Literatura

Przejście (dramat)

Miłosz Nowak

może to troche nietypowy dramat, może nieudolny, może... ale to mój pierwszy, weźcie to pod uwagę w ocenach :)
Akt I

Scena 1

Osoby: Bohater, Spowiednik, Staruszka

Miejsce: Mała, stara kapliczka w zatłoczonym mieście. Kilka ławek, na których siedzą modlący się ludzie (kilka osób), jeden konfesjonał, mały ołtarz z wizerunkiem Chrystusa. Wokół słychać szeptane modlitwy, proś-by do Boga.

Bohater:

Wchodzi do kaplicy, rozgląda się, coś szepta, po czym klęka przy konfesjonale

Niechaj Bóg pochwalon będzie.

Spowiednik:

Teraz, zawsze, jak i wszędzie.

Bohater:

Szeptem do kratek konfesjonału

Księże drogi, ja zgrzeszyłem,

Aby przyznać się przybyłem.

Szukam Boga, szukam wszędzie,

Lecz już wiem, że Go nie będzie

W życiu moim. Księże drogi!

Padam dzisiaj pod twe nogi.

Pomóż, proszę…

Spowiednik:

Ja nie mogę.

Bardzo chciałbym… nie pomogę.

Boga szukaj na swych drogach,

Lecz przejść musisz na twych nogach.

Seks, alkohol i mamona,

Grzechu miara nieskończona!

Z nimi bywa tak jak z wódką!

Dają szczęście lecz na krótko.

Jest Ci dobrze – boli później.

Czasem w życiu bywa różnie.

Lecz drogowskaz masz przed sobą:

Pójdziesz z Bogiem – myślisz z głową.

Bohater:

Coraz głośniej

Co ty mówisz? Drogi ojcze?

Jakże iść mam? Życie kończę!

Boga nie ma w życiu moim,

Czy pokazał się On w twoim?

Spowiednik:

Tak…

Bohater:

Przerywa spowiednikowi

Życie proste masz przed sobą,

Do mnie mówisz „myśl ty z głową”

Spowiednik:

Teraz proś o przebaczenie,

Ja udzielę rozgrzeszenie.

Bohater:

Głośno myśli

„Przebaczenie twa nadzieja”,

Ot co mówi kaznodzieja

Wstaje od konfesjonału, idzie w stronę ołtarza, mówi głośno , prawie krzyczy

Przebaczenie? Za co? Pytam

Czyż już ze mnie jest bandyta?

Podchodzi do ołtarza, patrzy w oczy Chrystusa na obrazie

Boże cóż ja Tobie dziś uczynił?

Pokaż proszę, w czym zawinił?

Że nie widzę Ciebie w niebie?

Że nie widzę obok siebie?

Staruszka:

Z ławki blisko ołtarza poucza Bohatera

Ja się modlę… Ciszej, proszę…

Bohater:

Odwraca się do Staruszki, która wstaje z ławki i podchodzi do niego powolnym krokiem

Kiedy życia ja nie znoszę.

Wkoło gwałty, bijatyki,

Mordy, wojny, fanatyki.

Szukać Boga – gdzie? – ja pytam

Kiedy bliźnim jest bandyta?

Staruszka:

Już od dawna tak to było.

Nic się tutaj nie zmieniło.

Gdy Bóg przyszedł – to zabilim,

Krzyżyk jemu przyprawilim!

Choć tej ziemi lat przybywa,

Zła nam wkoło nie ubywa.

Nikt już nie chce szukać Boga.

Wśród nielicznych bywa trwoga.

Na modlitwę nie ma siły,

Wszystkim chęci się skończyły.

Spowiednik:

Wybiega z konfesjonału, oburzony krzyczy

Ciszę proszę! To dom Boga!

Wyjdziesz za drzwi, moja droga!

Ciebie również już wyproszę!

Tych hałasów ja nie znoszę!

Bohater i staruszka opuszczają kapliczkę, Spowiednik wraca do konfesjonału

Scena 2

Osoby: Bohater, Staruszka

Miejsce: Wąska brukowana ulica ze starymi kamienicami, mały ruch, mało ludzi, jeden sklep gdzieś w tle

Bohater:

Zwraca się do staruszki z dużym szacunkiem

Tak więc widzisz, Pani droga,

W moim życiu nie ma Boga.

Ja z kościoła wyrzucony,

Ksiądz jest na mnie obrażony…

Kościół nie ma drzwi otwartych,

Za to księży ma upartych!

Staruszka:

W każdym twoim słowie błędy,

Przestań myśleć, żeś wyklęty!

Księża różni są na świecie,

Tu niejeden głupstwa plecie.

Są i mądrzy, mądrzy bardzo,

Lecz i nimi ludzie gardzą.

Ksiądz też człowiek – musisz przyznać,

Tak jak ty i on mężczyzna.

Lecz nie o tym miałam mówić.

Jak tu wiarę twą obudzić?

Bohater:

Zdziwiony, ale zwraca się z szacunkiem

Co obudzić? Wiarę moją?

Czy nie wątpisz w siłę swoją?

Ona dawno już nie żyje.

W sercu moim się nie kryje.

Staruszka:

Czy umarła? Wątpię szczerze.

Ja w śmierć wiary Twej nie wierzę,

Bo przyszedłeś do kościoła,

Twoje serce Boga woła!

Jeśli mogę coś doradzać,

Coś ci pomóc, coś pokazać…

Bohater:

Przerywa Staruszce

Ratuj proszę moją duszę

W którą stronę iść ja muszę?

Staruszka:

Mówi tonem myślicielki, osoby dobrze znającej życie, filozofa

Rzeknę tobie słowa prawdy:

Otwórz serce, nie bądź twardy.

Bohater:

Przerywa Staruszce

Co tu twardość ma do rzeczy?

Staruszka:

Stanowczym tonem

Ona serce twe kaleczy!

Teraz prawdy swe odkrywam,

A więc słuchaj…

Bohater:

Przerywa Staruszce

Nie przerywam.

Staruszka:

Znów tonem myślicielki, starannie dobiera każde słowo

Kilka rzeczy chcę powiedzieć,

Takie które musisz wiedzieć!

Nie wierz w kościół, uwierz w ludzi,

To wnet wiarę twą obudzi…

Bohater:

Zszokowany

„Uwierz w ludzi”? Oni kłamią!

Oni prawa wszystkie łamią!

Staruszka:

Nie przerywać miałeś dziecko…

Z twoją wiedzą też jest kiepsko…

Ludzi – tych co są w Kościele.

Wiem, że jest już ich niewiele,

Ale są to dobrzy ludzie.

Patrząc na nich myśl o cudzie.

I tak samo – nie wież w księży,

Uwierz w Boga – On potężny!

Bohater:

Jak mam wierzyć, gdy nie czuję?

Staruszka:

Ja natomiast obserwuję

Dzieci Boga – ludzi drogich,

Skromnych, dobrych i ubogich.

W ich sercach Bóg zagościł

Bardzo są to ludzie prości.

Proste życie także mają,

Boga oni dobrze znają.

Spójrz w ich oczy – ujrzysz Boga

I się skończy Twoja trwoga.

Bohater:

Gdzie ci ludzie? Gdzie ich szukać?

W które drzwi mam iść zapukać?

Staruszka:

Tego rzec ci ja nie mogę.

Zamknij oczy, wyśnij drogę.

Mój młodzieńcze, teraz żegnaj,

Swe problemy szybko przegnaj.

Ja pomodlę się za ciebie,

Bóg przygarnie cię do siebie.

Staruszka niespodziewanie znika w ciemnej bramie

Scena 3

Osoby: Bohater, Żebrak

Miejsce: Ulica tego samego miasta. Bardzo mało ludzi. W rogu siedzi żebrak zbierający pieniądze na jedzenie. Bohater chodzi bez celu po ulicy.

Bohater:

Mówi do siebie, rozmyśla

Szukać Boga, wierzyć w ludzi,

To wnet wiarę mą obudzi.

Wątpię, żeby się udało,

Wątpię, żeby to coś dało…

Szukać Boga? – Ja nie wiem gdzie.

Wierzyć w ludzi? – Ja wolę nie.

Ja już ludziom zawierzyłem

I już nieraz się sparzyłem.

Trudno było mi wybaczyć,

Gdy nie mogłem w oczy patrzyć.

Chciałem wierzyć, chciałem kochać…

Pozostało tylko szlochać…

Ukochana zostawiła,

Z przyjacielem mnie zdradziła.

Pomyślałem – takie życie,

Kochać się musieli skrycie…

Żebrak:

Przerywa błagalnym tonem

Rzuć pan grosik dla biedaka…

Bohater:

Zaskoczony i zmieszany, że Żebrak mógł do usłyszeć

Tylko grosik?… Dam piątaka.

Albo wszystkie niech pan bierze…

Ja w pieniądze już nie wierzę!

Żebrak:

Przyjąć tego ja nie mogę,

Bo czy panu tym pomogę?

To co ma być pańskim darem

Stanie się dla mnie ciężarem.

Ja słyszałem co pan mówił,

Że pan w życiu się pogubił.

Ukochana zostawiła,

Z przyjacielem się puściła…

Czy to za to winisz Boga?

Gdzie podziała się twa trwoga?

Bohater:

Gdzie mi Boga winić za to.

„Boga nie ma” mówię na to!

Mówią „Szukaj, w ludzie, w tłumie”,

Lecz ja tak nie bardzo umiem.

Szukam Jego, szukam wszędzie,

Lecz już wątpię, czy przybędzie.

Żebrak:

Czy chcesz ujrzeć mego Boga?

Choć to lekcja będzie sroga.

Bohater:

Z nadzieją

Bardzo pragnę, prowadź, proszę.

Niepewności mej nie znoszę!

Żebrak:

Chodź więc za mną, tylko szybko.

Chodź pokażę ci to wszystko.

Biegną ulicą

Scena 4

Osoby: Bohater, Żebrak

Miejsce: Przed starą, opuszczoną kamienicą na uboczu miasta. Są sami, nikt przy kamienicy nie przechodzi, bo grozi zawaleniem.

Bohater:

Dyszy ze zmęczenia

Zwolnij, proszę… Nie dam rady!

Żebrak:

Biegnij! Biegnij! Nie bądź słaby!

To już zaraz za tym rogiem.

Biegnij na spotkanie z Bogiem!

Biegną dalej w milczeniu, aż dobiegają do celu

To te drzwi, to już tutaj.

Otwórz umysł i mnie słuchaj.

Zanim przejdziesz przez te progi,

Musisz wiedzieć, mój ty drogi,

Że tam będzie ludzi wiele –

Wszyscy moi przyjaciele.

Boga ujrzysz w każdej twarzy.

Zaczniesz znów o Bogu marzyć.

Bohater:

Z nadzieją

Mimo, że nie wierzę w cuda,

Mam nadzieję, że się uda!

Czy mogę wejść już?…

Żebrak:

Przerywa

Jeśli chcesz.

Gdy nie lękasz się tych rzesz.

Ludzi, którzy wierzą bardzo,

Którzy nikim też nie gardzą…

Bohater:

Przerywa

Chcę już ujrzeć twego Boga,

Niech przez prób przestąpi noga!

Żebrak:

A więc szykuj się na zmiany!

Mój kochany… Mój kochany…

Tonem nauczyciela poucza

Żebyś tylko się nie zdziwił,

Żebyś twarzy nie wykrzywił.

Powiem tobie w tajemnicy,

Co się dzieje tam – w piwnicy.

Ludzie żyją tam ubodzy,

Memu sercu bardzo drodzy.

Nie zrań, proszę, ich godności,

Mimo, że to ludzie prości.

Prości ludzie – prosto myślą,

Nie chcę z miną żyć kapryśną.

Wierzą w Boga, wierzą szczerze.

Wierzą w siebie, ja w nich wierzę!

Ciebie przyjmą tak jak brata,

I zaproszą do ich świata.

Wejdź w ich świat, otwórz oczy,

Bóg w twe życie wtedy wskoczy!

Teraz idź już, na dół, prosto

Wskazuje kierunek piwnicy

Aby serce twe urosło.

Życzę szczęścia, powodzenia!

A ja wracam do siedzenia.

Odwraca się i odchodzi

Bohater:

Czekaj, proszę…

Żebrak:

Krzyczy z daleka

Wybacz – żegnaj.

Problem życia swego przegnaj.

Bohater:

No i poszedł. Co mam robić?

Do piwnicy czy mam schodzić?

Idę, co tam, to pomoże!

Może oczy swe otworze…

Wchodzi rozglądając się do ruiny, idzie za wskazówkami, któ-re wcześniej uzyskał od Żebraka

Akt II

Scena 1

Osoby: Bohater, Klucznik

Miejsce: Piwnica starej kamienicy. Bohater błądzi po ciem-nych korytarzach, aż dochodzi do drzwi

Bohater:

No i stoję… przy drzwiach słucham,

W swojej głowie myśli szukam…

Gdy tam wejdę, co tam znajdę?

Kim ja będę, gdy tam zajdę?

Czy ten żebrak prawdę mówił?

Czy po prostu żarty lubił?

Nic nie słyszę tam za drzwiami.

Pukać? Może wejść oknami?

Szarpię klamkę – drzwi zamknięte…

Szarpie klamkę, nasłuchuje

Usłyszeć głos chcę – na zachętę.

Widzę szparę! Zajrzę może.

Decyzję podjąć to pomoże.

Patrzę, ale… ciemność widzę,

Naiwności mej się wstydzę…

Chowa twarz w rękach

Jak tak mogłem dać się nabrać…

Żebrak… a nic nie chciał zabrać…

Wali w drzwi

Otwórzże ktoś, otwórz proszę,

Dłużej tego już nie zniosę…

Osuwa się po drzwiach i siada

Już nie zniosę tego dłużej,

W mojej głowie coraz gorzej…

Niech mi wreszcie ktoś pomoże!

Szepcze

Bo nie widzę Ciebie Boże…

W ludziach serca też nie widzę,

Mą głupotą znów się brzydzę…

Słychać cichy tupot za drzwiami

Ale co to? Czy tam jest ktoś?

Czy znów figle płata mi coś?

Może mysz? Kot? Zwierzę jakie?

Może wiatr bawi się z ptakiem?

Ale już wyraźniej słyszę.

Krok przerywa martwą ciszę.

To z pewnością jest osoba!

Tak mi mówi moja głowa.

Podrywa się szybko na nogi

Przyjdź tu, proszę, podaj rękę…

Skończ już wreszcie mą udrękę!

Słychać szczęk klucza w zamki

Klucznik:

Czego pan tu poszukuje?

Z jakim celem pan wędruje?

Bohater:

Szukam cudu… przebaczenia…

Klucznik:

Więc trafiłeś bez wątpienia.

Gestem zaprasza do środka

Scena 2

Osoby: Bohater, Bohaterka, Ksiądz, Ludzie

Miejsce: Mała kapliczka stworzona rękoma ludzi ubogich w piwnicy kamienicy. Ołtarz zbity z kilku desek, parę starych krzeseł, a większość ludzi stoi. Za plecami księdza stoi krzyż zbity z desek, stara zniszczona szafka służy za tabernakulum.

Ksiądz:

Teraz Boga tu przyjmijcie,

W sercu swoim go ukryjcie

Rozdaje komunię ubogim

Bohater:

Szeptem sam do siebie

Do kościoła znów trafiłem,

Choć nie o to ja prosiłem…

Chciałem Boga ujrzeć twarz

Rozczarowany…

Bohaterka:

Przerywa rozmyślania Bohatera

Przecież masz!

Bohater:

Zdziwiony

Ja?

Bohaterka:

Tak.

Bohater:

Ale jak?

Bohaterka:

Patrz.

Bohater:

Ale gdzie?

Bohaterka:

TAM!

Pokazuje na klatkę piersiową Bohatera

W twoją duszę! W serce Twe!

Bohater:

W mojej duszy nie ma Boga…

Bohaterka:

Ale głupia twoja głowa…

Dotknij serca swego

Bohater kładzie rękę na klatce piersiowej

Bije?

Zgadnij co się pod tym kryje.

Cuda wszędzie, patrz uważnie,

Przecież widać to wyraźnie…

Bohater:

Ja nie widzę Boga w niebie.

Bohaterka:

Głupi… Szukaj wkoło siebie!

Tak twój umysł nie zobaczy,

A ty zginiesz w swej rozpaczy

Jak chcesz w niebie widzieć Boga?

Gdy na ziemi jest twa noga?

Boga musisz znaleźć tutaj.

Proszę bardzo – siądź i szukaj.

Usiądź tutaj.

Wskazuje mu miejsce

Patrz przed siebie

Wskazuje ręką w stronę księdza

Bohater:

Boga widzę… tam? W tym chlebie?

Bohaterka:

Czy zadajesz mi pytanie?

Bohater kiwa głową

Sam odpowiedz sobie na nie…

Ksiądz :

Błogosławi

Święta jest ta wasza skrucha.

W imię Ojca, Syna Ducha,

Wszystkim wam tu błogosławię.

Boga z wami wam zostawię

Niechaj pokój będzie z wami,

Tak i dniami jak nocami.

Ludzie:

Z tobą także niech zostanie.

Pokój wieczny daj nam Panie.

Ksiądz robi znak krzyża, ludzie rozchodzą się, zamyślony Bo-hater spostrzega zniknięcie Bohaterki, zaczyna jej szukać.

Scena 3

Osoby: Bohater, Bohaterka, Ubogi, Ludzie

Miejsce: Korytarze i pomieszczenia piwnicy w kamienicy. Ciemno, brak światła, czasem przechodzą jacyś bezdomni, jest to ich miejsce zamieszkania.

Bohater:

Rozgląda się, szuka Bohaterki

Gdzie jesteś? Gdzie zniknęłaś?

Mym umysłem zawładnęłaś.

Ta rozmowa coś zmieniła,

Do myślenia nakłoniła.

Spotyka osobę, która stała niedaleko niego w kapliczce

Czy nie widział pan tej pani?

Jej brak moje serce rani…

Ona była taka młoda,

Jej obecność szczęścia doda.

Ubogi:

Patrzy zaskoczony, wyraża niechęć do rozmowy

Ja nie widział, panie drogi.

Bohater łapie go za rękaw, patrzy w oczy, chce coś powie-dzieć, Ubogi wyrywa się

Daj mi spokój, zejdź mi z drogi.

Bohater:

Nie zważając na niechęć Ubogiego opisuje z zachwytem Boha-terkę

Ach… Ubrana tak normalnie,

Miała taką piękną talię,

Ubogi znudzony macha ręką i odchodzi

A te włosy, takie zwiewne…

Piękne były – to jest pewne!

Te włosy blond… Nogi zgrabne,

Ruchy wdzięczne i powabne.

A jej oczy pełne wiary,

Kolor rzekłbym taki… szary?

Raczej on szaroniebieski,

Czar i wdzięk jej jest anielski!

Spadła mi tu niczym z nieba,

Tak mi bardzo jej potrzeba.

Choć tak krótko ją widziałem,

Choć tak mało ją poznałem,

Kilka wypowiedzianych zdań,

Kilka króciutkich spojrzeń nań…

Rozgląda się i spostrzega, że nie ma Ubogiego

Gdzie on zniknął? O ja głupi…

Ma osoba ludzi gubi…

Wypytuje napotkanych w piwnicy ludzi o Bohaterkę. Ludzie tylko kręcą głowami. Bohater zrezygnowany

Bardzo ciężko mi już pytać…

Odpowiedzi mej nie słychać…

Nikt nie powie „Tak widziałem”

A tak dobrze opisałem:

Wszystkie cechy, jej zalety.

„Nie widziałem tej kobiety”,

Każdy mówi takie słowa,

Już od tego pęka głowa…

Ona chciała pomóc wierzyć,

Wiedzę moją też poszerzyć.

Gdzie jest ona? Gdzie jej szukać?

Gdzie się udać? Gdzie mam pukać?

Boże, pomóż mnie biednemu,

Jakże szukać mam samemu?

Jeśli jesteś, pomóż, proszę…

Bohaterka:

Słychać tylko głos

Chodź tu za mną, za mym głosem.

Bohater:

Biegnie rozglądając się na wszystkie strony za głosem Boha-terki

Gdzie ty jesteś? Skąd mnie wołasz?

Dokąd, kiedy mnie przywołasz?

Słyszę twego serca bicie,

Chodź i przemień moje życie.

Bohaterka:

Pojawia się za jego plecami

Odwróć się, ja jestem tutaj

Bohater:

Jak to?

Bohaterka:

Nie pytaj, ruszaj.

Bohater:

Chyba spadłaś mi tu z nieba.

Bohaterka:

Więcej słów już nie potrzeba.

Wyjdźmy na dwór, chodźmy dalej.

Prowadzi Bohatera w stronę wyjścia

Bohater:

Moje serce krzyczy: szalej!

Czy to samo czujesz, Miła?

Chcę, by rozpacz się skończyła.

Chcę być z tobą i przy tobie,

W zdrowiu, szczęściu i chorobie…

Bohaterka:

Proszę, nie mów… Dziwne słowa…

Bardzo dziwna jest twa mowa.

Bohater:

Jak to dziwna? O czym mówisz?

Bohaterka:

Ty się w słowach swoich gubisz.

Proszę teraz chwilę ciszy,

Wtedy serce więcej słyszy.

Zobaczymy co nam powie,

Słowa serca będą w głowie

Idą spacerem do parku

Akt III

Scena 1

Osoby: Bohater, Bohaterka,

Miejsce: Gęsty miejski park. Bohater z Bohaterką siedzą na ławce przeglądając się otaczającej przyrodzie, lu-dziom.

Bohaterka:

I co czujesz?

Bohater:

Ja? To samo.

A ty? Moja droga damo.

Bohaterka:

Ja nie mogę…

Bohater:

Lecz dlaczego?

Bohaterka:

Wybacz, nie zrozumiesz tego.

Mówmy o tym, czego chciałeś,

To, że Boga nie poznałeś.

Chcesz mą pomoc? Radę chcesz?

Bohater kiwa głową

Zbierz swe siły, w Boga wierz.

On ukaże się sam tobie,

Ujrzysz w szczęściu i żałobie.

Bohater:

Trochę trudno tak mi wierzyć,

Zero uczuć, zero przeżyć.

Nic nie czuje moje serce,

Nic nie widzi, choć chcę wielce.

Bohaterka:

Spójrz przed siebie, mów co widzisz.

Bohater:

Czy ty sobie ze mnie szydzisz?

Bohaterka:

Mów co widzisz, ja nie szydzę!

Bohater:

Chcesz więc wiedzieć co ja widzę…

Widzę dzieci, ludzi, drzewa,

Jakiś ptak nad głową śpiewa.

Błękit nieba, zieleń trawy,

Dzieci chętne do zabawy.

Bohaterka:

Dobrze, teraz popatrz z głębi,

A wnet zniknie co cię gnębi.

Jak dziecko swoim sercem patrz.

Bohater zdziwiony, chce coś powiedzieć

Zaufaniem swym mnie uracz.

O nic już nie pytaj więcej.

Patrz i mów co mówi serce.

Bohater:

Po chwili milczenia

Serce moje nic nie widzi…

Bohaterka:

Zdenerwowana

Kto tu z kogo sobie szydzi?!

Bohater:

Zmieszany

Dobrze, jeszcze raz spróbuję,

Lecz nie bardzo to pojmuję.

Milczy

Widzę radość, szczęście wielkie.

Bohaterka:

Już zacząłeś mówić pięknie.

Bohater:

Zakochani spacerują,

Dzieci kwiaty rozdmuchują.

Wszyscy radość sieją wszędzie.

Bohaterka:

A jak Bóg? Czy gdzieś tam będzie?

Bohater:

Szukam, lecz nie widzę jego…

Bohaterka:

Słuchaj dalej serca swego.

Ja tymczasem odejść muszę.

Myślę, że odnajdziesz duszę.

Bohater:

Oh, poczekaj, znikasz znowu…

Bohaterka:

Uwierz, nie chcesz znać powodu.

Bohater:

Zasmucony

Ukochany gdzieś tam czeka?

Pewnie woła cię z daleka…

Bohaterka:

Nie, nic z tego, mój ty miły.

Bohater:

Czy uczucia jakieś były?

Tutaj, przy nas? Proszę powiedz.

Bohaterka:

Na pytanie sam odpowiedz

Odchodzi

Bohater:

I odeszła, zostawiła.

W sercu moim wielka siła,

W sercu pustka jednocześnie,

Ciągle widzę jakby we śnie.

Siedzi patrząc przed siebie

Scena 2

Osoby: Bohaterka

Miejsce: Droga przez park, mało ludzi.

Bohaterka:

Zamyślona

Jak powiedzieć mam to jemu?

Boże, spróbuj tak samemu.

Czuję, że się zakochałam,

A tak bardzo mu nie chciałam

Łamać serca. Nie dam rady!

Boże, choć nie szukam zwady,

Chciałabym móc to rozwinąć,

Chciałabym znów z nim odpłynąć.

Chciałabym mu mówić wszystko,

Chciałabym, by był tak blisko.

Jakże zwalczyć mam to w sobie?

Proszę, niech mi ktoś podpowie…

Boże, odsuń mnie od niego,

Wyjdzie z tego coś zbyt złego.

Boże, jak mu wytłumaczyć?

Czy zrozumie co to znaczy?

Jak pokazać mu kim jestem?

Łamać jego serca nie chcę.

Lecz oboje zakochani,

Serca nasze nam to rani.

Sama nie wiem co mam robić…

Czy mam zostać? Czy odchodzić?

Boże, rozwiąż nam tą sprawę.

Boże, chyba masz w tym wprawę?

Mi nie wolno – sam to mówisz,

Tym zadaniem ty mnie gubisz…

Patrzy w niebo

Scena 3

Osoby: Bohater

Miejsce: Ławka w parku. Bohater siedzi zamyślony, patrzy przed siebie, rozmawia sam ze sobą.

Bohater:

Słuchać serca, szukać Boga…

Rację ma tu moja Droga!

Może znajdę w taki sposób.

Spojrzę w oczy kilku osób,

Lecz gdzie znajdę moją panią?

Gdzie się udać? Chcę iść za nią.

Czy zrozumie me uczucie?

Czy nie myli mnie przeczucie?

Jakże miłość mam jej wyznać?

Do uczucia mego przyznać?

Co mam zrobić by przekonać?

Jakże mam ją tu przywołać?

Że nie może ciągle mówi…

Słowa swoje często gubi,

Gdy uczucia swe przedstawia.

Wcale mnie to nie rozbawia…

To co czuje, chciałbym wiedzieć,

Czy iść za nią, czy tu siedzieć?

Chyba teraz przejść się muszę,

Serce me cierpi katusze…

Wzdycha i odchodzi

Scena 4

Osoby: Bohater, Bohaterka

Miejsce: Dom bohatera: ciepły przytulny i zadbany. Na pół-kach sporo książek, zdjęcia…

Pukanie do drzwi

Bohater:

Otwiera drzwi

Zaskoczony

Witaj moja droga pani!

Bohaterka:

Czy jesteśmy tutaj sami?

Bohater:

Oczywiście, wejdź, zapraszam.

Bohaterka:

Z góry bardzo cię przepraszam.

Przyszłam wyznać prawdę tobie,

Opowiedzieć ci o sobie.

Bohater:

Czemu więc to przeprosiny?

Gdzie tu szukasz swojej winy?

We mnie radość już wstąpiła,

Bo tu jesteś moja Miła.

Bohaterka:

Gdy ci powiem, to zrozumiesz,

To co jeszcze nie pojmujesz.

Sama czasem w to nie wierzę…

Kocham Ciebie! Kocham szczerze!

Choć to dla mnie zabronione…

Myśli moje pogrążone,

W moim sercu zagościłeś,

Ja nie chciałam, ty przybyłeś…

Moje myśli, moje serce,

Kłócą się ze sobą wielce…

Bohater:

Ale czemu ty nie możesz?

Jakoś pomóc?

Bohaterka:

Nie pomożesz…

Razem żyć nam nie pisane,

Wspólne dni nam są nie dane,

Bóg przedziwnie nas zjednoczył,

Chciał byś stale przy mnie kroczył,

Lecz nie jako mój małżonek…

Ja, to raczej twój ogonek…

Bohater:

Nie rozumiem twojej mowy.

Choć używam swojej głowy,

To zbyt trudne dla mnie słowa…

Bohaterka:

Za tym słowem coś się chowa…

Teraz na szok się przyszykuj,

To co powiem w sercu wykuj,

Za ramionami Bohaterki ukazują się skrzydła

Ja Aniołem jestem stróżem,

Tym co mieszka tam na górze.

Patrzy w niebo

Mam się tobą opiekować

I od grzechu cię uchować.

Pomóc zwalczać twoje wady,

Lecz nie z tym nie daję rady…

Problem mam z miłością moją

I odwzajemnioną twoją…

Nie wiem już co mam dziś począć…

Patrzy na Bohatera, który prawie mdleje

Chyba musisz już odpocząć…

Bardzo zbladłeś mój ty drogi.

Zamiast blisko być podłogi,

Chodź położę cię na łóżko.

Tam pod kołdrą, pod poduszką,

Bez wątpienia coś wymyślisz.

Rozwiązanie dla nas wyśnisz.

Kładzie Bohatera na łóżku

Już zostawiam cię samego,

Śpij spokojnie mój kolego

Całuje Bohatera w czoło i odchodzi

Scena 5

Osoby: Bohater, Bohaterka

Miejsce: Dom bohatera.

Bohater:

Budzi się z długiego snu, wstaje z łóżka

Tak, to prawda, bez wątpienia,

Głowa boli od myślenia…

Nie wiem sam już co mam zrobić.

Jak te sprawy mam pogodzić?

Na jej punkcie me serce drży,

A na myśl o niej ciekną łzy.

Gdy jej skrzydła zobaczyłem,

Bez wątpienia uwierzyłem,

Że to musi sprawka Boga,

Te jej skrzydła, myśl uboga…

Teraz Boże już nie wiem sam,

Czy nie lepiej żyć bez dam…

Lepiej było Cię nie szukać,

Do bram twoich dziś nie pukać,

Wtedy bym mógł jej nie spotkać.

Lepiej było nie napotkać.

Teraz… Nie wiem co mam zrobić.

Jak jej życiu nie zaszkodzić,

Jednocześnie ją kochając,

Jej przeszłości nie zmieniając?

Chcę zostawić jej jej wolność,

Nie chcę prosić o jej hojność.

Jednocześnie chcę z nią zostać.

Jak przeszkodom tym mam sprostać?

Boże, co zrobić by z nią być?

Boże, co zrobić by z nią żyć?

Czy mam zabić dziś sam siebie?

Lecz czy będę wtedy w niebie?

Boże, powiedz co mam robić…

Jak żar serca mam ochłodzić?

Chyba śmierć mi jest pisana,

Czy zrozumie to kochana?

Z półki spada Pismo Święte, Bohater podchodzi i podnosi

Czy to jakiś znak od Ciebie?

Bohaterka:

Słychać tylko jej głos, który odbija się echem

Co przeczytasz weź do siebie!

Bohater:

Czyta fragment na którym otworzyło się Pismo Święte

„Jeśli wiarę ty posiadasz

I w modlitwę ją pokładasz,

Powiesz górze: Rzuć się w morze,

Ona zrobi to w pokorze.

O co w modlitwie prosicie,

Spełni się jeśli wierzycie”

A więc wiara czyni cuda

Bohaterka:

Sam głos

Proś w modlitwie a się uda.

Bohater:

Wiara moja bardzo młoda,

Ale proszę Ciebie – Boga,

O szczęście dla ukochanej,

Mej jedynej, Ci oddanej,

By poradzić sobie mogła,

Aby życie w szczęściu wiodła.

Sam wiesz co dla niej najlepsze,

Boże, wysłuchaj co szepczę…

Ojcze nasz, któryś jest w niebie,

Święte imię jest dla Ciebie,

Na królestwo Twoje czekam,

Na Twą wolę nie narzekam.

Jak w niebie, tak i na ziemi.

O chleb prosim – uniżeni.

I grzechy nasze odpuść nam,

Tak jak ja przebaczam sam

Mym wrogom upokorzenie.

Nie wódź nas na pokuszenie.

Proszę wybaw nas od złego,

Wysłuchaj próśb sługi swego.

Pozostaje w cichej modlitwie

Scena 6

Osoby: Bohater, Bohaterka, Anioły

Miejsce: Wrota Raju, widać chmury, w tle latają Anioły.

Bohater:

Zaskoczony

Gdzie ja jestem?

Bohaterka:

Witaj drogi.

To są właśnie Nieba progi.

Bohater:

Czy umarłem?

Bohaterka:

Wprost przeciwnie.

Może zabrzmi trochę dziwnie,

Gdy ci powiem to do ucha:

Bóg modlitwy twej wysłuchał

Bohater:

Ale jak to… Ja grzeszyłem,

Przecież w Boga nie wierzyłem

Bohaterka:

Bóg rad z twego nawrócenia

I on zawsze to docenia.

Gdy prosiłeś o me szczęście

Stało się to jak zaklęcie.

I Bóg ciebie tutaj wysłał,

Do zastępów abyś przystał.

Bohater:

Uradowany

Czy to znaczy?

Bohaterka:

Tak, dokładnie.

Zabrzmi to nadzwyczaj ładnie.

Więc wysłuchaj słowa moje:

Odmieniłeś życie swoje.

I teraz jesteś aniołem

Bohater:

Zamyślony

Życie wiodłem złe z kościołem

A więc jak to jest możliwe?

Bohaterka:

Myśli twoje podejrzliwe.

Przecież wierzysz w cuda Boże,

A gdy prosisz, On pomoże.

Jedno słowo, trochę wiary,

A wnet kończą się koszmary.

Bóg nam dał to wspólne życie,

Byśmy nie musieli skrycie.

Dzięki twej modlitwie wszystko.

Bohater:

Rozradowany

Bogu dzięki! Bogu tylko!

Wpadają sobie w objęcia

Iłowa 6 kwiecień 2007


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dżej
Dżej 11 kwietnia 2007, 18:32
Gratuluje formy, jeśli jednak ocenić mam treść i przesłanie jakie niesie, zakładając oczywiście, że niesie, musze powiedzieć, że urocza, momentami śmieszna oprawa przyćmiła sens dramatu. Początek obiecujący, zapowiada głębsze rozważania na temat wiary, która w mentalności "dzisiejszego" człowieka zanika i tylko od czasu do czasu gnębi duszę pytaniami. Jest to problem bardzo aktualny i chyba nigdy nie ulegnie "przeterminowaniu", z drugiej strony jest to "temat rzeka". Tym bardziej ciekawy byłem jak bohater odnajdzie Boga w swoim życiu. Odpowiedzi niestety nie znalazłem, chyba że za takową uznać bajkową krainę aniołów i szczęśliwej miłości, w jaką zabrał mnie autor, który swoim dramatem obnaża bardzo odkrywczą wręcz złotą myśl, że Boga znajdziemy w miłości (najlepiej do pięknej anielicy;). Przepraszam za moją pełną szyderstwa krytykę, ale to przez to, że autor (którego zresztą dobrze znam), nie posłuchał mej doskonałej zresztą rady, aby jednak kogoś uśmiercić jak na porządny dramat przystało:) Nie wiem tylko czy uśmiercenie bohatera da satysfakcjonujące czytelników odpowiedzi na tematy wiary, ale przynajmniej sam bohater miałby okazję przekonać się czy Bóg istnieje, a dramat straciłby wszelkie sznse na szlachetne miejsce wśród kioskowych romansów rodem z Brazylii;)
czesiek
czesiek 11 kwietnia 2007, 19:01
Nie wszystko musi być po Twojej myśli :) uśmiercenie bohatera nie da odpowiedzi na pytanie czy Bóg istnieje, natomiast postawi kolejne pytania. Boga Bohater odnalazł nie w miłości anielicy a w ludziach. Może nie jest to dokłądnie opisane, ale w akcie drugim jest widoczna przemiana Bohatera z niewierzącego w odnajdującego. Miłość do anielicy to inny wątek.
iga
iga 13 kwietnia 2007, 10:03
nie zgadzam sie ze temat wiary w "mentalnosci dzisiejszego czlowieka zanika" i ze nie stawiamy pytan dzisiejszy czlowiek to bardziej taki ktoremu sie wydaje ze tylko on stawia sobie pytania....a wystarczy uciec od komputera i spotkac sie z ludzmi czego sobie i panstwu zycze
sick
sick 21 kwietnia 2007, 10:37
Miejscami nawet całkiem błyskotliwie zrymowane. Ale w innych miejscach trąci rymami na siłę. Poza tym sądzę, że taka forma należy już do przeszłości. Rymowana budowa, prócz ogromu pracy autora, nie wprowadza nic wartościowego, a po pewnym czasie mnie np. zaczęła męczyć. Zgadzam się też z Dżejem i jego głosem w ten sprawie.
życzę owocnej pracy
pozdrawiam
21 kwietnia 2007, 16:20
rymy są, bo mnie pasjonowało pisanie rymami :)
przysłano: 11 kwietnia 2007 (historia)

Inne teksty autora

Pogrzeb Wertera
czesiek123456789
Stworzenie
Miłosz Nowak
Noc
czesiek123456789

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca