Literatura

Narano - epizod 29 (opowiadanie)

Valhalla

[Reszta... Konkluzja w epizodzie]

 

(w tym samym czasie, w warstacie...)

 

— Ryba, która przeżyje taki szturm, ma geny warte przekazania — zagaił Neron, zbierając z blatu resztę narzędzi i szykując miejsce na kolację. — Widziałeś jak mu Pies przefrezowała sznupę? A ten nic... Ta mała w czapce też bystrzacha.
— Nie słyszę cię... — zawołał ’3.14’, wychylając głowę z pakamery. — Kroję teraz cebulę (raz, dwa, trzy). Wiesz, ta deska jest taka jakaś żywa.
— Mówię, że najwyższa pora na jakiś paskudny realizm, bo ostatnio strasznie nudno było. ...Uważaj na to krojenie, bo jeszcze jakiś krwawy impresjonizm nachlapiesz.
— Rewolucja, kontrrewolucja, polucja, impotencja, mózgów masturbacja. Na co to komu? Od pół roku wprowadzamy jakieś zasady, reguły, a same wpadki mamy.
— Ale się z ciebie nonkonformista* zrobił. Dawniej taki nie byłeś... W sumie to dobrze, bo już dość miałem tej obszczanej podłogi — zaszedł go od tyłu i skubnął z patelni piórko zarumienionej cebuli.
— Jedno muszę przyznać. Tak wykurwistego babiego lata jak tu, to na Ziemi nie ma.
— Ejj... Robisz postępy. Już nie samym ’mięsem’ epatujesz i słowom większą przestrzeń dajesz. Jestem pod wrażeniem... Zwłaszcza tekstów rozliczeniowych. To dobre lekarstwo na twoją chorobę.
— Przez tę kurację ’białej’, nie pamiętam kiedy ostatni raz mi stanął.
— Ale przynajmniej z Bogiem przestałeś się boksować. Wiesz, że te walki zawsze kończyły się dla ciebie przez KO.
— No, gotowe.
    Usiedli do kolacji...
— Kurcze, nie wiedziałem, że lubię zmywać naczynia, tak domowo. To mnie relaksuje... Neron, kiedy ostatnio myślałeś o chacie?

 

(w tym samym czasie, w kantynie...)

 

    Mątwa, ’kilof’, barman — nieważne w jakiej kolejności, ważne kto teraz polewa.
— Te wykształciuchy nie tylko są ignorantami, ale uważają to za powód do dumy.
— Bo głupota jest u nich cool... To są niestety fakty, ale nie możemy ulegać sentymentom.
— Dobrze gadasz barman. Musimy się trzymać razem.
— No, ale w sumie musita przyznać, że do fraka to się trza urodzić... Dajmy na ten przkład, taki Rip...
— Do beretu tyż — polej.
— Panowie, przeproszę was na chwilę, ale znowu mi plazma z tyłka wyłazi.
— Nie krępuj się ’kilof’, nienasycone kolory są fajne.
— Wśród swoich jesteś, dalej...
— Wiecie co? Tak sobie myślę, że powinniśmy opracować jakąś wspólną strategię. Taką... pasywnie agresywną. Najlepiej im do dupy nakopać.
— No kurna nie bardzo. Tu jest jak na statku. Potraktują to jak bunt i nas załatwią.
— Taa... Na Ziemi inaczej byśmy to rozegrali... Polej barman.

 

(w tym samym czasie, w pokoju gościnnym...)

 

— Po której stronie śpisz? — zapytała ’tajemna’ ścieląc łóżko.
— Wolę od drzwi. Nigdy nic nie wiadomo.
— Wszystko mi jedno... Słuchaj, a nie bałaś się infekcji?
— To znaczy?
— Mówię o tatuażach...
— Nie. Przecież nie robiłam tego struną i tuszem do drukarki, a na alergie miałam testy. Dlaczego pytasz? — mówiła chowając Glocka pod poduszką.
— Nie, nic... Ja sobie kiedyś zrobiłam, na wakacjach. Henną.
    ’ździebełko’ usiadła na skraju łóżka i rozejrzała po pokoju.
— Zastanawiam się, po co on nas tu zaciągnął? Shit... Przecież tu nic nie ma... A ich widziałaś? To jakieś popierdułki z pojebusami... Ciekawe ile już tu siedzą? Słuchaj... Nie wiem jak ty, ale ja się stąd urywam. Przy pierwszej okazji.
— Rzeczywiście, metropolia to to nie jest... A obiecał, że mnie do miasta zabierze... Coś ostatnio niepełnosprytna jestem.
— W sumie, lepsze to, niż siedzenie w domu i czytanie o osteoporozie... Gaś światło.

 

(w tym samym czasie, w garażu widlaka...)

 

— Liście z drzew... Liście na twarz, liście w lufkę... Iii raz — przypalił kolejną. — Wiesz, jestem wyżarty od środka... Tylko feta i dym zostały. Sama zobacz.
— Ale puszek... Mogę musnąć? ...Jejku jejku czarodziejku, ile puszku pod opuszkiem.

 

    ...buszek kłębuszek, okruszek
    bardzo go lubię, przyznać to muszę...
(nuciła pod nosem)

 

— ...Ale to jest jeszcze całkiem dobra ręka, świeża — z niepokojem przyglądał się swojej dłoni. — I mamy ją dać psu?
— Jabłoń co roku rodzi owoc na tanie wino i dom dla robaka... Nie martw się, odrośnie — uspokoiła Nieprzyjaciela Ata i zaciągnęła z puszki po coli** sporego macha.
— Lustereczko pokaż przecie, kto jest najbrzydszy na świecie... Halo... TV FOX nadaje transmisję z zapychania porów i rośnięcia pryszcza.
— Jak chcesz być piękny to se wyjmij trochę z tyłka i wsadź w policzki... My tak robimy — poradziła, przeglądając z zaciekawieniem instrukcję obsługi widlaka.
— Ratuj! ...Oczy spływają mi do szklanki...
— Eee, nie histeryzuj... Horyzont ci pęcznieje i tyle...
    Nachylił się i nerwowo rozglądając szepnął do jej ucha.
— Ata... Od kilku dni ktoś mnie używa... i nie wiem kto. ...Bunkier, kołdra, pierzyna... Podążajmy w schron...
— Wiesz co? ...Jak na ciebie patrzę, to jakbyś tak trochę zobłoczniał.

 

(konkluzja...)

 

    Wszyscy spotkali się na tym samym poziomie. I na pewno nie była to winda. Gdyby w tej chwili, jednocześnie, zanurzyli głowy w lodowatej wodzie, ujrzeliby w jak groteskowej sytuacji się znaleźli. Kajdany na rękach i nogach... Tym był ich azyl. Tym mimowolnie stała się ‘glista’. Czy ze strachu, a może z ignorancji, nie myśleli o swoim położeniu, o więzieniu, które sami sobie zbudowali. Życie nabiera smaku dopiero w wyobraźni, a im najwyraźniej jej zabrakło. Dyplom z pralnictwa, rak odbytu, łowienie oczka w pończosze... To było ich obecne życie. Kurwa... Czy oni już zupełnie powariowali? Czy nie zauważyli, że to co ich trapi, to nie są zwykłe nocne zaniepokojenia, a klasyczne stany lękowe. Zbudowali wokół siebie iluzję, którą zaczęli nazywać życiem.
    Jeżeli czegoś zaraz nie wymyślę... To... No dobra.

 

    Do kajuty Flasha wpadł Vadim.
— Cholera, zobacz co znalazłem przy ’kierowcy’.

___________________________________________________________________________________________
* — postawa krytyczna wobec zasad, zachowań i norm społecznych, grupowych, przeciwstawiająca im własny system wartości. Potocznie rozumiany nonkonformizm cechuje te jednostki, które nie poddając się społecznej presji żyją w zgodzie z własnymi przekonaniami.
** — praktyczna technika nawelenia się... W puszce robimy dwie dziurki (...) :).


wyśmienity 6 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Valhalla
Valhalla 23 kwietnia 2008, 15:36
Łał :)... to chyba dlatego, że niedługo koniec :)
Wielkie dzięki panie A...
tajemnica
tajemnica 23 kwietnia 2008, 22:29
Od tego wersu śmiałam się już w głos:
"— Jak chcesz być piękny to se wyjmij trochę z tyłka i wsadź w policzki... My tak robimy — poradziła, przeglądając z zaciekawieniem instrukcję obsługi widlaka."

:D:D
Valhalla
Valhalla 24 kwietnia 2008, 08:45
Łał...
'warstat' jest zamierzony :) - tak mówią starsi stażem stolarze, ślusarze itp - przynajmniej u nas 'na wsi' :)
tajemnica
tajemnica 24 kwietnia 2008, 09:06
Hehe... a mój tata jest stolarzem z 40 letnim stażem i mówi warsztat. :) Pewnie dlatego, że my ze śląska ;)
cherri lady 24 kwietnia 2008, 10:27
ja też lubię zmywać :D to chyba choroba:))
Valhalla
Valhalla 24 kwietnia 2008, 10:47
A lubisz patrzeć jak się kręci bęben w pralce? :) bo ja tak.
kaja
kaja 24 kwietnia 2008, 19:27
Od wirującego bębna w pralce mój kot dostaje korby. Zmywanie też mnie nie kręci. A patrzeć przez szkiełko lubię i uwieczniam to o czym później piszą ncomm;-)
pan_spica 24 kwietnia 2008, 20:22
mój klimat.-:)
ripvanwinkle 25 kwietnia 2008, 22:10
dobre :D
Usunięto 1 komentarz
przysłano: 23 kwietnia 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca