Najgorsze są chyba noce. A może najlepsze?
Zależy z jakiej perspektywy się na to wszystko patrzy.
Dla Joanny nieukontentowanie nocą wiąże się już z nagminnością wieczornego przygnębienia i/lub zdezorientowania swym istnieniem.
Jeśli byśmy więc mieli połączyć godziny nocne z wieczornymi, doszlibyśmy do zadziwiającej konkluzji, iż życie Joanny jest nadzwyczaj tragiczne.
W istocie można to jednak określić mianem tragifarsy, którą Joanna zarówno podświadomie reżyseruje, jak i inscenizuje.
A aktorką bywa całkiem niezłą, niestety gorzej z umiejętnościami reżyserskimi.
Tak było i tej nocy. Po opróżnieniu butelki czerwonego wina i chwilach spędzonych na użalaniu się nad sobą w związku z „rodzinną" niedzielą zupełnie nie mogła zasnąć.
Właściwie to nic nowego, często miotała się w łóżku próbując wszelkich utartych sposobów ułatwiających zaśnięcie.
Powieki tkwiły w miejscu, głowa pulsowała ze zmęczenia, myśli falowały i krzywiły się jak twarz po zjedzeniu cytryny albo wypiciu mocnego alkoholu.
Nocą była skrajną nihilistką .Lecz paradoksalnie wtedy naprawdę żyła.
Ciemność wypełniała jej umysł często z pozoru obcą osobą, od której nie mogła się uwolnić. Tymczasem walczyła z własnym ego.
Niestety upragniony sen nadal nie przychodził.
Joanna nienawidzi bezczynności i bezcelowości. Próbuje napisać książkę. Tylko o czym? Bo przecież nie o miłości. Innym razem.
Postanawia zatem ubrać się i wyjść. Nieistotny jest fakt, że jest ciemno,zimno i późno. Nieważne jest również to, że Joanna jest zbyt kobieca, by posiadać jakąkolwiek umiejętność obrony.
Nosi co najwyżej gaz pieprzowy w torebce. Lecz i tak w kryzysowej sytuacji zapewne nie zdążyłaby go użyć.
O tej porze miasto jest zupełnie inne. Można zaobserwować kształty, których nie widać w świetle dnia.
Ulica śpiewa neonami. Chodniki odpoczywają po całym dniu deptania po nich butami spieszących się wiecznie przechodniów.
Latarnie rzucają psychodeliczne światło na zupełnie nieistotne w okolicznościach dziennych drzewa i parkowe ławki.
W pobliżu nie ma zupełnie nikogo. Powietrze pachnie snem.
Joanna zdaje się nie wyczuwać tego zapachu. Jak w transie staje na środku parku, wyjmuje z futerału skrzypce i zaczyna grać...
„Pora na dobranoc meteoryt leci .
Dzieci lubią misie,
misie lubią dzieci"
Powieki tkwiły w miejscu
Taaaki błąd u szklanki? :)))
to opowiadanie jest jakieś mocno inne od reszty z serii, przynajmniej tak mi się zdaje.
ale to pewnie przez to Czwórkowe skrzydło ;)
Noc...' - nie za dużo 'nocy'?
‘Żelazna’ nie dryfuje bezwiednie; obrała tylko inny kurs...
` Po opróżnieniu butelki czerwonego wina i chwilach spędzonych na użalaniu się nad sobą w związku z „rodzinną" niedzielą zupełnie nie mogła zasnąć.`
A ja mam odmienne wrażenie. Ten odcinek wcale nie wpadł mi w oko, ani niespecjalnie połaskotał wrażliwość w odbiorze czytelniczym. Poprzednie miały lepiej prowadzoną narrację i zdecydowanie ciekawsze zakończenia. Ale to jest zawsze tak, że nie wszystko i nie zawsze, nie wszystkim musi się jednakowo podobać.
Świetny tekst, za każdym razem pochłaniam tekst, baaardzo smakowity. :)