Literatura

Balkony (wiersz klasyka)

Zbigniew Herbert

balkony

Balkony eheu nie jestem pasterzem dla mnie
gaj mirtowy strumień i obłoki
zostały mi balkony wygnany arkadyjczyk patrzeć
muszę na dachy jak na pełne morze
gdzie okrętów tonących skarga dymi długa

cóż mi zostało cóż krzyk mandolin
lot krótki i upadek na kamienne dno
gdzie się czeka wśród gapiów na przypływ wieczności
oddając w zamian trochę krwi

nie tego czekałem nie to nie jest młodość
stać z głową w bandażach i ręce przyciskać
łowić głupie serce przestrzelony ptaku
zostań tu na urwisku jest w zielonej skrzynce
groszek pachnący i kwiaty nasturcji

idzie wiatr przedwieczorny od strzyżonych ogrodów
z łupieżem na kołnierzu bryza chromy sztorm
sypie się tynk na pokład na pokład balkonu

z głową w bandażach szczątkiem liny jak kosmykiem włosów
stoję wśród kamiennej powagi starczych żywiołów

tak zegarze tak trucizno to będzie jedyna podróż
podróż promem na drugi brzeg rzeki
nie ma tam cienia morza ani cienia wysp
są tylko cienie naszych bliskich

tak tylko podróż promem tylko prom na koniec
o balkony jaki ból żebracy śpiewają na dnie
i do ich zawodzenia przyłącza się głos
głos pojednania przed podróżą promem

      - wybaczcie nie dość was kochałem
      trwoniłem młodość szukając prawdziwych ogrodów
      i wysp prawdziwych w grzmocie fal


wyśmienity 1 głos
przysłano: 5 marca 2010

Zbigniew Herbert

Inne teksty autora

Przesłuchanie anioła
Zbigniew Herbert
Przesłanie Pana Cogito
Zbigniew Herbert
Węzeł
Zbigniew Herbert
Przedmioty
Zbigniew Herbert
Apollo i Marsjasz
Zbigniew Herbert
Piekło
Zbigniew Herbert
Kura
Zbigniew Herbert
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca