, całe życie przeszło mu przed oczami. Nawet nie krzyczał. Ziemia otoczyła go swym płaszczem.

W jego ostatnim tchnieniu z szumu liści wybiegły żałosne przeprosiny, a jasna kropla zajaśniała na jego obliczu. Niektórzy twierdzą, że była to sześcioramienna śnieżynka roztapiająca się na jego jeszcze ciepłym ciele. Ja wierzę, że to była łza - jego ostatnia kropla życia.


niczego sobie 6 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 11 maja 2002, 22:51
ech tekst nie jest idealny... dla mnie osobiście nudny, ale o czymś, z zacięciem bajkowo-klimatycznym i ostatnie zdanie ratuje w moich oczach tekst do szufladki - do dodania.. tylko, że bywało lepiej...
przysłano: 11 maja 2002

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca