Literatura

[16] Jak w niebie... (opowiadanie)

Valhalla

 

Popierdoliło go równo. Napisać coś, co będzie łatwe w realizacji jak kupienie biletu tramwajowego, albo szczanie w krzakach. Ambitny jest jak stado glizd i do błędu się nie przyzna. Taki ma charakter. A może wcale go nie ma...? Wcale to on nie ma pomysłu na kolejny ‘bestseller’. Będzie męczarnia jak mu nic do głowy nie przyjdzie. I jeszcze to odbicie w lustrze, na które musi patrzeć myjąc co rano zęby. Dobrze, że goli się raz na tydzień bo by zwariował patrząc się na swoją gębę dłużej niż pięć minut.

O czym to będzie? – słowa mejla przypomniały mu się w tym momencie. A skąd ma wiedzieć? Co to on Pytia? Albo cyganka? Zakończy się jak się zakończy i tyle. Nawet nie wie jak zacząć. Ma teraz inne problemy na głowie, niż odpisywanie na prawie miłosne mejle. Nie ma już dwunastu lat, żeby te wszystkie ochy i achy robiły na nim wrażenie. I tak mu jakiś ‘czesio’ wstawi na Wywrocie ‘fatalny’ nie pisząc komentarza. Małe zawistne skurwysynki. Przeprowadzkę ma na głowie, a nie walkę z przestępczością w sztuce. Bez kręgosłupów a ze skóry wychodzą. Aż strach pomyśleć co z nich wyrośnie. Obalać to on sobie może połówkę na parapetówie, ze szczęścia, że chociaż to jedno już za nim. A nie 'nowe’ kierunki... A, walić ich.

Pogłośnił telewizor. Poranne wiadomości odbijają się jak co dzień w łazienkowym lustrze. Ta, jasne, już wam wierzę popaprańcy. Czwartą władzę to ja mam w pracy. Kierownika Jasia. Kolejny łeb nabrzmiałego syfa ścięty Gillette Mach II. Ja pierdolę – zasyczał.
Krew się leje z ryja a on ma się czuć winny śmierci irackich dzieci. Nie niszczył pól gąsienicami czołgów. Nie celował w nich z broni automatycznej, by po chwili, z uśmiechem na twarzy, rozdawać czekoladowe batony. Nie może już patrzeć jak nieustannie pokazują ‘jego’ winę. Jak tłumaczą, że to wszystko w słusznej sprawie. A chuj z wami. Z połowy Amerykanów zrobiliście kaleki, z drugiej spasionych makdonaldsów, a teraz pół Polski ma być odpowiedzialna za przypadkowe zbombardowanie wioski. Nie, no jakiś Eurosport bo zwariuje do reszty.

Fiśka! Chodź tu. Dawaj ryja. Co, kaganiec nie pasuje? Szczanko, sranko ino mig i do domu. Ty to masz dobrze. Do końca życia żreć dostaniesz i żaden ZUS nie jest ci potrzebny. Dawaj bo się spóźnię!

Ojciec czterdzieści lat był wojskowym. I spokój był. W pracy siedział za biurkiem, rysował jakieś mapy, tylko czasami jak wracał do domu rozpętywał swoją wojnę o niepoustawiane kapcie w przedpokoju.
Ordnung muss sein. Ale tych teraz to już zupełnie pogięło. Jakiś Mortal Combat pieprzony. Poobstawiani komputerami, przyciskają tylko guziczki i jebudu w wiochę.

Nie wie pan czyj pies tak sra po klatce? - zagadnął sąsiad spod czwórki. Nie. Te gówna są większe od Fiśki, więc to nie ona. Guzik prawda. Wie czyj. Tych z trzeciego piętra. Rano to jak perszing zapierdziela po schodach, a gówno to mu ryjem wychodzi. Zapracowani ‘państwo’. Po co im ten pies jak nie mają dla niego czasu? Fiśka! Za blok. Czasu mam mało.

Enikita wysłała 200 ‘jurków’ więc na przeprowadzkę wystarczy. Jeszcze te kaucje i opłata w agencji. Będzie dobrze. Kuba jak zawsze pomoże. Kupił mu już ratanową ławę w stylu Fiśkowego wyrka i z czterech stów wyskoczył. Prześpi co najwyżej Sylwestra na dmuchanym materacu i tyle. Cholera, tylko ten kościół sto metrów od chałupy. Tu miał szpital z jakimś ostrym dyżurem i wyjące jak na ‘Rambo 5000’ karetki. A tam kościół. Tyle dobrego, że może do roboty przez te dzwony nie zaśpi. Kurcze, dawno nie był w kościele. Ostatnim, do którego zajrzał to katedra w Wiedniu była, jak na zarobek pojechał. A i ‘polski kościół’, bo przecież fajki gdzieś musiał kupować. Tak... Tu będzie miał pana Boga na wyciągnięcie ręki.

Kupa jak marzenie. Standardowe dwa balaski. Jeszcze tylko z powrotem dwa piętra w górę, na dół do samochodu i trzeba się trochę uspokoić, żeby spotkanie z Bogiem nie nastąpiło w drodze do pracy. Tego by nie chciał bo kto by się Fiśką zaopiekował, jak Kuba, oprócz tego we łbie, ma trzy koty. Jak najbardziej żywe i wypasione jak on sam. Że też nie może sobie czego innego hodować, albo zbierać koty takie maskotkowate bardziej. Co to nie srają, nie śmierdzą i można mieć tego miliony... Przecież nie powie mu wprost. Te, Kuba, przerzuć się na takie wypchane sianem, albo koralikami, albo czymkolwiek. Byleby to się nie ruszało i nie miauczało po chałupie.

Wsiadając do samochodu wymyślił co będzie robić wieczorem, żeby nie siedzieć przy kompie. Jemu to nie przeszkadzało, ale buntowała się szyja i oczy. Kurwa, że on na drutach nie potrafi dziergać ani szydełkować. A może kupi paski i będzie gwiazdki składał? Takie papierowe, co to kiedyś wieszało się na choince, zamiast chińskiego badziewia. Ręce będzie miał zajęte to i palenie ograniczy. Ciekawe, czy płuca się mniejszym kaszlem odwdzięczą? Kiedy narobi już tych gwiazdek ze dwie tony, to powiesi je sobie w nowym mieszkaniu, porozrzuca po pokoju i będzie się czuł jak w niebie.


dobry 7 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Marek Dunat
Marek Dunat 21 listopada 2007, 18:35
tak to mi sie jakoś z ,, Dniem Świra,, zbiegło . podobny klimacik , podobny absurd codzienności . nie wiem , czy tak ma juz być ,że tego typu teksty wpadają w ucho. przychodzę nieczęsto do ,,prozy,, , ale mam szczęście trafiać zawsze na coś fajnego . co prawda nie jesteś zbyt nowatorski w tym co napisałeś , ale muszę przyznać , że przeszedłem przez tekst płynnie i z zainteresowaniem . a to plus, bo jestem sporym prozatorskim malkontentem . pozdrawiam .
ripvanwinkle 21 listopada 2007, 22:11
świetnie się czyta. podoba mi się
Valhalla
Valhalla 22 listopada 2007, 07:17
Dziękuję :)
Pisałem jeden dzień z przerwami na spanie i pracę... A to co napisaliście jest w rzeczywistości jednym z moich celów [na razie] to znaczy by czytanie moich tekstów było przyjemne i lekkie w formie. Treść to inna bajka... sami wiecie, że z tym różnie bywa.
Co do Dnia Świra - to dla mnie komplement i... podczas pisania nawet nie przyszło mi to do głowy :) - ale masz chyba rację, kurde :)
'zzz' - dzięki
ataraksja
ataraksja 22 listopada 2007, 18:28
i jest lekkie, i jest jeszcze tak, że człowiek nie męczy się po końce włókienek nerwowych, żeby zrozumieć współczesny weltschmertz jakiegoś nienawidzącego siebie i zaplutego świata bohatera. jest za to zabawny dystans do siebie, jest z lekka zjadliwe, ale jakże celne spłentowanie absurdów, w których wszyscy toniemy z racji indolencji i surrealizmu decyzji ojców narodu. tekst jest żywy, dowcipny - Fiśka staje się powoli moją ulubienicą, podobnie jak pojawiający się niemal w każdym odcinku szurnięty Kuba.
zakończenie... hmm... mieszają się 0 uśmiech i jakiś ledwo wyczuwalny smętek. samo życie, ale brane bez nienawistnych utyskiwań.
electricdog
electricdog 22 listopada 2007, 20:57
Bez kręgosłupów a ze skóry wychodzą-to,to o ojcu, i oczywiście gwiazdki.
bardzo odautorskie.
przysłano: 21 listopada 2007 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca