a śmierć.?
Magenta.
Wtedy
cały czas siedziałam w milczeniu. I to nawet nie było tak, że nie
chciałam nic mówić. Po prostu nie wiedziałam, co w takiej chwili powinno
wydobyć się z mojego gardła. Wszyscy chyba modlili się w duchu cały
czas. Wszyscy coś robili,a Ja.? Siedziałam przy Jej łóżku, próbując nie
myśleć. Przyszedł czas, że nie wytrzymałam. -Ona umrze, prawda.?
-zapytałam dość spokojnie. Mój głos chyba delikatnie drżał, a ton
przypominał głos skazańca. Jakbym mówiła "Błagam powiedz, że Ona nie
odejdzie.!" Ja... ja chciałam tak cholernie coś zrobić, zatrzymać Ją.!
Ja chciałam pokazać jak bardzo Ją kocham! Gdy o tym myślę, łzy lecą z
moich oczu jeszcze bardziej niż wtedy.. Jej oczy otwierały się czasami
tak bardzo, tak szeroko. Błagam nie zabieraj mi Jej. -wrzasnęłam w
piątek wieczorem z rozpaczą i rzuciłam się na łóżko. Objęłam Ją,
ściskając Jej rękę. -Nie możesz... -szeptałam z płaczem. Wszędzie
cisza.. Każdy zamknął się we własnym świecie.. Cisza mnie
przytłoczyła... A Ja uciekłam od problemów, bo tak wydawało się być
prościej. Uciekałam zawsze. Ale nie teraz, nie dziś.
Ale to moje przeżycia, moje odczucia i takie mają pozostać.