Miejsce akcji: zakład stolarski, narzędzia walają się po podłodze, deski, wióry, ziemia zajmują prawie całe wolne miejsce. Po prawej stronie sceny duży, nieheblowany stół, nad którym pochylony BÓG gmera w bryle gliny z grubsza uformowanej w kulę. Koncepcje na ADAMA są dwie - primo: hipis z długimi, przetłuszczonymi włosami ubrany w kolorowe fatałaszki. Zachowuje się, jakby cały czas był na kacu; secundo: parodia Adama Małysza. Trochę ostre, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi.
I od tego zależy wejście ADAMA - w pierwszym przypadku budzi się w rogu sceny, w drugim wchodzi i robi Małyszowy gest, uśmiecha się do publiczności, przybiera smutną minę i tak też kontynuuje.
I jeszcze NARRATOR. Kim jest? U nas miała to być osoba siedząca na krzesełku tyłem do publiczności i ze scenariuszem w dłoni. Aby to wyglądało na coś w rodzaju próby, ale nie za bardzo. Obecność NARRATORA to jeszcze jeden plus - w momencie, gdy któryś z autorów zapomni czegoś, NARRATOR może podpowiedzieć i wszystko wyjdzie naturalnie.
ADAM (ad hoc):
O, Boże!
NARRATOR:
Adamowi zaczynała już doskwierać samotność.
BÓG (nie przerywając pracy):
No?
NARRATOR:
Bóg cięgle pracował nad tworzeniem Ziemi.
ADAM:
Bożee, co robisz?
BÓG (łypie na ADAMA wrogo, ale wraca do pracy):
Pracuję nad stworzeniem Ziemi...
ADAM (i tak nie zwracając uwagi na BOGA, bierze jakiś przedmiot ze stołu i zaczyna go oglądać, potrząsać nim itp.):
Och. To fajnie.
BÓG (odbierając mu ów przedmiot i wtykając go do glinianej breji):
Prawda?
BÓG (z wielką pasją męcząc glinę):
No, a teraz spadaj, bo mam akurat natchnienie.
ADAM wciąż się przygląda, jak BÓG odrywa część masy i rzuca za stół. Zza niego wychodzi KOZA.
NARRATOR:
Adam przez chwilę zabawiał się obserwacją, jak, za sprawą Słowa Pańskiego, z nicości na ziemi pojawiła się koza. Zwierzę ze zdenerwowania zaczęło dziamgać Adamowi sznurówki.
ADAM:
E, zwierzak, daj se spokój. Słyszysz? Zwierzak, wystarczy...!
NARRATOR:
Koza, niepomna pustki egzystencjalnej Adama, przerzuciła się z odgryzionej sznurówki na rosnącą nieopodal marchewkę.
ADAM (podbiegając do BOGA i ciągnąc go za rękaw):
Ona zżera moją marchew!
BÓG:
Musi jeść! Musi się pożywiać, aby mogła być zdrowa i silna!
ADAM:
Ona zżera moją marchew!
NARRATOR:
Adaś widocznie nie starał się ukryć pochodzenia od małpy.
ADAM patrzy się z urazem na NARRATORA
BÓG:
Masz!
NARRATOR:
I Bóg stworzył pietruszkę.
BÓG (podając pęczek ADAMOWI):
Tego nie zje.
ADAM (wyrzucając go):
Nie lubię pietruszki...!
BÓG:
Przecież nawet nie spróbowałeś!
ADAM:
Nie muszę próbować, żeby wiedzieć, że czegoś nie lubię. Pietruszka jest BE!
KOZA:
Beeee!
ADAM:
Jak i koza!
BÓG:
Adaaś, zerknij no proszę, czy nie zostawiłem Zakazanego Drzewa po drugiej stronie Raju...
KOZA:
Beeee!
ADAM (odchodząc):
Sama jesteś, kurde, beeee!
BÓG (z rezygnacją):
Ja i te moje Pomysły...
Akt I Scena II
ADAM:
Nie ma.
BÓG (cały czas pracując):
Czego nie ma?
NARRATOR:
Bóg wciąż zajęty problemem motyli. Nie był do końca pewien, czy są one dobrym pomysłem, bo jak wieść gminna niosła, mogły wywoływać poważne burze, machając skrzydełkami po drugiej stronie globu. Z drugiej jednak strony miały takie ładne kolorowe skrzydła i były strasznie brzydkie, gdyby przyjrzeć się im z bliska. To ci heca! (tu BÓG uśmiecha się sadystycznie)
ADAM:
No nie ma. Poszedłem tam, a tego nie ma.
BÓG:
Czego nie ma?!
ADAM:
No drzewa. Prosiłeś żebym sprawdził, no i nie ma.
BÓG
Bzdury gadasz...
NARRATOR:
...zaoponował Bóg, wciąż niepewny tematu rozmowy. Te motyle mogą też rozwijać się z takich małych poczwarek, które będą niszczyć plantacje. To było by na prawdę niebezpieczne. I zabawne...
ADAM:
Kurde flaki! Chciałeś, żebym zobaczył, czy nie zostawiłeś tam Zakazanego Drzewa i go tam, no, nie ma!
BÓG:
Aaaaa!
KOZA:
Beeee!
ADAM:
Cicho żeż ty! (Adam chce zamachnąć się na kozę, ta jednak pierwsza bodzie go w brzuch) To w końcu co z tym całym Drzewem? (pyta, gdy już udaje mu się nabrać w płuca powietrza)
BÓG:
Idź, zobacz jeszcze raz...!
ADAM:
Zobacz! Nie ma 'zobacz'! Ja tutaj haruję, a Ty się obijasz i tworzysz jakieśtam kozy i pietruszkę!
BÓG:
Idź już!
NARRATOR:
I Bóg stworzył Piorun. Gdzieś w oddali Adam mignął przysmalonymi pośladkami. Zdenerwowany Pan stworzył drzewo poznania dobra i złego, aby Adaś się wreszcie od niego odczepił. Po namyśle z paskudnym uśmieszkiem dorzucił też motyle.
Akt I Scena III
BÓG wraz z ADAMEM wpatrują się w dziwną jasność na skraju sceny, w tle leci jakaś uduchowiona muzyka.
BÓG:
I jak?
NARRATOR:
- zapytał Bóg, pokazując ukończony Raj. Przed chwilą stworzył pierwszy deszcz i teraz złote promienie słońca z niebiańską gracją przebijały się przez szaro-białe chmury. Na niebie zakwitła tęcza.
ADAM:
No. Fajnie.
BÓG (jest zatkany, stoi i otwartymi ustami i nie wie co powiedzieć):
Fajnie?!
ADAM:
Fajnie. Gdyby jeszcze nie ta koza, byłoby super.
KOZA:
Beee!
ADAM:
Cicho będziesz! Mam już ciebie dość!
KOZA:
Beee! (protest kozy zostaje poparty kolejnym uderzeniem)
BÓG:
Sam jesteś super! Stworzyłem ci wspaniały Raj, a ty masz jeszcze jakieś obiekcje?!
ADAM (zamyśla się i jeszcze raz ogląda malujący się przednim, wprost bajkowy krajobraz):
Dobra, ujdzie w tłoku. Mogło być lepiej. Na przykład bez kozy (łypie bezczelnie w stronę zwierzęcia). No dobra, a teraz kobieta.
BÓG:
Co?
ADAM:
Kobieta. No wiesz... (kreśli w powietrzu nieokreślony kształt). Taka z tymi swoimi... no...
BÓG:
Kobiet ci się zachciewa! Przyznaj się, że o to chodziło ci od samego początku!
ADAM:
Ktoś musi przecież gotować. Ja nie potrafię, mam dwie lewe ręce (jedną z nich zaczyna dłubać w uchu).
BÓG:
Nie rób tego! To niewychowane!
ADAM:
Wychowania mu się zachciewa! Nikt nie zobaczy!
BÓG (pełen konsternacji):
Ech... To co z tą kobietą?
ADAM:
Mnie się pytasz? Sam powinieneś wiedzieć. To ty przecież zajmujesz się tworzeniem. Ja nie muszę wiedzieć, co będzie miała w środku.
BÓG:
No dobra. Dawaj nos.
ADAM:
Co?!
BÓG:
Nos. Nie przypuszczałeś chyba, że to będzie takie łatwe.
ADAM:
No nie, ale żeby od razu nos... Będzie mi jeszcze potrzebny!
BÓG:
No dobra, ucho.
ADAM:
Paznokieć!
BÓG:
Zęby!
ADAM:
Żebro!
BÓG:
No dobra.
ADAM (po chwilowej pauzie):
Że jak?
BÓG:
No, żebro, przecież sam zaproponowałeś.
ADAM:
Ale to nie było na poważnie. To tylko taki żart, ha ha...
BÓG:
Ściemniasz, Adaś. Dawaj żebro.
ADAM (cofając się i łapiąc za klatkę piersiową):
Bo co mi zrobisz?!
BÓG:
A co byś sobie życzył?
ADAM:
Kobietę!
BÓG:
Nie dostaniesz jej, jeśli nie dasz żebra!
ADAM:
No dobra! Zrozumiałem aluzję! Ale powiem ci jedno - jesteś chory! Jaki dobrze wychowany człowiek zabiera coś, co już raz pożyczył?!
NARRATOR:
Sami widzicie, że Adam wypił już swoją codzienną porcję soku z jarzębiny.
ADAM:
A ty bądź cicho! Wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie!
NARRATOR:
...powiedział Adam, nie wiedząc jeszcze, że Bóg całkiem poważnie zastanawia się nad projektem o kryptonimie "wesz".
ADAM:
Co z tobą?! Życie cię nie oszczędziło, co?! Za dużo słońca, hę?!
NARRATOR:
Na nieszczęście (hehe) Adam tak był zajęty rozmową, że nie zauważył, jak Bóg wynalazł samoobsługę i szybko acz boleśnie amputował mu żebro... ... ... ... BOŻE!!!
BÓG (zamyślony):
Co?!
NARRATOR:
Mówi się o tobie!
BÓG:
W wiadomościach?!
NARRATOR:
Nie! Masz zabrać żebro Adamowi!
BÓG (wyjmując z zanadrza siekierę):
Aaa, to w takim razie...
ADAM (wręczając Bogu żebro):
Masz! I tak nigdy mi się nie podobało! I załatw wreszcie tę kobietę!
BÓG:
Już, już... A ty, Adaś, uważaj na język, bo mogę się jeszcze rozmyślić!
NARRATOR:
I tak właśnie wszystko się zaczęło. Nastał dzień najpiękniejszy ze wszystkich, kiedy to do życia powołana została kobieta. Kobieta stanowiąca ostateczne dopełnienie, stawiająca świat w równowadze, niezrównana w swej wspaniałości i dobroci...
EWA (stworzona, brzydka, wymachując korkociągiem):
Samiec twój wróg! Samiec twój wróg!
ADAM (dokładnie lustrując EWĘ):
Co to ma być, jakiś bubel?!
BÓG:
Jaka zapłata, taki towar...
EWA:
Szowiniści!
ADAM:
No no, nie obrażajmy się. To że masz metkę 'made in korea', jeszcze niczego nie znaczy...
EWA:
Jak ty się do kobiety odzywasz, co?! Co ty w ogóle jeszcze tu robisz?! Już, won do garów! (wychodzi z Adamem)
BÓG:
Gdzie popełniłem błąd...
KOZA:
Beeee!!!
BÓG:
No tak, ale gdzie jeszcze???
Akt II Scena I
Miejsce akcji: w głównym planie rozłożyste drzewo, pod nim diabeł obsługujący stragan jabłek. Co chwilę podnosi jakiś owoc i przeciera go szmatką.
DIABEŁ:
Aloha, ludziska! Co, się tak gapicie, diabła nie widzieliście?! Nie wszystkie diabły muszą być normalne! A wcale bo nie! Ho ho! Jestem księciem ciemności! Czyż to nie podniecające? Moje imię powtarzają sobie szeptem, drżąc przy tym ze strachu! "Diabeł - mówią - ten to musi znać się na rzeczy!". Ho ho!
To, co widzicie za mną, to drzewo. Nie żartuję! Tylko że to drzewo jest wyjątkowe! Nazwałem je Drzewem Poznania Dobrego i Złego, bo przecież jestem zły, no nie? Potrafię nawet skopać mrowisko, wyobrażacie sobie?! Jestem kwintesencją zła, całkowitym przeciwieństwem Bambiego! Przy mnie Gargamel to grzeczny chłopiec!
NARRATOR:
Diabeł już dawno zbuntował się przeciwko Discovery i postawił na dobranocki.
DIABEŁ:
No no, nie wszyscy muszą wiedzieć!
KOZA (wchodząc na scenę):
Beeee!
DIABEŁ:
Już mi stąd! Poszła koza!
KOZA:
Beeee!
DIABEŁ:
Won! Poznania ci się zachciało, co?! No to jedź do Poznania, haha! Oo! Pan Adam! Witam szanownego klienta, co tam słychać w szerokim świecie?
ADAM:
Ech, szkoda gadać... Poszła koza! Głupi zwierzak! (bodzenie) Upf! Już mi stąd, bo Diabeł mi świadkiem, że cię na kotlety przerobię!
DIABEŁ:
Oo, pan Adam, widzę, nie w humorze dzisiaj, co? Coś się stało?
ADAM:
To wszystko przez tą Ewę... Myśli, że jak ma o jedno żebro więcej, to już jest niewiadomo kim!
DIABEŁ:
Ach, te kobiety... Ale trzeba przyznać, że sam się w to wszystko wpakowałeś... Wiesz co? Nie przejmuj się! Akurat mam pod ręką coś, co cię uszczęśliwi - Owoc Poznania Dobra i Złego! Lepsze od soku z jarzębin!
ADAM:
A czy to nie jest, wiesz, szkodliwe?
DIABEŁ:
A gdzie tam! Dalej, spróbuj, pierwsza dawka gratis!
ADAM:
No to w takim razie...
EWA:
Łapy precz! Gdzie ty się pałętasz, co?! Ja umieram ze strachu o ciebie, a ty się z kolegami szlajasz, tak?! Oj, nie ładnie, nie ładnie... Dzisiaj pójdziemy spać bez kolacji!
DIABEŁ:
Przepraszam... Jeśli wolno mi coś zauważyć...
EWA:
Czego, ty męska imitacjo zła?!
DIABEŁ:
Może owocka, hę? To bardzo modne w tym sezonie, wszystkie niezależne kobiety marzą tylko o tym, żeby skosztować ten delikatesik.
EWA:
A czy to nie jest... no wiesz, szkodliwe?
DIABEŁ:
A gdzie tam! Wszyscy inni ludzie to jedzą i jakoś żyją.
EWA:
Ale przecież my jesteśmy jedynymi ludźmi w Raju!
DIABEŁ:
No właśnie, to tylko podkreśla logikę mojego stwierdzenia. No to jak, skusi się pani? Trzeba pamiętać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
EWA:
No, czy ja wiem... Nie jestem pewna...
DIABEŁ:
No dalej! Do każdego egzemplarzu dodajemy odżywkę do włosów gratis!
EWA:
A więc dobrze, spróbuję... Adam, zjedz jednego owoca!
ADAM:
Ale dlaczego ja?!
EWA:
Bo ja poczekam chwilę i zobaczę, co się stanie. No chyba, że chcesz o tym porozmawiać... (po fakcie) I jak?
ADAM:
Zdecydowanie lepsze od pietruszki...
EWA:
No to i ja spróbuję. Hm, całkiem niezłe... Powiedz mi tylko, dlaczego te owoce nazywają się Owocami Poznania Dobra i Złego?
DIABEŁ:
Bo teraz wiecie, że jestem zły i nie można mi ufać!
EWA:
O tym wiedziałam już od początku. Choć Adaś, kolacja czeka!
ADAM:
A co będzie na kolację?
EWA:
Koza!
KOZA:
Beee!
Akt II Scena II
BÓG:
Cały czas wydaje mi się, że gdzieś popełniliśmy błąd... Może trzeba było nie stwarzać tych ludzi?
DIABEŁ:
No co ty, wtedy nie byłoby zabawy!
BÓG:
Co racja, to racja... Czasami się zastanawiam, co by się stało, gdybyśmy sami spróbowali tych owoców.
DIABEŁ:
Żartujesz?! Wtedy nie moglibyśmy być skrajnościami! Co to za zabawa, gdy nie możesz opowiedzieć się po żadnej ze stron? No, wystarczy tego filozofowania. Choć, koza, idziemy!
KOZA:
Beee!
DIABEŁ:
Wiesz, znam taką świetną kafejkę. Myślę, że przez długi czas będzie całkiem niezłym punktem obserwacyjnym...
Akt II Scena III
ADAM (ze sztućcami, serwetką itp.):
A gdzie koza?!
NARRATOR:
Diabli wzięli.
ADAM:
Choć Ewa, spadamy. Bez kozy to już nie ten sam Raj.
EWA:
A czy kiedykolwiek tu wrócimy?
ADAM:
Nie musimy. Zabieramy go ze sobą. (obejmują się i wychodzą)
KONIEC