Literatura

Zapłakane spojrzenie (opowiadanie)

Kress_Ka

Od kiedy pamiętam, do szkoły chodziłam ulicami: Jagieląską i Śląską. Przeważnie nic się w tej okolicy nie działo i bez przeszkód dochodziłam do szkoły. Przeważnie towarzyszyła mi Ania, z którą chodziłam do kasy. Zawsze rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się po drodze, dzięki czemu szybciej nam się szło.

Któregoś dnia, nie pamiętam, którego dokładnie, ale gdzieś w środku tygodnia, w jednej z mijanych bram zobaczyłam małą dziewczynkę. Stała tak samotnie z zapłakana buzią, że od razu poczułam wściekłość do tego okropnego świata. Chciałam już to powiedzieć Ani, ale mijali nas chłopacy z II „c”, którzy zaprzątnęli całą moją uwagę.

Tę małą dziewczynkę zobaczyłam ponownie po kilku dniach. Stała w brudnej i poszarpanej różowej sukieneczce, która była już na nią za krótka. Na to zarzucony miała szary sweterek z wielką dziurą na łokciu. Byłam bardzo zdziwiona, że ktoś wypuścił w takie chłody dziecko, które nie było odpowiednio ubrane na taką pogodę. Już miałam podejść i zapytać się małej gdzie mieszka, aby powiedzieć jej rodzicom, aby ją lepiej ubrali, gdy 5 metrów przed nami jakiejś babci urwała się siatka z zakupami. Razem z Anią zaczęłyśmy się pod nosem śmiać, więc szybko pobiegłyśmy dalej, aby w spokoju się wyśmiać.

Przez kilka następnych dni nie widziałam tej małej dziewczynki. Nawet zapomniałam o niej, bo miałam tyle zadań domowych i do tego jeszcze musiałam pomagać mamie, że gdy zobaczyłam tę mała po dwóch dniach to byłam wstrząśnięta. Już zapomniałam, w jakim ta mała jest opłakanym stanie. Dlatego jej sina i podrapana twarz oraz oczy pełne łez wzbudziły we mnie duże pokłady współczucia. Postanowiłam, że następnym razem, gdy zobaczę tę małą to się do niej uśmiechnę, podejdę i dam lizaka. Tak w tej kolejności. Nawet po szkole poszłam do sklepu i kupiłam wielkiego truskawkowego lizaka.

Kiedy kupiłam lizaka bardzo czekałam, aż znowu zobaczę tę małą. Byłam ciekawa jak się zachowa. Brałam pod uwagę fakt, że może być nieufna w stosunku do mnie, bo przecież mnie w ogóle nie zna, ale jak to zwykle ja, myślałam i wychodziłam z założenia, że jakoś to będzie. Okazja nadarzyła się po trzech dniach. Jak zwykle szłam z Anią i rozmawiałam z nią o sprawdzianie z matematyki. Znowu żadna z nas się nie nauczyła i bałyśmy się tej lekcji. Gdy tylko zobaczyłam tę małą to przerwałam rozmowę z Anką i już miałam zamiar podejść do dziewczynki. Wtem Anka krzyknęła, że zapomniała zeszytu z pracą domową z polskiego. Złapała mnie za rękę i pociągnęła z powrotem do domu. Gdy wracałyśmy to dziewczynka jeszcze stała, ale my byłyśmy już spóźnione do szkoły i nie mogłam się zatrzymać. Byłam o to na siebie zła, ale co mogłam innego zrobić? Nic.

Po tym jak ostatnio się zachowałam miałam duże wyrzuty sumienia przez całą noc i postanowiłam, ze jak znowu zobaczę tę dziewczynkę to podejdę do niej choćby nie wiem, co. Dlatego nawet się ucieszyłam, gdy zobaczyłam ją następnego dnia. Tym razem wyglądała jednak jeszcze gorzej niż poprzednio. Pod prawym okiem miała wielkiego siniaka, a jej tłuste włosy były w nieładzie. Do tego dochodziły fioletowe spodnie z materiału z wielkimi dziurami na kolanach i plamami od tłuszczu. Były jeszcze za duże buty oraz sweterek z kotkiem, z którego wyłaziły nitki. Aż serce miałam ściśnięte z żalu z powodu nieszczęścia tej małej. Już chciałam do niej podejść, gdy zobaczyłam Kryśkę, która od miesiąca trzyma moją ulubioną czerwoną bluzkę. Krzyknęłam na nią, aby się zatrzymała i pobiegłam w jej stronę. O małej dziewczynce nawet nie pomyślałam...

Gdy tę małą zobaczyłam po kilku dniach to przypomniało mi się moje wcześniejsze zachowanie i ze spuszczoną głową przeszłam na drugą stronę ulicy. Miałam ogromne poczucie winy, że do tej pory nic nie zrobiłam dla tej małej. Nawet lizak przeznaczony dla niej zjadłam, bo miałam ochotę na coś słodkiego a do sklepu nie chciało mi się iść..

Wiedziałam, że tak dalej być nie może i postanowiłam coś zrobić. Nie miałam jednak żadnych pomysłów i wróciłam do akcji „lizak”. Tym razem kupiłam aż 5 lizaków, gdybym przypadkiem znów miała ochotę na coś słodkiego. Tym sposobem zagłuszyłam wyrzuty sumienia i poszłam spać.

Dwa dni później, gdy szłam do szkoły z Anią, przyłączył się do nas Robert z II C. Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo on podobał mi się już od miesiąca, a nie miałam za bardzo okazji, aby z nim porozmawiać. Z tego powodu nawet nie zwróciłam uwagi na ta małą dziewczynkę. Były przecież ważniejsze sprawy od niej. Nie mogę przecież innym pomagać, jeżeli sama nie jestem szczęśliwa. Bo niby, czemu inni mają być szczęśliwsi ode mnie? Właśnie, czemu?

Od tamtego dnia Robert ciągle z nami chodził do szkoły, oczywiście o ile nasz plan zgadzał się, co do godziny rozpoczynanych zajęć. W tym czasie, a trwało to jakiś miesiąc byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi i nic nie mogło zmącić mojej radości. Dlatego nie myślałam o tej małej dziewczynce, bo to tylko by mnie przygnębiało, a teraz nie chciałam tego. Gdy więc mijaliśmy tę małą ja patrzyłam w drugą stronę lub udawałam wielkie zainteresowanie rozmową.

Teraz wiem, że prawdziwych przyjaciółek nie ma! Anka zaczęła chodzić z Robertem, chociaż dobrze wiedziała, że mi na nim zależy. Nie można ufać innym ludziom, bo i tak zawsze Ciebie zranią. Nawet widok tej małej już mnie nie zrusza. Po prostu takie jest życie i trzeba się z tym pogodzić. Ta mała miała po prostu pecha i trafiła na głupich rodziców. Nie pierwsza, nie ostatnia. Nie warto się takimi rzeczami przejmować, bo i tak nic się nie da zrobić. I tak ja nie mogłabym pomóc tej małej. Po co się wysilać skoro to sprawa beznadziejna, a i tak na koniec pewnie nawet nie usłyszę podziękowania tylko wrogość. Dam sobie lepiej spokój z tym wszystkim. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Z kim niby teraz będę chodzić do szkoły skoro z Anką nie rozmawiam?

Widziałam znowu dziś tę małą dziewczynkę. Jak mogłam myśleć tak samolubnie. Muszę jej pomóc. Może zadzwonię pod jakiś telefon zaufania? Może oni poradzą mi, co mam robić. Najpierw jednak zapoznam się z tą małą. Te lizaki, które wcześniej kupiłam nadal noszę w plecaku. Przy najbliższej okazji dam je małej.

Okazja, aby spotkać tę małą nadarzyła się szybko. Zobaczyłam ją następnego dnia. Od kiedy zaczęłam chodzić sama do szkoły mogłam do tej małej podejść, bo nikt mnie już nie rozpraszał i nie odciągał od raz powziętego celu. Właśnie miałam do tej małej podejść i nawet się już do niej zbliżyłam, gdy nagle usłyszałam Kaśkę za sobą. Nie lubiłam jej, więc postanowiłam iść szybciej, aby mnie nie dogoniła. Niestety udało jej się mnie dogonić i musiałam z nią porozmawiać. Z początku gadałyśmy o błahych sprawach, ale w końcu skończyły na się nawet takie durne tematy jak: ładna dziś pogoda, czy ostatni sprawdzian. Milczenie to było dość krępujące, ale już zbliżałyśmy się do szkoły to mogłam odetchnąć.

Następnego dnia szłam znów samotnie do szkoły. Rozglądałam się pilnie czy nie ma w pobliżu Kaśki, bo nie miałam ochoty z nią gadać. Nie mamy ze sobą nic wspólnego i ta nasza sztuczna rozmowa jest zbyt męcząca. Dlatego byłam bardzo szczęśliwa, gdy zobaczyłam Ankę. Ona też mnie zobaczyła. Nie było sensu udawać, że się nie znamy. Wyrównałyśmy krok i zaczęłyśmy rozmawiać. Z początku szło nam trochę opornie i sztucznie, ale po chwili poczułyśmy się swobodniej. Anka powiedziała mi, że jest jej przykro z powodu Roberta, ale to jakoś samo tak wyszło. Ja jej na to odpowiedziałam, że nie powinna się już tym wszystkim przejmować, bo mi już przeszło. Pogodziłyśmy się i od razu zaczęłyśmy opowiadać sobie, co się u nas ostatnio działo. Nawet nie zauważyłam tej małej, bo tak byłam pochłonięta rozmową, ale wydaje mi się, że stałą w bramie tak jak zawsze.

Przez najbliższe dwa tygodnie, tej dziewczynki w ogóle nie widziałam. Zauważyła to także Anka, która się bardzo zdziwiła, że tej małej od tak długiego czasu nigdzie nie widać. Gdy zapytałam się Anki, dlaczego ją tak dziwi brak tej małej, odpowiedziała mi historię, która krąży po ulicy i dotyczy rodziny tej małej. Jak mi powiedziała ojciec tej małej dużo pije i przepija prawie cały zasiłek swój i żony. Nie stać ich na nic. Żyją prawdopodobnie bez prądu, bo nie płacą rachunków i grozi im eksmisja na bruk. Tą małą prawie wcale się nie zajmują. Trochę tylko matka się nią zajmuje, ale przeważnie sama lata po dworze. Czasami się zdarzy, że ktoś nakarmi tą małą lub da jej jakieś stare ciuchy, ale rzadko ludzie to robią, bo boją się ojca tej małej. Ojciec jej wścieka się na tych, którzy karmią jego dziecko, gdyż uważa to za jałmużnę, a do tego jego zdaniem tylko on ma prawo dbać o małą i robi to najlepiej i nikt nie może się mu wtrącać. Wszyscy w kamienicy boją się jego napadów złości i najczęściej nie zwracają żadnej uwagi na małą. Jest to najlepsze rozwiązanie, jak mi powiedziała Ania, gdyż jak mała weźmie coś od obcych to jest bita przez ojca. Matce też się dostaje za to, że nie umie zadbać o dziecko. Jest to dziwna rodzina i każdy stara się trzymać od nich z daleka. Każdy się obawia tego człowieka i dlatego do tej pory nikt nie pomógł tej małej i jej matce. Nawet, gdy ktoś zadzwoni na policję, gdy ten ojciec bije małą to policja i tak nic nie może zrobić, a osoba, która zgłosiła wszystko jest potem prześladowana przez tego człowieka i jego kumpli.

Ta historia mocno mną wstrząsnęła. Chciałam coś zrobić dla tej małej, ale tym razem naprawdę. Nic teraz nie mogłoby mnie odwieść od planu pomocy dla tej małej. Dlatego się ucieszyłam, gdy zobaczyłam ją następnego dnia. Powiedziałam Ani, że chcę dać tej małej lizaka. Byłam pewna, że Ania mnie poprze, zwłaszcza, że stan tej małej był opłakany. Była przemoczona, bo padał deszcz, a jej siniaki pod oczami sprawiały upiorne wrażenie. Każdemu zrobiłoby się żal tej małej. Tym większe było moje zdumienie, gdy Anka spojrzała na mnie przerażona i powiedziała, abym nie mieszała się do cudzych spraw. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc Anka wykorzystała sytuację i pociągnęła mnie w stronę szkoły. Byłam na nią później o to zła, ale ona wytłumaczyła mi, że tej małej nie można pomóc. Jakoś przetrzyma, ale gdyby dostała ode mnie lizaka jej ojciec by ją pewnie sprał na kwaśne jabłko i więcej już by się nie pokazała w bramie. Anka miała rację i zrozumiałam to szybko. Co ja sobie myślałam. Lepiej nie zawracać sobie takimi sprawami głowy.

Tę małą widywałyśmy jeszcze wiele razy, ale już nie próbowałam nic zrobić. Nie mogłam jej pomóc, a gdybym spróbowała to tylko bym pogorszyła sytuację. Więcej już o tym nie myślałam i zajęłam się własnymi sprawami. Zbliżała się dyskoteka szkolna i trzeba było pomyśleć, w co się ubrać, jaką zrobić sobie fryzurę i jak się pomalować. W tamtym okresie tylko to się dla mnie liczyło i nic poza tym.

Gdy zbliżył się dzień dyskoteki, byłam w świetnym nastroju. Miałam nową czarną sukienkę do kolan, która była na mnie doskonale leżała, buty na obcasie i nową torebkę. Na ten dzień czekałam od dwóch tygodni i w końcu nadszedł. Miałam iść razem z Anką. Na sali miałyśmy spotkać się z Robertem i Tomkiem, z którym Robert chodził do klasy. Cały wieczór zapowiadał się wspaniale.

Szłyśmy z Anką ulicą i trzymałyśmy się pod rękę. Z zapałem opowiadałyśmy sobie, czego spodziewamy się po dzisiejszym wieczorze. Nagle zauważyłam karetkę pogotowia, która stała przy bramie, w której mieszkała ta mała. Zdziwiłam się tym i zastanowiłam się, co się mogło tam stać. Podeszłyśmy z Anką bliżej i zdążyłyśmy zobaczyć jak pielęgniarze wynoszą kogoś na noszach. Był to jakiś mały człowiek. Nagle spostrzegłam, że to ta mała dziewczynka. Byłam wstrząśnięta i przez kilka chwil nie wiedziałam, co się dzieje. Na szczęście Ania to zauważyła i pociągnęła mnie w stronę szkoły. Chciała mnie wciągnąć w jakąś durną rozmowę, ale jej się nie udało. Dopiero na sali przy chłopakach doszłam jakoś od siebie i zaczęłam się normalnie bawić.

Następnego dnia rano, gdy szłyśmy do szkoły, Ania mi powiedziała, że Magda zmarła w szpitalu. Nie wiedziałam nawet, o kim mówi dopóki nie powiedziała mi, że to ta mała. Jakoś dziwnie się poczułam, gdy się dowiedziałam, że ta mała ma jakieś imię. Lepiej mi by było chyba znieść to wszystko i zdusić wyrzuty sumienia, gdybym nie wiedziała jak ta mała miała na imię. Jednak po chwili Ania zmieniła temat i wróciła do wczorajszej dyskoteki. Zaczęłyśmy ją wspominać i na nowo przeżywać. Nagle pojawili się obok nas chłopacy, Tomek i Robert. Ja zaczęłam rozmawiać z Tomkiem, a Ania z Robertem. Poszliśmy do szkoły i przestałam myśleć o tej małej.


słaby+ 28 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
KISIELwSPODNICY 4 stycznia 2003, 20:51
hm jesli to twoja zyciowa historia... to wspolczuje twardego serca. ta koncowka wstrzasnela mna i twoja obojetnoscia. duzo osob mysli o pomocy ? wiec czemu do cholery nikt nie wyciaga reki ? ...
styl sredni, duzo balaganu , powtorzen typu ,, nastepnego dnia i nastepnego dnia... " srednio wciagajace.
ANNA PYRZYŃSKA 5 stycznia 2003, 13:35
jest oki moim zdaniem
mac... 17 lutego 2003, 04:00
to właśnie cała nasza piękna polska, każdy chce, ale nikt nie może bo......cośtam
Sam tekst...może byc, ale nie powala.
nF
nF 25 lutego 2003, 01:16
a co z POWROTAMI ze szkoły? Powtórzenia obniżają wartość tekstu, niestety. Samo opowiadanie poprawne, choć w pewnych momentach nurzące. Momentami brak logiki. Pomysł prosty, ale ładnie przedstawiony. Trudno mi powiedzieć coś więcej.
nocka 28 lutego 2003, 00:20
podoba mi sie proba stworzenia charakteru, ktory (mam nadzieje ;) rozni sie od autorki. nic tutaj zaskakujacego nie znalazlam, w dodatku powtarzalnosc zdarzen troche irytuje, nie jest to najlepszy warsztat, zbyt latwo mozna przewidziec co sie wydarzy.
to prawda, ze to troche obrazek polskiego spoleczenstwa, albo raczej spoleczenstwa wogole - kazdy chce pomoc, ale costam... choc mnie bardziej martwi, ze bohaterka znalazla sobie niezle usprawiedliwienie na pozostawienie tego swojemu losowi (bo bedzie jeszcze gorzej). beznadziejnosc sytuacji ok, ale dlaczego policja nic nie moze zrobic z tym ojcem? w takich sytuacjach odebranie praw rodzicielskich jest jak najbardziej na miejscu...
i tylko mala uwaga: jezeli uzywa sie przed przymiotnikiem 'ten', 'ta' albo 'to', wtedy koncowka jest taka sama jak w przymiotniku (tą małą, nie 'tę małą', chociaz 'tę małą dziewczynkę' juz tak)
a ogolnie przecietnie
nF
nF 28 lutego 2003, 16:24
dzięki, nocka, ja tak pisałem, ale nie znałem zasady :)
mandeenka 1 marca 2003, 23:10
hmm...przykro stwierdzic ale tekst jest okrutnie przecietny! Pełno w nim powtórzeń a szczególnie "tej małej"...może to jakis zabieg artystyczny ale bardzo irytujacy! Malo zaskakujace zakonczenie!Tak szczerze mowic nie widze zadnej podstawy by tekst mogl byc dopuszczony... przykro mi...
buzkaaa
buzkaaa 12 grudnia 2006, 19:28
ciekawa historia...do konca trzyma w niepewnosci...szkoda ze ta historia nie konczy sie "happy endeem"ale coz takie jest zycie...chociaz nie zycie jest piekne tylko ludzie pojebani...;/
przysłano: 3 lutego 2003

Inne teksty autora

Dawid
Kress_Ka

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca