Wyszedłem z siebie. Wylazłem i stanąłem obok. Ektoplazma mojej duszy zechciała popatrzeć na swoje obrzydliwe wierzchnie okrycie. I zlękła się.
- I po cholerę to zrobiłaś?
- A wiesz, tak chciałam się pogapić na swoją nieudolną część.
- I co zobaczyłaś?
- Tylko to, co chciałam. Nic więcej.
I poszła sobie.
Dziwna to istota. Ja. Zlepek tych dwóch szaleńców. Człowiek z pogranicza. Uświadomiony hasłami, że „masz humorki jak panna na wydaniu w czasie miesiączki” i setkami innych. W końcu, co mnie nie zabije to wzmocni. Na pewno i tym razem.
Gnoją, znaczy zależy im na mnie. To tak z czystej ludzkiej troski. Wszyscy mnie gnoją, więc wszystkim mój los nie jest obojętny. Oni jeszcze nie wiedzą, że tam gdzieś w sobie rosnę w siłę w postępie geometrycznym.
Z drugiej zaś strony, to przecież ja jestem tutaj dyrygentem i mogę zagrać jak mi się żywnie podoba. Nie potrzebuję znachorów rzucających słowa na wiatr. Tacy tylko skoszą na mnie fortunę i co mi z tego? No właśnie…
Ostatnio czytuję bardzo mądrych panów i jeszcze mądrzejsze panie. Jeden z nich tak rzecze u siebie:
[…]skończyły się czasy
we wszystkich
skończyły się czasy
Niestety, ma dużo racji. Gdzieś po drodze ludzie pogubili idee noszone w kieszeniach. Później już tylko zostały zmiecione przez podmuchy wiatru zmian. A szkoda. Brak walki nie może oznaczać wymazania z siebie całej moralności. Człowiek staje się opustoszałym Super Samem przed Bożym Narodzeniem w czasach komuny. Często mijam takich na ulicy. Straszni są. Coś na kształt zombie, które za długo gapiło się w szklany ekran. I często tak się zdarza. Ale to nie moje życia, nie moje broszki.
Ektoplazma, małpa jedna, znowu wyszła na spacer. Tym razem, by wyśmiać i odtańczyć taniec nad grobem mego- czyli i swego- ciała, jeszcze za jego życia.
- Ty tępa kreaturo! Przecież jak ja sobie pójdę, to pociągnę za sobą także ciebie. Co ty sobie myślałaś, że będziesz sama beze mnie fruwać w te i nazad? Twoje niedoczekanie!
Natychmiast wbiegła do środka. Boidupa jedna.
Zostałem sam. Najchętniej przespałbym to. Poszedłbym z kocykiem na moje łóżeczko i wyspałbym się porządnie, by obudzić się dopiero po wszystkim.
Dziś już nie dziwię się niczemu, co nie jest żadną tajemnicą. Któregoś dnia, na jednym z czterech najważniejszych dla mnie pogrzebów, pewna pani, nie mogąc przysunąć do siebie trumny swojego męża, wskoczyła na katafalk, by pożegnać „ukochanego” ostatnim całusem. A gdzie ona była, że dostał pod jej „dobrą opieką” zapalenia płuc?
I wtedy ta cholera znowu wylazła.
- Chcę się zabawić. Idziesz na imprezkę? No już, nie mazgaj mi się tutaj.
Ciało już nie dawało rady. Wzięło do ręki ostry nóż z kieszeni, dobrało się do tętnicy szyjnej i zabryzgało całą ektoplazmę krwią.
- Masz teraz za swoje! Nie mam najmniejszego zamiaru znosić cię już ani sekundy dłużej.
I upadło.
A moja druga połówka po chrześcijańsku zagrzebała mnie w poświęconej ziemi i nie obejrzawszy się, została porwana na ostateczny osąd.
Wracając do tekstu - moje feministyczne nastawienie każe mi rozpocząć protest przeciw ''humorkom panny na wydaniu''. Co to za dyskryminacja?!! Inne znaki zodiaku też chcą mieć humorki!! Po drugie - panna to nie jest kieszonkowe. Jej się nie wydaje. Właśnie tak!
Ocenkę daję za te dziwne dźwięki, które wydawałam podczas czytania:
O!
Haha!
O!O o o... Żesz!
Haha!
Ałłłłłłłłłłłłłłłłłłł...
No. Przeczytałam. Skomentowałam.
A teraz domagam się nowego tekstu.
I zgadzam się z oli, pisać, pisać!