Literatura

Dzieci Prometeusza (wiersz klasyka)

Poezja słowacka

Pavol Országh Hviezdoslav (1849-1921)



Z okiem żarliwym, pragnšc celu dopišć:
rozbić œwiat, w którym nasz dzień nie zaœwieci –
stojš, czekajš w niepłonnej otusze
wpatrzone w dal Prometeusza dzieci.
Gotowe sš, tak jak ich rodzic ongi
prawicš œmiałš zwiódł był bóstwa w niebie,
gotowe sš ojcowskš iskrę rzucić,
by żarem boju rozgrzać, ziemio, ciebie.

Jak iskrš rozgrzać tysišce zamarzłych?
Na to potrzeba nie lada płomieni –
Czarnš brew Tatr w stos-gigant rozognijmy,
wreszcie będziemy w czymœ nieprzeœcignieni.
Byliœmy dotšd wodš, co przenosi
cudze ciężary mokrymi ramiony:
okręty, tratwy, œmieci...Nuże, bšdŸmy
najsroższym ogniem siły rozjuszonej...

Wesprze nas wicher, poszycie tej ziemi
rozedmie w żagle ogniste wokoło –
zacznš je gasić wodš, którš wczoraj
byliœmy, wrzšcym ołowiem i smołš.
Lecz z nas, płomieni, niby z ptasich skrzydeł
mgłš pierzchnš bryzgi, rosš siły wzmogš,
ożywiš opór, bunt i pewnoœć, żeœmy
sprawiedliwego odwetu pożogš.

Chcieliœmy podmyć skałę niewzruszonš,
podmyliœmy jš w przecišgu stuleci,
nie grubiej ŸdŸbła... Ileż znojnego potu
wylało się z Prometeusza dzieci;
dziœ oto skałę płomieniem liżemy,
czym będzie? Wapnem, a nie twardš skałš.
I wybielimy œwiata pstrokaciznę,
czerwień i czerń zrównamy farbš białš.

Tak dawno temu Prometej skowany
cierpiał dla ludzi na Kaukazu skale.
Tak długo serce w tytaniczej piersi
rozdziobywały mu kruki, szakale,
nie rozdziobały jednak ! ... Was też czeka,
Prometeusza dzieci, straszna kara:
i wy, by pełnię swoich praw ocalić,
musicie chciwym bestiom płacić haracz.

Ten haracz: serce, krew, znękana głowa,
żywy rumieniec twarzy, błękit oka;
ale tę dań, która na szalę pada,
z pewnoœciš dobrze widzi Bóg z wysoka.
Nie tylko spłacš nam dług, gdy on w gniewie
na naszš szalę rzuci miecz ze stali,
i ci na tronach przed synami z nizin
będš szlochali, na klęczki padali.

Ach, kto ogarnie naszš gigantycznoœć,
gdy wolne skrzydła wszyscy z nas rozpostrš
i w czarnym cieniu znajdzie się pół globu,
choć letnie słońce będzie œwiecić ostro.
Nie wysilamy się, by zwiększyć skrzydła,
rzucamy cień, w jaki i nas rzucono,
sprawiamy ból, jak i nam sprawiano,
musimy płacić jak i nam płacono.

Choć same sobie czyniš sšd narody,
prócz nas nikt tego prawa nam nie przyzna –
my, odsšdzeni z dawna na mordęgę,
na kielich, w którym pieni się trucizna,
sami musimy wzišć sšd w swoje ręce!
I sšd nasz sprawi, jak sšd ostateczny,
że ten œwiat stary w gruzy się rozleci;
okowy, których nie mógł rękš silnš
skruszyć Prometej – skruszš jego dzieci!

Tłum. Józef Waczków

przysłano: 5 marca 2010

Poezja słowacka

Inne teksty autora

Ja
Poezja słowacka
Ogłoszenie
Poezja słowacka
Świętopełk
Poezja słowacka
Stara romanca
Poezja słowacka
Sonety (z pierwszego cyklu)
Poezja słowacka
Słowiańskie pisarstwo
Poezja słowacka
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca