Literatura

Gruba (opowiadanie)

Beata A.

Wydaje mi się, że przyzwyczaiłam się do swojego wizerunku albo po prostu tak było mi wygodnie. Już jako małe dziecko byłam pulchna. Mama zawsze bardzo dbała o moje odżywianie. Potrafiła godzinami opowiadać bajki i zabawiać mnie abym tylko zjadła calusieńką porcję. Ciocie i wujkowie zachwycali się mną:

- Jak ona dobrze wygląda- mówili- Jaka zdrowa dziewczynka- zachwycali się- Taka tłuściutka! A jakie ma różowe policzki! Okaz zdrowia! -Okazem zdrowia niestety nie byłam. Gdy rozpoczęłam edukację w szkole podstawowej, szybko wyszło na jaw, że na lekcjach wychowania fizycznego byłam mniej sprawna niż inne dzieci. Szybko się męczyłam a przy prostych ćwiczeniach dostawałam zadyszki. Byłam jednak silna i tym zdobyłam sobie względy chłopców z naszej klasy. Dziewczynki też mnie polubiły, za poczucie humoru. Zawsze potrafiłam je rozśmieszyć. Nawet wtedy, gdy dostały dwóję. Jedyną osobą, która próbowała rozmawiać z moją mamą był nauczyciel wychowania fizycznego. Poprosił ją kiedyś o przyjście do szkoły.

- Proszę wejść- wskazał drzwi gabinetu- Niech się pani rozgości.

Gdy mama rozsiadła się wygodnie w obszernym, bordowym fotelu, rzekł:

- Poprosiłem panią o rozmowę, gdyż podobnie jak pani leży mi na sercu dobro Agnieszki.

- Czy moja córka coś narozrabiała?- zaniepokoiła się mama

- Ależ skąd- odparł- Aga to bardzo grzeczna dziewczynka, uczynna i miła- powiedział spokojnie- Nie wiem, jak mam pani to powiedzieć.....ale martwi mnie coś innego...Czasy się zmieniły....Teraz naukowcy dowodzą, że otyłość jest chorobą...

- A więc o to chodzi!- przerwała mama- Proszę pana- powiedziała tonem bardzo oficjalnym- Agnieszka nie jest chora. Regularnie robimy badania- mówiła coraz szybciej- Wszystkie wyniki są dobre. Dbam o nią. Moja córka ma bardzo duży apetyt. Czy mam własnemu dziecku odmówić jedzenia?- żachnęła się

- Nie! Oczywiście, że nie- zaczął się plątać- Nie o to mi chodziło. Chciałem tylko zasugerować, że można by zmienić dietę, ograniczyć słodycze...

Na nic nie zdały się jego wysiłki. Z mamą nie można było wygrać. Przekonana o swojej racji była głucha na jakiekolwiek argumenty.

I tak oto mijał czas. Nie wiadomo kiedy, przylgnął do mnie przydomek ,, gruba’’. Nie przeszkadzało mi to, każdego jakoś przezywano. Nadszedł jednak dzień, gdy w naszej klasie pojawił się nowy uczeń. Wysoki, przystojny, nad podziw dobrze wychowany. dziewczętom otwierał drzwi, przepuszczał przodem, pomagał zdjąć i założyć płaszcz.

- Cześć Aga- powiedział, gdy spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy

Serce zabiło mi mocniej. Nie licząc mamy, nikt tak do mnie się nie zwracał. Wszyscy mówili,, gruba to, gruba tamto’’. Spodobało mi się brzmienie mojego imienia wypowiedziane jego ustami.

- Cześć- odparłam speszona

- Dokąd tak się spieszysz, że nie poznajesz ludzi na ulicy?- zagadnął

- Byłam w księgarni- wykrztusiłam

Przyglądał mi się badawczo.

- Ojciec ma urodziny. Chciałam kupić mu książkę w prezencie- powiedziałam jednym tchem

- Szukałaś czegoś konkretnego, czy chciałaś zdecydować później?- zapytał

- ,,Sto lat samotności’’- powiedziałam już swobodniej- To jego ulubiona.

- Wiem, gdzie ją można kupić. Jak chcesz zaprowadzę cię tam jutro- zaproponował

- No nie wiem- wahałam się- Nie chciałabym sprawiać kłopotu.

- Żaden kłopot- uśmiechnął się- Uwielbiam zakupy w księgarniach. No to jesteśmy umówieni- podsumował- Jutro będę czekał na ciebie o osiemnastej, koło delikatesów.

- - Dobrze- zgodziłam się

Zrobiłam zaledwie kilka kroków, gdy usłyszałam jego wołanie.

- Agnieszka!- krzyknął

Odwróciłam się.

- A ty? Czytałaś tą książkę?!

Pokiwałam przytakująco głową.

- Podobała ci się?!

- Tak! Choć momentami gubiłam się kto jest kto- odkrzyknęłam

- Mi też się podobała...- próbował przekrzyczeć odgłos przejeżdżającego tramwaju- Jutro pogadamy- zrezygnowany machnął ręką.

Długo nie mogłam zasnąć tej nocy. W głowie wciąż miałam obraz Michała wypowiadającego moje imię:,, Aga, Agnieszka’’. Jakie to było ładne.

Nazajutrz w szkole Michał ujrzawszy mnie powiedział:

- Dziś o osiemnastej. Nie zapomnij.

- Nie zapomnę- odparłam

Usłyszała to Kaśka, najładniejsza dziewczyna w naszej klasie. Nie dość jednak, że była taka śliczna to również była najbardziej zarozumiałą i złośliwą pannicą jaką znałam.

- No, no- mruknęła kąśliwie- Gruba zarzuciła sidła na najprzystojniejszego chłopaka w naszej klasie.

Zrobiłam się czerwona jak burak. Nie z powodu tego co powiedziała. Zrobiło mi się potwornie wstyd, że tak mnie nazwała. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wstydziłam się swojego przezwiska. Jak to wówczas bolało! Wszyscy w klasie jak na złość coś ode mnie chcieli.

- Gruba! Pożycz ołówek!- darła się wniebogłosy Anka

- Gruba, masz matmę?- Krzyczał Przemek

- Gruba coś dzisiaj nie w humorze- Spostrzegła Danka

Rzeczywiście, samopoczucie miałam nienajlepsze. Delikatnie mówiąc- tragiczne. Zapragnęłam po prostu być Agnieszką. Zewsząd jednak dobiegały mnie głosy:,, Gruba, Gruba, Gruba....’’Chciałam zapaść się pod ziemię. ,,Co też Michał o mnie pomyśli? Pewnie już nie zechce pójść ze mną do księgarni’’- myśli zaprzątały mi głowę. Chciało mi się płakać, krzyczeć!

- Co ci jest?- Ela ciągnęła mnie delikatnie za rękaw w stronę ustronnego kącika- Gruba, co się dzieje?- Była wyraźnie zaniepokojona

- Widzisz- wybuchłam nagle płaczem- Nawet ty, nie mówisz do mnie po imieniu.

- Gru... Aga- poprawiła się- Wszyscy tak na ciebie wołają od pierwszej klasy i nigdy ci to nie przeszkadzało.

- Ale teraz mi przeszkadza!- żachnęłam się

- Chyba wiem o co chodzi- powiedziała po chwili- O Michała, tak?

Nie odpowiedziałam.

- Kaśka rozpowiadała dookoła, że umówiłaś się z Michałem. Zazdrości ci. Powinnaś się cieszyć a nie rozpaczać.

- Z czego?- zapytałam- No tak. W końcu wybrał grubaskę a nie najzgrabniejszą dziewczynę w szkole. Rzeczywiście mam powód do dumy- ironizowałam ocierając łzy.- Nie mam większych szans, Ela- podkreśliłam- Michał nie jest ślepy. Jak przyjdzie co do czego umówi się z Kaśką. Poza tym to nie jest żadna randka- dodałam- Ma mi pokazać księgarnię, w której jest poszukiwana przeze mnie książka.

- Ale nie musi tego robić- stwierdziła Ela- Tylko chce.

- Może po prostu jest koleżeński- skwitowałam

- Zakochałaś się w nim!- powiedziała stanowczo- Znam cię!

Rozległ się dzwonek.

- Idziemy na lekcje. Pogadamy w drodze do domu. Wytrzyj oczy, popraw sukienkę- wydawała polecenia Ela- No to głowa do góry!

Popatrzyła na mnie lustrującym wzrokiem, przyklepała mi włosy.

- No to już zaczynasz być podobna do człowieka- powiedziała z dumą w głosie.

Ostatnia lekcja upłynęła szybko. Nie było czasu na rozczulanie się nad sobą, gdyż matematyczka co rusz brała kogoś do tablicy. Na szczęście mi się upiekło. Nie byłam zła z matmy, ale to nie był dobry dzień na wgłębianie się w matematyczne zawiłości.

- Nie obraź się Gru....- zaczęła Ela, gdy wracałyśmy do domu- Nie obraź się na mnie Aga- poprawiła się nie po raz pierwszy tego dnia- Ale czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym aby schudnąć?

Zaskoczyła mnie . Słowo daję.

- To chyba dziwne, ale nigdy o tym nie myślałam- odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Chyba mi to naprawdę nie przeszkadzało. U mnie w rodzinie wszyscy są grubi i nikt nie robi z tego dramatu.

- Ale teraz ci przeszkadza. A to wystarczający powód, aby wziąć się za siebie. – powiedziała poważnie- Niektórzy mówią, że jest to bardzo trudne. Spróbować jednak nie zaszkodzi- przekonywała- Jesteś zdolna, fajna i mądra- obrzucała mnie komplementami- Znajdziesz dietę, która będzie ci odpowiadała. Ostatnio czytałam artykuł o kobiecie, która zrzuciła 50 kilogramów w ciągu ośmiu miesięcy! Wyobrażasz sobie coś takiego!- mówiła z entuzjazmem- Była jednak pod opieką lekarza i dietetyka- zaznaczyła

- Co to za dieta?- zaciekawiłam się

- 1200 kalorii

- Pożyczysz mi ten artykuł?

- Jasne- odparła

- To idziemy do twojego domu. Dasz mi teraz? Dobrze?

- Jesteś w gorącej wodzie kąpana- roześmiała się- Ale zgadzam się.

Z artykułem pod ręką wpadłam zdyszana do domu.

- Co tak późno?- wołała z kuchni mama- Obiad wystygnie

,, No tak, obiad- pomyślałam- Przysłowiowy gwóźdź do trumny’’. Opory jednak minęły, gdy mama postawiła na stole talerz z pachnącym posiłkiem; ładnie zrumieniony, duży kawał chrupiącej kiełbasy, ziemniaki polane gęściutkim sosem a do tego cukinia w śmietanie. Mniam, mniam!

- Jest coś na deser mamo?- spytałam, gdy talerz był już zupełnie pusty

- Oczywiście. Kupiłam ciastka w cukierni. Zaraz przyniosę.

- -Spałaszowałam dwa. Najedzona i szczęśliwa, zerknęłam na zegarek. Od spotkania Z Michałem dzielił mnie kwadrans. Do delikatesów nie było daleko, ale ja nie dość, że punktualna, byłam również bardzo dokładna. Mama nigdy nie miała powodów do narzekań. Nie spóźniałam się na umówione spotkania ani do szkoły. W pokoju miałam zawsze idealny porządek; równiutko poukładane bibeloty, książki- alfabetycznie, ubrania w kostkę. Sama sprzątałam swój pokój. Nie znosiłam, gdy mama wycierając kurze przestawiała rzeczy. Zauważałam nawet takie drobiazgi, jak o kilka milimetrów przesunięty wazon, lub obrócony wzorem nieco w bok. Jak się do czegoś zabierałam, zawsze starałam się to robić jak najlepiej potrafiłam. Wściekałam się, gdy mi coś nie wychodziło! Kilka lat później dowiedziałam się, że moja przesadna skłonność do nadmiernego perfekcjonizmu, mogła mi pomóc wpędzić się w bardzo poważną chorobę. Potem towarzyszyła chorobie, nie opuszczając jej ani na krok. Znów spojrzałam na zegarek. Czas na wyjście z domu. Byłam już ubrana.

- - Mamo idę do księgarni- krzyknęłam zamykając drzwi

Michał już czekał, mimo, że nie spóźniłam się ani minuty.

Czas, który spędziłam z Michałem był cudowny pod każdym względem. Dużo rozmawialiśmy, nie tylko o książkach i ich bohaterach. Również o życiu. Michał był taki mądry i patrzył na mnie w jakiś szczególny sposób. Właśnie wtedy postanowiłam, że schudnę! Dla niego i dla siebie! Aby nie musiał się mnie wstydzić! Gdy tylko wróciłam do domu, zabrałam się do czytania artykułu, który poleciła mi Ela. Z wypiekami na twarzy weszłam do pokoju rodziców.

- Mamo- powiedziałam- Jest w Polsce taki ośrodek, który leczy otyłość. Podłączają cię do takiej maszyny i ona oblicza ile procent twojej masy stanowi tłuszcz. Potem pomagają ci za pomocą specjalnej diety pozbyć się go.

Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.

- Ale po co ty chcesz się odchudzać?

- Wszystkie dziewczyny w naszej klasie są szczupłe, tylko nie ja. Czy to nie wystarczający argument?

- Przesadzasz- odparła- Te wszystkie ośrodki powstają tylko po to, aby zarabiać pieniądze na ludzkiej naiwności.

- Przydałoby się jej zrzucić parę kilogramów- wtrącił ojciec

- Ty też przeciwko mnie?!- skarciła go spojrzeniem- Przestańcie zawracać mi głowę głupstwami- zdenerwowała się- Agnieszko- zwróciła twarz w moją stronę- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to mogę....nakładać ci mniejsze porcje.

,, Sama jesteś gruba- pomyślałam- więc i mi nie pozwolisz schudnąć’’ Poczułam ogromny żal do mamy, że nie mogę liczyć na jej pomoc. Chyba nigdy wcześniej nic tak negatywnego do niej nie czułam. Najgorsze, że ten żal narastał. Z każdym kolejnym dniem, był coraz większy. Stopniowo zaczęły dołączać inne uczucia; irytacja, że mama mnie nie wspiera, tylko przeszkadza w walce z otyłością po kryjomu polewając ziemniaki tłuszczem, gniew i złość. Zaczęłam w niej widzieć rywalkę i nie wiadomo kiedy- wroga. Trudno w to uwierzyć ale zaczęłam ją chyba nienawidzić. Wszystko się we mnie buntowało. Za nic na świecie nie chciałam, być ani wyglądać jak ona! Pragnęłam odmienić swoje życie; zatrzymać młodość. Chciałam być szczupła i piękna. Chodzić w dżinsach i krótkich bluzeczkach, które odsłaniają dyskretnie zadbany brzuch. Po nocach śniłam, że tańczę w dyskotekach, leżę na plaży w seksownym kostiumie kąpielowym a wieczorem wyprowadzam psa w obcisłych leginsach. Do tej pory byłam tego wszystkiego pozbawiona, bo czy można sobie wyobrazić grubasa z wdziękiem słonia poruszającego się w rytm melodii? Nie! Wolałam nie robić z siebie pośmiewiska! Postanowiłam jednak odzyskać stracony czas! ,,Dorosłość może poczekać- myślałam- Teraz trzeba nadrobić zaległości z ubiegłych lat!’’ Takie myśli dawały mi motywację do walki. Czy było łatwo? Było gorzej niż w najbardziej pesymistycznych rozważaniach na ten temat. Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że wypróbowałam setki diet i ....nic. Popadałam tylko w coraz większą depresję. Odchudzanie zaczęło mi przesłaniać cały świat. Wysunęło się na plan pierwszy. Nawet Michał, który przez cały czas był przy mnie, powoli zaczął rezygnować.

- Czy ja dla ciebie nic nie znaczę?- zapytał kiedyś

Skłamałabym mówiąc, że nie, ale dążenie do perfekcyjnego wyglądu znaczyło znacznie więcej, choć kilka miesięcy temu byłoby nie do pomyślenia. Stosunki z Michałem pogorszyły się diametralnie, gdy podczas uroczystej kolacji z okazji jego urodzin podsunął mi kawałek tortu

- Tak wytrwale się odchudzasz, że należy ci się coś dla osłody życia- powiedział puszczając do mnie oko. Nie wiem co we mnie wstąpiło! Zrobiłam się czerwona, krew gorąco pulsowała w całym moim ciele, byłam po brzegi wypełniona uczuciem złości i gniewu. Wstałam z krzesła i cisnęłam tym tortem prosto w Michała.

- A więc ty też jesteś przeciwko mnie?!- krzyczałam używając słów, którymi często posługiwała się moja matka- Nie potrzebuję was wszystkich! Sama dam sobie radę!

Wyszłam oburzona, trzaskając drzwiami. Już wspominałam, że w życiu byłam perfekcjonistką. Starałam się więc bardzo skrupulatnie przestrzegać wszystkich diet. Nie znaczy to wcale, że nigdy na nic się nie połakomiłam. Jednak wyrzuty sumienia po takim występku były nie do zniesienia. Wtedy wymiotowałam. Początkowo zmuszałam się do tego. Później wystarczyło sprowokowanie znajomego odruchu, aby wymiotować na zawołanie. Sporo czasu minęło nim wskazówka wagi zaczęła spadać w dół. Gdy tak się stało, jeszcze bardziej rygorystycznie podchodziłam do diety. Na stałe weszły w użycie środki przeczyszczające. Nie wiem, kiedy przestałam jeść zupełnie...

Nie mogłam patrzeć na jedzenie. Od razu wyobrażałam sobie, że to ,,coś’’ zostanie wchłonięte przez mój organizm; oblepi jelita, żołądek, potem zacznie się psuć i rozlewać w postaci śmierdzącej masy wypełniając mnie całą a później gdy we mnie zabraknie miejsca, zacznie wypływać na zewnątrz: ustami, oczami, uszami i nosem. Jak więc mając takie myśli, mogłabym tknąć cokolwiek co było żywnością. Wskazówka wagi wskazywała już tylko ponad trzydzieści kilogramów a ja stając przed lustrem widziałam grubą tłustą kobietę. Nawet dziś nie rozumiem, jak umysł może płatać takie figle! Mama pokazała mi niedawno moje zdjęcia z tego okresu. Patrzyłam na nie przez kilka godzin, bez przerwy i myślałam, że to potworny żart. Kobieta na zdjęciach wyglądała jak śmierć! Dosłownie! Zapadnięte policzki, wyraźne oczodoły i stara twarz! Ciało wyglądało jak cienki szary papier, który zaraz rozpadnie się na strzępy i odsłoni rozlatujący się szkielet. To byłam ja! Dlaczego więc widziałam zupełnie inne swoje odbicie? Nie mogłam i nie chciałam jeść! Nie chciałam też żyć! Wszystko straciło sens i miało tylko jedną barwę: czerń! To wtedy mama zaczęła walczyć o moje życie. Udała się do specjalisty.

- Błagam- płakała- Niech pan ratuje moje dziecko!

To od lekarza dowiedziała się wszystkiego na temat anoreksji; choroby na którą cierpiałam.

- Nazwa pochodzi od greckiego, ,an’’ czyli ,,nie’’ i ,,orexis’’ czyli łaknienie- mówił lekarz, jakby nazwa choroby miała jakiekolwiek znaczenie- Brak łaknienia występuje najczęściej w wieku młodzieńczym. Polega- tłumaczył- na świadomym wstrzymywaniu się od spożywania pokarmów. Chory chcąc uzyskać szczupłą sylwetkę doprowadza się często do całkowitego wyniszczenia.

- Czy znane są przyczyny, dlaczego tak się dzieje? - zapytała trzeźwo w całej swej rozpaczy matka

- Są różne teorie na ten temat- odparł

Patrzyła wyczekująco.

- Niektórzy psychoanalitycy odnajdują w pacjencie czynniki psychosomatyczne czyli związki pomiędzy psychiką a ciałem i twierdzą, że chory popełnia samobójstwo na raty- przyjrzał się mamie badawczo- Inni doszukują się błędów wychowawczych lub zwracają uwagę na urazy wczesnodziecięce , patologiczną strukturę rodziny- wyliczał- odrzucenie własnej płci czy też niechęć do dojrzewania płciowego i dorosłości. Są też tacy-ponownie spojrzał na mamę uważnie-którzy tłumaczą tą chorobę ukrytą wrogością do matki.

- Jak mam ją ratować?- mama ukryła twarz w dłoniach- Jak jej pomóc?

- Mogę panią pocieszyć- rzekł lekarz- Trochę się zmieniło w ostatnim czasie. Kiedyś notowaliśmy kilkunastoprocentową śmiertelność. W ostatnich latach po wprowadzeniu kompleksowych metod leczenia ze szczególnym uwzględnieniem psychoterapii i terapii rodzinnej, rokowania są znacznie lepsze. Gorąco polecam i jedno i drugie.

- Wiem co to psychoterapia- powiedziała mama- Ale terapia rodzinna?

- Obejmuje nie tylko pacjenta, ale również jego rodzinę- wyjaśnił lekarz- Są to okresowe spotkania z udziałem lub bez udziału pacjenta, zwykle z dwoma psychoterapeutami. Ciekawostką jest to, że terapia często jest prowadzona w pomieszczeniu z jednostronną szybą, za którą siedzą obserwatorzy i tak zwani superwizorzy. Ci ostatni mają możliwość bezpośredniego interweniowania przez telefon- lekarz wstał z krzesła i zaczął przechadzać się po gabinecie-Takie spotkania- mówił dalej- często są filmowane i analizowane przez grupę terapeutów Opierają się głównie na psychoanalizie- przystanął gwałtownie – Zresztą nie to jest najważniejsze .- A co?- zapytała zaskoczona mama

- To, że pomagają- odparł z całym przekonaniem- A pomagają naprawdę!- dodał

Nie wiem ile mama z tego wszystkiego zrozumiała Wiedziała tylko, że są ludzie, którzy mogą pomóc i mnie i jej. To wystarczyło .Sił w tym okresie musiała mieć za nas obie, gdyż początkowy opór z mojej strony był ogromny. Może to nawet nie był opór ale jakieś otępienie, poczucie beznadziei i chęci do czegokolwiek. Mama jednak dopięła swego. Uczestniczę w terapiach i grupach wsparcia. Dni w których przychodzi pragnienie śmierci jest już znacznie mniej. Zaczynają przeważać te w których zadaję sobie pytanie: Czy się uda? Mama twierdzi, że tak. Ja bardzo powoli, też zaczynam w to wierzyć!


niczego sobie 11 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 18 kwietnia 2002, 01:03
ech.. może co mi się podobało.. to w miarę płynnę i nie tak oczywiste przejście z jednego w problemu w drugi, po za tym dobrze się to czyta, jak zwykle.. co mi się nie podoba.. to.. znów problemy w narracji, nie potrzebne skórcenie wielu ciekawych momentów, czasami potworne w wielu miejscach zatracenie emocji i suche podanie faktów, ogólnie.. gorzej.. ale nie najgorzej... a ogólnie.. to tekst ciągle na poziomie.. ale coraz bliżej odrzucenia.. :))
nF
nF 18 kwietnia 2002, 10:09
Cóż, myślę że tekst jest jednak dużo lepszy od poprzedniego, tam po prostu nie wyrabiałem ideologicznie ;)

Jedna rzecz która bardzo mnie razi, to dialogi. Prędzej na poziomie dobrego liceum niż podstawówki... Infantylność kontrolowana?
zapominajka
zapominajka 25 kwietnia 2002, 22:49
Moim zdaniem 'niczego sobie', troche kiepsko napisany. Inne teksty tej autorki bardziej przypadły mi do gustu.
gej
gej 4 lutego 2007, 12:32
do kitu po co gadac o grubacach nie dosc ze cycki im zwisaja wszedzie maja tłuszcz to jeszcze wargi sromowe obwisłe!!!
przysłano: 27 marca 2002

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca