Ukojenie

justyna.pacek

Stos książek zakrywał ją całą. Nie było więc sposobu, by dostrzec kapiące na kartki otwartego „Hamleta” łzy. Jedna… Druga… Kolejna…

Przyszedł niespodziewanie. Otarł policzki, podał chusteczkę – naprawdę elegancki mężczyzna. Wierzyć się nie chce, że jeszcze tacy istnieją. Podobno mężczyzna to gatunek wymierający – spotkać samca nietrudno, mężczyznę – to już duży kłopot. On był prawdziwy. Jeden z niewielu, jakich zostało na świecie.

Spojrzała tymi czarnymi oczętami, wbiła ostre jak żyletki spojrzenie wprost w jego jasną, promienną twarz. Wcale nie speszył go jej wzrok – przeciwnie – jeszcze szerzej się uśmiechnął i puścił do niej niepostrzeżenie „perskie oczko”. Była stracona!

Twarz zajaśniała, oczy zabłysły, usta rozchyliły się lekko, policzki się zarumieniły jak u malutkiej wstydliwej dziewczynki.

Wziął jej dłoń w swą dłoń. Drżącą i delikatną, spokojnie, delikatnie, jakby każdy ruch mógł prowadzić do rozsypania się misternie wyrzeźbionego, kobiecego arcydzieła – przesunął powoli palcami po jej kostkach – zadrżała. Pierwszy raz zdarza się, aby ktoś był tak zainteresowany jej dłońmi. Nią samą! Przecież do tej pory nikogo nie nękało pytanie, co robi, gdzie jest, czy warto ją poznać, czy w ogóle jest warta czegokolwiek. Spisano ją na straty już zanim miała szansę rozkwitnąć. Przeklęte dziecko. Parszywy bachor! „Zniszczyłaś życie mi, twojemu ojcu, całemu światu! Jesteś nikim! Żałuję, że żyjesz, żałuję, że jesteś, żałuję, że ciągle nie mam siły, by skończyć z tobą!”. Słowa wykrzyczane – ciężkie jak ołów, cięższe za każdym razem, kiedy powracały. Dźwięczą i teraz, kiedy patrzyła w tę jasną, promienną twarz i czuła delikatny dotyk na swojej dłoni. Cofnęła ją z przerażeniem w oczach. W tych samych, które początkowo zachwyciły się postacią, która zjawiła się z nikąd.

Zaskoczony był – bardziej nawet niż ona. Nic jednak nie powiedział. Nie mówił nic jeszcze. W ogóle. Ani słowa nie usłyszała z jego ust. A tak pragnęła, by ton, barwa jego głosu przywróciła ją do pionu i obudziła z tego przerażającego snu, powracającego zawsze, kiedy pojawiało się szczęście na horyzoncie. „Nigdy cię nie chciałam! Nigdy! Jesteś nikim!”.

Otarł znów łzy, które ponownie plamić zaczęły strony „Hamleta”. Dlaczego w ogóle otwarła tę książkę? Przecież Szekspira ona nie czyta. Nie potrafi. Zawsze twierdziła, że boi się czytać o cierpieniu. Sama za wiele przeżyła i nie chciała szukać innych ludzi, którzy żyją w bólu – jak ona. Jednak tragedia ciągle leży przed nią, rozgrywa się na jej oczach trudna walka, odwieczna bitwa dobra ze złem. Skomplikowana jednak bardziej niż inne.

Odwróciła wzrok. Nie miała siły patrzeć ciągle w jego spokojną twarz, gdy w jej głowie znów szumiało, dźwięczało, krzyczało. „Jesteś nikim!”. Spuściła oczy i mimochodem zerknęła na wilgotne kartki. „ Umrzeć – Zasnąć – I na tym koniec”. Obezwładniająca gonitwa myśli. Zaczęła osuwać się z krzesła. Chwycił ją w ostatniej chwili, więc nie skończyło się na bolesnym upadku. Jednym ruchem zrzucił wszystko ze stołu i położył ją powoli.

Oczy otwierała z tak wielkim wahaniem. Nie była pewna, co zobaczy, czy chce w ogóle widzieć cokolwiek. Pierwsze promienie jasnego, jarzeniowego światła wtargnęły jednak wbrew jej woli pod powieki i nie było odwrotu – chwilowo oślepiona, kiedy oswoiła się z otoczeniem, zauważyła nad sobą tę samą twarz mężczyzny, jednak teraz ciemną i przerażoną. Uniosła rękę, lecz wbrew jej rozkazom – opadła bezwładnie. Chciała przekonać się, że jest prawdziwy, namacalny. Wszystko się wali, staje przeciw niej – zawsze tak było. Tak jest i będzie.

Chwycił ją za dłoń – znów delikatnie trzymał, jednak na tyle stanowczo, że nie udałoby się już jej cofnąć, jak poprzednio. Wcale tego nie chciała, więc jego przezorność była zbyteczna. Do życia przywracało ją ciepło tych silnych ramion, którymi została objęta – pomagał jej wstać, a ona pragnęła tylko, by już nigdy nie wypuścił jej z rąk. Czuła się po raz pierwszy bezpieczna. Spojrzała mu prosto w oczy tak samo przeszywającym wzrokiem jak wcześniej, choć ten już nie rzucał nożami – raczej błyszczał miłością. Uśmiech rozjaśnił jej bladą twarz, która powoli na powrót zalewała się słodkim rumieńcem.

Skrzyżował się wzrok z jego spojrzeniem. Błysnęły mu w oczach wesołe, trochę drapieżne ogniki. Uśmiechnął się, twarz rozjaśniła się ponownie, strach czmychnął, wrócił spokój.

Usiadła spokojna i pewna.

Powoli brała kolejne książki i układała je w porządny stos – taki, jaki wcześniej zakrywał ją całą. Wreszcie ostatnia – „Hamlet”. W głowie zaczynało cicho szumieć. Zamknęła z trzaskiem książkę i spojrzała na niego, by upewnić się, że to nie był tylko sen. Kiedy zobaczyła go, wpatrującego się z nieopisanym spokojem w jej mozolną i monotonną pracę, przyglądającego się każdemu ruchowi jej rąk, jej ciała, obserwującego kolejne książki i jej reakcje, gdy ich dotykała – wystarczyło, by po raz pierwszy w życiu poczuła się zupełnie wolna. Bez przeszłości, która ją przytłaczała. Tylko ona – tylko ta, która teraz przed nim siedzi. Cała dla niego.

Stos zwieńczył „Hamlet”, rzucony bezpowrotnie. Ręka opadła na stolik, wycieńczona pracą. On znów wziął ją w swoją ciepłą dłoń.

Czuła jego zapach – intensywnie intrygujący, zaskakujący i niepowtarzalny. Czuła jego dotyk. Nad wyraz przyjemny i opiekuńczy. Czuła jego wzrok na sobie – pełen miłości, troski, uwielbienia.

Czuła, ze naprawdę jest wolna…

Leżała w kącie pokoju, z dłoni wypadł kawałek potłuczonej szklanki. Zamknęła oczy. Zobaczyła jego kojące spojrzenie, chwycił ją za dłoń i zaprowadził do siebie. Usiadła na krześle i po raz ostatni spojrzała w jego twarz. W Jego kochające oblicze.

Na zawsze spokojna. Na zawsze.

justyna.pacek
justyna.pacek
Opowiadanie · 2 listopada 2006
anonim
  • sick
    nieźle napisane,
    z uczuciem, wręcz z przesadnym uczuciem (aż w stronę niesmacznej groteski).
    tylko skąd tyle złości, nie tylko w tym tekście
    nie zapominajmy o wiosennych kwiatach

    · Zgłoś · 18 lat
  • Outsider
    złość cechą ludzką ,dominuje nad dobrem od zawsze.Niestety.Nie ma dobra bez zła,zło bez dobra nie istnieje...
    Text miły dla ucha.Pozdrawiam.

    · Zgłoś · 18 lat