Literatura

Narano - epizod 14 (opowiadanie)

Valhalla

 

— Ląduj ’Puszi’, ląduj! — darła się w niebogłosy ’Lady’.
— Kochanie, błagam... Daj mi jeszcze szansę.
— Jak mówię ląduj, to ląduj! Bo się rozpieprzymy! Natychmiast!
— Nie martw się, przecież trenujemy je od wielu dni — wyraźnie zadowolony kontynuował szybowanie.
Yuuub-eb! (kurwa mać — dla przypomnienia) Natychmiast!
— Co znowu? — zapytał zdruzgotany tak stanowczą komendą.
— ’Puszi’, ty dupku! Patrz w okna!
Ooo, shit!
Puścił jej biodra i... spadł z wersalki. Oswobodzona z samczego uścisku, dopiero teraz mogła się podnieść i dobiec do sterów. Wskoczyła w fotel i wyłączyła automatycznego pilota. Wlatywali właśnie w atmosferę ‘Glisty’.
— Wykonuj polecenia! Przejmuję! — głośno miauknęła.
— Ależ kochanie, nie przejmuj się — odpowiedział głosem pełnym troski.
— Stery, pało!
— A co mam robić?
— Nic!
W olbrzymim hałasie, powodowanym tarciem i wybuchającymi co rusz kolejnymi modułami, przekrzykiwali się nawzajem, próbując uratować wszystkim dupska. ’Puszi’ krzyczał, ona ratowała.
— Włącz hamulce! Niebieski guzik!
— Który? Ten?
— Nie ten, ten obok! Niebieski!
Zrozpaczona, widząc kompletny brak pomocy ze strony przyszłej głowy rodziny, odpięła pasy i rzuciła się w stronę konsoli. Nacisnęła. Zielony...
— Muszę przyznać ’wisienko’, że masz stalowe nerwy! — wrzasnął jej w ślimaka i z podziwem pokręcił głową.
Niestety, azbestowe klocki były cienkie, jak u ’malucha’ przed przeglądem. Wróciła na miejsce i próbowała ustawić brzuch ’Narano’ prostopadle do kierunku spadania... Jedynie to mogła jeszcze zrobić.

 

Nawet Newton nie przewidziałby takiego jebnięcia o glebę. ’Narano’ wbił się w ’regolit’*, który wznosił się teraz na kilka kilometrów, a opadał przez następny tydzień. Na szczęście jego warstwa zamortyzowała lądowanie, a statek osiadł na bardziej stabilnym podłożu. W ten oto sposób, dzięki zimnej krwi ’wisienki’ i jej nieziemskim umiejętnościom, ’3.14’ miał mieć o wiele mniej roboty. Fundamenty przyszłej bazy były solidne, a na dodatek zrobiły się same.

 

— Łoł — westchnęła, osunęła się głęboko w fotel, i jeszcze głębiej spojrzała w oczy misiaczka. — No... A teraz, póki nie odzyskają przytomności, mamy dla siebie ze dwa dni. Możesz kontynuować swoje loty, ty mój ’boski wietrze’**, ty mój ’wiśniewski’***.

 

Z lekko odparzonymi tyłkami, które odkleili od skórzanych foteli, doczołgali się do ’aeroklubu’ zwanego potocznie wersalką.

— Jaki śliczny kaktusik...

 

 

***

 

Krzemionkowy las
Myszki pośród nas
Paradują w zagajniku
Fiku miku, fiku miku...
(Mruczała pod nosem)

 

Odjebało jej jak krasnalowi, któremu zaczął funkcjonować stożek wzrostu..
— Co tu tak ciemno i cicho? — szeptała do zlewu. — Pssst, czy ktoś mnie słyszy? — dla pewności spytała go jeszcze raz. — Kurna, umarłam. Sztywna jak drut.

 

Mocnym kopnięciem nie otworzył drzwi, bo były suwane... Nacisnął więc zawór — (psss), i z butelką ’fizjologicznego’ w ręku oraz uśmiechem na twarzy stanął w progu. Włączył światło i rozejrzał się po sali.
Ahoj, doktorko. Přistání ’na břicho’ ukončené... asi**** — zawołał z lekką nutą niepewności. — Je už tady výpomocná brigáda... Kam se schovaš?*****
W jej uszach, głos ’Flashbacka’ zabrzmiał jak liryczna piosenka, ciąg emocjonalnie i dźwiękowo pięknych ciągów słownych.
— Nie podlizuj się tak głośno, tylko mnie stąd wyciągnij.
— Ożesz w mordę. A gdzie to biała myszka wlazła?
Podał jej pomocną dłoń, a zajętą przechylił flaszkę.
— Dalej... Iii raz! — wypadła spod zlewu.
Otrzepała fartuch, by nie wyglądać jak fleja, poprawiła włosy, by nie wyglądać jak Morrison, oparła się ręką o biurko, by nabrać pewności siebie i powiedziała coś bardzo intrygującego:
— Tak, co jest?
Delikatnie rozkojarzona, jeszcze raz otrzepała fartuch, by nie wyglądać jak fleja, poprawiła włosy, by nie wyglądać jak Morrison, oparła się ręką o biurko, by nabrać pewności siebie i powiedziała coś bardzo intrygującego:
— Tak, co jest? ...Cholera, mam fleszbeka ’Flashback’.
— No... Lądowanko, kurna było.
’Pomocną’ ręką objął ją w pół, drugą kontynuował degustację, a nogami przebierał, próbując wprowadzić je w taneczny rytm. Obrazek niczym barokowy oksymoron w kosmosie — w zaskakujący sposób łączył dziwnie piękny, choć surowy blask ’białej’ z chaosem pogorzeliska reprezentowanym przez ’Flasha’.

 

W tych samych drzwiach, w których przed momentem pojawił się ’nawalony’, ukazał się ’Rip’.
— Koncept i wykonanie pierwsza klasa — powiedział wyraźnie zadowolony. — Może do pełnej harmonii z naturą trochę brakowało (staremu dziadowi — pomyślał), ale musicie przyznać, że z naszej ’Lady’ to prawdziwy ’miszczu’.
— Jak jeszcze ktoś stanie w tych drzwiach, to pomyślę, że to ’gwiezdne wrota’ — wtrąciła ’biała’.
— ’5.8, 5.5, 5.7, 5.7’. No dobra, zbierajcie się... Idziemy — ocenił 'taniec wśród gwiazd’ i wydał, mało przekonujące polecenie służbowe.

 

Mniej więcej, tak wyglądało lądowanie na całym ’Narano’. Jedni pijani, drudzy półprzytomni, a jeszcze inni wyraźnie zadowoleni z faktu, że je przeżyli. Rozrzuceni po całym statku zaczęli łączyć się w małe grupy i kierować w stronę kantyny. Tak się wcześniej umówili. Mieli się zebrać, oszacować straty i zaplanować podjęcie kolejnych kroków.

 

Przewidywali, że uszkodzenia będą. Jednak najbardziej obawiali się strat w ludziach. Tych na szczęście nie było. Przy lądowaniu, jak to przy lądowaniu, odpadło kilka rur, zerwało się parę kabli. Takie tam pierdoły. W sumie, co miało odpaść, to już dawno odpadło.

 

Powoli pomieszczenie kantyny zaczęło wypełniać się rozbitkami.

___________________________________________________________________________________________
* — warstwa silnie rozdrobnionego pyłu. Jej powstanie powiązane jest z uderzeniami meteorów w powierzchnię, toteż warstwa obecna na starszych powierzchniach jest generalnie grubsza niż ta na stosunkowo młodych obszarach. Np. morza księżycowe pokryte są 3-5 m tego syfu, podczas gdy warstwa pokrywająca wyżyny osiąga od 10 do 20 m grubości.
** — kamikadze.
*** — znany, co poniektórym, trubadur i pilot, udzielający się scenicznie na przełomie XX i XXI wieku.
**** — Ahoj, pani doktor. Lądowanie zakończone... chyba.
***** — Przybyła ekipa ratunkowa... Gdzie się chowasz?


dobry 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Ona
Ona 5 marca 2008, 10:57
Zajrzałam jednak do Narano i od razu dźwięczą w głowie słowa - NIGDY nie mów nigdy kobieto :)... zajrzałam, bo nie mogę patrzeć, na ten brak odzewu czytających - bo przecież tak dobrze się to czyta - głównie ten i poprzedni epizod [tyle przeczytałam po długiej przerwie].
Od początku pisałam w komentarzach, że wplecione dialogi ubarwiają tekst - masz oryginalne, poczucie humoru co sprawia, że kolejne epizody czyta się dobrze. Umiejętnie zapisane - tworzą ciekawy nastrój.
--------------------------------------------------------
'Rozrzuceni po całym statku zaczęli łączyć się małe grupy ' - a tu literę 'zjadłeś'.
.
. 5 marca 2008, 11:13
O!boski poprawił 'miszczowi' ;)))
ataraksja
ataraksja 5 marca 2008, 21:36
Co za o! boski humor :)) Dołączam do ulubionych odcinków.
przysłano: 5 marca 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca