Literatura

bÓG aDAM i kOZA (dramat)

nonFelix

Beee
Akt I Scena I

Miejsce akcji: zakład stolarski, narzędzia walają się po podłodze, deski, wióry, ziemia zajmują prawie całe wolne miejsce. Po prawej stronie sceny duży, nieheblowany stół, nad którym pochylony BÓG gmera w bryle gliny z grubsza uformowanej w kulę. Koncepcje na ADAMA są dwie - primo: hipis z długimi, przetłuszczonymi włosami ubrany w kolorowe fatałaszki. Zachowuje się, jakby cały czas był na kacu; secundo: parodia Adama Małysza. Trochę ostre, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi.

I od tego zależy wejście ADAMA - w pierwszym przypadku budzi się w rogu sceny, w drugim wchodzi i robi Małyszowy gest, uśmiecha się do publiczności, przybiera smutną minę i tak też kontynuuje.

I jeszcze NARRATOR. Kim jest? U nas miała to być osoba siedząca na krzesełku tyłem do publiczności i ze scenariuszem w dłoni. Aby to wyglądało na coś w rodzaju próby, ale nie za bardzo. Obecność NARRATORA to jeszcze jeden plus - w momencie, gdy któryś z autorów zapomni czegoś, NARRATOR może podpowiedzieć i wszystko wyjdzie naturalnie.

ADAM (ad hoc):

    O, Boże!

NARRATOR:

    Adamowi zaczynała już doskwierać samotność.

BÓG (nie przerywając pracy):

    No?

NARRATOR:

    Bóg cięgle pracował nad tworzeniem Ziemi.

ADAM:

    Bożee, co robisz?

BÓG (łypie na ADAMA wrogo, ale wraca do pracy):

    Pracuję nad stworzeniem Ziemi...

ADAM (i tak nie zwracając uwagi na BOGA, bierze jakiś przedmiot ze stołu i zaczyna go oglądać, potrząsać nim itp.):

    Och. To fajnie.

BÓG (odbierając mu ów przedmiot i wtykając go do glinianej breji):

    Prawda?

BÓG (z wielką pasją męcząc glinę):

    No, a teraz spadaj, bo mam akurat natchnienie.

ADAM wciąż się przygląda, jak BÓG odrywa część masy i rzuca za stół. Zza niego wychodzi KOZA.

NARRATOR:

    Adam przez chwilę zabawiał się obserwacją, jak, za sprawą Słowa Pańskiego, z nicości na ziemi pojawiła się koza. Zwierzę ze zdenerwowania zaczęło dziamgać Adamowi sznurówki.

ADAM:

    E, zwierzak, daj se spokój. Słyszysz? Zwierzak, wystarczy...!

NARRATOR:

    Koza, niepomna pustki egzystencjalnej Adama, przerzuciła się z odgryzionej sznurówki na rosnącą nieopodal marchewkę.

ADAM (podbiegając do BOGA i ciągnąc go za rękaw):

    Ona zżera moją marchew!

BÓG:

    Musi jeść! Musi się pożywiać, aby mogła być zdrowa i silna!

ADAM:

    Ona zżera moją marchew!

NARRATOR:

    Adaś widocznie nie starał się ukryć pochodzenia od małpy.

ADAM patrzy się z urazem na NARRATORA

BÓG:

    Masz!

NARRATOR:

    I Bóg stworzył pietruszkę.

BÓG (podając pęczek ADAMOWI):

    Tego nie zje.

ADAM (wyrzucając go):

    Nie lubię pietruszki...!

BÓG:

    Przecież nawet nie spróbowałeś!

ADAM:

    Nie muszę próbować, żeby wiedzieć, że czegoś nie lubię. Pietruszka jest BE!

KOZA:

    Beeee!

ADAM:

    Jak i koza!

BÓG:

    Adaaś, zerknij no proszę, czy nie zostawiłem Zakazanego Drzewa po drugiej stronie Raju...

KOZA:

    Beeee!

ADAM (odchodząc):

    Sama jesteś, kurde, beeee!

BÓG (z rezygnacją):

    Ja i te moje Pomysły...

Akt I Scena II

ADAM:

    Nie ma.

BÓG (cały czas pracując):

    Czego nie ma?

NARRATOR:

    Bóg wciąż zajęty problemem motyli. Nie był do końca pewien, czy są one dobrym pomysłem, bo jak wieść gminna niosła, mogły wywoływać poważne burze, machając skrzydełkami po drugiej stronie globu. Z drugiej jednak strony miały takie ładne kolorowe skrzydła i były strasznie brzydkie, gdyby przyjrzeć się im z bliska. To ci heca! (tu BÓG uśmiecha się sadystycznie)

ADAM:

    No nie ma. Poszedłem tam, a tego nie ma.

BÓG:

    Czego nie ma?!

ADAM:

    No drzewa. Prosiłeś żebym sprawdził, no i nie ma.

BÓG

    Bzdury gadasz...

NARRATOR:

    ...zaoponował Bóg, wciąż niepewny tematu rozmowy. Te motyle mogą też rozwijać się z takich małych poczwarek, które będą niszczyć plantacje. To było by na prawdę niebezpieczne. I zabawne...

ADAM:

    Kurde flaki! Chciałeś, żebym zobaczył, czy nie zostawiłeś tam Zakazanego Drzewa i go tam, no, nie ma!

BÓG:

    Aaaaa!

KOZA:

    Beeee!

ADAM:

    Cicho żeż ty! (Adam chce zamachnąć się na kozę, ta jednak pierwsza bodzie go w brzuch) To w końcu co z tym całym Drzewem? (pyta, gdy już udaje mu się nabrać w płuca powietrza)

BÓG:

    Idź, zobacz jeszcze raz...!

ADAM:

    Zobacz! Nie ma 'zobacz'! Ja tutaj haruję, a Ty się obijasz i tworzysz jakieśtam kozy i pietruszkę!

BÓG:

    Idź już!

NARRATOR:

    I Bóg stworzył Piorun. Gdzieś w oddali Adam mignął przysmalonymi pośladkami. Zdenerwowany Pan stworzył drzewo poznania dobra i złego, aby Adaś się wreszcie od niego odczepił. Po namyśle z paskudnym uśmieszkiem dorzucił też motyle.

Akt I Scena III

BÓG wraz z ADAMEM wpatrują się w dziwną jasność na skraju sceny, w tle leci jakaś uduchowiona muzyka.

BÓG:

    I jak?

NARRATOR:

    - zapytał Bóg, pokazując ukończony Raj. Przed chwilą stworzył pierwszy deszcz i teraz złote promienie słońca z niebiańską gracją przebijały się przez szaro-białe chmury. Na niebie zakwitła tęcza.

ADAM:

    No. Fajnie.

BÓG (jest zatkany, stoi i otwartymi ustami i nie wie co powiedzieć):

    Fajnie?!

ADAM:

    Fajnie. Gdyby jeszcze nie ta koza, byłoby super.

KOZA:

    Beee!

ADAM:

    Cicho będziesz! Mam już ciebie dość!

KOZA:

    Beee! (protest kozy zostaje poparty kolejnym uderzeniem)

BÓG:

    Sam jesteś super! Stworzyłem ci wspaniały Raj, a ty masz jeszcze jakieś obiekcje?!

ADAM (zamyśla się i jeszcze raz ogląda malujący się przednim, wprost bajkowy krajobraz):

    Dobra, ujdzie w tłoku. Mogło być lepiej. Na przykład bez kozy (łypie bezczelnie w stronę zwierzęcia). No dobra, a teraz kobieta.

BÓG:

    Co?

ADAM:

    Kobieta. No wiesz... (kreśli w powietrzu nieokreślony kształt). Taka z tymi swoimi... no...

BÓG:

    Kobiet ci się zachciewa! Przyznaj się, że o to chodziło ci od samego początku!

ADAM:

    Ktoś musi przecież gotować. Ja nie potrafię, mam dwie lewe ręce (jedną z nich zaczyna dłubać w uchu).

BÓG:

    Nie rób tego! To niewychowane!

ADAM:

    Wychowania mu się zachciewa! Nikt nie zobaczy!

BÓG (pełen konsternacji):

    Ech... To co z tą kobietą?

ADAM:

    Mnie się pytasz? Sam powinieneś wiedzieć. To ty przecież zajmujesz się tworzeniem. Ja nie muszę wiedzieć, co będzie miała w środku.

BÓG:

    No dobra. Dawaj nos.

ADAM:

    Co?!

BÓG:

    Nos. Nie przypuszczałeś chyba, że to będzie takie łatwe.

ADAM:

    No nie, ale żeby od razu nos... Będzie mi jeszcze potrzebny!

BÓG:

    No dobra, ucho.

ADAM:

    Paznokieć!

BÓG:

    Zęby!

ADAM:

    Żebro!

BÓG:

    No dobra.

ADAM (po chwilowej pauzie):

    Że jak?

BÓG:

    No, żebro, przecież sam zaproponowałeś.

ADAM:

    Ale to nie było na poważnie. To tylko taki żart, ha ha...

BÓG:

    Ściemniasz, Adaś. Dawaj żebro.

ADAM (cofając się i łapiąc za klatkę piersiową):

    Bo co mi zrobisz?!

BÓG:

    A co byś sobie życzył?

ADAM:

    Kobietę!

BÓG:

    Nie dostaniesz jej, jeśli nie dasz żebra!

ADAM:

    No dobra! Zrozumiałem aluzję! Ale powiem ci jedno - jesteś chory! Jaki dobrze wychowany człowiek zabiera coś, co już raz pożyczył?!

NARRATOR:

    Sami widzicie, że Adam wypił już swoją codzienną porcję soku z jarzębiny.

ADAM:

    A ty bądź cicho! Wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie!

NARRATOR:

    ...powiedział Adam, nie wiedząc jeszcze, że Bóg całkiem poważnie zastanawia się nad projektem o kryptonimie "wesz".

ADAM:

    Co z tobą?! Życie cię nie oszczędziło, co?! Za dużo słońca, hę?!

NARRATOR:

    Na nieszczęście (hehe) Adam tak był zajęty rozmową, że nie zauważył, jak Bóg wynalazł samoobsługę i szybko acz boleśnie amputował mu żebro... ... ... ... BOŻE!!!

BÓG (zamyślony):

    Co?!

NARRATOR:

    Mówi się o tobie!

BÓG:

    W wiadomościach?!

NARRATOR:

    Nie! Masz zabrać żebro Adamowi!

BÓG (wyjmując z zanadrza siekierę):

    Aaa, to w takim razie...

ADAM (wręczając Bogu żebro):

    Masz! I tak nigdy mi się nie podobało! I załatw wreszcie tę kobietę!

BÓG:

    Już, już... A ty, Adaś, uważaj na język, bo mogę się jeszcze rozmyślić!

NARRATOR:

    I tak właśnie wszystko się zaczęło. Nastał dzień najpiękniejszy ze wszystkich, kiedy to do życia powołana została kobieta. Kobieta stanowiąca ostateczne dopełnienie, stawiająca świat w równowadze, niezrównana w swej wspaniałości i dobroci...

EWA (stworzona, brzydka, wymachując korkociągiem):

    Samiec twój wróg! Samiec twój wróg!

ADAM (dokładnie lustrując EWĘ):

    Co to ma być, jakiś bubel?!

BÓG:

    Jaka zapłata, taki towar...

EWA:

    Szowiniści!

ADAM:

    No no, nie obrażajmy się. To że masz metkę 'made in korea', jeszcze niczego nie znaczy...

EWA:

    Jak ty się do kobiety odzywasz, co?! Co ty w ogóle jeszcze tu robisz?! Już, won do garów! (wychodzi z Adamem)

BÓG:

    Gdzie popełniłem błąd...

KOZA:

    Beeee!!!

BÓG:

    No tak, ale gdzie jeszcze???

Akt II Scena I

Miejsce akcji: w głównym planie rozłożyste drzewo, pod nim diabeł obsługujący stragan jabłek. Co chwilę podnosi jakiś owoc i przeciera go szmatką.

DIABEŁ:

    Aloha, ludziska! Co, się tak gapicie, diabła nie widzieliście?! Nie wszystkie diabły muszą być normalne! A wcale bo nie! Ho ho! Jestem księciem ciemności! Czyż to nie podniecające? Moje imię powtarzają sobie szeptem, drżąc przy tym ze strachu! "Diabeł - mówią - ten to musi znać się na rzeczy!". Ho ho!

    To, co widzicie za mną, to drzewo. Nie żartuję! Tylko że to drzewo jest wyjątkowe! Nazwałem je Drzewem Poznania Dobrego i Złego, bo przecież jestem zły, no nie? Potrafię nawet skopać mrowisko, wyobrażacie sobie?! Jestem kwintesencją zła, całkowitym przeciwieństwem Bambiego! Przy mnie Gargamel to grzeczny chłopiec!

NARRATOR:

    Diabeł już dawno zbuntował się przeciwko Discovery i postawił na dobranocki.

DIABEŁ:

    No no, nie wszyscy muszą wiedzieć!

KOZA (wchodząc na scenę):

    Beeee!

DIABEŁ:

    Już mi stąd! Poszła koza!

KOZA:

    Beeee!

DIABEŁ:

    Won! Poznania ci się zachciało, co?! No to jedź do Poznania, haha! Oo! Pan Adam! Witam szanownego klienta, co tam słychać w szerokim świecie?

ADAM:

    Ech, szkoda gadać... Poszła koza! Głupi zwierzak! (bodzenie) Upf! Już mi stąd, bo Diabeł mi świadkiem, że cię na kotlety przerobię!

DIABEŁ:

    Oo, pan Adam, widzę, nie w humorze dzisiaj, co? Coś się stało?

ADAM:

    To wszystko przez tą Ewę... Myśli, że jak ma o jedno żebro więcej, to już jest niewiadomo kim!

DIABEŁ:

    Ach, te kobiety... Ale trzeba przyznać, że sam się w to wszystko wpakowałeś... Wiesz co? Nie przejmuj się! Akurat mam pod ręką coś, co cię uszczęśliwi - Owoc Poznania Dobra i Złego! Lepsze od soku z jarzębin!

ADAM:

    A czy to nie jest, wiesz, szkodliwe?

DIABEŁ:

    A gdzie tam! Dalej, spróbuj, pierwsza dawka gratis!

ADAM:

    No to w takim razie...

EWA:

    Łapy precz! Gdzie ty się pałętasz, co?! Ja umieram ze strachu o ciebie, a ty się z kolegami szlajasz, tak?! Oj, nie ładnie, nie ładnie... Dzisiaj pójdziemy spać bez kolacji!

DIABEŁ:

    Przepraszam... Jeśli wolno mi coś zauważyć...

EWA:

    Czego, ty męska imitacjo zła?!

DIABEŁ:

    Może owocka, hę? To bardzo modne w tym sezonie, wszystkie niezależne kobiety marzą tylko o tym, żeby skosztować ten delikatesik.

EWA:

    A czy to nie jest... no wiesz, szkodliwe?

DIABEŁ:

    A gdzie tam! Wszyscy inni ludzie to jedzą i jakoś żyją.

EWA:

    Ale przecież my jesteśmy jedynymi ludźmi w Raju!

DIABEŁ:

    No właśnie, to tylko podkreśla logikę mojego stwierdzenia. No to jak, skusi się pani? Trzeba pamiętać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

EWA:

    No, czy ja wiem... Nie jestem pewna...

DIABEŁ:

    No dalej! Do każdego egzemplarzu dodajemy odżywkę do włosów gratis!

EWA:

    A więc dobrze, spróbuję... Adam, zjedz jednego owoca!

ADAM:

    Ale dlaczego ja?!

EWA:

    Bo ja poczekam chwilę i zobaczę, co się stanie. No chyba, że chcesz o tym porozmawiać... (po fakcie) I jak?

ADAM:

    Zdecydowanie lepsze od pietruszki...

EWA:

    No to i ja spróbuję. Hm, całkiem niezłe... Powiedz mi tylko, dlaczego te owoce nazywają się Owocami Poznania Dobra i Złego?

DIABEŁ:

    Bo teraz wiecie, że jestem zły i nie można mi ufać!

EWA:

    O tym wiedziałam już od początku. Choć Adaś, kolacja czeka!

ADAM:

    A co będzie na kolację?

EWA:

    Koza!

KOZA:

    Beee!

Akt II Scena II

BÓG:

    Cały czas wydaje mi się, że gdzieś popełniliśmy błąd... Może trzeba było nie stwarzać tych ludzi?

DIABEŁ:

    No co ty, wtedy nie byłoby zabawy!

BÓG:

    Co racja, to racja... Czasami się zastanawiam, co by się stało, gdybyśmy sami spróbowali tych owoców.

DIABEŁ:

    Żartujesz?! Wtedy nie moglibyśmy być skrajnościami! Co to za zabawa, gdy nie możesz opowiedzieć się po żadnej ze stron? No, wystarczy tego filozofowania. Choć, koza, idziemy!

KOZA:

    Beee!

DIABEŁ:

    Wiesz, znam taką świetną kafejkę. Myślę, że przez długi czas będzie całkiem niezłym punktem obserwacyjnym...

Akt II Scena III

ADAM (ze sztućcami, serwetką itp.):

    A gdzie koza?!

NARRATOR:

    Diabli wzięli.

ADAM:

    Choć Ewa, spadamy. Bez kozy to już nie ten sam Raj.

EWA:

    A czy kiedykolwiek tu wrócimy?

ADAM:

    Nie musimy. Zabieramy go ze sobą. (obejmują się i wychodzą)

KONIEC


dobry 10 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Maciej Dydo Fidomax
Maciej Dydo Fidomax 27 kwietnia 2002, 01:45
ech taki sobie mało przekonywujący dramat, dodaje za to, że trafiają się prawdziwe perełki.. szczególnie pod koniec każdej sceny np "BÓG (z rezygnacją): Ja i te moje Pomysły...", na jedno czytanie :)...
Brodacz 22 marca 2003, 17:38
stylistycznie świetne, czyta sie jak komiks
hanka
hanka 1 kwietnia 2007, 20:28
swietne! tylko zakonczenie slabe...
przysłano: 27 kwietnia 2002

Inne teksty autora

jesteś pełna
nonFelix
po przebudzeniu
nonFelix
wyjdź na ludzi
nonFelix
nienie
nonFelix
yass
nonFelix
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca