Literatura

Powrót na drugą stronę kija bejsbolowego (opowiadanie)

Maciej Dydo Fidomax

"- Ty tu masz rodzinę? Znaczy musiałeś tu dorastać, nie? To jakim cudem się nie spotkaliśmy wcześniej? - Dziękuj za to raczej bogu, wtedy stałem po drugiej stronie kija bejsbolowego."
- Kurwa, stary przesadziłeś! - dopiero Robol odważył się przerwać pięciominutową ciszę.

- Trzeba go zakopać. - oznajmił rzeczowo Rainbow, nie mogąc odwrócić wzroku od zmasakrowanego maturzysty.

- Zakopać? Mojemu braciszkowi chyba zupełnie odpierdoliło. - Yeti, który zwymiotował zaraz po akcie przemocy, zaczynał na dobre odchodzić od zmysłów..

Jego panika została szybko stłumiona, mocnym uderzeniem otwartej ręki.

- To był twój pomysł dupku, teraz się lepiej zamknij. - Rainbow nie tracił panowania nad sobą, a co najważniejsze nad sytuacją.

- Zakopać? Poważnie mówisz? - Robol zaczynał także trzeźwo analizować sytuację. - Gdzie go niby mamy zakopać, co? - zapytał z nutką ironii w głosie.

- Na działkach znam odpowiednie miejsce. - spojrzał jeszcze na swój zakrwawiony kij bejsbolowy, potem na zmasakrowane ciało. - Masz rację Robol, przesadziłem kurwa. - z całej siły rzucił kij przed siebie.

W ciemnościach usłyszeli tylko jego upadek.

- Pan chyba tutaj wysiada, prawda?

Poczuł delikatne szturchnięcie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, dlaczego znajduje się w pociągu. Powoli podnosząc głowę spojrzał na osobę, która wyrwała go z tej, tak bardzo przyjemnej drzemki. Pociąg zanurzył się w tunelu.

- Tak, dziękuję. - powiedział jeszcze w ciemności.

Kiedy światło ponownie wypełniło przedział, jej już nie było. Piotrek ściągnął plecak i wyszedł na korytarz. Widok za oknami, składający się z brudnych budynków, nierentownych kopalń i biedy, tylko przypomniał mu od czego uciekł. Dzień był słoneczny, tak bardzo kontrastując z tym smutnym miastem. Chwilę później oba glany chłopaka wylądowały na peronie. Przeciskając się przez tłum ludzi starał się więc nie myśleć o niczym konkretnym, bał się, że próba ukierunkowania myśli może spowodować strach przed tym miastem,. W przejściu podziemnych zaczepiły go dwie dziewczyny.

- Przepraszam, możesz nam pomóc? - zaczęła nieporadnie jedna z nich.

- Co jest? - zapytał uśmiechnięty.

- Wracałyśmy do domu i ktoś nas okradł. Zobacz jak nam rozcięli torbę. - pokazała zniszczony bagaż. - Konduktor wyrzucił nas właśnie na tej stacji.

- Ok. Ile wam potrzeba?

- No, ile możesz. Do biletu brakuje nam jakieś 20 zł.

- Macie. - wręczył im banknot. - Tylko uważajcie żeby i tego wam nie ukradli.

- Jezu, dzięki. - jedna z dziewczyn rzuciła mu się na szyje, po czym obie odeszły nie mogąc zrozumieć gestu nieznajomego i jakby wciąż nie wierząc w to jak im pomógł, odwracały się raz po raz.

- Boże, jak je mogli wypuścić z domu? - chłopak kręcąc głową wyszedł na dworzec autobusowy.

Choć kolega grzebiący w silniku malucha stał do niego tyłem, Piotrek nie miał problemu z rozpoznaniem swojego dawnego przyjaciela.

- Tadek, kupę lat. - ten powoli jakby speszony podniósł swoją umorusaną sądzą twarz i widząc przybysza uśmiechnął się.

- Piotrek, to naprawdę ty? - wyciągnął rękę, ale stary kolega jej nie uścisnął.

- Słoniu, rękę masz brudną. - Tadek speszony cofnął rękę wycierając je w robocze spodnie.

- Już dawno nikt mnie nie nazywał słoniem.

- Co tam u ciebie?

- Na kopalni pracuję. - odpowiedział, jakby to było coś, co go poniżało.

- Aha. - Piotrek pokiwał głową. - No, idę zobaczyć się z rodzicami, pogadamy później.

- Tak, później. - Słoń wrócił do regulowania swojego gruchota. - Uważaj na swojego brata, straszny się skurwiel z niego zrobił.

- Skurwiel mówisz? Rok mnie tu nie było, więc pewnie sprawy się mają różnie. No cóż, na razie Słoniu.

- Na razie. - machnął ręką zaabsorbowany reperacją malucha.

Przechodząc przez ulicę zauważył w oknie swoją siedemnastoletnią siostrę, obserwowała go ze łzami w oczach. Podniósł rękę zmuszając się do uśmiechu, ta odwzajemniła gest i znikła w czeluściach mieszkania. Wchodząc po kolejnych stopniach tej cuchnącej klatki schodowej powtarzał w myślach, "piąte piętro, piąte piętro", nagle poczuł uderzenie. To siostra wpadła na niego, jednocześnie mocno się przytulając.

- Wiedziałam, że wrócisz....wiedziałam. - mamrotała.

- Cześć Myszka, no chodź na górę.

Poczuł mocne popchnięcie.

- Nie, Piotr, proszę nie idź na górę, tam jest Tomek.

- Braciszek? To dobrze.

- Tomek bardzo się zmienił od czasu twojego odejścia, bardzo się zmienił. Proszę wyjdźmy na miasto. On tam siedzi z kolesiami w mieszkaniu, a nawet nie wiesz ile razy mówił, że jak się jeszcze raz tu pokażesz, to cię zajebie.

- No to zobaczymy, czy jest tylko w gębie mocny. - Piotr zdecydowanie ruszył dalej po schodach.

Patrycja uwiesiła mu się na ramieniu.

- Piotr, zrób to dla mnie i nie idź tam, błagam. - prawie padła na kolana.

Chłopak przystanął mierząc dziewczynę wzrokiem.

- No dobrze już, uspokój się. - objął ją ramieniem i zeszli na dół.

- No, zestaw jak oni to nazywają ekstra-deluxe. - usiadł, kładąc tacę z jedzeniem na stoliku.

Dziewczyna siedziała w milczeniu obserwując swojego brata. Zupełnie się nie zmienił, kolczyk w uchu, stary, dobry, wysłużony, zielony plecak i ten zadziorny wyraz twarzy. To był przecież ten sam Piotrek, który odszedł rok temu.

- Dziękuję. - odpowiedziała pałaszując Big Maca.

- No więc, opowiedz mi, dlaczego tak gorliwie broniłaś mnie przed wejściem do mieszkania? - Piotr oparł się o jasnofioletową poręcz krzesła.

- Tomek, bardzo się zmienił od twojego odejścia. Dalej się zadawał z tą paczką, do której i ty należałeś, ale z dnia na dzień stawał się coraz bardziej kurewski, najpierw dla mnie, potem dla matki, na końcu nastraszył tak ojca, że ten oddaje mu teraz połowę swojej marnej pensji, drugą przepija w barze. Cały rok Piotrek, cały rok cię nie było. Dlaczego nie dałeś o sobie jakiegokolwiek znaku? - zapytała z wyrzutem - Nie wiedziałam nawet gdzie cię szukać.

- Musiałem odpocząć od.....tego wszystkiego, wreszcie udało mi się stanąć na równe nogi i mogę wam pomóc. - przerwał mu odgłos telefonu komórkowego, sięgnął do plecaka i wyjął z niego komórkę. - No jestem....Adam ty panikarzu uspokój się...zaliczenie już załatwione...dzisiejsza dostawa w porządku? To najważniejsze, to po co dzwonisz? Kiedy wracam? Dwa, cztery dni nie więcej. Ta, zdążę załatwić to z Wilnikiem, moja w tym głowa. I nie dzwoń więcej, bez potrzeby. - wyłączył komórkę chowając ją szybko do plecaka.

- To tera biznesmen z ciebie. - przyglądała się zdumiona Patrycja.

- Biznesmen w dżinsach raczej. No, ale powiedz, na jak dużo sobie Tomek pozwala i co robi konkretnie?

- Diluje, co tydzień uczestniczy w jakimś skoku, podobno nawet już coś robił dla Tłustego, a na co sobie pozwala? - Patrycja podwinęła sweter, ukazując liczne siniaki. - Nawet matkę bije. - dodała po chwili.

Piotr przetarł ręką twarz cicho złorzecząc, w końcu skupiając wzrok na siostrze rzekł tylko.

- Przepraszam. - czeluść do której wrócił, właśnie otworzyła przed nim swoje podwoje.

Bar wypełniony dymem papierosów, smutnymi pijackimi gębami i alkoholem tworzył swoisty mikroklimat. Piotr oparty o framugę drzwi lustrował wzrokiem klientów baru piwnego "Harnaś". W końcu zauważył ojca.

- Musimy porozmawiać. - oznajmił władczym tonem przy stoliku, przy którym siedziało oprócz ojca, siedmiu kolegów od piwa.

Ojciec przerywając kolejną pijacką opowieść spojrzał na intruza.

- Panowie, przedstawiam wam syna marnotrawnego. - uśmiechnął się krzywo. - No, co jest synku? Przyjechałeś się napić ze staruszkiem?

- Musimy porozmawiać. - powtórzył i przyglądając się kolegom ojca dokończył. - Na zewnątrz.

- Nigdzie z tobą nie idę, smarkaczu. - ojciec złapał za kufel z zamiarem opróżnienia go.

Piotr wyrwał ojcu piwo z rąk i rzucił kuflem przez całą długość sali, rozbijając go na maszynie do gry stojącej przy przeciwległej ścianie. W sali zapanowała momentalnie cisza.

- Wyjdziesz po dobroci? Czy mam ci pomóc? -zapytał ironicznie synek.

- Patrycja powiedziała mi o wszystkim, teraz ty mi powiesz, jak to wygląda. - Piotr zaciągnął ojca do bramy.

- Gdzie się ta suka pęta? - zapytał ojciec w odpowiedzi dostając cios w twarz.

- Ona już nie wróci do tego piekiełka, a ty odpowiadaj na moje pytania, jeśli nie chcesz, żebym ci skuł ryja.

- Skuł ryja? - zapytał , wycierając ręka krew z twarzy. - Skuł ryja? Jednak jesteście braćmi. Wychowałem sobie dzieci kurwa mać.

- No właśnie, wychowałeś sobie dzieci bijąc je i pijąc. Tak wyglądało twoje wychowywanie, to teraz widzisz co się dzieje. Wracając do sytuacji w domu, Patrycja mówiła mi, że oddajesz Tomkowi połowę wypłaty.

- A co mam robić? Tak chociaż mam z głowy tego małego skurwiela. Wiesz czym mnie złamał gnój jeden? Chciał mnie na przymusowy odwyk wysłać, wolę już mu dawać pieniądze i mieć spokój.

- A matka? - zapytał Piotrek, opierając się o ścianę.

- Żyje z Patrycja na łasce tego wariata, zresztą kim ty jesteś, żeby po roku wracać i zgrywać najwyższego? Co, porządek chcesz zrobić? Westernów się na oglądałeś gówniarzu?

- Z tobą można by już zrobić tylko jedno, kazać ci wypić metanol! - Piotrek uderzył pięścią w mur i odszedł uciekając w światła ulicznych neonów.

- Stary, no więc tak, chyba tydzień temu, złapaliśmy jednego matołka, do szkoły kurwa wychodził. No to my mu drogę zastępujemy i mówimy dawaj to masz, no to koleś oddał komórkę, walkmana i trochę kasy. Ale byliśmy wtedy naspidowani stary, no to myślimy i tak zajebiemy kolesia. Kazaliśmy mu opróżnić plecaczek i co się okazało? Synek miał klucze do mieszkania. Fazi zadzwonił kurwa z jego komórki do tego mieszkania i kurwa nikogo nie ma w domu. No to chuj, związaliśmy smyczą kolesia, a sami taksóweczką wjazd na jego chatę. Stary kurwa.....wiesz ile on tam miał gówna? Jebany komputer, dwa telewizory, po za tym sporo gotówki. - Tomek machnął ręką, słysząc dzwonek do drzwi. - No, otwórz stara kurwo! - krzyknął w stronę kuchni.

Po chwili wyszła z niej matka. Nawet nie podniosła głowy kierując się ku drzwiom wejściowym.

- Piotruś. - dała radę tylko powiedzieć widząc syna, o którego powrót tak gorliwie się modliła.

- Dobry wieczór mamo. - uśmiechnął się przytulając ją.

Kobieta pierwszy raz od wielu miesięcy poczuła się bezpiecznie, jednak ostry głos Tomka, który katował ją od tak długa, rozbił nawet to.

- Kto to do kurwy nędzy?

Matka w momencie się opamiętała czując powrót instynktu przetrwania.

- Świadek jehowy skarbie. - krzyknęła w głąb mieszkania.

- To ten skurwiel jest tam? - zapytał Piotr, chcąc wejść do środka.

Jednak matka go powstrzymała.

- Siedzi teraz z trzema kolegami, proszę cię Piotrek, wróć jutro po dwunastej, będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

- Dobrze. - Piotrek zrezygnowany chcąc powstrzymać płacz , zbiegł po schodach.

- Czy świadek jehowy to domokrążca? - zapytał Tomka jeden z kolegów.

- Pewnie kurwa tak, skoro po domu chodzi.

Leżał na stylowej kanapie z butelką wina w dłoni, w radiu leciała jakaś kolejna nudna audycja, jednak on cały czas myślał, co zrobić z tym bajzlem, który zastał. Każde z możliwych rozwiązań wydawało się beznadziejne. Chcąc choć na chwilę przerwać tą gonitwę myśli łyknął z gwinta trzymany w ręku trunek.

- Zostaw to Piotrze. - był to spokojnym głos przyjaciela schodzącego po krętych schodach z pierwszego piętra. Piotr odłożył butelkę i odwrócił się w stronę właściciela mieszkania. - Masz ładną siostrę. - dodał tamten.

- Przestań Darek.

- Naprawdę. Mogła by zrobić karierę modelki.

- Powiedziałem przestań.

- Dobra spoko. - Darek usiadł w fotelu naprzeciwko Piotra. - Wytłumaczysz mi o co chodzi?

- Tak, najpierw sorry, że ci się tu zwaliłem, ale muszę w tym mieście spędzić jeszcze jeden dzień.

- Kiedy zadzwoniłeś, a potem przyjechała tu ta twoja siostra, myślałem, że to jakaś dupa twoja. Jest naprawdę ładna.

- Nawet o tym nie myśl, to jest moja siostra, rozumiesz?

- Tak, stary pewnie, że rozumiem. Już o tym zapomniałem. Ulokowałem ją w pokoju na górze, teraz śpi na amen.

- Tak lepiej. - kolejny strumień wina przepłynął przez wyschnięte gardło Piotra. - Co do interesów, masz jakieś jeszcze pytania? - zapytał starając się zmienić temat rozmowy.

- Nie, wszystko w kontrakcie jest dość jasno przedstawione. Pierwszy raz spotykam się z takim profesjonalizmem, do tego jesteś jeszcze cholernie młody.

- Po prostu mi zależy Darek, zależy mi cholernie, no i mam kupę szczęścia.- odstawił butelkę na stół.

- No, a co cię tu sprowadziło? Bo nie sądzę, że nasze interesy.

- Przy okazji rodzinne popaprane sprawy. - odetchnął głębiej.

- Ty tu masz rodzinę? Znaczy musiałeś tu dorastać, nie? To jakim cudem się nie spotkaliśmy wcześniej?

- Dziękuj za to raczej bogu, wtedy stałem po drugiej stronie kija bejsbolowego.

- Ty? Nie wierzę, taki młody inteligentny chłopak? To niemożliwe.

- Możliwe, a to że teraz mam pracę, chodzę na studia i przyjmuje mnie ktoś taki jak ty, to jest niemożliwe.

Patrycja obudziła się koło południa. Przecierając zaspane oczy, z niedowierzaniem obserwowała pokój, w którym tak smacznie przespała całą noc. Kłujące elegancją i przepychem pomieszczenie działało na nią kojąco. Dopiero po chwili była w stanie przypomnieć sobie dlaczego się tu znalazła. Jak małe dziecko, nieporadnie zeszła na parter bojąc się potłuc coś drogiego. Darek stał przy piecyku mieszając coś na patelni.

- Co robisz? - zapytała i w momencie zdała sobie sprawę, że zwróciła się do tego bogatego, nieznajomego człowieka per ty.

- Jajecznice. - tamten uśmiechnął się tylko. - Jesteś głodna? - zapytał.

- Aha. - odpowiedziała zszokowana serdecznością właściciela mieszkania.

Zmieszana usiadła przy już nakrytym stole.

- Piotr wyszedł przed godziną, zostawił ci pieniądze, masz iść sobie coś kupić do ubrania, dzisiaj wraca i zabiera cię ze sobą. - nałożył jajecznice na talerz dziewczyny. - No to chyba wszystko co mi kazał powiedzieć. - zakończył kładąc na stole koszyczek z chlebem i siadając po drugiej stronie stolika.

- Skąd znasz Piotrka? - zapytała Patrycja między jednym, a drugim kęsem.

- Interesy.- Darek uciął krótko.

- Ty? - zapytała rozglądając się jeszcze raz po mieszkaniu. - Ty masz interesy z moim bratem?

- No. - pokiwał głową z uśmiechem. - Coś mi się zdaje, że dobrze brata nie znasz.

- Nie znam go, od tej strony. - stwierdziła po dłuższej chwili.

Matka łapiąc Piotra od progu za rękę przeprowadziła go przez przesiąknięty złością korytarz. Dopiero w pokoju gościnnym rozpłakała się tuląc dziecko, za którym tęskniła tyle dni. Piotrek czując ciepło matki, która przez całe dzieciństwo, ani razu na niego nie krzyknęła, ani razu nie podniosła ręki, ale zawsze była na miejscu żeby przebaczyć i przytulić, dopiero zrozumiał prawdziwą intencję jaka pognała go z powrotem w rodzinne strony.

- Zabieram Patrycję ze sobą, ciebie także chciałbym zabrać. - oznajmił po chwili.

- To dobrze, że zabierasz stąd siostrę, widziałeś jak przez ten ostatni rok się tutaj zmarnowana, a co do mnie to ja tu zostanę synu. - pogłaskała Piotra po głowie.

- Zostaniesz? - zapytał prawie, że ironicznie.

- Tak, bo kocham twojego ojca. - opuściła głowę.

- Co to za hipokryzja, co to ma znaczyć, że go kochasz? To stary pijak, który katował cię przez tyle lat, a teraz kiedy bat przejął twój synek, nie potrafi nawet stanąć w twojej obronie. Jak możesz mówić, że tu chcesz zostać, a co dopiero, że go kochasz?

- Tak po prostu, po prostu tak to czuję.

- Ani ta krowa stąd nie wyjedzie, ani Patrycja, a ty skurwysynu może nawet nie wyjdziesz z tego pokoju o własnych siłach. - Tomek schowany w przedpokoju przysłuchiwał się dotąd tej rozmowie, teraz postanowił wkroczyć do akcji. - Wróciłem do domu, bo czegoś zapomnieliśmy. - dwóch jego kolegów wpadło za nim do pokoju. - I proszę, niespodzianka, mój kochany braciszek.

Pierwszy cios dosłownie położył go na ziemię, otrzeźwienie przyszło za późno - Tomek już przygwoździł go do ziemi uderzając jego głową o podłogę. Uderzenie za uderzeniem odmierzały sekundy świadomości jakie pozostały Piotrkowi. Dopiero wyobrażenie tego co się stanie, jeśli Tomek go przysłowiowo "załatwi", pomogło mu zebrać odpowiednio dużo siły. Cios w jaja pozwolił mu pozbyć się napastnika z klatki piersiowej. Oswobodzony stanął w na równe nogi i przebił się przez dwóch kolegów Tomka wybiegając na klatkę schodową. Czwarte piętro, trzecie piętro, drugie - pokonywał kolejne stopnie skokami na półpiętra. Światło słoneczne dosłownie go oślepiło, i jak po omacku przeciął przyblokową ulicą wpadając na przeciwległy zdewastowany plac zabaw. Przez ogłuszające uderzenia własnego serca usłyszał za sobą pościg. Pokonując kolejne ławki niczym zawodnik wbiegu z przeszkodami wybiegł na główną ulicą. Na ostatnim pasie ruchu został jednak potrącony przez kierowcę przerobionego na wyścigówkę malucha. Potoczył się niczym kula od kręgli na pobliski chodnik. Kierowca malucha wysiadł i przerażony spojrzał na poszkodowanego, jednak jeszcze bardziej przeraził go widok napastników, którzy właśnie wyłonili się zza bloku. Słoń bo tak miał na przezwisko ów kierowca pośpiesznie wsiadł do malucha odjeżdżając prawie że z piskiem opon. Widział jeszcze w tylnym lusterku jak trzej napastnicy otaczają ofiarę wypadku.

- Tu cię mamy! - krzyknął Tomek.

Robol - kolega Tomka przyklęknął przy zakrwawionym ciele i odgarniając mu włosy z twarzy podniósł jego głowę. Ten odzyskiwał powoli przytomność.

- To twój braciszek? - zapytał niedowierzając.

- Nie do wiary, nie? - Tomek już chciał wymierzyć kopniaka ledwo kontaktującemu Piotrkowi, lecz został powstrzymany przez Robola.

- Chciałeś mojej pomocy w rozprawieniu się z tym gównem, to mnie słuchaj. - głos Robola zabrzmiał wręcz mentorsko. - Kontaktujesz bucu? - zapytał Piotrka.

- Ta, tylko mów ciszej, bo chyba na głowę spadłem. - Piotrek trzymając się za zakrwawioną łepetynę usiadł na chodniku.

- To jednak ten pojeb. - Robol ucieszył się, rozpoznając wisielczy humor swojego byłego najlepszego przyjaciela. - Uciekłeś jak tchórz, zostawiłeś matkę, ojca, siostrę, brata. - Robol wskazał na Tomka. - Teraz przyjeżdżasz po roku i podobno chcesz robić porządek.

- Ktoś musi, nie? - Piotrek wycierając krew z twarzy, prawie że doszedł do siebie.

- Ale do tego trzeba mieć prawo, a nie wynurzyć się jakimś pojebanym trafem na powierzchnie i patrzeć na to wszystko z wyższością. Wiesz, obiecałem twojemu bratu, że pomogę cię zajebać i chyba nawet sprawi mi to pewną przyjemność. - Robol wyciągnął z buta spory nóż.

- Czekaj, moment! - Piotr odzyskując jasność umysłu stanął na równe nogi. - Wiesz, czemu chcę robić porządek? Bo ten gówniarz terroryzuję cały dom, bije siostrę, matkę. Rozumiesz stary, biję matkę.

- Sam widziałem. - potwierdził trzeci napastnik, który widocznie też miał dość Tomka.

- To prawda Yeti? - Robol bawiąc się nożem podszedł do Tomka.

- Stary, no co ty? - Tomek poczuł jak grunt zarywa mu się pod stopami.

- Pytałem, czy to kurwa prawda? - Robol przystawił Tomkowi nóż do gardła. - nie słysząc odpowiedzi splunął Tomkowi w twarz jednocześnie go podcinając. - Leżeć! - krzyknął jeszcze do Tomka widząc, że ten chce uciekać. - Obiecuję ci, że przypilnuje tą kupę gówna, a ty lepiej spierdalaj. - zwrócił się do obserwującego całą sytuację Piotrka.

- Nie mogę. - odpowiedział ten jak najpoważniej..

- Co to znaczy, że kurwa nie możesz? - Robol zaczynał tracić cierpliwość.

- Nie skończyłem jeszcze z tą popierdółką. - wskazał na Tomka.

- Człowieku, ty to masz jaja. - Robol wybuchł gromkim śmiechem podając swój nóż Piotrkowi. - W imię dawnej przyjaźni Rainbow. - biorąc pod ramie Faziego, trzeciego napastnika odszedł zostawiając dwóch braci samym sobie.

Tomek wstał i z prawdziwym przerażeniem obserwował swojego brata.

- No i co braciszku? Zostaliśmy sami. - zapytał tylko Piotrek, przewracając z powrotem brata i wybijając mu nóż w nogę. - Tak jak cię uczyłem braciszku, wbić i przekręcić. - przekręcił nóż przypominając sobie całą to przyjemność jaką dawała mu przemoc.

- Dlaczego? Dlaczego odszedłeś? - Tomek zapytał wijąc się z bólu.

- Nie wiesz dlaczego?

- Przez tego maturzystę?

- Bingo!

- Ale dlaczego?

- Bo go zabiliśmy, rozumiesz? A to pozwoliło mi zrozumieć coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz.

- O czym ty mówisz? - Tomek zajęczał z bólu, gdyż Piotrek wstał wyciągając mu z nogi nóż..

- O winie. Patrycję zabieram, niedługo cię odwiedzę i jeśli coś nie będzie się znów zgadzało potnę ci coś więcej niż nogę. - Piotr odszedł bez słowa, słysząc jeszcze za sobą głos Tomka.

- Winę zrozumiałeś? Studenckie-pedalskie pieprzenie!

Tomek został sam zwijając się z bólu na jednym z najbardziej uczęszczanych chodników.

Piotr prowadząc jeepa, którego dostał od Darka jako swoisty dodatek w interesach, cieszył się jak dziecko.

- Bardzo cię boli? - zapytała w końcu Patrycja przypatrując się już od jakiegoś czasu potłuczonemu po wypadku bratu.

- Bywało gorzej. - uśmiechnął się i chcąc poprawić atmosferę, wyłączył jakiś znajdujący się w odtwarzaczu kompakt. - Jezu dance. - stwierdził słysząc muzykę taneczną.

- A co ty tam w ogóle studiujesz? - Patrycja spojrzała dociekliwie na brata.

- Informatykę. - uśmiechnął się, zastanawiając się czy jego współpracownik nie zawalił odbioru wczorajszej dostawy kradzionych komputerów.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.


fatalny 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 19 maja 2000

Inne teksty autora

Jak dzieci
Maciej Dydo Fidomax
Czyściec
Maciej Dydo Fidomax
Rób co należy
Maciej Dydo Fidomax
Spacer w imię tradycji
Maciej Dydo Fidomax
Dziecko przemilczanych snów
Maciej Dydo Fidomax
Płód....
Maciej Dydo Fidomax
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca