Same brzydkie rzeczy (opowiadanie)
A. Loobeensky
Znaczącą chwilą w życiu każdego poety, co wiadomo powszechnie – są wieczory. Wieczorami bowiem wyobrażam sobie takie różne bardzo szybko przelatujące mi przed oczami sytuacje. I wtedy myślę też jak łatwo można spaść z piedestału, że to są czasami wręcz kwestie rozminięcia się o kilka banalnych milimetrów z jakąś tam tendencyjną przepaścią, czy czymś.
Ukonkretniając – wieczory dla nich są ważne wcale nie dlatego, że piszą, ale dlatego, że ich zrzucam.
I mówię do niego w te słowa: Czesławie Miłoszu, pierdolony wierszopisie, jak śmiesz być lepszym ode mnie, po czym walę go wtedy tą siekierą, co to ją trzymam przez cały czas w ręce, w głowę, a ona się rozbryzguje i chuj, i nie ma już Miłosza, bo Miłosz robi się płynny. Ale nie chodzi o to, żebym ja wszedł na jego miejsce czy coś, tylko żeby jego nie było i żeby mnie nie deprymował.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
jak dla mnie świetny tekst, dobrze te wszystkie przekleństwa wybrzmiewają. wyobraźnia również do pozazdroszczenia. :) no i co by tu nie pisać, fragment z Miłoszem wymiata. jakby mi ktoś żywcem kilka wizji z głowy wyciągnął ;)
Wielki poeta, będąc wielkim i będąc poetą, nie może nie budzić w nas zazdrości, więc budzi w nas zazdrość.
Aha, i jeszcze, gdy zmieniasz wątki, zmieniasz język wypowiedzi, chociaż przekleństwa pozostają :) Wyczuwa się inny stosunek do każdej z postaci.
Jak hayde powiedziała, wyobraźni pozazdrościć. Nieobliczalna.