Literatura

Psalm na otwarcie oczu... (opowiadanie)

Szluger

analiza dzialan psychopaty
- Słuchaj, musisz po prostu nauczyć się olewać wszystko, a wtedy będzie ci lepiej. - powiedział, patrząc w granatowe, nocne niebo. Gdzieś obok odbywała się pijacka orgia, a powietrze pachniało kwiatami.

- Wiem.

Krótkie suche słowo nie miało w sobie tej mocy, którą chciałam z siebie wyrzucić. To było oczywiste, że On miał absolutn± rację, wszystko co powiedział było święte i mogło stanowić moją Biblię. Kiedy ktoś jest złym człowiekiem, poznasz go łatwo po tym, że każde jego słowo wydaje się być wyjęte prosto z twojej głowy- on tam jest i powoli, ale konsekwentnie niszczy ciebie od środka, przegląda twoje myśli jak przez szybę i wszystko o tobie wie...a jego najgroźniejszą bronią jest wywołanie twojego strachu...

- Muszę iść.- zgasił papierosa na małym talerzyku i podniósł się z zimnych kafelek balkonu.

- Już?- perfekcyjnie zagrał na moich uczuciach, w chwili, kiedy potrzebowałam go najbardziej, jeszcze kilku takich mądrych i odkrywczych zdań...

Wiedział , że nie mogę żyć bez tego. Nie mogę istnieć bez tej magii, opowieści o starym Indianinie i paleniu trawy nad rzek±. Bez zapachu wiśniowego tytoniu.

Kiedy wyszedł , zastanowiłam się jeszcze raz nad tym, co powiedział. Nic, to było nic, przepięknie ubrane w słówka, które mógł mi z łatwością wcisnąć w podświadomość.

Usiadłam na balkonie, coraz zimniejszym i bardziej przesyconym zapachem nocnej imprezy. Miał nade mną władzę, przewagę, odnosił zwycięstwo za zwycięstwem, a ja oddawałam wciąż strzępy swojej duszy...jak kocią karmę w puszkach, przemielone i wstrętne...

Następnego dnia spotkaliśmy się w parku. Był trochę bardziej senny niż zazwyczaj, ale pięknie pachniał. Usiadł całkowicie milcząc na ławce i strząsnął z niej kilka mokrych liści. Nawet nie zauważył, że padał deszcz...

- Mam sprawdzian z historii.- oświadczył węzłowato, co chyba miało usprawiedliwiać jego roztargnienie.

- No i co z tego?

- Nic nie umiem...- wydawał się naprawdę wściekły.

Kazał mi odejść. Nie pozwolił mi nawet przyjrzeć się sobie bliżej, nic z tego. Siedział skulony i zły na ławce, która ociekała wodą i miał pretensje do całego świata. Pewnie jestem brzydka , pomyślałam. Jak posłuszna niewolnica uciekłam do klasy, gdzie smętnie patrzyłam w okno przez kilka następnych godzin.

Zły człowiek pojawia się niepostrzeżenie, jak duch wkrada się do twojego życia i wszystko w nim przestawia. Burzy twoje wartości, wmawiając ci, że są niczym, wszystko bezczelnie wykpiwa, ale w sposób taki, że ty zaczynasz gloryfikować jego idee i jego myśli. W końcu nie pragniesz niczego innego jak tylko stać się jego kopią, niedoskonałą i marną, ale zawsze stanowiącą namiastkę jego wspanialej osobowości. On nigdy nie pochwali cię ani nie da ci większych dawek siebie, on w najbardziej smutnym momencie powieści ucieknie bez słowa, zostawiając cię z nienarodzonym dzieckiem w przerażonej do granic podświadomości i kupą spraw, wymagających wyjaśnienia. On nigdy nie przyzna się do błędu, bo będzie pewny twojego przebaczenia...Nienawidziłam Tomka za to, kim był, za to co mówił i za to, co mi zrobił. Za spojrzenie w lustro, gdzie widziałam blade siniaki na mojej twarzy, ślady jego namiętnych pocałunków...

Zły człowiek jest jak demon, umie opętać cię tym, czego pragniesz. W rzeczywistości jednak jest to kompletne złudzenie...jego pieszczoty , gdy pragniesz miłości, przypominają biczowanie Chrystusa, ale ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo on cię już opętał i zjadł twoją duszę. Kiedy fascynuje cię alkohol, zły człowiek przychodzi z butelką, a potem zamroczony wypowiada zdania, które ty zawsze chciałeś usłyszeć. Dla niego to zabawa, dla ciebie całe życie.

Pewnego dnia po prostu się znudził. Jego wysokość Tomasz uznał, że nie jestem w stanie zaspokoić jego perwersyjnych pragnień. Przebite strachem i zaskoczeniem dziewictwo ciała i duszy było dla niego niczym. Musiałam skłamać, że nigdzie nie dotarł, choć czułam, jak gwałci wszystkie moje zasady i nie mogłam znieść tego bólu, który był wielki jak noc. Dopiero wtedy przestał, jakby zbudzony z transu, w którym nie słyszał mojego szeptu, mojej prośby...Zostaw mnie, nie chcę...nie teraz...

A potem sobie odszedł, tak po prostu . Nagle przestał zauważać we mnie cokolwiek wartościowego, tak jakbym zamieniła się w marną kupkę błota.

Zawsze dużo obiecywał, i potem nic sobie z tego nie robił. Wydmuchując nosem dym snuł wizje naszego wspólnego życia- mały domek, w środku wszędzie porozstawiane butelki z alkoholem i zdjęcia...nasze wspólne scenariusze filmów, które mogłyby zdobyć cały grad Oskarów. Nocne pijaństwo i ciągła dekadencja.

Mieliśmy pisać wspólny zeszyt naszych przemyśleń i marzeń. Kupiłam go nawet - leżał w szufladzie biurka, pusty jeszcze, ale już podniecający swoją przyszłą zawartością...Widziałam siebie oczami wyobraźni- za miesiąc biorę ten zeszyt w ręce i zaczynam czytać, śmiejąc się tego i tamtego. Zeszyt leży teraz w biurku tak samo jak wtedy- jest tylko trochę bardziej zniszczony ,a pierwsza kartka, zawierająca kilka gorzkich słów gdzieś zniknęła. Na jednej z ostatnich stron ktoś napisał : "wspaniale, że ciebie poznałem...". Niestety, nie był to mój przyjaciel...ktoś zupełnie inny, kto całkiem niespodziewanie przyplątał się w mojej historii...

Ciągle wykorzystywał innych. Do tego stopnia, że zdobyte od innych myśli powtarzał jako własne, wypieszczone aforyzmy, a co najgorsze wierzył w to, że sam je wymyślił. Mówił, że nienawidzi komercji, chociaż przypominał jej chodzący symbol.

- Nie lubię kobiet, które malują się ekstrawagancko. W ogóle nie lubię kobiet, które się malują.- stwierdził pewnego wieczoru, całkowicie odkrywczo, podczas gdy następnego dnia adorował tanią, zmalowaną dziwkę.

- Dlaczego ty ciągle zadajesz się z tymi głupkami, chociaż uważasz, że jesteś inny i tak naprawdę kochasz mnie?- zapytałam raz, kiedy kompletnie mnie wściekł.

Zapadła cisza. Sam sobie nie umiał wytłumaczyć, dlaczego jego słowa są aż tak odległe od czynów...W gruncie rzeczy był tylko żałosnym, małym alkoholikiem, brzydkim jak noc i miał skrzywioną psychikę. Dziwne, że wszyscy wkoło zauważali w nim księcia reżyserów i najwspanialszą osobę na ziemi...

Cała jego magia polegała na pozornym ofiarowaniu komuś tego czego ktoś skrycie potrzebował, z czego przypadkowo zwierzył mu się podczas długich, piwnych albo spirytusowych rozmów.

Zły człowiek nie jest w stanie dawać, on umie tylko i wyłącznie brać, a robi to jak wygłodzony żebrak, łapczywie i szybko, byle tylko zapełnić swoje żądne wrażeń i doznań ego. Nie zastanawia się, czy ktoś nie cierpi przez jego pragnienia, czy jego zachowanie nie sprawia komuś bólu...On po prostu bierze, wyrywa, pożera wszystko, a na samym początku zatruwa duszę...Kiedy już nie ma się nic do ofiarowania, zły człowiek odchodzi na inne żerowisko. Bez ani jednego słowa podziękowania, właściwie ucieka tam samo jak pojawił się w czyimś życiu- jak złodziej.

Kiedy zostawił mnie, w samym środku lipca, kiedy wszystko sprzyjało słońcu i radości, od razu odwrócili się ode mnie wszyscy nasi wspólni znajomi. Nie wiem , co im naopowiadał, ale potem ja, patrząc na krew, spływającą po moim rozciętym ramieniu zastanawiałam się nad najgorszym błędem swojego życia- dniu, w którym zgodziłam się "być z nim". Co za ironia, co za bzdura...Nie miałam nikogo, wszyscy rozpierzchli się jak mgła. Wszyscy byli chorzy na syndrom Tomka.

Próbowałam z nimi nawiązać kontakt. Nic z tego, nie rozumieli, co do nich mówiłam, tak jakbym przybywała z innej planety. Może rzeczywiście jestem z kosmosu, bo nie chleję jak oni i nie pieprzę się byle kim. Było mi po prostu żal, że pomiędzy mną a tymi ludźmi , którym kiedyś lubiłam, wyrósł ten mur- nie do przekroczenia, sięgający właściwie tylko granicy dumy Tomka. Kiedy chciał, abym znów była jego przyjaciółką, ale taką, którą kolegom przedstawia się jako nic nie znaczącą "koleżankę", powiedziałam NIE. I obraził się na dobre.

Tak naprawdę nigdy mnie nie szanował, nie byłam dla niego kimś naprawdę ważnym, bo wstydził się nawet rozmawiać ze mną na szkolnym korytarzu- tak jakbym była kosmitą albo kimś gorszym, jakimś mniej rozwiniętym podgatunkiem człowieka. On i jego parszywa duma. Chore myśli, którym chciał podporządkować wszystko- a kiedy tylko coś wymykało się spod jego kontroli, deptał to i opluwał.

Jak dziecko, jak niedorozwinięty facet, bawiący się drewnianymi klockami. To wina klocka , że nie chce trzymać się na szczycie chwiejnej wieży.

Trudno jest odstawić narkotyk, który zdążył już przewiercić cię na wylot. Trudno jest uwolnić się od złości, od nienawiści...prześladującej depresji i głodów...Od wpływu człowieka, który umiał w ciągu sekundy zepchnąć cię na kolana i sprawić, żebyś pogrążył się w smutku -jak pan, który bije wierne zwierzę, a ono tonie wtedy w żalu.

***

W paĽdzierniku spotkałam Anioła. Sprawił, że moje życie jest szczęśliwe, czyste, nie obciążone żadną pozą ... Kocham go najbardziej na świecie. On mnie też.

Będziemy zawsze razem... Odnaleźliśmy się w tłumie zwyczajnych ludzi...umiemy razem i śmiać się, i płakać...

Romeo i Julia. Tristan i Izolda. Ja i On...


słaby 9 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
asia
asia 20 grudnia 2006, 16:02
do huja taka strona!!
przysłano: 14 lipca 2000

Inne teksty autora

Magnolie
envagorien
drobne fałszerstwa
envagorien
dual
getsemani
*
getsemani
kasztany
getsemani
paw
getsemani
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca