jesienią (wiersz)
daniel tomczyk
jesienią, gdy się przestrajam, nie wiercę otworów
odrywam się jak kropla od parapetu
i spadam, spadam... spadam
do końca spadania już niewiele zostało
będzie plama
na podłodze z trawnika
przed twoimi stopami
na podłodze z trawnika... przed stopami
wdepniemy w nią razem
później
powoli
i delikatnie przykryjemy nią zadrapania
których dostarczyła nam wczorajszość
a potem
zdrapiemy ze słupów wszystkie ogłoszenia
wszystkie nekrologi i reklamy
i będziemy się przyglądać
nagiemu miastu
w końcu
gdy już po nas przyjdą
pokażemy im języki
brudne od przetoczonej śliny będą nam śmierdziały
zlizizną z innych języków:
pochlebstwami, opiniami i nasieniem
zgwałcą nas jak zwykle
każdy po kolei włoży nam coś w usta
z nadzieją najważniejszego w tej zabawie ruchu
połknięcia... połknięcia
nazajutrz porzucą nas
gdzieś, gdzie nie będziemy widzieli swoich twarzy
tak, byśmy mogli pomyśleć
zastanowić się
czy chcemy je oglądać
czy są jeszcze w ogóle do użytku codziennego
i czy pasuje nam w usta szczoteczka do zębów
i tak ominiemy wszystkie uroczystości
wszystkie wesela, pogrzeby
chrzciny i komunie
spalimy wszystkie zaproszenia
i siedząc naprzeciw siebie będziemy patrzeć jak płoną
czekając na chwilę gdy mnie znienawidzisz
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
Brakuje mi tu czegoś. Brakuje. Może zamiast krzyku wolę poznawanie?
Pozdrawiam!
Oceniam niestety: negatywnie.