Stał przy mnie rodzaj żeński.
- Do mnie, czy do Ciebie – pyta.
- Zawołam taksówkę.
Zaciągam się papierosem. Szybko. Nie ma czasu, czas jest by krzyczeć: taxi. Skryliśmy się przed chłodem i siekącym deszczem: między siedzeniami, między wiszącym świętym Krzysztofem, między taksiarzem i radiem. Dzień dobry, dzień dobry; sraty-taty.
- Do Hotelu Iskra – mówię.
Siedzę z przodu to nie patrzę jej w oczy. Nie mam ochoty by widziała jak mieszkam, jak pachnie moja pościel, by głaskała mojego psa i słuchała moich płyt z muzyką. Nie potrzebny mi jest wygląd jej łazienki, jej pokoju, który wynajmuje. Rano nie mam zamiaru poznawać jej współpracowników. Nie potrzebuję tego i nie chcę.
W lusterku widać jak poprawia fryzurę. Blond włosy ścięte na Magdę M.
Robi makijaż – raz jeszcze przeciąga po smukłych ustach ciemną pomadką. Jest ładna, młoda i ładna.
W taksówce pachnie wilgocią i perfumami. Moimi, jej i taksówkarza. Wszyscy czyści i porządni.
- 11,50 – on do mnie.
Płacę, żegnam się i wysiadamy.
Przepuszczam ją w drzwiach. Nie jestem dżentelmenem. Lubię patrzeć jak rusza tyłkiem.
Kuba udaje, że mnie nie zna. Podaje klucz, ten co zwykle. 47. Płacę z góry; meldujemy się. Przypomina swoje imię i nazwisko: Karolina B.
- I Paweł C. – dodaje.
Życzy nam dobrej nocy, a ja uśmiecham się tak by nie widziała. Idziemy na górę.
Chce mnie wziąć pod rękę. Myślę nawet, że to miłe, nie uciekam.
Już w pokoju, stoję przy oknie i czekam. Czekam, bo poszła do łazienki. Czekam to palę. Zaczynam użalać się nad sobą. Bo gdy nadchodzi samotność uciekam do ludzi, do gwaru, rozmów i wódki. Próbując to wszystko poczuć, wchłonąć. I już wiem, że to nic. Kosmos, pustka. Stawiam krzyżyk na życiu, tworzę w głowie sen. Chciałoby się – kapitalny sen. Banał. Gdzieś tam, na końcu tunelu, widzę ją i siebie. Dzień i dom.
A to papier toaletowy; kolejny papieros.
Wszyscy przejmują się starcami z niewyobrażalną ilością kotów, samotnymi matkami i gówniarzami, którzy utracili pierwszą miłość. Dlaczego nikt nie przejmuje się mną?
Dwudziestokilkulatkiem z perspektywami, pieniędzmi.
I z kryzysem wieku średniego.
Dziewczyna wyjechała na święta. Moja dziewczyna wyjechała na święta do domu. Musiałem zostać jeszcze jeden dzień w pracy. A tak naprawdę to była tylko wymówka, by nie jechać z nią.
Wchodzi. Jeszcze bardziej świeża i jeszcze bardziej pachnąca. Podaje jej drinka. Nie chce, żeby to – już.
- Wiesz ja nigdy tak, tak szybko, ale...
- Ale, co?
- No, wiesz.
- Naprawdę nie wiem, proszę opowiedz – i dodaje – powoli.
Rumieni się. Dawno tego typu nie widziałem.
- Bo ja, ja – głos jej się waha – chyba coś do ciebie...
Przerywam jej – nie mówmy o uczuciach, to nie potrzebne. Nie właściwe. Tylko mąci w głowie, poczekajmy na to. Niech nabierze mocy
Wierze, w to. No prawie.
Kiwa głową na zgodę, trochę rozczarowana.
Przyciągam ją do siebie. Całuje, delikatnie i najczulej jak umiem. Chce, żeby przynajmniej na początku było dobrze i tak, jak trzeba.
Mruczy, to całuję mocniej i śmielej. W usta, po szyi i po odsłoniętych ramionach. Przechylamy się na kraniec łóżka. Ściągam z niej bluzkę i biustonosz pamiętając by tego drugiego – broń Cię Panie Boże – w dół, bo spłaszcza i – podobno – irytuje.
Patrzy mi w oczy, a ja na ułamek sekundy się łapie na to spojrzenie.
- Ja wcale nie chciałam o uczuciach.
- Wiem, wiem.
- To dobrze, że wiesz. A teraz całuj mnie... o tu.
- A tu mogę?
- Mhmm
Więc całują ją, tu i tam i niżej, niżej, aż wygina się w łuk. Aż nie tylko jej oczy się rozszerzają. Jest słodka, pachnie landrynkami.
Szybki dech, wdech, wydech i bezdech.
Ona drży, ja drżę. Z podniecenia, ale chyba bardziej z oczekiwania. Rozbiera mnie. Wolałbym, żeby ze mnie zdarła ubranie, ale najwyraźniej tak dobrze to nie.
Język, jak wąż wiję się po moim ciele. Zawsze wstydzę się erekcji. Muszę wyglądać wtedy głupio i nieporadnie. Nigdy nie wiem, co wtedy z sobą zrobić. Usiąść, wstać, leżeć? Jak lepiej się będę prezentował.
Miała gdzieś moją prezencję. Gdzieś, gdzie jest miło i przyjemnie.
Znowu jej oddech przyśpiesza, niewielkie piersi wznoszą się i opadają. Rytmicznie.
Jest na górze, kołysząca. Drapie mnie po piersiach, po brzuchu. Tak pewnie piszą w Cosmo, że jest to fajne. Nie jest.
Ale trzymam się jeszcze tej jednej myśli o Cosmo, o paniach redaktorkach, o kurwa całej redakcji i poligrafii, by tylko opóźnić, by dać jej czas.
Jest bliska zderzenia. Już prawie, rozpędzona i gotowa na kraksę.
Zderzenie; pociemniało w oczach. Wgniotło, odrzuciło, odurzyło, jak na kolejce górskiej. Zabrakło tlenu, zabrakło myśli, zabrakło...
A potem spokój, lepki, błogi spokój.
I cisza wypełniona, tylko naszymi oddechami.
powiedz mi też, czy w tym miejscu ma być średnik? - "A to papier toaletowy; kolejny papieros." - coś mi tu nie gra z układem graficznym tekstu. wyjaśnij.
Przede wszystkim zbyt wiele powtórzeń, zupełnie zbędnych, bo sens pokazany oszczędniej mocniej i szlachetniej wybrzmi w prostocie:
1. " Nie ma czasu, czas jest by krzyczeć" - zbędne powtórzenie "czasu",
2. niepotrzebne trzykrotne "między" - "między siedzeniami, między wiszącym świętym Krzysztofem, między taksiarzem i radiem.",
3. zmieniłabym kolejność zdania " W taksówce pachnie wilgocią i perfumami. Moimi, jej i taksówkarza. Wszyscy czyści i porządni" - dając je wcześniej, zaraz po "dzień dobry", bo walory węchowo-wzrokowe logicznie jako pierwsze pchają się na plan pierwszy,
4. po co to podkreślanie "mojego psa, moją pościel"? - koniecznie chcesz pokazać egoizm i miłość własną bohatera?,
5. płyty to raczej zawsze są "z muzyką" - brak logiki,
6. niepotrzebne "żegnam się" - wiadomo, zawsze jest zdawkowe do widzenia, wystarczy krótkie "płacę i wysiadamy",
7. " Myślę nawet, że to miłe, nie uciekam" - bez "myślę", bo bohater cały czas przecież myśli (nawet to miłe, nie uciekam),
8. proponuję zmianę kolejności zdań - " Dziewczyna wyjechała na święta. Moja dziewczyna wyjechała na święta do domu. Musiałem zostać jeszcze jeden dzień w pracy. A tak naprawdę to była tylko wymówka, by nie jechać z nią" - większa logika, bo najpierw powinno być, że to "jego dziewczyna wyjechała", potem, że wymówka,
9. może warto byłoby wymienić jakieś imię dziewczyny tu: "Gdzieś tam, na końcu tunelu, widzę ją" - bo można pomylić z Karoliną,
10. "Dzień [?] i dom.
A to papier toaletowy; kolejny papieros. (nie rozumiem – dzień, dom i papier toaletowy... czy papieros to papier toaletowy?),
11. "Wchodzi. Świeża i jeszcze bardziej pachnąca" - kompletnie zbędne "świeża", bo skoro jeszcze bardziej pachnąca, to już szczyt świeżości,
12. "Nie chce, żeby to – już." (za duży skrót myślowy, nieczytelna intencja),
13. "- Bo ja, ja – jej głos się waha – chyba coś do ciebie...
Przerywam jej. - Nnie mówmy" - za dużo "ja, jej" i literówka,
14. "nie własciwe" - ortograf,
15. " Ściągam z niej bluzkę i biustonosz pamiętając by tego drugiego – broń Cię Panie Boże – w dół, bo spłaszcza i – podobno – irytuje. (domyślam się o co chodzi, ale nazwij może inaczej – nie "spłaszcza", a skoro bohater taki odważny, nazwij to
‘po imieniu’),
16. " łapie się na to spojrzenie" - bez "się" - po prostu i wiadomo, że rodzi ono pewien niepokój,
17. "ale najwyraźniej tak dobrze to nie będzie." - wywal "to" - zbędne,
18. "Tak pewnie piszą w Cosmo, że tak jest fajne" - literówka i kompletnie nie podoba mi się szyk zdania.
Tekst niezły, dla mnie to brzmi jak polemika z Henry Millerem sprowadzającym kobietę 'nadużywającą swojej kobiecości' do przedmiotowej roli ...ośrodka wyładowań napięć wiadomych...
Ach, te elokwentne samce udające, że 'szukają tajemnic w obcym umyśle'
(niezrozumiale dla nich kobiecym?) a tak naprawdę punktem wyjścia jest dla nich macica...
A teraz czekam na Twój ruch Autorze. Zdecydowanie poprawki, jeśli uznasz za stosowne, nanosisz sam.
Proszę o Twoją wypowiedź, co akceptujesz, co odrzucasz. I pomyślimy wtedy o publikacji :)