opowiedz wiersz o mych równinach
wiersz lekko ciepłem roztańczony
i żaden piach w nim żadna glina
żadnych zamieszań brudnych dłoni
napiszę więc o kwietnym balu
przy drogach które nigdy kręte
gdy roztańczymy się bez żalu
że nic nie musi być już święte
powiedz mi jeszcze co z zielenią
czy trawy dyszą tam radośnie
kiedy na życie się zamienią
w najlepszej bo ostatniej wiośnie
zieleń bezbarwną całkiem wietrzną
zapisz bo przykre zakołysze
i przystań zapisz tę bezpieczną
i wpleć w nią taką cichą ciszę
nakaż poetom niemijanie
żeby już czuć nic nie musieli
niech tylko ranne oddychanie
będzie im solą tamtej ziemi
napiszę więc o babich latach
o tych przebytych i nieznanych
gdy kołowrotkiem się wyplata
nasze poranne doczekanie
niebo z dobrymi prognozami
nachyl do granic możliwości
żeby nie ścięte minusami
było balsamem na słabości
chodźmy już kur do życia wzywa
my bez pospiechu i przymuszeń
zdążymy jeszcze ponazywać
to za czym tęsknią głupie dusze
Też onegdaj pisywałem z przemiłą koleżanką po piórze i fajne rzeczy nam wychodziły
ona publikowała. iże wespół ze mną... a ja, że wespół z Jolą
i nikt nie będzie musiał szukać sposobów jak się tym nie znudzić :D
Wiersz jest miejscami uroczy, subtelny, ale gdzieś tak w połowie ta subtelność zaczyna nużyć, pragnie się jakiegoś krwi rozlewu;), zwrotu akcji, zaskoczenia, gry z czytelnikiem. Zamiast tego, ma się wrażenie dalszego mielenia tych samych motywów .
czekam na spór, kłótnię kochanków, lub chociaż intrygującą dyskusję dwóch poetyckich głów ;)
pozdrawiam :)