Nocna Tatr piosnka (wiersz)
Świtezianek
Jak mleko owiec z niedalekiej hali świeżutki,
Gęsty, tłusty, sycący, snem zatruty przez Boga,
Srebrny blask księżyca jak jedwab delikatniutki
Wypełnił już doliny, na niebie gwiazd pożoga.
Śpią juhasy w szałasach, śpią już bace w swych chatach,
Śpią już limby na stokach, śpią też owce na hali,
Krzak róży zasnął po kilku bycia pięknym latach,
Nawet wilki śpią w lesie majaczącym w oddali.
I tylko mgły w kotlinach tańczą, grają i psocą,
Dźwięczne, barwne i wonne o północy śpiewają.
Góry stare spać nie mogą za dnia ani nocą,
Aż lawiny z naszych szczytów ze złości spadają.
Chmurom spokojnym odebrały prawo odwieczne
Przydawania księżycowemu obliczu brody,
Płyną w radości i szaleństwie swym niebezpieczne,
Spokojem obdarzając jedynie stawów wody.
Wiatr zmęczony z mgłami całonocnymi pląsami
Za dnia nie ma siły dmuchać, nie ma już zamieci,
Czasem tylko targnie kosodrzewiny wąsami,
A wszystkiemu są winni młodopolscy poeci.
Oni mgły zbudzili, oni rozpętali piekło!
Z Krakowa przyjechali łobuzy Kasprowicze,
Tetmajerom nie darujemy - słowo się rzekło,
Źle się zachowują nawet starzy Witkiewicze.
Taka jest właśnie Przybyszewskiego cyganeria,
Prawdziwie sarmacka, nad wyraz dumna i głośna,
Lub impresjonistyczna - jak się zwie ta koteria.
Modernistyczna znaczy, teraz wiemy, nieznośna.
Giewoncie! Wołaj archanioła! Zbudź swych rycerzy!
Niech poetów rychło wypędzą z Zakopanego
Jagiełłów wojownicy w których nikt już nie wierzy,
Byśmy ponownie mogły zasmakować halnego.
Gęsty, tłusty, sycący, snem zatruty przez Boga,
Srebrny blask księżyca jak jedwab delikatniutki
Wypełnił już doliny, na niebie gwiazd pożoga.
Śpią juhasy w szałasach, śpią już bace w swych chatach,
Śpią już limby na stokach, śpią też owce na hali,
Krzak róży zasnął po kilku bycia pięknym latach,
Nawet wilki śpią w lesie majaczącym w oddali.
I tylko mgły w kotlinach tańczą, grają i psocą,
Dźwięczne, barwne i wonne o północy śpiewają.
Góry stare spać nie mogą za dnia ani nocą,
Aż lawiny z naszych szczytów ze złości spadają.
Chmurom spokojnym odebrały prawo odwieczne
Przydawania księżycowemu obliczu brody,
Płyną w radości i szaleństwie swym niebezpieczne,
Spokojem obdarzając jedynie stawów wody.
Wiatr zmęczony z mgłami całonocnymi pląsami
Za dnia nie ma siły dmuchać, nie ma już zamieci,
Czasem tylko targnie kosodrzewiny wąsami,
A wszystkiemu są winni młodopolscy poeci.
Oni mgły zbudzili, oni rozpętali piekło!
Z Krakowa przyjechali łobuzy Kasprowicze,
Tetmajerom nie darujemy - słowo się rzekło,
Źle się zachowują nawet starzy Witkiewicze.
Taka jest właśnie Przybyszewskiego cyganeria,
Prawdziwie sarmacka, nad wyraz dumna i głośna,
Lub impresjonistyczna - jak się zwie ta koteria.
Modernistyczna znaczy, teraz wiemy, nieznośna.
Giewoncie! Wołaj archanioła! Zbudź swych rycerzy!
Niech poetów rychło wypędzą z Zakopanego
Jagiełłów wojownicy w których nikt już nie wierzy,
Byśmy ponownie mogły zasmakować halnego.
przysłano:
6 marca 2001
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się